pedagogika. Kobieta epoki wiktoriańskiej. Tożsamość, ciało i medykalizacja
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2013 |
Autorzy | |
Wydawnictwo |
Autorka jako pierwsza z polskich badaczek dziejów nowożytnych, bazując na źródłach anglojęzycznych, odważyła się zmierzyć z trudną i dotąd w nikłym stopniu rozpoznaną w polskiej historiografii problematyką. […] Mogę z satysfakcją stwierdzić, że […] uczyniła to znakomicie. Opiniowana praca stanowi, zgodnie z zasadami badań historycznych, zarówno opis, jak i wyjaśnienie, a przede wszystkim samodzielną, oryginalną interpretację problemu tożsamości i cielesności kobiet w wiktoriańskiej Anglii, ale – jak z badań wynika – nie tylko. Jako podstawę źródłową prezentowanych ustaleń Autorka wykorzystała anglojęzyczne teksty pisane: literaturę piękną, filozoficzną, moralizatorską, poradniki lekarskie, higieniczne, dobrego wychowania, publicystykę, a także ikonografię. Są to źródła nie tylko o bogatej zawartości merytorycznej, ale też różnorodne. […] Autorka swobodnie się nimi posługuje, wychodząc poza opisy na rzecz wyjaśnień i interpretacji. To także świadczy o umiejętnościach stricte naukowych badaczki. […] Opiniowana praca jest wręcz znakomicie osadzona w anglojęzycznej literaturze przedmiotu, co w polskiej historiografii, zajętej przede wszystkim rodzimymi dziejami, nie jest zjawiskiem częstym. Między innymi dlatego książka Agnieszki Gromkowskiej-Melosik będzie w naszej historiografii dziełem wyjątkowym i inspirującym. Z recenzji prof. zw. dr. hab. Krzysztofa Jakubiaka Książka składa się z sześciu rozdziałów. Pierwszy z nich, którego tytuł nawiązuje do obrazu Une leçon clinique à la Salpêtrière, ukazuje związki pomiędzy społecznymi konstrukcjami kobiecości w epoce wiktoriańskiej a medycyną tego okresu. Rozdział drugi poświęcony jest represjonującej roli ideologii i praktyki macierzyństwa, trzeci – równie represywnym i prowadzącym do podporządkowania kobiet wiktoriańskich – dominującym konstrukcjom ciała i seksualności kobiecej. Druga część tytułu rozdziału czwartego dobrze odzwierciedla jego treść – „determinizm biologiczny i intelektualne poddaństwo kobiet”. Z kolei w piątym rozdziale przedstawiam histerię i chlorosis – formy konstruowania patologicznej, „chorobowej” kobiecości w tym okresie. W rozdziale szóstym podejmuję krótką próbę analizy źródeł historycznych oraz uogólnienia wniosków płynących z narracji przeprowadzonych w poszczególnych rozdziałach... Prezentowana książka stanowi zbiór tekstów poświęconych wybranym dyskursom kobiecości w epoce wiktoriańskiej. Wyłaniający się z nich wizerunek kobiety nie pretenduje do miana całościowego czy nawet wielokontekstowego. Jestem świadoma, że epoka wiktoriańska – wyznaczona oficjalnie przez daty narodzin i śmierci królowej Wiktorii (1837–1901) – była wewnętrznie zróżnicowana zarówno w aspekcie czasowym, jak i przestrzenno-geograficznym. Dyskursy kobiecości zmieniały się przez dekady XIX wieku, choć – od razu wyrażę swoje przekonanie – w bardzo niewielkim stopniu na płaszczyźnie społeczno-kulturowych relacji między kobietami i mężczyznami. W pewnym, lecz także małym zakresie można również obserwować odmienności w zależności od tego, czy bierze się pod uwagę Anglię, czy Stany Zjednoczone (względnie – co niekiedy czynię w swoich tekstach – Australię lub nawet Francję, z tym jej historycznym odpowiednikiem epoki wiktoriańskiej, jakim była La Belle Époque). (Nie)akceptowane wersje i warianty kobiecości różniły się natomiast zdecydowanie w odniesieniu do różnych klas czy warstw społecznych, a pozostawały relatywnie stabilne w przypadku kobiet z wyższych klas społecznych, które są obiektem mojego zainteresowania w tej książce. Jestem więc całkowicie świadoma, że obraz, który wyłania się z moich narracji, jest z pewnością przynajmniej do pewnego stopnia jednostronny – zarówno w kontekście doboru analizowanych problemów, jak i grupy społecznej, która była przedmiotem mojego zainteresowania. Nie miałam jednak aspiracji do pokazania całości obrazu...
Numer ISBN | 978-83-7850-513-6 |
Wymiary | 160x235 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 192 |
Język | polski |
Fragment | Patologizacja seksualności kobiecej Nie ulega wątpliwości, że ciało i nieodłącznie z nim związana seksualność stanowią najbardziej oczywiste centrum wytwarzania i nadawania znaczeń kobiecości i męskości. To także na tej płaszczyźnie opisywane przez M. Foucaulta dyscyplinowanie tożsamości znajduje często swoje apogeum. W tym podrozdziale podejmę próbę pokazania, w jaki sposób definiowanie tego, co seksualnie normalne, i tego, co seksualnie patologiczne, pozwalało w epoce wiktoriańskiej na sprawowanie medycznej i społecznej władzy nad kobietami (a także – przynajmniej do pewnego stopnia – nad mężczyznami). Wyjdę od stwierdzenia, że XIX wiek zdaje się – w kontekście kobiecości – epoką bezcielesną. Jedno z popularnych powiedzeń, które obowiązywało do końca XIX wieku, brzmiało: „Przyzwoita dziewczyna ma głowę, dwoje rąk i nic więcej”. Kodeks dobrych manier zakazywał dziewczętom oglądania się nago, nawet w lustrze wody. Produkowano wówczas specjalne proszki do mącenia wody, „aby nie narażać poczucia wstydliwości”. Niemalże do końca XIX wieku posiadanie luster w pomieszczeniach, w których można by ujrzeć własną nagość, było uważane za nieprzyzwoite (w podręczniku dla studentów medycyny z tamtego okresu możemy zobaczyć ilustrację pokazującą dozwolony sposób badania ginekologicznego, podczas którego pacjentka jest całkowicie ubrana, a lekarz odwraca wzrok od własnych rąk, które dokonują eksploracji „grzesznych” okolic ciała). Rodzice, a w szczególności matki, nie szczędziły wysiłków, aby nie dawać córkom dostępu do rzeczywistości, którą dystyngowane klasy postrzegały jako „seksualnie zanieczyszczoną”. Seksualność zdawała się przy tym czaić wszędzie i zakładano, że najprostsze przedmioty mogą wywoływać niemoralne skojarzenia. Dlatego na przykład osłaniano materiałem (przywołujące, jak twierdzono, skojarzenia seksualne) nagie nogi pianina i zakazywano nakładania różu na policzki młodym dziewczętom (ponieważ mogło się to kojarzyć z wypiekami spowodowanymi „niezdrowym pobudzeniem”). W odniesieniu do dziewiętnastowiecznego mężczyzny Norbert Elias przywołuje w tym samym kontekście koszulę nocną. Pisze, że z jednej strony symbolizuje ona „epokę, w której uczucie wstydu i zakłopotania, związane z obnażaniem własnego ciała, tak się zaostrzyło i tak głęboko zapadło w psychikę, że ukrywano całkowicie kształty ciała, nawet w samotności lub najściślejszym gronie rodzinnym”, a z drugiej strony „stanowi [...] znamienny rekwizyt epoki, która nie dba o formę i styl przedmiotów »intymnych«, ponieważ sfera prywatności jest tu szczególnie odseparowana od życia zbiorowego i towarzyskiego [...], to właśnie osobliwe połączenie głęboko zakorzenionego uczucia zakłopotania, poczucia moralności, które przybrało charakter przymusu wewnętrznego”. Trzeba jednak dodać, że druga połowa XIX wieku to narodziny nowego dyskursu seksualnego, zorientowanego zdecydowanie biomedycznie. Biologia i medycyna, a także psychiatria kliniczna, wskazując na etiologię wielu chorób umysłowych, odwoływały się wówczas do sfery seksualnej. Przyczyną zaburzeń psychicznych były – w opinii ówczesnych ekspertów – nadmierna (lub jakakolwiek) aktywność seksualna, względnie jej brak, masturbacja, bezpłodność lub „sprzeniewierzenie się prokreacji”. Światło skierowane na seksualność czyniło ją wówczas coraz bardziej widzialną, choć oficjalnie źródłem tego zainteresowania była troska o moralność (a w praktyce – o ukrycie sfery cielesno-seksualnej w mrokach pruderii). Tak więc w epoce w wiktoriańskiej dominuje taki rodzaj – jak powiedziałby M. Foucault – reżimu seksualności i „nowoczesnego purytanizmu”, w którym „konwenans obyczajowy unika ciała, powściągliwość słów odbarwia wypowiedzi” . Nie oznacza to jednak, powtórzę, że seksualność zostaje zepchnięta pod powierzchnię; wręcz odwrotnie, jest ona drobiazgowo śledzona „w najniklejszych przejawach egzystencji”, „w marzeniach sennych”, „w najmniejszych wybrykach”. Powyższe uwagi odnoszą się w szczególności do seksualności kobiecej, która była – z perspektywy dzisiejszej wiedzy i standardów – represjonowana i marginalizowana. Zgodnie z dominującą ideologią kobietę uważano za istotę niemalże pozbawioną potrzeb seksualnych i seksualnej wrażliwości, co uważano zarówno za normalne i naturalne, jak i społecznie oraz moralnie pożądane. Co prawda nieodłączne pragnienie macierzyństwa było uznawane za wrodzoną cechę kobiety, stanowiło jednak dodatkowy czynnik wzmagający czujność wiktorian, którzy pragnąc za wszelką cenę chronić niewinność i czystość swoich córek, powierzali je kurateli matki. W tym kontekście można zauważyć, że wzniosłe wyobrażenia o cnocie, która opiera się realnie istniejącym pokusom, pozostawały w przypadku kobiet – jak pisze Martha Vicinus – w sferze teorii (dodam, że robiono wszystko, aby młodym kobietom stworzyć rzeczywistość bez pokus). Odpowiadały one natomiast na oczekiwania wiktoriańskich mężczyzn, szukających idealnej małżonki, która była uosobieniem całkowitej seksualnej niewinności (i współżycie małżeńskie traktowała nie jako „zmysłową gratyfikację, ale jako dowód uczuć męża”). Celem socjalizacji dziewcząt były kształtowanie ich „naturalnej” podległości wobec autorytetu mężczyzn i potwierdzanie wrodzonych instynktów macierzyńskich. Młode damy chroniono przed wszelkimi wpływami zewnętrznymi – wobec ich domu rodzinnego – które w jakikolwiek znaczący sposób mogłyby uformować ich charakter czy wolę. W konsekwencji pozostawały one „niezdefiniowane” (dziś powiedzielibyśmy – nijakie); również po to, aby mogły w życiu małżeńskim odpowiadać estetycznym (i seksualnym) gustom oraz potrzebom ówczesnych młodych mężczyzn. J. Ruskin używa w tym kontekście metafory dziewcząt jako kwiatów, które rosną swobodnie: „chłopca można ukształtować w dowolny sposób, tak jak możesz wyrzeźbić skałę [...], ale nie możesz tego zrobić z dziewczyną. Ona rośnie jak kwiat”. Przy czym, jak zauważa M. Vicinus, „wiele z kwiatów, które zostały zerwane, nie wiedziało nic o seksie, z wyjątkiem wiązanych z tą sferą przesądów dotyczących menstruacji”. W konsekwencji małżeństwo często okazywało się pasmem nieszczęść i końcem jakichkolwiek marzeń dla dziewcząt przekonanych o tym, że powinny być czułe, kochające, wierne, a socjalizowanych de facto na osoby infantylne i aseksualne (oraz traktowane zwykle przedmiotowo przez swoich mężów). U podstaw tych dość jasnych założeń odnośnie do seksualności dziewcząt kryła się skomplikowana sieć relacji społecznych, których istotą było sprawowanie władzy nad kobietami. Przekonywano więc kobiety, iż są moralnie lepsze od mężczyzn, a to dlatego, że nie mają nieprzyzwoitego popędu seksualnego. Drugi jednak, zupełnie odmienny kontekst seksualności kobiet wiązany był z powszechnie występującą – jak sądzono wówczas – słabością kobiecej natury, co przynosiło nieustanną groźbę poddania się (jakkolwiek nierealnym) pokusom. Podobne podejście prezentowano również w katolickiej Francji, gdzie podkreślano, że seksualność kobiet „zawsze przynosi nieszczęście”. W krucjatę przeciwko potencjalnemu zepsuciu i rozwiązłości kobiet zaangażował się tam z pełnym przekonaniem Kościół. Jak ujęła to w swoim komentarzu M. Perrot: „Cała maryjna więź społeczna [...] obejmuje dziewczęta siecią praktyk i zakazów mających chronić ich dziewictwo. Pobożność zwalcza świat i bale”. Kobieca seksualność była więc w każdym przypadku postrzegana jako coś niepożądanego, coś, co nie powinno istnieć. Panowało w związku z tym przekonanie, że wszelkie jej przejawy należy marginalizować (poddawano kobietę w tej sferze bezwzględnemu dyscyplinowaniu). Cnotliwa kobieta – jak wierzono – wywierała pozytywny moralny wpływ na dom i rodzinę. Z kolei kobieta, która złamała zasadę prymatu życia rodzinnego, będąc prostytutką, cudzołożnicą czy rozwódką, zagrażała podstawom „gmachu społeczeństwa”. Najbardziej niewybaczalnym grzechem było cudzołóstwo zamężnej kobiety. Twierdzono dramatycznie, że społeczeństwo, które wybaczało taki czyn, było „narażone na zagładę”. Najgorliwszymi strażniczkami moralności kobiet uczyniono same kobiety. One to – w trakcie wychowywania swoich córek, a także w każdym aspekcie swojego życia – przestrzegały takich standardów zachowań moralnych, które wskazywały na brak potrzeb seksualnych. Grundyism stanowił „potężną siłę w służbie obowiązku (ponad pasją) i posłuszeństwa (ponad niezależnością). Wyrażane ze szczególną siłą potępienie kobiet upadłych wynikało zarówno z obowiązujących standardów moralności, jak i z częściowo uświadomionych lęków dotyczących uroku nielegalnych związków pozamałżeńskich. Z kolei ci, którzy nie żyli zgodnie z wymaganymi standardami, byli tak ukształtowani, że odczuwali wyrzuty sumienia”. Punktem odniesienia dla dyscyplinowania seksualności kobiecej był w epoce wiktoriańskiej wspomniany już istniejący wówczas – choć przede wszystkim w sztuce i literaturze – alternatywny typ kobiecości. To nieustannie potencjalnie zagrażająca, przywoływana przez Petera T. Cominosa, kobieta zmysłowa (femina sensualis). Mam wrażenie, że z jednej strony stanowiła ona ów negatyw „wiktoriańskiej kobiecej anielicy”, z drugiej zdawała się „czaić” w każdej kobiecie, po to, aby ujawnić się w chwili pokusy. Pokusa „grzesznego zaspokojenia” była przy tym opisywana jako konflikt między najlepszymi cechami kobiecej natury (przypisywanymi jej duszy) a najniższymi instynktami reprezentowanymi przez ciało, żądzę czy wręcz zwierzęcość. W praktyce oznaczało to walkę moralności i sumienia z seksualnym instynktem wyrażającym się w potencjalnym pożądaniu i zmysłowości. Można więc stwierdzić, że kobieta epoki wiktoriańskiej stanowiła sprzeczny wewnętrznie przykład natury ludzkiej, skonstruowany przez ówczesne dyskursy społeczne; była jednocześnie niewinna i potencjalnie zepsuta. Trwający w jej tożsamości konflikt miał charakter całkowicie nieświadomy u kobiet, u których popęd płciowy był zrepresjonowany, a bardziej świadomy u tych, które swoją seksualność odczuwały. Od delikatnej z założenia kobiety oczekiwano rozwiązania tego konfliktu zgodnie z obowiązującymi normami seksualnymi. Cnotliwe zachowanie stanowiło podstawę relacji i działań społecznych uosabianych przez tak zwaną dystyngowaną rodzinę. Cnotliwość kobiet była gwarantem przetrwania instytucji rodziny, jej trwałości, a w ostatecznej konsekwencji – zachowania istniejącego porządku społecznego opartego na nierównych relacjach płci. Biologiczne funkcje kobiety (a w szczególności macierzyństwo) powodowały, że uznawana ona była w epoce wiktoriańskiej za część natury (podczas gdy mężczyzna uosabiał kulturę). Związek z naturą miał powodować, zdaniem wielu wiktoriańskich komentatorów, że kobieta pozbawiona była typowo męskiej racjonalności i trudno było przewidzieć jej zachowania. Dotyczyło to w szczególności sfery seksualnej, która mogła „wybuchnąć” w każdym momencie, eksponując ową „naturalną biologię” kobiety. W konsekwencji kobietę uznawano za osobę zagrażającą moralności; uważano więc logicznie, że należy ją kontrolować. Warto przytoczyć w tym kontekście obrazowy komentarz A. Corbina odnoszący się do tego problemu: „Sama jej [kobiety] natura nakazuje egzorcyzm. Kobieta, bliska organicznego świata, korzysta z intymnej znajomości mechanizmów życia i śmierci. Ona też, usiłując utożsamiać się z naturą, żyje w stałym zagrożeniu ze strony tych tellurycznych sił, których istnienie przejawia się w przesadnym zachowaniu nimfomanki i histeryczki. Kiedy ta wrząca lawa wyleje się w sposób niekontrolowany, słaba płeć, nienasycona w swoich miłościach, fanatyczna w wierzeniach, zatrważająca niczym szaleniec w swoich gestach, przestaje nad sobą panować”. Istniała zatem w postrzeganiu kobiety wiktoriańskiej fundamentalna sprzeczność: była ona znacznie bardziej „duchowa” niż mężczyzna, jednak jednocześnie pozostawała w „więzieniu swoich zwierzęcych cech”; była bardziej niż on moralna, jednak „pozbawiona kontroli nad swoimi popędami”. Znakomitym przykładem kontrowersji, które nurtowały wiktorian w kwestii kobiecej seksualności, jest obraz Hylas and the Nymphs („Hylas i nimfy”) z 1896 roku autorstwa Johna Williama Waterhouse’a – jednego z najbardziej znanych malarzy brytyjskich, przedstawiciela neoklasycyzmu i prerafaelity. John William Waterhouse, Hylas and the Nymphs (1896) Obraz przedstawia siedem półnagich nimf zanurzonych do pasa w wodzie i młodego mężczyznę, który – zwabiony ich urokiem i namowami – jest o krok od wejścia w toń jeziora. Inspiracją obrazu był mit o wyprawie po złote runo. Jeden z płynących Argonautów – Hylas (towarzysz Heraklesa) – podczas postoju idzie zaczerpnąć wody ze źródła, a tam zwabione jego nadzwyczajną urodą nimfy wynurzają się z wody, aby uwieść młodzieńca. J.W. Waterhouse uchwycił na obrazie moment kobiecego pożądania. Oczy nimf są zwrócone w kierunku chłopca. Jednak to, co za chwilę się rozegra – wciągnięcie do wody i utonięcie – pozostaje niewypowiedziane (atmosfera jest sielankowa i tylko ten, kto zna mit, przeczuwa zbliżającą się tragedię). Postać Hylasa jest zwrócona ku dziewczętom, dlatego nie widzimy wyrazu jego twarzy. Ukryte pozostają emocje, które mu towarzyszą. Zachwyt? Pożądanie? Niepokój? Ciało Hylasa jest więc obiektem seksualnym, wystawionym na pożądliwe spojrzenia kobiet, które są podmiotem rozgrywających się zdarzeń. Obraz jest alegorią utraconej miłości, młodości i zaborczych kobiet, która – jak zauważa Simon Goldhill – była perfekcyjnym tematem dla fin de siècle’u. Pożądanie kobiet jest tu ukazane w sposób marzycielski i paradoksalnie niewinny. Nimfy Waterhouse’a nie są drapieżne ani wyuzdane seksualnie. Przywołują raczej na myśl niewinne, delikatne dziewice – czyste i nieświadome swojej władzy. I właśnie ta czystość jest zwodnicza – zachęca, uspokaja, nie zapowiada tragicznego końca. Nie zapominajmy jednak, że jest to scena uwiedzenia i uprowadzenia. Hylas za chwilę zniknie – nie w odmęcie, szarpany przez krwiożercze syreny, lecz w spokojnej toni, otoczony przez jasnowłose dziewczęta o bladych licach i rozmarzonym wzroku. Mają one w kulturze i literaturze wiktoriańskiej szereg konotacji. Ich mianem określano prostytutki i seksualnie urokliwe kobiety. Ta symbolika jest wzmocniona przez pokrywające staw lilie wodne z gatunku Nymphaea, których płożące się wąsy czepne symbolizują – w malarstwie tego okresu – śmiertelne uwięzienie przez kobiecą seksualność. Odwoływanie się do mitologicznej postaci nimfy jest związane z rozkwitającym w okresie wiktoriańskim dyskursem niebezpiecznej i nieokiełznanej seksualności kobiecej, którą trzeba kontrolować i represjonować. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście pojawienie się medycznej (i na poziomie świadomości potocznej) jednostki chorobowej – nimfomanii – definiowanej jako nieokiełznana żądza seksualna kobiet. Dominujące reprezentacje kobiecości w okresie wiktoriańskim, jak pisze S. Goldhill, „były spolaryzowane wokół opozycyjnych kategorii: dziewicy i dziwki, »anioła w domu« i »syreny na ulicy«”. Nimfy z obrazu Waterhouse’a – jak ujmuje to S. Goldhill – „jednocześnie słodkie i zagrażające”, a także „ujmujące [swoją niewinnością] i niebezpieczne, niepokojąco zamazywały te opozycyjne kategorie”. Sam akt zatonięcia może być interpretowany jako pozbawione racjonalności zanurzenie się w uroku i seksualności femme fatale, która pozbawia mężczyzn kontroli nad sobą i prowadzi do zguby. Wyrazem ambiwalencji wiktorian wobec seksualności i tego, że pruderyjny klimat codzienności wiktoriańskiej miał swoją drugą stronę, dowodzi też obraz znanego niemieckiego malarza F.X. Winterhaltera (portrecisty znamienitych rodów arystokratycznych i królewskich ówczesnej Europy, ulubionego malarza królowej Wiktorii) zatytułowany Florinda. To pełne zmysłowości i nagości płótno stało się w 1852 roku podarunkiem urodzinowym królowej Wiktorii dla męża Alberta. Dzieło przedstawia sielankową scenę – inspirowaną bez wątpienia renesansowym malarstwem – dziewięć dziewcząt przygotowujących się do kąpieli na łonie natury i dwie ubrane służące. Cały obraz jest radosny i przepełniony światłem. W jego centrum umieszczona została tytułowa postać – Florinda – otoczona roznegliżowanymi dziewczętami (z widocznym zarysem bioder, nagimi piersiami i ramionami). Na drugim planie widzimy mężczyznę, który podgląda dziewczęta. Obraz może być odczytywany jako apoteoza piękna kobiecego ciała i zmysłowości. Jednak inspiracją malarza była legenda o Roderyku, ostatnim królu Wizygotów. Według jednej z wersji opowieści miał on podglądać kąpiącą się Florindę (córkę hrabiego Juliana) i – zauroczony jej zmysłową urodą – uwieść ją. Rozgniewany ojciec sprowadził do Hiszpanii wojska muzułmańskie, które najechały na ziemie Roderyka, a ten zginął w tajemniczych okolicznościach. W tej wersji mamy do czynienia nie tylko z toposem kobiety, która swoją urodą ściąga na siebie i zauroczonego nią mężczyznę nieszczęście, lecz także z nagością, która rzuca wyzwanie pruderii. Trzeba jednak pamiętać, że w kulturze wiktoriańskiej istniało rozróżnienie, jak pisze Kenneth Clark, między realną nagością i nagim ciałem jako obiektem sztuki. Ponadto wierzono, że kontakt z dziełem sztuki mógł mieć tylko odpowiednio wykształcony przedstawiciel klas wyższych, który potrafił, dzięki swojemu arystokratycznemu gustowi i wrażliwości, dostrzec jego piękno i przesłanie, które zawiera. Nagie ciało zatem – jak stwierdza K. Clark – nie było „obiektem sztuki, lecz jej formą”, nie stanowiło przy tym „bezpośredniej transkrypcji”, ale było formą idealną. W kulturze wiktoriańskiej artyści „byli zmuszeni odnaleźć sposób oddzielenia piękna od seksualności. Ich wyjściowe próby, aby wyeliminować całkowicie seksualność, przyniosły w rezultacie dzieła wysoce represjonowane. Ku rozczarowaniu cenzorów widownia ciągle znajdowała jednak sposoby, by projektować poczucie erotyzmu nawet w pozornie bardzo zwyczajnych obiektach. Erotyczne cechy dzieł sztuki w subiektywnej percepcji pozwalały, aby każde dzieło wywoływało seksualne pobudzenie, bo przecież najważniejszy jest widz i jego odpowiedź na dzieło, która może zawierać to, co erotyczne”. Nawet z dzisiejszej perspektywy, w której nagie ciało i seksualność zostały całkowicie znaturalizowane w mediach i sztuce, kobiety z obrazu Winterhaltera wydają się zmysłowe i godne pożądania. Można sobie zatem wyobrazić, jakie wrażenie obraz ten mógł wywierać na męskim odbiorcy, zmagającym się zapewne z silnym napięciem między koniecznością adaptacji do surowych norm moralnych, poczuciem estetyki, erotyką oraz czystą przyjemnością percepcji. Franz Xaver Winterhalter, Florinda (1852) Wracając do głównego wątku tej narracji, należy zauważyć, że w psychice i życiu wielu wiktoriańskich kobiet z całą pewnością toczyła się swoista walka między dominującą moralnością a potrzebą zmysłowości. Przy czym przynajmniej pewna nieświadomość tego faktu była zagwarantowana – o czym już wspominałam – przez ideologię niewinności stanowiącą podstawę mechanizmu seksualnej represji. „Niewinność” lub „wrodzona czystość” były jak najbardziej pożądanymi i cenionymi cechami dominującego dyskursu kobiecości; punktem wyjścia konstruowania wiedzy o własnej seksualności, instynktach i pożądaniach, jak również wiedzy o tym, co dobre, i tym, co złe... do większych fargmentów zapraszamy już do książki... |
Recenzja | Autorka jako pierwsza z polskich badaczek dziejów nowożytnych, bazując na źródłach anglojęzycznych, odważyła się zmierzyć z trudną i dotąd w nikłym stopniu rozpoznaną w polskiej historiografii problematyką. […] Mogę z satysfakcją stwierdzić, że […] uczyniła to znakomicie. Opiniowana praca stanowi, zgodnie z zasadami badań historycznych, zarówno opis, jak i wyjaśnienie, a przede wszystkim samodzielną, oryginalną interpretację problemu tożsamości i cielesności kobiet w wiktoriańskiej Anglii, ale – jak z badań wynika – nie tylko. Jako podstawę źródłową prezentowanych ustaleń Autorka wykorzystała anglojęzyczne teksty pisane: literaturę piękną, filozoficzną, moralizatorską, poradniki lekarskie, higieniczne, dobrego wychowania, publicystykę, a także ikonografię. Są to źródła nie tylko o bogatej zawartości merytorycznej, ale też różnorodne. […] Autorka swobodnie się nimi posługuje, wychodząc poza opisy na rzecz wyjaśnień i interpretacji. To także świadczy o umiejętnościach stricte naukowych badaczki. […] Opiniowana praca jest wręcz znakomicie osadzona w anglojęzycznej literaturze przedmiotu, co w polskiej historiografii, zajętej przede wszystkim rodzimymi dziejami, nie jest zjawiskiem częstym. Między innymi dlatego książka Agnieszki Gromkowskiej-Melosik będzie w naszej historiografii dziełem wyjątkowym i inspirującym. Z recenzji prof. zw. dr. hab. Krzysztofa Jakubiaka Agnieszka Gromkowska-Melosik jest uznaną w Polsce autorką publikacji z zakresu socjologii edukacji, pedagogiki i studiów genderowych, niezmiernie żywo zainteresowaną fenomenami społeczno-edukacyjnymi współczesnej rzeczywistości kulturowej. Książka ma niewątpliwie charakter interdyscyplinarny. Napisana jest bardzo kompetentnie i erudycyjnie. Autorka odwołuje się do niezwykle bogatej, reprezentatywnej literatury (choć głównie zagranicznej), trafnie dobranej do poszczególnych zagadnień, a jej narracja jest dobrze osadzona zarówno w teoriach, jak i w praktyce. Agnieszka Gromkowska-Melosik doskonale panuje nad całym zgromadzonym materiałem, umiejętnie poruszając się w obrębie przywoływanych koncepcji i pomiędzy nimi. Nie pozostaje jedynie na poziomie ich rekonstrukcji, ale przechodzi również do poziomu krytycznej refleksji. Analizy są szczegółowe, systematyczne i przekonujące, zarówno w kontekście sposobu narracji, jak i prezentacji poszczególnych ich fragmentów. Wielość cytatów i odwołań, m.in. do tekstów dziewiętnastowiecznych autorów, nie tylko uprawomocnia narracje Autorki, ale również stanowi swoisty materiał źródłowy, umożliwiający własne ich odczytanie. Z recenzji dr hab. Joanny Ostrouch-Kamińskiej, prof. UWM |
Podziel się opinią
Komentarze