Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 11:14

Prowincjonalne zagadki kryminalne

Prowincjonalne zagadki kryminalneŹródło: Inne
d1lcimm
d1lcimm

I. Niebezpieczeństwa sławy

– Nie znoszę historii kryminalnych – powiedział pan Wincenty, nie podnosząc wzroku znad czarnego, zapinanego na gumkę notesu. Po to zamieszkał w prowincjonalnym mieście i po to całymi dniami przesiadywał w prowincjonalnej kawiarni, by w spokoju, który gwarantuje owa podwójna, koncentryczna prowincjonalność, poświęcić się literaturze. Literaturze, rzecz jasna, przez duże l, a nie jakiejś podrzędnej, schlebiającej gustom pospólstwa literaturce. Dotąd nie napisał jeszcze zbyt wiele, a ściślej, nie napisał jeszcze nic. Miał za to około trzech tysięcy stron notatek zawierających głównie precyzyjne szkice fabuł. Gdyby rozwinąć je w powieści, zajęłyby one całkiem pokaźną bibliotekę.
– Nie znoszę takich historii, świetnie pan o tym wie – powtórzył, spoglądając z irytacją znad okularów na swojego przyjaciela, pana Ludwika. Pan Ludwik nie miał wprawdzie ambicji pisarskich, za to miał czytelnicze. Czytał wszystko, co wpadało mu w ręce.
– Ależ to historia zupełnie jak z tych pańskich fabuł, tyle że niedokończona – powiedział niczym niezrażony pan Ludwik. – Jestem pewien, że gdy rzuci pan swym pisarskim okiem, to albo pan tę zagadkę rozwikła, albo zawikła i przerobi na powieść, na którą wszyscy czekamy! Co może łączyć śmierć popularnej piosenkareczki, sławnego boksera oraz pewnego, za przeproszeniem, pana, pisarza z prawdziwego zdarzenia?
Pan Wincenty trochę się zaniepokoił. Owszem, wstrząsnęła nim przedwczesna śmierć owej piosenkarki, którą skrycie adorował. Nie wiedział nic o śmierci boksera, bo konsekwentnie nie interesował się sportem. Natomiast śmierć kolegi po piórze przyjął z pewną dozą satysfakcji, uważał go bowiem za grafomana, który zrobił niezasłużoną karierę.
Przypomniał sobie, że ma jego autograf i cynicznie pomyślał, że teraz jest on znacznie więcej wart niż za życia pisarza. – Kariera, pieniądze, sława… – rzuciła filozoficznie pani Jadwinia, kelnerka, zabierając ze stolika filiżankę po espresso.
– No właśnie – rozpromienił się pan Ludwik. – Zdaje się, że kariera może być tutaj pewnym tropem. W każdym razie na pewno ich łączy. Wszyscy byli dość powszechnie znani, o wszystkich pisała prasa. I wszyscy, jak się zdaje, zostali otruci.
– Otruci? – zdziwił się pan Wincenty. – Ale jakim sposobem?
– Tego dokładnie nie wiadomo. Prawdopodobnie wszystkim podano doustnie tę samą truciznę. Pytanie brzmi raczej: po co? Oczywiście pierwsza przychodzi na myśl zazdrość…
– Jak można zazdrościć zarazem piosenkarce, bokserowi i pisarzowi? A raczej: czego można im zazdrościć? Samej sławy? Jeśli tak, to mamy do czynienia z szaleńcem o kłopotach z tożsamością. – Panu Wincentemu lekko rozbłysły oczy. Zamówił kolejne espresso. – Zazdrość bierze się z chęci zajęcia czyjegoś miejsca, a w tym przypadku byłyby to trzy różne miejsca na raz.
– Chyba że mamy do czynienia z uzdolnionym literacko śpiewającym bokserem… – zadumał się pan Ludwik. – Wówczas chyba nie ma się co dziwić, że jest niedoceniony. Ale moim zdaniem albo zabijają trzy różne osoby, albo motywem nie jest jednak zazdrość…
Morderstwo piosenkarki, boksera i pisarza popełnione z zazdrości? – zastanawiał się pan Wincenty. – Nie brzmi to szczególnie wiarygodnie. W każdym razie nie w dobrej powieści.
– Nie wiem, czy pan zauważył, że to nie jest literatura, tylko rzeczywistość. – Pan Ludwik ostentacyjnie zaszeleścił gazetą.
– A te pańskie gazety to niby zwierciadłem rzeczywistości są, co? – zarechotał pan Wincenty. – No dobrze. Ale zastanówmy się, komu może zależeć na śmierci sławnych ludzi.
– Spadkobiercom? Wspólnikom? Współmałżonkom? Asystentom? Sekretarzom? Zależy od testamentu, kwestii ubezpieczenia… – Pan Ludwik bardzo był dumny ze swojej przenikliwości i wiedzy.
– Za dużo pan czyta kryminałów, panie Ludwiku. Wyobraża pan sobie, że wszyscy oni się umówili, żeby w ciągu kilku tygodni wymordować tych ludzi?
– Ha! Więc może zrobił to jeden facet, któremu po prostu zależy, żeby czytać o sobie na pierwszych stronach różnych działów w gazecie! – wykrzyknął już całkiem tryumfalnie pan Ludwik. Pan Wincenty nie podzielał jednak entuzjazmu kolegi.
Na szczęście pani Jadwinia przyniosła espresso.
– No i nie przyjdzie już do nas ten sekretarz tej słynnej poetki. Ten, co tu czasem zaglądał. Też espresso brał. I miły taki był, i młody… – powiedziała smutnym głosem.
– Tak? A co się stało? – Pan Ludwik podniósł brwi bardzo wysoko. Przeraziło go, że jeszcze nic o tym nie wie. – Umarł wczoraj. Otruty. Kolega mi mówił, co pracuje w policji i wezwanie dostał. Biedak leżał w mieszkaniu. I język miał na czubku dziwnie czarny. Mam nadzieję, że mu nie zaszkodziło nic od nas…
Pan Wincenty zmarszczył brwi. Sławni ludzie i sekretarz sławnej osoby. Wygląda na to, że zginął przez przypadek. Pomyłka mordercy zawsze może być kluczem do sprawy. Komu zależałoby na śmierci sławnych ludzi działających w tak różnych dziedzinach? I jak można podać im truciznę? – Oblizał łyżeczkę i rozpromienił się. Wiedział.

– To proste – powiedział pan Wincenty. – Zabił ich wszystkich jakiś sprytny łowca autografów. Wiadomo, że autograf osoby nieżyjącej osiąga na aukcjach spore ceny. A już ostatni autograf, z datą śmierci? Ho ho!
Prawdopodobnie przesłał im wszystkim koperty zwrotne ze swoim adresem. Trucizną nasączył klej na kopertach, które się przecież odruchowo liże – albo daje do polizania sekretarzom. Działała z opóźnieniem, żeby zdążyli wrzucić listy do skrzynki. Ofiary same pozbywały się narzędzia zbrodni, utrudniając pracę policji. A propos…
Obaj panowie spojrzeli na zegarek. Dochodziła dwunasta. Nie było sensu dzwonić na policję. Codziennie o pierwszej przychodził tu na kawę znajomy inspektor. Pan Ludwik, lekko zawiedziony, że nie on wpadł na rozwiązanie tej zagadki, rozłożył gazetę. Pan Wincenty otworzył notes i pomyślał, że mógłby napisać o tym powieść. Zaraz jednak uświadomił sobie, że musiałby to być kryminał, a on przecież nie znosił kryminałów.

d1lcimm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1lcimm

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj