Trwa ładowanie...
kolaboracja
11-05-2018 14:46

Polscy kolaboranci. Ilu ich było i co chcieli osiągnąć, współpracując z hitlerowcami?

Aktorzy. Sędziowie. Policjanci. Część Polaków z różnych powodów decydowała się na współpracę z nowymi, okupacyjnymi władzami. Tych, którzy liczyli na wykorzystanie jej do własnych celów, czekało jednak gorzkie rozczarowanie. Największymi wrogami polskich kolaborantów okazali się bowiem… sami Niemcy.

Polscy kolaboranci. Ilu ich było i co chcieli osiągnąć, współpracując z hitlerowcami?Źródło: Domena publiczna
d126p6j
d126p6j

Kolaboracja jest zjawiskiem niejednoznacznym, ma wiele odcieni, można ją oceniać różnie zależnie od perspektywy i czasu. Wystarczy przypomnieć, jak negatywnie postrzegana była przez sporą część społeczeństwa współpraca Piłsudskiego z Niemcami podczas I wojny światowej. Kiedy około 20 sierpnia 1914 r. legionowi kawalerzyści zjawili się w dworku Henryka Sienkiewicza w podkieleckim Oblęgorku, pisarz zrugał ich za to że "idą z Niemcami”.

W odpowiedzi Bolesław Wieniawa-Długoszowski wykrzyczał: "Bodaj z samym diabłem, byle do wolnej Polski”. O ile też politycy czy żołnierze decydują się na takie alianse dla osiągnięcia jakiegoś celu, "zwykli” ludzie kolaborują, żeby się wzbogacić, lub – po prostu – przeżyć.

"Bodaj z samym diabłem, byle do wolnej Polski" odpowiedział Bolesław Wieniawa-Długoszowski Henrykowi Sienkiewiczowi, który wyrzucał mu sojusz z Niemcami

Willem van de Poe/CC BY-SA 3.0 nl
Źródło: Willem van de Poe/CC BY-SA 3.0 nl

"Trzy Warszawy”

W opracowanym w 1942 r. przez Delegaturę Rządu na Kraj raporcie "Trzy Warszawy” szacowano, że 5 procent jej mieszkańców to "Warszawa haniebna”, 70 procent jest biernych, ale życzliwych ruchowi oporu i w końcu 25 procent to "Warszawa walcząca”. Można założyć, że poza stolicą, będącą centrum politycznego, militarnego i ekonomicznego oporu, proporcje były gorsze.

d126p6j

Wszędzie też do tej grupy "haniebnej” zaliczano donosicieli, ludzi szantażujących, wyłapujących, wydających (a nieraz i zabijających) Żydów, członków konspiracji czy radzieckich jeńców wojennych, utrzymujących i demonstrujących zażyłe kontakty z okupantami, urzędników ze zbytnią gorliwością wykonujących polecenia władz (lub nawet je uprzedzających). Są to przykłady ewidentne, już podczas okupacji budzące odrazę i karane przez podziemne sądy.

Trudniej jest ocenić np. ludzi kultury, którzy znacznie chętniej niż się powszechnie sądzi, nie podporządkowywali się zaleceniom bojkotu i zarejestrowali się u okupacyjnych władz. Dawało to im możliwość występów np. w oficjalnych teatrzykach, grania w niemieckich filmach, pisania do oficjalnej prasy. Tylko w Warszawie było pięć tysięcy takich przypadków!

Z drugiej strony trudno się dziwić aktorom czy muzykom, że chcieli występować (pisarze czy naukowcy mogli jeszcze pisać „do szuflady”). Nieraz też zatrudnienie w niemieckiej instytucji dawało doskonałą "przykrywkę” dla działalności konspiracyjnej (jak np. część naukowców zatrudnionych w krakowskim Instytucie Niemieckiej Pracy Wschodniej)
. Ale żeby nie popadać w skrajność – takich przypadków była mniejszość!

Na zdjęciu: Przywódcą ruchu proniemieckiego na Podhalu był Wacław Krzeptowski. Jego plany tworzenia „legionu góralskiego”

Domena publiczna
Źródło: Domena publiczna

Niełatwe są zwłaszcza oceny zachowań w Generalnym Gubernatorstwie, traktowanym przez Niemców podobnie jak Brytyjczycy traktowali swoje kolonie, gdzie najniższe szczeble władzy oddawano w ręce "tuziemców”. Polskie były więc w znacznej części wymiar sprawiedliwości, policja, administracja lokalna. Np. w 1943 r. w dystrykcie radomskim, na 2,3 mln nie-Niemców przypadało zaledwie 400 niemieckich urzędników cywilnych, jeden na 56 tys. ludności i 45 km²!

d126p6j

Polscy sędziowie, policjanci, burmistrzowie bezsprzecznie współpracowali z władzą, ale nie ulega równocześnie wątpliwości, że bez nich okupacyjna codzienność byłaby jeszcze trudniejsza. Wśród tzw. granatowych policjantów były osoby wysługujące się władzy, gorliwie tropiące szmuglerów czy Żydów, ale jednocześnie około jednej trzeciej z nich było związanych z konspiracją!

Od strategii przetrwania po "Dywizjon Orła Białego”

O ile też w Generalnym Gubernatorstwie, gdzie nie było przymusu germanizacyjnego, Volksdeutschów postrzegano jako ewidentnych zdrajców to na Górnym Śląsku czy Pomorzu przyjmowanie III grupy DVL było akceptowaną – również przez Rząd na Uchodźctwie – strategią przetrwania. Podobnie część górali, zawsze pozostających w stanie nieformalnej autonomii i utylitarnie traktujących każdą władzę, zaakceptowała ofertę okupantów utworzenia „narodu góralskiego”, traktując to w kategoriach strategii dostosowawczej, a nie kolaboracji. Jednocześnie Podhale stało się jednym z istotniejszych ośrodków zbrojnego oporu.

Przywódca "ruchu góralskiego” Wacław Krzeptowski, powieszony przez oddział AK 20 stycznia 1945 r., w 1942 r. podjął nieudaną próbę utworzenia "legionu góralskiego”. Usilnie zabiegał też u Hansa Franka o powołanie samodzielnego państwa góralskiego. Władze niemieckie odmówiły mu, podobnie jak wcześniej innym Polakom, mającym nadzieję na powtórkę z I wojny i utworzenie jakiegoś kadłubowego "Reststaat” z własnym rządem i wojskiem, które pomoże w zwycięstwie nad ZSRR.

d126p6j

Zwłaszcza bezpośrednio po zakończeniu kampanii wrześniowej, poglądy o konieczności dogadania się z Niemcami były, choć na pewno nie powszechnie, to jednak zauważalne. Władysław Studnicki, czołowy polski germanofil, zapewne nie przesadzał, pisząc że jesienią 1939 r.:

Przychodzili do mnie ludzie z różnych środowisk społecznych, reprezentujących różne kierunki polityczne. […] Uważali oni, że należałoby pertraktować z Niemcami, utworzyć Komitet Narodowy, wysłać do Berlina jakąś delegację, że trzeba ratować co się da. Mówili, że jest moim obowiązkiem wziąć sprawy w swoje ręce.

_Na zdjęciu: Jednym ze zwolenników werbowania Polaków do współpracy był Hans Frank _

Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0 de
Źródło: Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0 de

Studnicki wielokrotnie próbował przekonać Niemców o wspólnym uderzeniu na ZSRR, jego propozycje jednak odrzucono, a germanofil ostatecznie wylądował w więzieniu.

d126p6j

Wspólny wróg – ZSRR – był najczęstszą platformą ewentualnego porozumienia. Pogłoski o tworzeniu polskich oddziałów mających walczyć u boku Wehrmachtu przeciwko "Krajowi Rad” kursowały latem 1940 r., po agresji Niemiec na ZSRR rok później, czy zwłaszcza po odkryciu zbrodni katyńskiej, kiedy przez Polskę przeszła fala nienawiści do radzieckich komunistów.

Wydaje się też, że gdyby wtedy Hitler zgodził się na propozycje, wychodzące jednocześnie z dwóch rywalizujących z sobą kręgów narodowosocjalistycznego establishmentu: wokół Hansa Franka i Heinricha Himmlera, powołania Polaków pod broń, jakaś "Dywizja Orła Białego” nie tylko by powstała, ale rzucono by ja, z odpowiednim propagandowym rozgłosem, do walki.

Hitler ustąpił dopiero jesienią 1944 r. Polskie oddziały zaczęto wtedy formować, nie było już jednak możliwości i czasu ich użycia. Trzeba przyznać, że Polacy mieli podczas wojny trochę szczęścia, że gotowość i chęć współpracy nie występowała równocześnie po obu stronach.

d126p6j

Jerzy Kochanowski - Profesor doktor habilitowany. Pracuje w Instytucie Historycznym UW. Zajmuje się m.in. dziejami Europy Środkowo-Wschodniej, II wojną światową, historią społeczną PRL, stosunkami polsko-(wschodnio)niemieckimi. (Współ)autor i (współ)redaktor licznych publikacji naukowych. W sierpniu ukazała się jego najnowsza książką pt. Rewolucja międzypaździernikowa.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy, porządkującej najważniejsze ze zjawisk i idei funkcjonujących w polskiej pamięci historycznej: „Węzły pamięci niepodległej Polski”. Kliknij i kup z rabatem w księgarni wydawcy.

d126p6j

Zainteresował Cię ten tekst? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym, jak na Zachodzie społeczeństwo karało kolaborantów.

Źródło:
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w ramach monumentalnej pracy, porządkującej najważniejsze ze zjawisk i idei funkcjonujących w polskiej pamięci historycznej: „Węzły pamięci niepodległej Polski”. Publikacja ta ukazała się w 2014 roku nakładem Wydawnictwa Znak, Muzeum Historii Polski oraz Fundacji Węzły Pamięci.

Tytuł, lead, ilustracje wraz z podpisami, wytłuszczenia, wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia częstszego podziału akapitów.

d126p6j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d126p6j

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj