Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:40

Piękny umysł

Piękny umysłŹródło: Inne
dgcvlhz
dgcvlhz

1 Bluefield 1928-45

Jedno z najwcześniejszych wspomnień Johna Nasha pochodzi z okresu, gdy miał dwa lub trzy lata. Zapamiętał, jak babcia po kądzieli grała na fortepianie we frontowym salonie starego domu przy Tazewell Street, położonego na owianym wiatrem wysokim wzgórzu górującym nad miastem Bluefield w Zachodniej Wirginii.

To w tym salonie jego rodzice wzięli ślub w sobotę 6 września 1924 roku, o ósmej rano. Podczas ceremonii odegrano protestancki hymn, wokół stały kosze kwiatów – niebieskich hortensji, czarnookich irysów oraz białych i złotych margerytek. Trzydziestodwuletni pan młody był wysoki, poważny i przystojny. Panna młoda, cztery lata od niego młodsza, była smukłą, ciemnooką pięknością w obcisłej brązowej sukni z atłasu, podkreślającej szczupłą talię i zgrabne plecy. Wybrała ciemny kolor zapewne z uwagi na niedawną śmierć ojca. Miała bukiet z takich samych staromodnych kwiatów, jakie stały w pokoju; te same kwiaty wplotła również w gęste, kasztanowe włosy. Wyglądała bardzo efektownie. Wibrujące odcienie brązu i złota, przy których kobieta o jaśniejszej, typowej dla południa karnacji wyglądałaby blado, podkreślały bogactwo koloru jej włosów. Sprawiała wrażenie istoty uderzająco pięknej i wyrafinowanej.

Ceremonia, prowadzona przez pastorów z kościoła episkopalnego i kościoła metodystów, była prosta i krótka; obecnych było tylko około dziesięciu osób, członków rodziny i starych przyjaciół. O jedenastej małżonkowie stali już przy ozdobnej, kutej z żelaza bramie ich białego domu z lat dziewięćdziesiątych XIX wieku i żegnali się ze wszystkimi. Następnie, według relacji, która ukazała się kilka tygodni później w biuletynie Appalachian Power Company, wsiedli do błyszczącego, nowego samochodu Dodge pana młodego i wyruszyli na “długą wycieczkę” przez północne stany.
Romantyczny styl ślubu i oryginalny miesiąc miodowy wskazują na pewne cechy małżonków, obydwojga już nie pierwszej młodości, które wyróżniały ich spośród społeczności małego, amerykańskiego miasta.

Według swojej córki, Marthy Nash Legg, John Forbes Nash senior był “pod każdym względem bardzo akuratnym, pedantycznym, bardzo poważnym i bardzo konserwatywnym człowiekiem“. Gdyby nie miał sprawnego, badawczego umysłu, stałby się pewnie tępym nudziarzem. Pochodził z Teksasu, ze środowiska wiejskich nauczycieli i farmerów, pobożnych i oszczędnych purytanów i szkockich baptystów, którzy przenieśli się na zachód z Nowej Anglii i głębokiego Południa.5 Urodził się w 1892 roku na plantacji dziadków ze strony matki, nad brzegami rzeki Red w północnym Teksasie. Był najstarszym z trojga dzieci Marthy Smith i Alexandra Quincy Nasha. Pierwsze lata życia spędził w Sherman w Teksasie, gdzie jego dziadkowie po mieczu, oboje nauczyciele, założyli Sherman Institute (później Mary Nash College for Women), skromną, ale postępową szkołę, w której córki teksaskiej klasy średniej uczyły się właściwego zachowania, doceniania ćwiczeń fizycznych, a także odrobiny poezji i botaniki. Jego matka była uczennicą, a później nauczycielką w
college’u, dopóki nie wyszła za mąż za syna założycieli. Po śmierci dziadków rodzice Johna seniora prowadzili szkołę, ale epidemia ospy zmusiła ich do zamknięcia jej na zawsze.

dgcvlhz

John senior spędził dzieciństwo na terenie różnych instytucji edukacyjnych prowadzonych przez baptystów. Nie był szczęśliwy, czego przyczyną byli głównie rodzice. Autor nekrologu Marthy Nash wspomina o “wielu ciężarach, odpowiedzialności i licznych rozczarowaniach, które stanowiły poważne obciążenie dla jej systemu nerwowego i zdrowia fizycznego”. Największym z tych ciężarów był mąż, Alexander, człowiek dziwny i niestabilny, wieczny nieudacznik i kobieciarz, który albo porzucił żonę i troje dzieci wkrótce po zamknięciu college’u, albo też został wyrzucony z domu. Nie jest jasne, kiedy Alexander na dobre opuścił rodzinę i co się z nim później działo, ale był obecny dostatecznie długo, by wzbudzić trwałą wrogość dzieci i wpoić najmłodszemu synowi pragnienie szacowności. “Bardzo zależało mu na pozorach – powiedziała o ojcu Martha. – Chciał, by wszystko wyglądało jak należy”.

Matka Johna seniora była kobietą inteligentną i zaradną. Po rozstaniu z mężem sama utrzymywała siebie, dwóch synów i córkę, pracując jako administratorka Baylor College, jeszcze jednej uczelni dla dziewcząt, założonej przez baptystów w Belton w centralnym Teksasie. Według autorów nekrologów wyróżniała się “zdolnościami administracyjnymi” i była “wyjątkowo sprawnym zarządcą”. Dziennikarz pisma “Baptist Standard” stwierdził, że “była wyjątkowo zdolną kobietą... Potrafiła zarządzać dużą instytucją... prawdziwa córka prawdziwych południowców”. Martha, pobożna i pilna, była również “sprawną i oddaną matką”, ale jej stała walka z ubóstwem, złe zdrowie, kiepski nastrój, a przy tym wstyd, jakim było dorastanie w rodzinie bez ojca, wszystko to odbiło się na charakterze Johna seniora i przyczyniło się do tego, że później odnosił się z rezerwą do własnych dzieci.

W domu panowała atmosfera nieszczęścia. John senior wcześnie znalazł pociechę i oparcie w dziedzinie nauki i techniki. Studiował inżynierię elektryczną w Texas Agricultural & Mechanical; dyplom otrzymał w 1912 roku. Wkrótce po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do I wojny światowej John senior zaciągnął się do wojska; przez prawie cały czas służył jako porucznik w 144. dywizji zaopatrzenia piechoty we Francji. Po powrocie do Teksasu nie wrócił do poprzedniej pracy w General Electric, lecz spróbował swoich sił jako wykładowca inżynierii na macierzystej uczelni Texas A & M. Ze swoim wykształcenie i zainteresowaniami mógł liczyć na sukces w pracy dydaktycznej; jeśli rzeczywiście miał takie nadzieje, to nic z tego nie wyszło. Pod koniec roku akademickiego przyjął ofertę Appalachian Power Company (obecnie American Electric Power) w Bluefield; w tej elektrowni pracował przez trzydzieści osiem lat. W czerwcu zamieszkał już w Bluefield w wynajętym mieszkaniu.

Na zdjęciach Margaret Virginii Martin – znanej jako Virginia – z okresu jej narzeczeństwa z Johnem seniorem widać uśmiechniętą, pełną życia kobietę, elegancką i szczupłą jak chart. Według pewnej relacji była “jedną z najbardziej uroczych i kulturalnych młodych pań w całej społeczności”.8 Ekspansywna i energiczna, Virginia była osobą znacznie swobodniejszą niż jej spokojny, pełen rezerwy mąż i odgrywała o wiele większą rolę w życiu swego syna. Odznaczała się taką witalnością i zdecydowaniem, że gdy wiele lat później jej ponad trzydziestoletni syn, już poważnie chory, został zawiadomiony o hospitalizacji matki z powodu “nerwowego załamania”, uznał to za całkowicie niewiarygodne. Później, w 1969 roku, z równym niedowierzaniem przyjął wiadomość o jej śmierci.

dgcvlhz

Podobnie jak jej mąż, Virginia wychowała się w rodzinie, która ceniła kościół i wykształcenie. Na tym jednak kończą się podobieństwa. Virginia była jedną z czterech dorosłych córek wziętego lekarza Jamesa Everetta Martina i jego żony Emmy, którzy przyjechali do Bluefield z Północnej Karoliny na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku. Była to zamożna, znana rodzina. Z biegiem czasu zgromadzili znaczny majątek i doktor Martin w końcu porzucił praktykę, by zarządzać swoim licznymi nieruchomościami w mieście oraz zajmować się działalnością obywatelską. Według pewnych relacji pełnił funkcję kierownika poczty, według innych był burmistrzem. Zamożność nie uchroniła ich przed nieszczęściami. Ich pierwsze dziecko, chłopiec, zmarło w niemowlęctwie. Virginia – drugie dziecko – w wieku dwunastu lat całkowicie ogłuchła na jedno ucho w wyniku powikłań po szkarlatynie. Jej młodszy brat zginął w wypadku kolejowym, a jedna z sióstr zmarła na tyfus. W sumie jednak Virginia wyrosła w szczęśliwszej atmosferze niż jej mąż.
Martinowie byli dobrze wykształceni i zadbali, aby ich córki otrzymały uniwersytecką edukację. Emma Martin sama skończyła college dla kobiet w Tennessee. Virginia studiowała angielski, niemiecki i łacinę, najpierw w Martha Washington College, a później w West Virginia University. Gdy poznała swojego przyszłego męża, już od sześciu lat była nauczycielką. Miała wrodzony talent pedagogiczny, który później wykorzystywała wychowując utalentowanego syna. Podobnie jak mąż, wyrastała ponad poziom niewielkiego miasteczka w swoim ojczystym stanie. Przed ślubem Virginia i jej koleżanka Elizabeth Shelton, również nauczycielka z Bluefield, w okresie wakacji podróżowały po kraju i uczęszczały na letnie wykłady na różnych uniwersytetach, między innymi University of California w Berkeley, Columbia University w Nowym Jorku i University of Virginia w Charlottesville.

Po powrocie z podróży poślubnej małżonkowie zamieszkali w domu przy Tazewell Street, wspólnie z matką i siostrami Virginii. John senior wrócił do pracy w Appalachian, która w tych latach polegała głównie na jeżdżeniu po całym stanie i dokonywaniu inspekcji linii elektrycznych. Virginia nie wróciła do nauczania. Podobnie jak w większości okręgów szkolnych w latach dwudziestych, okręg Mercer zabraniał nauczycielkom wychodzenia za mąż. Dla nauczycielki ślub oznaczał utratę pracy.10 Niezależnie od wymuszonej rezygnacji, Virginia musiała się liczyć także ze zdaniem męża, który uważał, że powinien utrzymywać żonę i chronić ją przed hańbą, jaką jest konieczność pracy zarobkowej; było to kolejne twarde przekonanie, jakie wyniósł z dzieciństwa.

Bluefield zostało tak nazwane z uwagi na pola “lazurowej cykorii” w okolicznych dolinach: nawet dzisiaj rośnie ona przy każdej ulicy i alei w mieście. Miasto zawdzięczało powstanie złożom węgla, kryjącym się w łagodnych wzgórzach “najdzikszego, najbardziej prymitywnego i romantycznego miejsca w górach Wirginii i Wirginii Zachodniej”, które otaczają to niewielkie miasto.11 Spółka Norfolk & Western, zgodnie z duchem “brutalnej siły i ignorancji”, zbudowała w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku linię kolejową łączącą Roanoke z Bluefield, miasteczkiem położonym w Appalachach na skraju wielkiego złoża węgla Pocahontas. Przez lata Bluefield było prymitywnym i burzliwym miastem żydowskich handlarzy, murzyńskich robotników i białych farmerów z Tazewell, którzy z trudem utrzymywali się z rolnictwa. To tutaj milionerzy, właściciele kopalń węgla, mieszkający w odległym o szesnaście kilometrów Bramwell, toczyli walki z włoskimi, węgierskimi i polskimi robotnikami. Tutaj John L. Lewis i przedstawiciele związku
zawodowego górników prowadzili negocjacje z właścicielami, które często kończyły się strajkami i lokautami, przedstawionymi w filmie Matewan Johna Saylesa.

dgcvlhz

John senior i Virginia wzięli ślub w 1924 roku; w tym okresie charakter miasta zaczął się zmieniać. Miasto, położone na linii Chicago-Norfolk, stało się ważnym węzłem kolejowym i przyciągało coraz więcej zamożnych przedstawicieli klasy średniej, menedżerów średniego szczebla, prawników, właścicieli niewielkich przedsiębiorstw, duchownych i nauczycieli.12 Powstało prawdziwe centrum z reprezentacyjnymi budynkami z granitu i sklepami. W całym mieście wyrosły eleganckie kościoły. Na wzgórzach pojawiły się ładne, drewniane domy w ogrodach otoczonych żywopłotami. Zaczęła się ukazywać lokalna gazeta, zbudowano szpital i dom starców. Z powodzeniem rozwijały się placówki edukacyjne, od prywatnych przedszkoli i szkół tańca do dwóch niewielkich college’ów, dla białych i dla czarnych. Radio, telegraf, telefon, kolej i - w coraz większym stopniu - samochód zmniejszały poczucie izolacji od świata.

Bluefield nie było “społecznością uczonych”, jak później ironicznie stwierdził John Nash.13 Tutejsza mieszanina komercjalnej ekspansji, protestanckiego porządku i małomiasteczkowego snobizmu była zupełnym przeciwieństwem atmosfery intelektualnej panującej w Budapeszcie czy Cambridge w stanie Massachusetts, gdzie wychowywali się John von Neumann i Norbert Wiener. Jednak w okresie dorastania Johna Nasha w mieście żyło sporo mężczyzn o zainteresowaniach naukowych i technicznych, którzy pracowali na kolei, w elektrowni i w kopalniach.14 Kilku z nich, chociaż przyjechali tu do pracy w różnych firmach, ostatecznie skończyło jako wykładowcy nauk przyrodniczych w szkole średniej lub w jednym z dwóch college’ów prowadzonych przez baptystów. W swoim autobiograficznym eseju Nash uznał “konieczność uczenia się na podstawie wiedzy zgromadzonej w świecie, nie zaś we własnej społeczności” za “wyzwanie”.15 Społeczność Bluefield w rzeczywistości zachęcała do rozwoju ludzi o żywych umysłach, ale ceniono tu raczej praktyczne
kierunki. Wydaje się, że późniejsze wszechstronne zainteresowania matematyczne Nasha, a także pewna pragmatyczność osobowości, ukształtowały się częściowo pod wpływem otoczenia.

O Johnie i Virginii Nash można powiedzieć, że ich głównym celem był awans społeczny. Oboje byli solidnymi przedstawicielami nowej, awansującej klasy średniej. Utworzyli ścisły sojusz i poświęcili siły osiągnięciu materialnego bezpieczeństwa oraz odpowiedniego miejsca w społecznej piramidzie.16 Porzucili fundamentalistyczne kościoły, do których należeli w młodości i przystąpili do kościoła episkopalnego, podobnie jak większość co zamożniejszych obywateli Bluefield. W przeciwieństwie do rodziny Virginii, regularnie głosowali na republikanów, choć nie zapisali się do partii republikańskiej, by w prawyborach demokratów móc głosować na swojego kuzyna. Prowadzili intensywne życie towarzyskie. Zapisali się do nowego klubu w Bluefield, który stopniowo zajmował miejsce protestanckich kościołów jako główny ośrodek życia towarzyskiego. Virginia należała do różnych kobiecych klubów – czytelniczych, brydżowych i ogrodniczych. John senior przystąpił do rotarian i został członkiem kilku stowarzyszeń zawodowych. Świadomie
odrzucili tylko jeden obyczaj klasy średniej: nie posłali syna do prywatnej szkoły. Virginia, jak wyjaśniła jej córka, była “zwolenniczką oświaty publicznej”.

dgcvlhz

W latach trzydziestych, podczas wielkiego kryzysu, posada Johna seniora nie była zagrożona. W tym okresie młodej rodzinie powodziło się wyraźnie lepiej niż wielu sąsiadom i znajomym z kościoła, zwłaszcza drobnym przedsiębiorcom. Pensja Johna seniora, choć niezbyt wysoka, stanowiła stałe źródło dochodu, a żyjąc oszczędnie nie mieli problemów. Wszystkie decyzje związane z wydatkami, nawet najskromniejszymi, były starannie rozważane; często wydatków unikano, odkładano je na później lub zmniejszano. W tych latach nikt nie słyszał jeszcze o spłatach kredytu hipotecznego i składkach na fundusz emerytalny, nawet w przypadku szybko awansującego menedżera jednej z największych firm energetycznych w kraju. Virginia podczas kłótni z mężem – bardzo rzadko kłócili się w obecności dzieci – oskarżała go, że jeśli umrze przed nim, to on ożeni się z młodszą kobietą i pozwoli jej roztrwonić wszystkie pieniądze, które ona tak żmudnie oszczędzała. (Jak się okazało, mieli bardzo pokaźne oszczędności. Choć John senior zmarł
trzynaście lat wcześniej niż żona, a koszty leczenia szpitalnego Johna juniora nie były małe, Virginia praktycznie nie naruszyła zgromadzonego kapitału i przekazała swoim dzieciom w spadku fundusz powierniczy.)

John i Nash początkowo zamieszkali w domu do wynajęcia należącym do Emmy Martin, ale wkrótce przeprowadzili się do własnego, skromnego lecz wygodnego domu z trzema sypialniami, położonego w jednej z najlepszych dzielnic miasta – Country Club Hill. Dom zbudowano częściowo z bloków żużlu, które John senior mógł kupić za pół darmo z pobliskiej fabryki przetwarzającej węgiel, należącej do Appalachian. Niezbyt przypominał rozrzucone na wzgórzu imponujące siedziby węglowych magnatów, ale za to był położony w odległości kilkuset metrów od klubu. Dom wzniesiono według indywidualnego projektu przygotowanego przez lokalnego architekta i wyposażono we wszystkie udogodnienia, do jakich mogła wówczas aspirować rodzina z małego miasta należąca do średniej klasy: salon z kominkiem i wbudowanymi szafami bibliotecznymi, gdzie Virginia mogła podejmować swój klub brydżowy, elegancką stolarkę wewnętrzną, kuchnię z aneksem śniadaniowym, jadalnię, gdzie w niedziele jadano obiady (kurczęta i wafle), a także suterenę, gdzie w
przyszłości można byłoby urządzić pokój dla służącej, oraz oddzielne pokoje dla każdego dziecka.

Choć musieli oszczędzać, dbali o styl i elegancję. Virginia nosiła ładne suknie, które zwykle sama szyła, a raz w tygodniu pozwalała sobie na luksus, jakim była wizyta u kosmetyczki. Gdy już wprowadzili się do własnego domu, mogli sobie pozwolić, by raz w tygodniu przychodziła sprzątaczka. Virginia zawsze miała samochód, zwykle dodge’a, co wówczas bynajmniej nie było regułą, nawet wśród rodzin należących do klasy średniej. John senior, rzecz jasna, jeździł firmowym autem, przeważnie buickiem. On i Virginia stanowili lojalną, podobnie myślącą parę.

dgcvlhz

John Forbes Nash junior urodził się niemal dokładnie cztery lata po ślubie rodziców, 13 czerwca 1928 roku. Pojawił się na świecie nie w domu, lecz w Bluefield Sanitarium, niewielkim szpitalu przy Bland Street, który już dawno został zamknięty. Poza tym faktem, który również wskazuje, że Nashom dobrze się powodziło, nic nie wiadomo o jego narodzinach. Czy Virginia chorowała zimą na grypę, będąc w ciąży? Czy doszło do jakichś powikłań? Czy podczas porodu konieczne były kleszcze? Infekcja wirusowa w czasie ciąży lub drobny uraz podczas porodu mógłby mieć znacznie dla wyjaśnienia przyczyn jego późniejszej choroby umysłowej, ale żadne zapiski lub wspomnienia nie pozwalają przypuszczać, że coś takiego miało miejsce. Virginia powiedziała później córce, że urodziła syna bez znieczulenia. Chłopiec ważył trzy i pół kilograma, wydawał się zupełnie zdrowy i niebawem został ochrzczony w kościele episkopalnym naprzeciwko domu Martinów przy Tazewell Street. Otrzymał takie same imiona jak ojciec, ale wszyscy mówili na niego
Johnny.

Był dziwnym chłopcem, samotnym i introwertycznym. Kiedyś powszechnie uważano, że przyczyną schizoidalnej osobowości jest zaniedbanie i porzucenie w dzieciństwie, bo wtedy dziecko bardzo wcześnie rezygnuje z szukania wsparcia i satysfakcji w kontaktach międzyludzkich.18 Johnny Nash z pewnością nie pasował do tego odrzuconego już obecnie poglądu. Jego rodzice, a zwłaszcza matka, kochali go i poświęcali mu dużo czasu. Na podstawie biografii wielu utalentowanych ludzi, którzy w dzieciństwie byli dziwni i wyizolowani, można dojść do wniosku, że dziecko o takim charakterze pod wpływem nacisku dorosłych często wycofuje się jeszcze bardziej do swojego prywatnego świata, a wszelkie wysiłki nakłonienia go do przestrzegania norm spotykają się ze zdecydowany oporem. Podobny efekt mogą spowodować dokuczliwi koledzy. Jednak dzieciństwo Nasha, pod wieloma względami typowe dla dziecka z wykształconej klasy średniej z małego miasteczka, sugeruje, że szczególne cechy jego osobowości miały charakter wrodzony.

Jak wskazuje zachowany w pamięci obraz babci grającej na fortepianie, Johnny Nash spędził znaczną część dzieciństwa nie tylko w towarzystwie uwielbiającej go matki, ale również babki, ciotek, a także młodych kuzynów i kuzynek.19 Z domu przy Highland Street, do którego przeprowadzili się jego rodzice wkrótce po przyjściu na świat syna, można było bez trudu przejść pieszo na Tazewell Street i Virginia nadal spędzała dużo czasu u rodziców, nawet po narodzinach młodszej siostry Johnny’ego Marthy w 1930 roku. Gdy Johnny miał jakieś siedem lat, ciotki uznały go już za dziwacznego mola książkowego. Martha i jej cioteczne rodzeństwo robili papierowe lalki ze starych wycinanek, jeździli na koniach zrobionych z kija, bawili się w dom i w chowanego na “trochę strasznym, ale fajnym” strychu, natomiast Johnny’ego można było zawsze znaleźć w salonie z nosem w książce lub czasopiśmie. W domu, mimo namów matki, unikał kontaktów z dziećmi z sąsiedztwa – wolał siedzieć sam w domu. Jego siostra spędzała prawie cały wolny czas
na basenie, grała w piłkę i strącała dzikie jabłka długimi tyczkami. Johnny bawił się sam modelami samolotów i samochodzikami.

dgcvlhz

Johnny nie był wunderkindem, ale wykazywał dużą inteligencję i ciekawość. Matka, z którą zawsze łączyły go najściślejsze związki, skoncentrowała znaczną część swojej energii na jego edukacji. “Matka była urodzoną nauczycielką – wspomina Martha. – Lubiła czytać i uczyć. Nie była kurą domową”. Virginia nauczyła syna czytać, gdy miał cztery lata, wysłała go do prywatnego przedszkola, postarała się, by przeskoczył pół roku w szkole podstawowej, odrabiała z nim lekcje, a później, gdy chodził do szkoły średniej, zapisała go na zajęcia z angielskiego, matematyki i nauk przyrodniczych w Bluefield College. Mniej widoczna jest rola ojca w kształceniu Johnny’ego. John senior zachowywał większy dystans w kontaktach z dziećmi, ale również zajmował się nimi – na przykład w niedziele zabierał je na wycieczki samochodem, jadąc na inspekcje linii elektrycznych. Co ważniejsze, udzielał synowi odpowiedzi na niekończące się pytania dotyczące elektryczności, geologii, meteorologii, astronomii i innych zagadnień naukowych i
technicznych. Według jednego z sąsiadów, John senior zawsze rozmawiał z dziećmi jak z dorosłymi. “Nigdy nie dał Johnny’emu książeczki do kolorowania. Dawał mu tylko książki naukowe”.

W szkole początkowo bardziej rzucała się w oczy jego niedojrzałość i brak umiejętności społecznych niż zdolności intelektualne. Nauczyciele uznali, że nie realizuje swoich możliwości. Myślał o niebieskich migdałach lub nieustannie gadał, niechętnie również słuchał poleceń, co czasami prowadziło do starć z matką. W czwartej klasie najgorsze stopnie miał z muzyki i matematyki; nauczyciel stwierdził w pisemnej opinii, że Johnny “musi się bardziej starać, więcej uczyć i szanować reguły”. Ołówek trzymał jak patyk, miał koszmarny charakter pisma i wykazywał skłonność do leworęczności, ale ojciec wymagał, by pisał prawą ręką. Virginia skłoniła go zapisania się na kurs dla sekretarek, gdzie nauczył się pisać na maszynie i poprawił charakter pisma. Na zdjęciu z gazety, który Virginia wkleiła do albumu, widać jak siedzi między nastoletnimi dziewczynami, przewracając oczami i demonstrując absolutne znudzenie. Do końca szkoły średniej nauczyciele narzekali na jego bazgroły, zabieranie głosu poza kolejnością,
“monopolizowanie dyskusji w klasie” i niedbałość.

Jego najlepszymi przyjaciółmi okazały się książki. Johnny był najszczęśliwszy, gdy sam się czegoś uczył. Nash wspomina o tym pośrednio w swoim autobiograficznym eseju:

Rodzice kupili mi Ilustrowaną encyklopedię Comptona, z której w dzieciństwie wiele się nauczyłem. W domu, a także u dziadków, było bardzo dużo innych książek mających wartość edukacyjną.

Najlepszą porą dnia był dla niego wieczór, gdy po kolacji ojciec siadał przy swoim biurku w małym pokoiku przy salonie, a Johnny rozkładał się przed radiem, słuchał klasycznej muzyki lub wiadomości, czytał encyklopedie lub stare numery pism “Life” i “Time” i mógł zadawać ojcu pytania.

Wielką namiętnością Johnny’ego było eksperymentowanie. Gdy miał dwanaście lat, jego pokój przypominał laboratorium. Dłubał w odbiornikach radiowych i innych urządzeniach elektrycznych oraz prowadził doświadczenia chemiczne.23 Jeden z sąsiadów zapamiętał, że Johnny tak przerobił telefon, by dzwonił nawet gdy słuchawka nie była odłożona na widełki. Chłopiec nie miał bliskich przyjaciół, ale lubił się popisywać. Któregoś dnia dotknął wielkiego elektromagnesu, by pokazać, że potrafi wytrzymać nawet silny prąd.25 Innym razem, gdy przeczytał, jak Indianie zabezpieczali się przed trującym bluszczem (sumakiem jadowitym), owinął liście bluszczu innymi liśćmi i połknął je w całości na oczach kilku kolegów.

Pewnego popołudnia wybrał się do wesołego miasteczka, które przyjechało do Bluefield. Zobaczył tam tłum dzieci zgromadzonych wokół mężczyzny siedzącego na elektrycznym krześle. Sztukmistrz trzymał w rękach dwa miecze, między którymi przeskakiwały iskry. Gdy rzucił wyzwanie, czy ktoś się odważy zrobić to samo, dwunastoletni Johnny chwycił miecze i powtórzył tę sztuczkę. “To nic wielkiego” – powiedział i wrócił do dzieci. “Jak to zrobiłeś?” – spytał go kolega. “To elektryczność statyczna” – odparł Nash, po czym rozpoczął wykład.

Rodzice Johnny’ego bardzo się martwili, że ich syn nie przejawia typowych dziecinnych zainteresowań i nie ma przyjaciół. Próby “ucywilizowania” chłopca stały się prawdziwą rodzinną obsesją. Niezależnie do tego, czy jego postanowienie życia po swojemu było konsekwencją cech charakteru, czy też wysiłków rodziców, by zmienić jego naturę, Johnny wycofał się do własnego świata. Martha, z którą Johnny nieustannie się kłócił, tak wspomina brata:

Johnny zawsze był inny niż wszyscy. Rodzice o tym wiedzieli. Wiedzieli również, że jest inteligentny. Wszystko chciał robić po swojemu. Mama chciała, żebym robiła dla niego różne rzeczy, żebym wciągała go w swoje towarzystwo, umawiała go z koleżankami. Miała rację, ale ja niezbyt pragnęłam wielkiej ochoty popisywać się swoim dziwnym bratem.

Rodzice równie usilnie dbali o rozwój zachowań społecznych syna, co o jego edukację. Początkowo jeździł na obozy skautów i chodził w niedziele na lekcje religii; później został zapisany do szkoły tańca Floyd Ward oraz do John Aldens Society, organizacji młodzieżowej, której celem było uczenie członków najlepszych manier. Gdy on i Martha byli w szkole średniej, rodzice wymagali, aby bardzo towarzyska córka wciągała brata do swojego kręgu. W czasie letnich wakacji nalegali, by Johnny pracował, między innymi w “Bluefield Gazette”. By załatwić mu pracę, “wstali bardzo wcześnie rano – wspomina Martha. – Uważali, że niezwykle ważne, by Johnny stał się bardziej wszechstronny, zwłaszcza że miał taką mózgownicę. Mama i tata nie chcieli, by siedział cały czas w domu i zajmował się swoimi wynalazkami”.

Johnny nie buntował się otwarcie – posłusznie pojechał na obóz, chodził na lekcje tańca i religii, a później na randki w ciemno, które pod naciskiem matki aranżowała Martha, ale nie zdobył nowych przyjaciół i nie nabrał towarzyskiej ogłady. Sport, chodzenie do kościoła, tańce w klubie, wizyty u rodziny – wszystko, co wielu jego rówieśników uważało za przyjemne rozrywki, dla niego było żmudnymi obowiązkami, które odrywały go od książek i eksperymentów. Gdy klasa dzieliła się na drużyny, jego zawsze wybierano na końcu. Johnny stał na boisku, gryzł trawkę i gapił się w chmury. Martha opisuje, jak mama raz zażądała, by Johnny wybrał się z całą rodziną na kolację w Appalachian Power Company. Syn w końcu poszedł, ale przez cały wieczór, niczym zahipnotyzowany, jeździł windą, która wreszcie się zepsuła, ku wielkiemu zakłopotaniu rodziców. Podczas letnich prac zarobkowych też znajdował sposoby, by się zabawić. Jeden z jego kolegów zapamiętał, że Nash zniknął ze swojego stanowiska w Bluefield Supply and Superior
Sterling; w końcu go znaleziono – okazało się, że konstruował skomplikowany system pułapek na myszy.30 Podczas jednej potańcówki wciągnął na parkiet kilka krzeseł ustawionych jedno na drugim i tańczył z nimi zamiast z partnerką.

Virginia prowadziła kronikę życia i osiągnięć swoich dzieci. Można w niej znaleźć wyblakłą i pożółkłą stronę z gazety z esejem niejakiego Angelo Patriego. Liczne podkreślenia Virginii wymownie ilustrują jej nadzieje i obawy:

Na osobowość człowieka składają się liczne cechy i osobliwości. Tłumienie ich, przestrzeganie zegara, kalendarza i dogmatów do tego stopnia, że indywidualność ginie w ogólnej szarości, to zaprzeczanie naszemu dziedzictwu... Wspaniałej bujności życia nie można posiąść przestrzegając reguł ustanowionych przez innych ludzi. To prawda, że wszyscy czujemy głód i pragnienie, ale dotyczą one różnych rzeczy, w różnych okresach i na różne sposoby... Wybierz swój plan i realizuj go, aż osiągniesz szczyt, swój własny szczyt. Inaczej będziesz siedział w przedsionku i słuchał, jak grają inni, ale nigdy nie zagrasz własnej melodii.

Jak na ironię, pierwszą oznaką matematycznego talentu Johnny’ego były kiepskie stopnie z matematyki, jakie otrzymywał w czwartej klasie. Nauczyciel powiedział Virginii, że syn nie radzi sobie z materiałem, ale dla niej było oczywiste, że on po prostu znajduje własne sposoby rozwiązywania zadań. “Zawsze chciał robić wszystko po swojemu” – zauważyła jego siostra.33 Później ta sytuacja często się powtarzała, zwłaszcza w szkole średniej. Johnny często potrafił wykazać, że długie i żmudne wywody prezentowane przez nauczyciela można zastąpić krótkim, eleganckim rozumowaniem.

Nie ma żadnych dowodów, by wśród jego przodków były osoby utalentowane matematycznie; matematyka nie stanowiła również przedmiotu rodzinnych zainteresowań. Virginia Nash była humanistką, a John senior, choć niewątpliwie interesował się nauką i techniką, nie znał się na abstrakcyjnej matematyce. Nash nie pamięta, by kiedykolwiek rozmawiał z ojcem o swoich matematycznych odkryciach. Według Marthy rozmowy przy rodzinnym stole dotyczyły znaczenia słów, książek, które czytały dzieci, oraz aktualnych zdarzeń.

Nash prawdopodobnie zaraził się bakcylem matematyki, gdy w wieku mniej więcej trzynastu lat przeczytał znakomitą książkę E. T. Bella Men of Mathematics; o tym przeżyciu wspomina w swoim autobiograficznym eseju. Czytając książkę Bella, wydaną w 1937 roku, Nash mógł po raz pierwszy zapoznać się z prawdziwą matematyką, fascynującym i tajemniczym światem symboli, nie mającym nic wspólnego z nudną szkolną arytmetyką i geometrią, czy też z ciekawymi, lecz matematycznie banalnymi obliczeniami, które wykonywał prowadząc eksperymenty chemiczne i elektryczne.

Men of Mathematics to zbiór żywych i, jak się okazuje, nie całkiem ścisłych historycznie szkiców biograficznych.36 Bell, profesor matematyki California Institute of Technology i wielki oryginał, wyznał, że jest zdegustowany “absurdalnym i fałszywym tradycyjnym przedstawianiem matematyka” jako “niechlujnego marzyciela całkowicie pozbawionego zdrowego rozsądku”, dlatego postanowił przekonać czytelników, że matematycy to ludzi niezwykle witalni i nawet skłonni do awanturniczych przygód. Na dowód przytaczał liczne historyjki o cudownych dzieciach, monstrualnie bezdusznych nauczycielach, nędzy, zazdrosnych rywalach, romansach, królewskiej opiece i rozmaitych przypadkach śmierci w młodym wieku, między innymi w pojedynkach. W obronie matematyków posunął się do tego, by rozważyć pytanie: “Ilu wielkich matematyków było zboczeńcami?” Ani jeden. “Niektórzy żyli w celibacie, zwykle z powodu biedy, ale większość była w szczęśliwa w związkach małżeńskich... Spośród omawianych tu postaci tylko życie Pascala mogłoby
zainteresować Freuda”. Książka Bella natychmiast stała się bestsellerem.

Opowieści Bella są nie tylko sympatyczne, ale również intelektualnie pociągające, a to dzięki fascynującym opisom matematycznych problemów, którymi zajmowali się jego bohaterowie w młodości, oraz śmiałemu stwierdzeniu, że te piękne i głębokie problemy mogą rozwiązać amatorzy, czternastoletni chłopcy. Nashowi wpadł w oko esej o Fermacie, jednym z największych matematyków wszystkich czasów, a jednocześnie całkowicie konwencjonalnemu urzędnikowi francuskiemu z XVII wieku, którego życie było “spokojne, pracowite i pozbawione wielkich wydarzeń”. Fermat, obok Newtona i Leibniza, był jednym z twórców rachunku różniczkowego, przyczynił się również do powstania geometrii analitycznej, kojarzonej z nazwiskiem Descartesa, ale jego ulubioną dziedziną była teoria liczb, czyli “arytmetyka wyższa”. Teoria liczb “bada zależności między liczbami naturalnymi, jeden, dwa, trzy... które poznajemy prawie równocześnie z nauką mowy”.

W przypadku Nasha dowód twierdzenia Fermata o liczbach pierwszych, tajemniczych liczbach naturalnych, podzielnych tylko przez jeden i przez samą siebie, był prawdziwym objawieniem. Einstein i Bertrand Russell również opisywali takie objawienia, których doświadczyli w młodym wieku. Einstein wspominał “zachwyt”, jaki wzbudziło w nim pierwsze spotkanie z geometrią Euklidesa w wieku dwunastu lat:

Oto były twierdzenia, na przykład o tym, że trzy wysokości trójkąta przecinają się w jednym punkcie, które – choć bynajmniej nie oczywiste – można udowodnić z taką pewnością, że wszelkie wątpliwości wydają się wykluczone. Jasność i pewność geometrii wywarły na mnie wrażenie, którego nie da się opisać.

Nash nie opisuje, co przeżywał, gdy udało mu się udowodnić twierdzenie Fermata o liczbach pierwszych: jeśli n jest dowolną liczbą naturalną, a p dowolną liczbą pierwszą, to liczba równa n do potęgi (p-1) daje po podzieleniu przez p resztę 1,40* ale odnotował ten fakt w swym autobiograficznym eseju. Nacisk, jaki kładzie Nash na ten konkretny wynik w pierwszym spotkaniu z Fermatem sugeruje, że chwila ta była dla niego tak ważna zarówno z powodu odkrycia i użycia po raz pierwszy swoich zdolności, jak i z powodu poznania nieznanych wcześniej regularności i znaczeń. Podniecenie, w jakie wprawia takie odkrycie, odegrało decydującą rolę w życiu wielu matematyków. Bell opisuje, jak rozwiązanie problemu sformułowanego przez Fermata skłoniło słynnego niemieckiego matematyka Carla Friedricha Gaussa do wyboru właśnie tego zawodu, choć był również bardzo uzdolniony językowo: “To odkrycie... skłoniło go do poświęcenia się matematyce, nie zaś filologii”.

Choć samodzielne znalezienie dowodu twierdzenia Fermata mogłoby każdemu zawrócić w głowie, to doświadczenie nie wystarczyło, by Nash zaczął na serio myśleć o wyborze kariery matematyka. Gdy był uczniem szkoły średniej, chodził również na wykłady z matematyki w Bluefield College. Mimo to jeszcze w ostatniej klasie szkoły średniej, gdy już był bardzo zaawansowany w studiach teorii liczb, nie miał wątpliwości, że pójdzie w ślady ojca i zostanie inżynierem. Dopiero po rozpoczęciu studiów w Carnegie Tech, gdy okazało się, że może pominąć prawie wszystkie wstępne wykłady z matematyki, profesorowie przekonali go, że dla nielicznych wybrańców matematyka może być rozsądnym zawodem.

Gdy 7 grudnia 1941 roku Japończycy zaatakowali Pearl Harbor, amerykańską bazę na Hawajach, Johnny był w pierwszej klasie szkoły średniej. Kilka dni później ojciec udzielił jemu i córce lekcji strzelania z karabinu kalibru dwadzieścia dwa.42 Pojechał z nimi na grzbiet górski, gdzie linia wysokiego napięcia przecinała sosnowy las zasypany śniegiem. Wskazując na leżące poniżej miasto i kłębiące się nad nim ciemne chmury, wyjaśnił im w swój zwykły, poważny i oschły sposób, że Japończycy nie spoczną, póki nie zdobędą tego miasteczka w Zachodniej Wirginii, choć jest ono tak odległe i otoczone górami, ponieważ tylko wysadzając pociągi z węglem mogą złamać amerykańską machinę wojenną.

Karabin kalibru dwadzieścia dwa, powiedział, nadaje się do polowania na wiewiórki. Nie można nim zabić nawet jelenia lub niedźwiedzia, ale jest tak lekki, że mogą go używać nawet kobiety i dzieci. Nie mają zresztą wyboru. Japończycy nie zadowolą się zniszczeniem pociągów. Zniszczą miasto, wymordują cywili, nawet uczniów, takich jak oni. Jeśli nauczą się strzelać, być może uda się im powstrzymać napastnika, uciec i schować się, dopóki armia nie przyjdzie z odsieczą. Wiele lat później John Nash wszędzie dostrzegał ukryte znaki świadczące o nadciąganiu wroga i wierzył, że on i tylko on może ocalić świat; przez długie godziny i dni trząsł się, pocił i nie mógł spać z niepokoju. Tego popołudnia jednak po prostu był szczęśliwy i podniecony, bo dostał do ręki broń.

Jedynym odgłosem wojny, jaki dotarł do Bluefield w Zachodniej Wirginii, był wzmożony stukot pociągów towarowych, wyładowanych węglem z zagłębia Pocahontas – stąd pochodziło czterdzieści procent węgla zużywanego przez przemysł zbrojeniowy. Przez miasto przejeżdżały również pociągi z marynarzami i żołnierzami, młodymi, rumianymi chłopcami z farm z Iowa i Indiany, i z niespokojnymi robotnikami z Pittsburga i Chicago. Wojna wyrwała miasto z drzemki spowodowanej depresją. Wypełniły się magazyny, na ulicach zwiększył się ruch, spekulanci z dnia na dzień zbijali fortuny. Nagle zabrakło rąk do pracy i każdy, kto tylko chciał, mógł znaleźć zajęcie. Nastolatkowie z Bluefield zbierali się na stacji, by oglądać pociągi wojskowe, chodzili na wiece poparcia dla pożyczki wojennej (na jednym z nich pojawiła się Greer Garson). Uczniowie brali udział w akcjach zbierania puszek na złom i wykupywali obligacje wojenne za specjalne książeczki dziesięciocentowych znaczków, które można było kupić w szkole. Wielu chłopców chciało
czym prędzej dorosnąć, by zdążyć się zaciągnąć nim skończy się wojna. Według siostry Johnny i tym razem zachowywał się inaczej. Jego obsesją było wymyślanie różnych szyfrów, złożonych z dziwacznych hieroglifów wyobrażających zwierzęta i ludzi, które czasami ozdabiał biblijnym deklaracjami: “Choć Bogacze są Możni, Pysznią się wspaniałością i majestatem, Nie ma we mnie zawiści”.

Okres dojrzewania nie był łatwy dla przedwcześnie rozwiniętego intelektualnie chłopca, pozbawionego towarzyskich zalet i zainteresowań sportowych, które mogłyby mu pomóc wmieszać się w tłum rówieśników z małego miasteczka. Chłopcy i dziewczęta z Country Club Hill pozwalali mu brać udział w wycieczkach do lasu, penetracji jaskiń i w polowaniach na nietoperze,44 ale jego sposób mówienia, zachowanie, plecak, jaki uparcie nosił – to wszystko wydawało się im dziwaczne.45 “Dokuczali mu bardziej niż innym, po prostu dlatego, że tak się wyróżniał” – powiedział Donald V. Reynolds, który mieszkał naprzeciwko Nashów. “To, co on uważał za eksperymenty, dla nas było wariactwem. Nazywaliśmy go Wielki Mózg”. Kiedyś chłopcy z okolicy sprowokowali go do udziału w pojedynku bokserskim i Johnny mocno oberwał. Był jednak wysoki, silny i odważny, dlatego złośliwe kawały rzadko przybierały postać fizycznej agresji. Johnny rzadko przepuszczał okazję, żeby wykazać, że jest inteligentniejszy, silniejszy i odważniejszy niż inni.

Nuda i kipiąca agresja dorastającego chłopca sprawiały, że on również płatał ludziom kawały, czasami bardzo nieprzyjemne. Robił karykatury kolegów, których nie lubił. Wiele lat później powiedział koledze z MIT, że w młodości “lubił torturować zwierzęta”.48 Kiedyś podłączył kable elektryczne do bujanego fotela i usiłował namówić Marthę, by usiadła. Taki sam kawał zrobił dziecku sąsiadów. Nelson Walker, prezes Izby Handlowej z Bluefield, opowiedział dziennikarzowi następującą historię:

Byłem parę lat młodszy niż Johnny. Pewnego dnia przechodziłem koło jego domu na Country Club Hill. Johnny siedział na schodach. Zawołał mnie i powiedział, żebym dotknął jego rąk. Gdy to zrobiłem, doznałem najsilniejszego wstrząsu elektrycznego w całym moim życiu. W jakiś sposób tak połączył kable i baterie, które ukrył za plecami, że jemu nic się nie stało, a ja dostałem potężnego kopa. On się tylko uśmiechnął, a ja poszedłem dalej.

Czasami kawały kończyły się awanturą. Po niewielkiej eksplozji w szkolnym laboratorium chemicznym Johnny trafił do gabinetu dyrektora.51 Innym razem wraz z paroma kolegami został zatrzymany przez policję za spacery po godzinie policyjnej.

Gdy Johnny miał piętnaście lat, do spółki z dwoma kolegami z tej samej ulicy, Donaldem Reynoldsem i Hermanem Kirchnerem, zaczął eksperymentować ze środkami wybuchowymi własnej produkcji. Zbierali się w piwnicy Kirchnera, którą nazywali swoim “laboratorium”. Robili tam bomby z rur i proch strzelniczy. Skonstruowali nawet działo z kawałka rury i wystrzeliwali różne pociski. Raz udało się im przestrzelić grubą deskę. Pewnego dnia Johnny pojawił się w laboratorium z kolbą i powiedział z podnieceniem, że udało mu się zrobić nitroglicerynę. Donald mu nie uwierzył. “Idź na Crystal Rock i rzuć to z urwiska, to zobaczymy, co się stanie” – powiedział. Nash to zrobił. “Na szczęście – wspomina Reynolds – to nie była nitrogliceryna, bo wysadziłby w powietrze pół wzgórza”. Zabawy zakończyły się tragicznie w styczniu 1944 roku. Herman Kirchner, który był wówczas sam w laboratorium, majstrował kolejną bombę z rury. Nastąpił wybuch i odłamek przeciął mu tętnicę. Herman wykrwawił się na śmierć w karetce pogotowia. Jesienią
rodzice Donalda Reynoldsa wysłali go do szkoły z internatem. Nie wiadomo, czy rodzice Johnny’ego zdawali sobie sprawę z jego udziału w zabawie środkami wybuchowymi, ale i tak było to dla niego dostatecznie silne przeżycie, by uświadomił sobie, jak niebezpieczne były te eksperymenty.

John Nash wyrósł nie mając bliskich przyjaciół. Krytyczne uwagi rodziców na temat swojego zachowania nauczył się odpierać osiągnięciami intelektualnymi, natomiast przed odrzuceniem przez rówieśników bronił się przybierając pancerz obojętności i korzystając z wrodzonej inteligencji, by oddawać ciosy. Julia Robinson, pierwsza kobieta, która została prezesem Amerykańskiego Towarzystwa Matematycznego, stwierdziła w swojej autobiografii, że jej zdaniem wielu matematyków uważało się w dzieciństwie za brzydkie kaczątka, niewarte miłości i niezdolne do nawiązania kontaktu ze zwykłymi dziećmi.54 Widoczne poczucie wyższości Johnny’ego, jego pełne rezerwy zachowanie i przypadki okrucieństwa stanowiły sposób, w jaki sobie radził z niepewnością i samotnością. Wskutek braku normalnych kontaktów z rówieśnikami stracił “wyraźne poczucie swojego miejsca w ludzkiej hierarchii”, dzięki któremu dzieci mające bogatsze kontakty społeczne nie czują się ani nierealistycznie słabe, ani nierealistycznie silne.55 Jeśli nie mógł
uwierzyć, że ktoś go pokocha, to poczucie siły stawało się wystarczającą rekompensatą. Dopóki odnosił sukcesy, jego poczucie własnej wartości było nienaruszone.

Johnny wybrał uświęcony przez czas sposób na wyrwanie się z małomiasteczkowego życia: dobrze się uczył. Za radą i zachętą matki uczęszczał na wykłady w Bluefield College. Bardzo dużo czytał: głównie książki fantastyczne, pisma popularnonaukowe i podręczniki nauk przyrodniczych.56 “Znakomicie rozwiązywał wszystkie zadania – powiedział później jego nauczyciel chemii ze szkoły średniej dziennikarzowi Bluefield Daily Telegraph. – Gdy wypisywałem na tablicy zadanie z chemii, wszyscy uczniowie sięgali po papier i ołówek, ale Johnny siedział nieruchomo. Patrzył na tablicę, a po chwili wstawał i podawał odpowiedź. Liczył wszystko w pamięci. Nigdy nie używał ołówka i papieru”. Te młodzieńcze eksperymenty myślowe miały wpływ na ukształtowanie się jego stylu rozwiązywania matematycznych problemów w przyszłości. Rówieśnicy nabrali do niego szacunku. Wojna sprawiła, że naukowcy stali się bohaterami. Koledzy Johnny’ego z klasy przypuszczali, że on również zostanie słynnym uczonym.

Podczas ostatniego roku nauki w szkole średniej Johnny zaprzyjaźnił się – choć nie była to bliska przyjaźń – z Johnem Williamsem i Johnem Louthanem, synami profesorów z Bluefield College. Razem jeździli do szkoły autobusem, a Johnny pomagał Williamsowi w przekładach z łaciny. “Pociągał nas, był interesujący – wspominał Williams. – Chyba nigdy nie odwiedziliśmy go w domu. To była szkolna znajomość”. Wszyscy trzej ustawicznie manewrowali, by wyrwać się z klasy. Zanim popularność zdobyły testy SAT, werbownicy z college’ów regularnie pojawiali się w szkołach średnich i namawiali uczniów do zdawania egzaminów wstępnych. “Wiele poranków spędziliśmy na zdawaniu tych testów” – powiedział Williams.

Na początku roku, za namową Johnny’ego, założyli się – nikt nie pamięta o ile – że trafią do galerii najlepszych uczniów nie zaglądając ani razu do podręczników. Wszyscy trzej uważali, że są bardzo bystrzy, a jednocześnie gardzili kujonami i faworytami nauczycieli. “Nash nas do tego namówił” – przyznał Williams. Johnny, który w tym czasie regularnie uczęszczał na liczne wykłady w Bluefield College, nigdy nie trafił do galerii: zabrakło mu kilku dziesiątych procenta. Pozostałym dwóm to się udało, ale ledwo przekroczyli minimum.

John senior chciał, by syn zdawał do akademii wojskowej West Point; było to zapewne odbiciem zarówno jego przekonania, że Johnny powinien się rozwijać bardziej wszechstronnie, jak i chęci uniknięcia płacenia czesnego za studia. Ale jak powiedziała Martha, “nawet ja wiedziałam, że to kiepski pomysł”. Niezależnie od rojeń o karierze uczonego, gdy Johnny miał napisać wypracowanie na temat swoich planów na przyszłość, wyznał, że chce zostać inżynierem elektrykiem, tak jak ojciec. Wspólnie z ojcem napisał artykuł o ulepszonej metodzie liczenia naprężenia przewodów elektrycznych, co wymagało wielu pomiarów w terenie. Artykuł został opublikowany w czasopiśmie technicznym. Johnny przystąpił do konkursu George’a Westinghouse’a i wygrał jedno z dziesięciu pełnych stypendiów, o które rywalizowali uczniowie z całego kraju.63 W tym samym roku stypendium zdobył również Lloyd Shapley, syn słynnego astronoma z Harvardu Harlowa Shapleya, co jeszcze bardziej podniosło wartość sukcesu syna w oczach całej rodziny Nashów. Johnny
został przyjęty na studia w Carnegie Institute of Technology. Z powodu wojny wszystkie college realizowały program z przyspieszeniem, przez cały rok, tak aby studia trwały tylko trzy lata. Johnny wyjechał z Bluefield do Pittsburga w połowie czerwca, na kilka tygodni przed paradą z okazji zakończenia wojny w Europie i zwycięstwa nad Hitlerem.

(Opublikowano za zgodą Wydawnictwa Muza S.A.)

dgcvlhz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dgcvlhz

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj