Polscy politycy: wtórni analfabeci czy oczytani erudyci?
Politycy, którzy zdecydowali się odpowiedzieć na nasze pytania, zaprezentowali się jako miłośnicy literatury różnego rodzaju i gatunków. Tym ciekawsze więc okazały się ich wypowiedzi na temat książek, których politycy nigdy NIE CZYTAJĄ i z założenia nie biorą w ogóle do ręki.
Jak łatwo się domyślić, nie wszystkie odpowiedzi wyglądały jak ta udzielona nam przez Piotra Gadzinowskiego („Czytam wszystko”) czy Joannę Muchę („Nie istnieją książki, po które nie sięgam”).
W kategorii książek, którymi brzydzą się nasi politycy zdecydowanie zwyciężyły romanse. Joachim Brudziński: „Nigdy nie sięgnę po harlequiny. No, chyba że pociąg, którym bym jechał miał jakieś 30 godzin opóźnienia i naprawdę nic innego nie byłoby w zasięgu ręki”. Romansów nie znosi także m.in. Ryszard Czarnecki i Bogdan Zdrojewski, który stwierdził:
„Z założenia nie czytam romansów. Nie przepadam także za głośnymi i szeroko omawianymi w danym czasie książkami publicystycznymi. Zdarza mi się je czytać, ale wolałbym nie”. Minister robi jednak wyjątki od tej reguły (np. wspomnienia Balcerowicza).