FRAGMENT 1
Namsen leżało nad rzeką. Jechaliśmy po zamarzniętej rzece saniami niczym po drodze szerokiej. Doprowadziła nas niemal do samych wrót grodu, otwartych na wschodnią stronę. Dotarliśmy tam drugiego dnia w południe. Od zachodu łagodne wzgórze, na którym stał gród, porastał las, od północy rozlegle pola, od południa rzeka. W niewielkiej odległości stało kilka strażnic wyniesionych wysoko. Powitał nas dźwięk rogów, donośny i czysty. W jasnym słońcu i śniegu wszystko wyglądało pięknie! Regin zsiadł z konia, wysadził mnie z sań i trzymając za rękę, wprowadził przez bramę. Witali nas ludzie, domy wzdłuż drogi, którą szliśmy, ustrojone były zielonymi gałęziami jodły i jałowca. Byłam oszołomiona wrzawą tak, iż niewiele widziałam. Drużynnicy uderzali w tarcze obnażonymi mieczami, wykrzykując imiona Regina i moje. Wtem wybiegł naprzeciw wielki szary pies podobny do wilka i skoczył do nóg Regina, który wyciągnął doń rękę. Szybko wysunęłam z rękawa kawałek suszonego mięsa i na otwartej dłoni podałam psu. Wziął, ani się
zawahał, pochłonął go jednym kłapnięciem potężnych szczęk i już łasił się do moich kolan. Wojowie zakrzyknęli jeszcze głośniej moje zdrowie. Uśmiechnęłam się w duchu. Rady Olfi są dobre. Dwór w Namsen był bardzo obszerny, dorównywał naszemu w Roveste urodą, a plac przed nim był nawet większy. W drzwiach stała stara gospodyni, zbyt dostojna na służbę, dostatnio odziana, z rogiem pełnym miodu i plackiem.
— Sigrun, poznaj Thorę, siostrę mego ojca, zajmuje się u nas domem.
— Witaj, Thoro. Ręce dobrej gospodyni potrafi ą zagnieść ciasto, ale w jego smaku wyczuwam twoje serce. Jestem wdzięczna, że to ty mnie witasz.
W bladych oczach Thory zobaczyłam lśnienie łzy, a jej pomarszczona twarz rozjaśniła się uśmiechem, w którym zobaczyłam daleki cień uśmiechu Regina. Otworzyła ramiona i wzięła mnie w nie jak córkę.
— Prawdę mówił bratanek, żeś piękna jak łąka w kwiatach, złota jak słoneczko i jak jego promyki ciepła. Zaświecisz nam tu w Namsen, będzie wszystkim jaśniej. Ten dwór czekał na kobietę. I oto jesteś. Nareszcie! No wchodźcie, pewnieście głodni! Reginie, wprowadź żonę!
Regin wziął mnie pod ramię mocno, wprowadził w progi domu i przechyliliśmy róg, który podała Th ora, raz jeszcze oboje. Ucałował mnie w obydwa policzki, głośno mówiąc:
— Mój dom jest twoim domem.
A do ucha szepnął: a łoże naszym łożem. I zębami łagodnie uszczypnął płatek mego ucha. Zagryzłam wargi, by się nie roześmiać, on śmiał się oczami. Dostałam obszerną izbę pięknie wyścieloną wszelkimi futrami, od renów po lisy. Pokazał izby mojej służbie i oprowadził mnie po rozległym dworze. Weszliśmy do halli. Ogień płonął w niej nie wprost na ziemi, lecz w wielkim żelaznym koszu, ozdobnie kutym, przepięknej roboty. Na szczytowej ścianie wisiała tarcza większa niż ta, którą noszą wojowie, z wyobrażeniem smoka — znak rodu Regina. Ławy i stoły były mocne, dębowe. Krzesło Regina stało u ich szczytu, wysokie z misternie rzeźbionymi słupkami. Przewieszona przez nie była skóra, jakiej w życiu nie widziałam. W kolorze zachodzącego słońca, ciemno pręgowana. Zapatrzyłam się na to nieznane futro, oczu oderwać nie mogłam.
— Po prawej stronie jest część dworu, w której śpią moi ludzie. Tam też jest moja alkowa. Zobaczysz ją wieczorem, nie pokażę ci teraz, bo byśmy stamtąd nie wyszli, a tu uczta czeka!
Uczta powitalna była huczna, przekonałam się, co nos już wcześniej mi podpowiadał, że w Namsen ludzie są bardziej otwarci, niż u nas, na północy. Więcej mówią, szerzej się uśmiechają. Po powitalnych toastach Regin wezwał skalda, który w pieśniach chwalił dzieje jego rodu. Śpiewał na cześć Thorbjorna, ojca, i Asbjorna, dziada, śpiewał o głośnej bitwie w Hafrsfj ordzie, w której dzielny Asbjorn walczył burta w burtę u boku króla Haralda. W kolejnych kunsztownych strofach hufce najdzielniejszych wiodły Walkirie wprost do Walhalli, gdzie witał je sam Odyn w złoty hełm odziany. Drżał w posadach jesion Yggdrasill wyniosły, krwiożerczy Fenrir w wilczym głodzie pożerał słońce, potwory żywiły się ciałami zmarłych, drugie niosły trupy w piórach swoich skrzydeł. Rzeka płynęła od wschodu, z krainy Oszronionych Olbrzymów, a z wód Slid kipiały oszczepy, miecze i topory z lodowatej stali. Utopił skald ziemię we krwi, osunął ją w morze i, tonąc, płonęła, ognia słup strzelił w niebo i w gasnącym promieniu kolejną strofą
skald ziemię na powrót obudził. Z morza ją wyłonił zieleniejącą czystą trawą, światłem wodospadów skąpaną, wraz z wszelaką zwierzyną, złotym słońcem i orła lotem ożywił. Pola rodzić zaczęły, szczęk siekier oznajmił budowę nowych, jasnych domów, śmiech dzieci nowo narodzonych, w czystej wodzie rzek kąpanych. Dla jednych synowie będą szczęściem, innym przyjaźń je przyniesie, a trzecich serca tylko bogactwo połechce. Ale wszystko przemija, synowie zginąć mogą, przyjaciel zawiedzie, bogactwo sczeźnie, a pamięć jedynie i sława czynów nigdy nie przeminie. Tu skald skończył pieśni i skłonił się, a ja łzy wzruszenia łykałam. Nigdy w domu ojca tak doskonałej pieśni nie słyszałam. Eggnir owszem, znał piękne, ale gdzie im do tej, która mi serce wyrwała i wraz z duszą do krain swoich strof powiodła! Regin nagrodził skalda pierścieniem i wzniósł toast za jego pieśni, a ja w miodzie wzruszenie utopiłam i ukoiłam serce. Teraz najlepsza była pora na wskazane mi przez Olfi toasty. Wstałam i poprosiłam o napełnienie rogów.
Byłam spokojna, myśli miałam jasne:
— Przychodzę do was z Roveste, gdzie mój ojciec wielki Apalvaldr włada krajem na północy. Przychodzę tutaj za mężem, dzielnym Reginem, który zawarł przymierze z mym ojcem. Owocem owego przymierza niech staną się nasze dzieci, synowie, których urodzę Reginowi na cześć waszej ziemi. Chcę, by byli dzielni jak wy, drużynnicy Regina. By przynosili chwałę wam, jemu i wszystkim waszym przodkom. Ich prochom kłaniam się nisko z wdzięcznością, że mnie do tej rodziny włączono. Obyśmy wszyscy dni swoje wiedli w dostatku, a życie kończyli w chwale!
— Sława! Chwała! Zdrowie! — okrzyki obecnych i podziw w oczach Regina powiedziały mi, że ludzie otworzyli dla mnie swe serca.
Uczta trwała huczna i wesoła, rozwierając drzwi do nowego życia.
Oto, pomyślałam, spędzę pierwszą noc w moim nowym domu. W domu mego męża, w którym mam być panią i gospodynią, żoną i matką. Niczego się nie lękałam. Miłość Regina, pogodne spojrzenia jego wojów, dostatek tego domu, jego sławne dzieje i moja własna młodość dodawały mi wiary i jasności. Przyszłość jawiła się w barwach wiosny. A ta rychło nadeszła. Nim stopniały śniegi, znałam Namsen na pamięć. Jego proste uliczki, domy, warsztaty, bramy, place. Przewodniczką po domu Regina okazała się Th ora. Wprowadziła mnie we wszystko. Pokazała spichlerze, kuchnie, tkalnie, przędzalnie, suszarnie ziół. Ona też wiodła mnie po dalszych zakamarkach miasta. Prowadziła do wszystkich rzemieślników, zapraszała dzierżawców pól, żebym ich poznała. Dni miałam wypełnione od rana do wieczora. Olfi gderała początkowo, że Th ora mnie urobi po swojemu, ale przestała szemrać, gdy się okazało, że jej spostrzeżenia zgadzają się z tym, co pokazuje i mówi mi Th ora. I skupiła się na zorganizowaniu życia naszych ludzi, tych, których
przywiozłam z Roveste. Zresztą z początkiem wiosny Olfi zaniemogła. Powykręcane stawy nie dawały jej spokoju. Hela parzyła jej zioła i robiła okłady na bolące miejsca, ale tyle pomagało, że stara nie jęczała z bólu i mogła spać spokojnie, ale wstawać wkrótce nie dawała już rady. Zostawiałam ją pod opieką służby, a sama z Thorą przemierzałam Namsen i szerokie izby Reginowego dworu. Zamówiłam drugi komplet kluczy od izb, spichlerzy i warsztatów i dałam je Th orze w miejsce tych, które wcześniej nosiła, a które przekazała mi pierwszego dnia naszej wspólnej pracy. Była zaskoczona, wzruszona i prawie płakała.
— Thoro, nośmy razem klucze, nie widzę powodu, abyś ich mieć nie miała. Tyś tu była gospodynią przez długie lata, teraz jesteśmy razem. Jestem za młoda i daleko mi do twojej wiedzy i doświadczenia, które się latami pracy zdobywa, bym miała się próżno chlubić, że sama wiem lepiej, czego domowi trzeba. Jeśli tylko zechcesz mi pomóc domem kierować, będę wdzięczna.
Thora przycisnęła mnie do swej piersi i ucałowała.
— Sigrun, mój promyku! Całe życie chciałam mieć córkę taką jak ty, ale los nie błogosławił. I oto teraz, na stare dni, los przywiódł tu ciebie jak promień słońca na wysuszone ciało! Myślałam, że oto przyjdzie Reginowa żona, dumna i władcza, z kraju na północy i wzgardzi moimi radami. A ja całe życie temu dworowi oddałam. Thorbjorn wcześnie stracił żonę, druga też długo tu nie rządziła, zmarła, rodząc mu dziecko, które za sobą ze świata zabrała. Matkowałam Reginowi, pracowałam od świtu do zmierzchu, każdego dnia błogosławiąc bogom, że mam tu dom i poważanie. Regin mówił mi wprawdzie, że mam się ciebie nie lękać, że jesteś inna niż zimne córki jarlów, że niesiesz w sobie światło. Ale ja i tak się obawiałam, że nie zechcesz starej spracowanej Thory trzymać w domu. A od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałam, otworzyłaś moje serce. Pomyślałam, że nawet służąc dla ciebie, byłabym szczęśliwa. Ale nie śmiałam sądzić, że mnie przy kluczach zostawisz. Możesz liczyć na moją pomoc i dozgonną wdzięczność.