Trwa ładowanie...
19-12-2014 17:33

"Pozwolono mi tworzyć, bo nie zajmowałem się polityką"

"Gardzę starością. To jest moje przekonanie na jej temat. Nie sposób być jej fanem, ale można się z nią pogodzić. Trzeba opracować różne sposoby przezwyciężenia niedogodności, niewygód, cierpień, chorób" - o powieści "Glacier Express 9.15", literaturze, reżyserii i cenzurze w PRL rozmawiamy z Januszem Majewskim, słynnym reżyserem, twórcą takich filmów, jak "Zaklęte rewiry", "C.K. Dezerterzy", "Czarny wąwóz", "Mała matura 1947.

"Pozwolono mi tworzyć, bo nie zajmowałem się polityką"Źródło: PAP
d1gu9b4
d1gu9b4

"*Gardzę starością. To jest moje przekonanie na jej temat. Nie sposób być jej fanem, ale można się z nią pogodzić. Trzeba opracować różne sposoby przezwyciężenia niedogodności, niewygód, cierpień, chorób" - o powieści "Glacier Express 9.15" , literaturze, reżyserii i cenzurze w PRL rozmawiamy z Januszem Majewskim , słynnym reżyserem, twórcą takich filmów, jak "Zaklęte rewiry" , "C.K. Dezerterzy" , "Czarny wąwóz" , "Mała matura 1947" .*

Bartosz Czartoryski: Czuje się pan dzisiaj bardziej filmowcem czy pisarzem?

Janusz Majewski: Pisanie traktuję jako coś, co mi obecnie zastępuje kręcenie filmów, ponieważ jest to proces niekosztowny. Siadam, piszę, nie potrzebuję do tego żadnych środków prócz komputera, a gdyby mi go odebrano, bazgrałbym na serwetkach ołówkiem. Zaś najmniejszy film, czyli jeden dzień zdjęciowy, kosztuje jednak spore pieniądze, o które dzisiaj bardzo trudno. Od czterech lat chodzę koło takiego jednego tematu i dosłownie parę dni temu sprawa zaczęła się wreszcie wyjaśniać korzystnie i pewnie w przyszłym roku ten film zrealizuję. Ale pisanie, poza tym, że lubię to robić, jest także dla mnie rodzajem terapii, zapominam wtedy o wieku, o chorobach. Pozwala mi myśleć, że skoro mój mózg pracuje, ja żyję.

"*Gardzę starością", mówi bohater pana ostatniej powieści "Glacier Express".*

d1gu9b4

Tak. To jest moje przekonanie na temat starości. Nie sposób być jej fanem, ale można się z nią pogodzić. Nie namawiam nikogo, aby był entuzjastą, lecz każdy musi się zestarzeć, nie ma rady, i kiedy już się dożywa tych późnych lat, trzeba opracować różne sposoby przezwyciężenia niedogodności, niewygód, cierpień, chorób. Nieustannego smutku, który się wylewa z ludzi mających do świata roszczeniowe pretensje; biadolą nad tym, że są starzy, a otaczają ich sami młodzi. Należy sobie dawać radę z objawami starości. Między wierszami zachęcam, żeby nie poddawać się nieuniknionemu, zachować ciekawość świata, znajdować we wszystkim, co się spotyka na co dzień, coś godnego uwagi. Swoim studentom mówię, żeby, stojąc na przystanku, przyjrzeli się czekającym obok ludziom, wymyślili historię, połączyli nią dwie obce osoby, kombinowali, tworzyli, byli aktywni. Ciekawość i wyobraźnia są najlepszymi środkami na starość. Nie ma nic gorszego niż zapieczenie się i chodzenie po ulicach z pretensją do świata, że kazał nam się
zestarzeć, taka jest kolej rzeczy.

Notka wydawnicza informuje, że "Glacier Express" to powieść na poły autobiograficzna.

Poniekąd tak, bo jak ktoś mnie zna, ten wie, że mam przyjaciela w moim wieku, który wyemigrował z kraju jako Żyd, został wyproszony na skutek brzydkiej polityki, i kiedyś odbyłem z nim taką podróż, jaką opisałem w książce. Lecz postacie i zdarzenia są nie tylko mieszaniną naszych prawdziwych przeżyć, ale również i fantazją, absolutną fikcją. Ten autobiograficzny rys jest stosunkowo łatwy do wyłapania w bohaterach, ale to, co zostało zapamiętane z prawdziwych wydarzeń i wplecione w akcję, jest niezauważalne, może znajomi coś tam rozpoznają, lecz nie brak partii całkowicie zmyślonych, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Powiedziałby pan, że napisał powieść drogi?

Może... choć taka klasyczna opowieść drogi zakłada pewną wolność. Ktoś odbywa jakąś podróż, ale ma wpływ na to, gdzie pojedzie, może zmienić kierunek, środek lokomocji, zatrzymać się, a moi bohaterowie zamknięci są w pociągu, który ma określoną trasę, godziny odjazdu i przyjazdu. Podróż trwa, ale są uwięzieni w tej drodze, niby mogliby wysiąść, ale nie miałoby to sensu, bo nie zdołają dostać się do celu inaczej niż pociągiem. Dochodzi do tego pewna monotonia tej podróży, choć za oknami coś się dzieje, ale widoki te niegdyś, kiedy budowano tę kolej, fascynujące, te Alpy oglądane z bliska, przepaście, szczyty ośnieżone, skały, dzisiaj każdy już widział w National Geographic. Ludzie są oswojeni z obrazami świata, napływają one do domów przyniesione choćby przez telewizję, to już żadna atrakcja. Jakbym sam udał się w taką podróż, pewnie czytałbym książkę, co mogłoby oburzyć konduktora. A myśmy sobie z przyjacielem wtedy gawędzili, od czasu do czasu zerkając za okno.

Lwią część pańskiej filmografii zajmują adaptacje literackie i boleje pan, że dzisiaj ludzie nie czytają książek.

Szczególnie kieruję ten zarzut do młodych studentów, moich studentów, których bezskutecznie namawiam na czytanie, a oni coraz bardziej otwarcie odmawiają, nie są zainteresowani. A to duża strata dla nich. Rozumiem, że może całe pokolenie wychowane na czymś, co powinno mi być bliskie, czyli kulturze obrazkowej bardziej niż na kulturze słowa, może zostać usprawiedliwione, ale ludzie, którzy mają robić filmy, którzy mają być ludźmi tworzącymi dzisiejszą kulturę? Trudno sobie wyobrazić, że taki ktoś w ogóle nie zna podstawowych rzeczy, które powinien znać każdy wykształcony i kulturalny człowiek, szczególnie twórca. Oni podobne rzeczy lekceważą i ich podejście jest dziecinne, chcą łapać zewnętrzność, skorupkę tego zawodu, który uznają za szpanerski, ale to nie wystarczy. Kiedyś powiedziałem, że gdyby na przykład politycy czytali dobrą literaturę, klasykę, dowiedzieliby się więcej o człowieku niż z gazet czy dyskusji między sobą. Zrozumieliby go bardziej. Szczególnie sięgając po literaturę przełomu
dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Są przecież dziesiątki pisarzy, którzy zajmowali się niczym innym jak opisywaniem, zgłębianiem natury, psychiki ludzkiej, dążąc do zrozumienia istoty człowieczeństwa. I jeśli ktoś, taki polityk, tego nie wie, nie zrozumie wyborcy. Młody artysta oczywiście może intuicyjnie odbierać świat, ale to wszystko powinno być podbudowane wiedzą.

d1gu9b4

Istnieje jakiś powód, dla którego tak często sięgał pan po literaturę, robiąc filmy?

Żywiołem reżyserii, tego, że ktoś postanawia i chce, ma imperatyw zostać reżyserem, jest pasja opowiadania. Czytając książkę, która mnie zajmuje, rozwija moją wyobraźnię, mam ochotę ją zaraz opowiedzieć za pomocą obrazu. Nie mam złudzeń, że mogę poprawić klasyka literatury, ale da się, czego sam doświadczyłem, z marnej literatury nakręcić dobry film. Natomiast z bardzo dobrej literatury powstają często słabe filmy. Kiedy biorę książkę, staram się być wierny jej duchowi, najważniejsza jest ochrona tego, co książka chce przekazać, reżyser musi się jakby wypowiedzieć w imieniu autora. Mogę go, że tak powiem, zdradzać cieleśnie, mogę coś dopisać, coś ująć, bo nie wszystko się zmieści w dwugodzinnym filmie, ale nie wolno mi go zdradzać duchowo. Jego przesłanie powinno być wiernie zachowane.

Nigdy nie interesowało pana opowiadanie o współczesności?

Niekiedy dowiaduję się o tym, że moje filmy się nie starzeją, gdyż nie zajmowały się życiem współczesnym, ja się nie interesowałem współczesnością, zwłaszcza dlatego, że była ona obrzydliwa, szara, miałem jej dość. Starałem się tak urządzić własny dom, własne mieszkanie, własny pokój, aby się odciąć od ohydy tego, co za oknem. Dlatego robiłem filmy, które odtwarzają lub nawet stwarzają jakieś inne światy i pozwalają na ich interpretację. Mnie w kinie zawsze pasjonował język filmu, opowiadanie obrazem, wykorzystanie tego, co ta sztuka wykształciła przez długie lata w kwestii swoistej gramatyki. Podobna satysfakcja płynie z opanowania jakiegoś języka obcego i umiejętności posługiwania się nim. Przyjemność daje poczucie, że się go nie kaleczy. Dla mnie komponowanie obrazu, rytmu filmu nie jest obojętne. Kiedy bliższy plan, kiedy dalszy, kiedy detal, nie jest decyzją przypadkową, ale fundamentalną. Jakby ktoś dzisiaj chciał zrealizować takiego "Lokisa", mógłby go równie dobrze nakręcić tak samo, bo tamten świat
się nie zmienił, to świat przeszły, gdzie nadal stoi pośród głuszy cudowna posiadłość. Zresztą z tym filmem wiąże się pewna zabawna anegdota. Myśmy tę scenę, kiedy dobijają się do drzwi i je wyłamują, kręcili w zamku w Łańcucie. Zrobiliśmy replikę, aby aktor grający przygłupa rąbał atrapę. I tak się złożyło, że wtedy przyjechała do zamku wycieczka historyków sztuki i dyrektor obiektu zapytał, czy mogliby przyjść i popatrzeć, jak kręcimy. Grupka starszych państwa, klasycznych pracowników muzealnych, oderwanych nieco od rzeczywistości, stanęła grzecznie z boku, a my akurat przygotowywaliśmy się do ujęcia, kiedy ten biegnie z kilofem i zaczyna walić w te drzwi. A oni nie wiedzieli, że to podróbka. I jedna pani zemdlała, tak się przejęła zniszczeniem zabytku.

Można było wtedy być twórcą całkowicie apolitycznym?

Jak pan sam widzi! Ale to było trochę tak, że ja wyrobiłem sobie wariackie papiery, machnięto na mnie ręką, pozwolono mi kręcić, bo nie zajmowałem się kinem politycznym. Gdyby podejrzewać władców tamtej sceny politycznej o przebiegłość, można by powiedzieć, że mieli we mnie faceta, co im kręcił filmy, które dawały świadectwo, że i u nas istniała kultura europejska. Myślę jednak, że oni byli zwyczajnie ograniczeni, nastawieni na wyłapywanie aluzji do nich samych, do ustroju, przerażeni, aby coś im nie zaszkodziło. I tak się na tym skupili, że kiedy ukazywał się na przykład mój film, w którym nic nie mogło zostać użyte przeciwko nim, machali na niego ręką. Sam się dziwię, jak to się działo wtedy, że dostawało się pieniądze na filmy. Niemałe! Budżety powstawały w ten sposób, że kiedy scenariusz był zaakceptowany, kierownik produkcji szacował koszty, wyliczał, że ma być sto i dostawał sto. A jak coś niespodziewanego się wydarzyło, można było liczyć na dodatkowe pieniądze. Zupełnie inna polityka. Może jacyś
demiurgowie, w co nie wierzę, ale przecież tak też mogło być, pomyśleli, żeby ładować pieniądze w kino, aby odwrócić uwagę od tego, że ludzie nie mają mięsa, albo po prostu bardziej im się opłacało robić filmy niż karmić społeczeństwo.

d1gu9b4

Nie miał pan kłopotów z władzami nawet po "C.K. Dezerterach"? Film wszedł w końcu na ekrany w połowie lat osiemdziesiątych, a ośmieszał wojskowych.

I ludzie faktycznie sądzili, że zrobiłem to świadomie, choć nawet mi podobna myśl przez głowę nie przeszła. Nakręciłem szwejkowski film, o armii obiboków i dekowników, oferm i cwaniaczków i jak poszedł do kin, ludzie odebrali go jako aluzję do "wrony", Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, jako zakamuflowaną historię tego, co dzieje się w kraju - wojsko rządzi, banda kretynów. Pewnie mi pomogło frekwencyjnie, bo ludzie chętnie kupowali bilety. Ale bawili się też na prostych żartach. Wtedy mój syn zdawał maturę i całe jego towarzystwo chodziło po kilka razy na film, znali na pamięć dialogi, ryczeli ze śmiechu, cytowali kwestie, słyszałem ich rozmowy. Chwyciło. Duch anarchistyczny tego filmu bardzo się młodym ludziom podobał. Piastowałem wtedy stanowisko prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich i mieliśmy noworoczne spotkanie z władzami, niedługo po premierze. Na tym spotkaniu przedstawiono nas generałowi Jaruzelskiemu, który był zainteresowany filmami polskimi, oglądał je regularnie, szczycił się tym, że jest
kinomanem. I mówi do mnie: "No, ale pan się po wojsku przejechał". Odpowiedziałem, że tak, ale to armia maruderów, austro-węgierska i w ogóle. A wtedy mój zastępca, już nieżyjący Julek Burski, z całym cynizmem mówi: "Ale co ty tam gadasz, każda armia jest taka sama". A Jaruzelski mu pogroził palcem. Miał na tyle poczucia humoru, że obyło się bez żadnych represji.

Jak pan myśli, czemu u nas nigdy nie rozwinęło się kino gatunkowe?

Gdyż to jest bardzo trudne, proszę pana. U nas rozwinęło się tak zwane kino autorskie, które nie ma żadnego kodeksu, żadnych gatunkowych ram, w które się trzeba wpisać i które trzeba szanować, decydujących, czy dany film został zrealizowany według określonych zasad. Film artystowski z kolei można nakręcić jak się chce, pokazać, co dusza zapragnie, on nie musi się trzymać żadnych prawideł. A kino gatunkowe, aby zasłużyć na takie miano, powinno respektować pewne prawa. Świadomie sobie poprzeczkę podnosiłem. Jestem trochę jak ten molierowski pan Jourdain, który dowiaduje się, że mówi prozą, bo ja sam o tym, że kręciłem "gatunki", zdałem sobie sprawę niedawno, kiedyś nie mówiło się w ten sposób, po prostu robiłem kino zgodnie ze wzorem, który mi się podobał. Zawsze uważałem, że amerykańskie kino stworzyło najwspanialsze dzieła. Nie chciałem nigdy traktować kina jako trybuny, z której mam coś komunikować ludziom, z kimś walczyć, opowiadać się za kimś lub przeciwko komuś, nie, chciałem tworzyć kino dla
przyjemności stworzenia spektaklu obrazu i dźwięku. A potem się okazało, że jestem autorem kina gatunkowego. Zwłaszcza młodzi ludzie, w pańskim wieku, zdają się na ten fakt wyczuleni. Kiedyś wziąłem udział w takiej sesji na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie jest klub filmowy i dowiedziałem się sporo o swoich własnych filmach.

A czy "Glacier Express" ma szansę przebyć podobną drogę, co pańska „Mała matura”, z książki na ekran?

Nie sądzę. Książka byłaby trudna do zaadaptowania, niektóre wątki pewnie wypadłyby atrakcyjnie, ale bohaterowie nie mogliby siedzieć i gadać, trzeba byłoby inaczej tę historię opowiedzieć. Ale nie myślę o tym, mam przed sobą konkretny scenariusz i prawie na pewno uda nam się zgromadzić środki i na wiosnę ruszyć ze zdjęciami. A będzie to adaptacja współczesnej powieści polskiego pisarza Włodzimierza Kowalewskiego "Excentrycy". Nakręcę film muzyczny, ale z domieszką romansu i polityki, z jazzem epoki swingu na pierwszym planie.

d1gu9b4

Niejeden raz deklarował pan, że kończy z kinem. Tym razem to decyzja ostateczna?

Robota na planie jest po prostu wyczerpująca, wymaga dużego nakładu energii, dzień w dzień od wczesnych godzin przez czterdzieści dni z weekendami prócz niedziel się zapieprza i potrzeba na to dużo siły. Nie sądzę, że będę chciał zrobić jeszcze następny film. Co tu dużo mówić, słabnę, a do pisania nie trzeba ani siły, ani środków, można sobie siedzieć przy klawiaturze i regulować wydajność jak się chce. Teraz zajmuję się filmem, na nim się skupię, mam jednak jeszcze jakieś plany powieściowe, które, jeśli wcześniej się nie rozstanę z rzeczywistością, bo jednak los płata niespodzianki, zrealizuję. Zobaczymy.

d1gu9b4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1gu9b4