6 września roku 1522 z portu Sanlúcar de Barrameda w Hiszpanii ujrzano na horyzoncie samotny statek.
Gdy podpłynął bliżej, ludzie, którzy zgromadzili się na nabrzeżu, dostrzegli, że jego porwane żagle łopoczą na wietrze, takielunek jest wystrzępiony, flaga wyblakła na słońcu, a burty są nadgryzione przez sztormy. Wysłano małą łódź pilotową, żeby przeprowadziła dziwny statek między rafami do portu. Ci, którzy nią popłynęli, znaleźli się nagle w obliczu koszmaru każdego żeglarza. Statek, który wprowadzali do portu, był obsadzony przez szkieletową załogę liczącą zaledwie osiemnastu marynarzy i trzech niewolników. Wszyscy ci ludzie byli skrajnie niedożywieni, większości brakowało sił, żeby chodzić, a nawet mówić. Języki mieli opuchnięte, a ciała pokryte bolesnymi wrzodami. Kapitan, z którym wyszli w rejs, nie żył, tak jak większość oficerów, podoficerów i nawigatorów; w gruncie rzeczy zginęła prawie cała załoga.
Łódź pilotowa ostrożnie przeprowadziła ten niemal wrak przez naturalną barierę chroniącą port i Victoria, tak się bowiem nazywał, powoli wpłynęła na łagodnie wijący się Gwadalkiwir, którym ruszyła do Sewilli, skąd wyszła w rejs przed trzema laty. Nikt nie wiedział, co się z nią od tego czasu działo, i jej pojawienie się było niespodzianką dla tych, którzy wypatrywali żagli na horyzoncie. Wychudzone twarze resztek załogi kryły mroczne sekrety długiej podróży do nieznanych lądów. Mimo wszystkich trudności wyprawy Victoria i ci członkowie jej załogi, którzy przeżyli, dokonali tego, czego przed nimi nie osiągnął nikt inny. Żeglując na zachód, dotarli na Wschód, a potem, płynąc nadal w tym samym kierunku, urzeczywistnili pragnienie tak stare jak ludzka wyobraźnia: po raz pierwszy opłynęli świat.
Trzy lata wcześniej Victoria należała do flotylli pięciu statków z mniej więcej dwustu sześćdziesięciu ludźmi na pokładach, na czele których stał Fernão de Magalhães, znany nam jako Ferdynand Magellan. Ten portugalski szlachcic i żeglarz opuścił ojczyznę, by wypłynąć w służbie Hiszpanii z zadaniem zbadania nie odkrytych jeszcze części świata i przyłączenia ich do Korony. Ekspedycja, którą prowadził, należała do największych i najlepiej wyposażonych w epoce wielkich odkryć geograficznych. Victoria i jej wyniszczona mała załoga były wszystkim, co z niej pozostało. Ponad dwustu marynarzy umarło na skutek szkorbutu, tortur, zginęło w walce bądź utonęło. Co gorsza, Magellan, kapitan generalny, został brutalnie zabity. Pomimo swej śmiałej nazwy, Victoria nie była statkiem święcącym tryumf, ale pogrążonym w bezmiernym smutku i bólu.
Ale za to ileż mogli opowiedzieć ci nieliczni, którzy ocaleli – o buncie, orgiach na odległych lądach i o tym, jak opłynęli cały glob. Ich opowieści miały zmienić bieg historii i to, jak patrzymy na świat. W epoce wielkich odkryć geograficznych wiele wypraw kończyło się katastrofą i szybko o nich zapominano, ale ta jedna, pomimo nieszczęść, które na nią spadły, stała się najważniejszą, jaką kiedykolwiek przedsięwzięto.
To opłynięcie globu na zawsze zmieniło panujące w zachodnim świecie poglądy na temat kosmografii, stanowiącej zbiór ogólnych wiadomości z zakresu astronomii, geografii, geologii i meteorologii. Udowodniło, między innymi, że Ziemia jest kulą, że Ameryka nie jest częścią Indii, ale odrębnym kontynentem, i że oceany pokrywają większość powierzchni naszej planety. Koszt tych odkryć w kategoriach ludzkiego życia i cierpienia był większy, niż ktokolwiek przewidywał na początku wyprawy. Ci, którzy wrócili, przeżyli podróż na krańce świata i w głąb najmroczniejszych zakamarków duszy ludzkiej.