Piekło Dakaru naprawdę istnieje - rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem
Dakar wielokrotnie funduje takie momenty, w których myślisz, że to już jest koniec. Po pierwszym rajdzie przez 3 miesiące byłem gościem, który mówił, że był tam 2 razy – po raz pierwszy i po raz ostatni. Nie chcę w taki sposób narażać swojego życia, nie chcę, aby cokolwiek sprawiało, że tracę swoją siłę wewnętrzną, że staję się dosłownie nikim.
Ewa Jankowska (WP.pl): Na początku Dakar to nie była Pana bajka.
Krzysztof Hołowczyc:Zupełnie.
Co spowodowało, że jednak zdecydował się Pan wziąć udział w tym rajdzie?
Chciałem zobaczyć jak wygląda miejsce, w którym nigdy nie byłem.I trochę z próżności. Zawsze sobie myślałem – przecież wygram z tymi wszystkimi wolnymi panami, którzy tam jeżdżą. Przekonałem się jednak, że Dakar to coś niewiarygodnego, że to, co się tam dzieje nie mieści się nawet w moich wyobrażeniach. Wydawało mi się, że już tyle przeżyłem na rajdach, że nic już mnie nie może zaskoczyć. Tymczasem płakałem i wyłem z bólu. Ze zwyczajnej niemocy. To okropne uczucie.
Bezradność?
Dokładnie, taka czysta bezradność. To jest chyba najgorsze uczucie, jakie dopada cię na Dakarze.
Skąd się ona bierze?
Jesteś w miejscu, gdzie nikogo nie ma, gdziekolwiek się nie obejrzysz – pustka i to na kilkaset kilometrów. I nagle twój samochód odmawia posłuszeństwa. Jesteś zdany wyłącznie na siebie. Pojawia się uczucie niezwykłe, trudne do opisania, mówiąc wprost zaczynasz walczyć o życie. Nie liczy się nic, tylko to, żeby przeżyć.
Dakar wielokrotnie funduje takie momenty, w których myślisz, że to już jest koniec. Po pierwszym rajdzie przez 3 miesiące byłem gościem, który mówił, że był tam 2 razy – po raz pierwszy i po raz ostatni. Nie chcę w taki sposób narażać swojego życia, nie chcę, aby cokolwiek sprawiało, że tracę swoją siłę wewnętrzną, że staję się dosłownie nikim.
Ale Dakar to zaraza, taki wirus, jak już w ciebie raz wejdzie, to chcesz dalej się upadlać, chcesz być spocony, zmęczony, wykończony, poobijany i potem od nowa to samo.
Skąd ten masochizm?
To coś więcej. Dzięki temu poznajesz swoją granicę. Dowiadujesz się, że mieści się ona w takim a takim miejscu i niespodziewanie ją przekraczasz. I dalej, i jeszcze. I nagle stajesz się bogiem. Lecisz. Możesz czynić niemożliwe. To właśnie daje Dakar.
Wystarczy zobaczyć twarze tych, którzy kończą ten rajd. Oni wszyscy są szczęśliwi. Mają wypisaną na twarzach tę niezwykłą satysfakcję. To od razu widać, czy ktoś skończył rajd czy nie. Jest to coś, co człowieka zmienia na zawsze.
Wracasz z Dakaru - jesteś inny, masz inne problemy. To jest niesamowite. Dostajesz tak w tyłek, że potem wszystkie problemy wydają ci się banalne. Otrzymujesz siłę, która pozwala ci przetrwać różne śmieszne sytuacje, które kiedyś wydawały ci się niezwykle trudne.
Nagle to, że możesz żyć w świecie uporządkowanym, eleganckim, czystym, w którym możesz zjeść, wyspać się, normalnie funkcjonować, wydaje ci się całkowicie nieprawdopodobne. Ważne staję się najprostsze rzeczy, te, o których zapominamy, bo mamy je na co dzień, bo do nich jesteśmy przyzwyczajeni. I widzimy tylko to, co złe, gonimy w piętkę, narzekamy na kraj, na to, jak tu się nic nie udaje, itd.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że na Dakarze marzysz tylko o jednym: żeby się napić, żeby zjeść i żeby odpocząć. Żeby spać nie 2 godziny, 2 godziny i 20 minut, ale 20 minut więcej. I to są właśnie rzeczy, o których w książce chciałem napisać. A najlepiej to ilustruje tytuł – „Piekło Dakaru”. Został użyty nie bez przyczyny.
Jednak nie udało się Panu wygrać?
Taki był plan, ale niestety się nie udało. Wierzę jednak w to, że dopiszę to tej książki jeszcze jeden rozdział. Jestem tego typu gościem, że w to wierzę.
Czyli to nie jest koniec przygody z Dakarem?
Nie. Absolutnie. Może to koniec z pisaniem, ale z Dakarem – na pewno nie.
Co zrobić, żeby wygrać ten rajd?
Mieć jeszcze trochę więcej szczęścia. Bardzo wiele rzeczy mam poukładanych. Jestem bardzo szybki, mam świetny sprzęt, zespoły fabryczne mnie chcą. Wszystko zrobiłem dobrze, mój pilot i mechanicy również. Ale zabrakło tej odrobiny szczęścia. Ale przyjdzie ten czas. Ważne jest również przewalczenie tego najtrudniejszego uczucia – niemocy.
A rodzina jak znosi Pana udział w Dakarze?
Ciężko.
Rajdowiec kiedyś przechodzi na emeryturę?
Cholera, przechodzi. To znaczy kiedyś powinien. Żona cały czas mnie pyta, kiedy to nastąpi. Ciągle powtarza „już wygraj ten Dakar”! (śmiech)
*Dziękuję za rozmowę. *