Trwa ładowanie...
d2bl827
4 lutego 2020, 08:16

Pedagogiczne zwierzątko. Fenomen niewiedzy

książka
Oceń jako pierwszy:
d2bl827
Pedagogiczne zwierzątko. Fenomen niewiedzy
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Pisząc tę książkę, wielokrotnie zadawałem sobie pytanie: czy nie naruszam granicy pomiędzy przywoływaniem i interpretacją faktów a zwykłym ocenianiem czy osądzaniem innych? Czy nie naruszam ludzkiego prawa do niewiedzy, do niewkładania wysiłku, aby wiedzieć wszystko? Wszak są i tacy, którzy powiedzą, że nigdzie nie jest powiedziane ani zadekretowane, że człowiek ma moralny obowiązek poznawać i nazywać cały otaczający go świat. Otóż jest napisane. Rozwój i poznanie są nakazem biblijnym, poleceniem samego Boga. Dlatego mimo niekiedy zdumiewających wyników prezentowanych badań odległy jestem od ich akceptacji. Przecież sam nie jestem bez winy. Od ponad trzydziestu lat jestem nauczycielem, a przez ćwierć wieku byłem nauczycielem chyba na wszystkich stopniach nauczania. Zatem to być może ja nie byłem w stanie tych ludzi nauczyć, nie umiałem w sposób właściwy przekazać swojej wiedzy, a niewykluczone, że sam jestem zanurzony w bezmiarze niewiedzy. Może wiem tylko nieco więcej niż moi badani, a może po prostu wiem coś innego? Coraz częściej przekonuję się, że do harmonii świata potrzebni są nie tylko geniusze, ale też osoby niedorozwinięte. Potrzebni są nie tylko piękni, ale i szpetni; świat nie może się obyć zarówno bez wiernych, jak i zdrajców. Nie tylko nie znamy, ale też nie umiemy sobie nawet wyobrazić świata idealnego. I tak naprawdę wcale do niego nie tęsknimy. Jeśli okrąg jest tworem doskonałym, nie umiemy go zmienić, i to nie wyzwala w nas twórczych inspiracji. Okrąg jest nudny. Możemy go podziwiać, może nas perfekcyjnością drażnić, ale ku niczemu nie podnieca. Jeden z moich kolegów, artysta grafik, stwierdził, że doskonałość jest nijaka i ociera się o kicz. Tylko niedokończoność, chropowatość, niedomkniętość wyzwalają w nas odruch twórczy. Pancerne, uzbrojone i zaszyfrowane wrota są niczym w porównaniu do wrót lekko uchylonych, do przepuszczającej światło szczeliny w drzwiach czy dziurki od klucza. Niewiedza jest wyzwaniem. Pokłady ludzkiej niewiedzy mogą być dla badacza ciekawsze niż erudycja. Pod jednym wszak warunkiem, że nie będziemy się niewiedzy przyglądać jak dwugłowemu cielęciu, jak zabawnemu karłowi, ale będziemy ją traktować jak odłóg do zaorania i uprawiania. Jak potencjalnie życiodajną ziemię, która – dzisiaj odstraszając czy raniąc bezużytecznością – jutro obsypie nas zbożem i dostatkiem. Tylko tak można przyglądać się ludzkiej niewiedzy. Nie jest ona bowiem ani chorobą, ani przypadłością, ani stanem ducha, ani tym bardziej grzechem. Stanowi zbawienny równoważnik wszelkich encyklopedii i najmądrzejszych traktatów. Ostatnią rzeczą, jaką możemy niewiedzę poczęstować, jest kpina. Nie byłoby filozofów, gdyby nie było głupców. Jestem profesorem tylko dlatego, że istnieje cała rzesza magistrów. Niewiedza jest dynamiczna i rozwija się z taką łatwością, z jaką możemy budować regały, na które jeszcze nie napisano książek, co nie znaczy, że nie powstaną. Wszystko zależy od tego, czy obszary niewiedzy potraktujemy jak miejsce, w którym ma powstać nasz kolejny Rzym. Czy potraktujemy je jak pustynię z gruntu nieprzyjazną i bezużyteczną. Wszystko zależy od tego, jak zechcemy zrozumieć otaczający nas świat i okazje, które nam tworzy. Autor

Pedagogiczne zwierzątko. Fenomen niewiedzy
Numer ISBN

978-83-7850-978-3

Wymiary

235x160

Oprawa

twarda

Liczba stron

92

Język

polski

Fragment

Źródła i trzewia Zakończenie Pojęcie źródła można różnie interpretować. Ostatnio można zauważyć, że zbliża się ono bardziej do sfery poetycko-metaforycznej, tracąc swój pierwotny hydrograficzno- geologiczny sens. Podobny los nieco wcześniej spotkał określenie korzeni. W niniejszej książce rozumienie słowa „źródło” przejąłem od Jana Pawła II, który w Tryptyku Rzymskim napisał: „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd”. Przedstawione powyżej badania i rozważania są swoistą wędrówką pod górę, poszukiwaniem pewnej praprzyczyny, ale wbrew tytułowi tej części nie tropię tu miejsc, z których wypływa pedagogika, lecz wskazuję takie, z których bierze się jej obecny kształt. Może to być poważnym zarzutem metodologicznym, że nie skupiam się na urodzie i charyzmie pedagogiki, lecz uwagę kieruję w stronę szpetniejszych skutków jej niedoskonałości. Stąd też źródła te wydają się pewnym dziwolągiem, gdyż niejako rebours występują nie u początku rzeki, a na jej końcu, bo rzeczywiście opisuję strumień płynący pod własny prąd do zupełnie nowych źródeł. Jakkolwiek surrealistycznie moja myśl brzmi, tak odczuwam to, co zostało tu napisane. Mam poczucie, że wyrzuciłem różowe okulary i tylko nie wiem, czy w ich miejsce ubrałem czarne, czy może nie założyłem żadnych. A zatem nie wiem, czy zasygnalizowane w książce fakty, procesy, wydarzenia są wynikiem mojego szczególnego nastawienia do świata, czy może jego realnym obrazem. Świat bowiem może być zabarwiany przez euforię i optymizm, ale może być też odbarwiony frustracją. Wówczas nie ma źródeł, a są trzewia mniej atrakcyjne i poetyckie niż źródła. I nie da się tu zastosować powiedzenia, że prawda leży pośrodku, bo tak nigdy nie jest. Prawda nie leży na odcinku między plusem a minusem i nie można jej wyznaczać, mierząc odległość od biegunów. Prawda jak bielik wybiera sobie miejsce w sposób niezrozumiały dla obserwatorów i jak bielik w lesie się objawia, ale nie daje się tropić. Mimo podjętych prób nie próbuję zawsze i za wszelką cenę tropić prawdy, lecz wskazuję niekiedy obszary, w których na własną rękę można jej szukać. Zbyt wiele „prawd objawionych” na moich oczach runęło w przepaść fałszu i pomyłki, abym teraz szukał jakiejś jednej, jedynej prawdy. Z moimi doświadczeniami (szkoła, uniwersytet, życie po traumatycznym wypadku) byłoby to zupełną naiwnością. Zauważyłem również, z jakim sceptycyzmem podchodzą odbiorcy do prezentowanych im w różnej materii tez. Stąd też wolę refleksyjne pytanie czytelnika niż jego niechęć do narzucanych prawd. Podobnie jak wolę żywy wykład z patrzeniem w oczy słuchaczom niż pisanie książek. Wprawdzie wykłady jak spektakle teatralne rozpływają się w czasie i w pamięci i pozostają jedynie w formie wrażeń czy bodźców, w mniejszym stopniu w postaci treści. Książka jest natomiast czystym zapisem treści, a jej wymiary: emocjonalny czy duchowy, są głęboko ukryte pod obwolutą. Zdarza się, że jestem zmuszony do czytania swoich książek, chociażby z przyczyn korektorskich. Wydawnictwo wymaga ostatecznej korekty autora, następującej po profesjonalnej pracy redakcyjnej. Ta czynność jest dla mnie prawdziwym cierpieniem. Problemy, które wyłożyłbym w żywym przekazie, zupełnie inaczej zostają zamknięte w sztywne ramy zdań, akapitów i rozdziałów. I w zasadzie tylko bardzo częściowo odzwierciedlają to, co miałem do powiedzenia. Do tego stopnia, że niejednokrotnie budzi się refleksja – czy aby ja to napisałem? A coraz częściej i pytanie – po co? Odpowiedź znalazłem w jednym ze swoich starszych tekstów. Rzadko siebie cytuję, ale tym razem jest to chyba uzasadnione. Wszystko zaczyna się od wiedzy. A może wszystko zaczyna się od uświadomionej niewiedzy? To co wiem, to czemu przypisuję atrybut prawdziwości, może nie być tym, co naprawdę istnieje. W badaniach na rzecz odkrycia istoty twórczości, a także (może przede wszystkim) mechanizmów w niej występujących pewnemu zaniedbaniu uległy rozważania na temat tworzywa, czyli materiału będącego jej przedmiotem. To oznacza, że badawczo jednakowo ważne jest nie tylko to, jak tworzymy, lecz także co i z czego tworzymy. Kojarzenie przebiega na poziomie pewnych konkretów. Możemy kojarzyć te fakty, informacje, struktury, spostrzeżenia, które znamy, które nasz umysł przechowuje, a nie których „w nas” nie ma. Wartość naszych odkryć i twórczych rozwiązań jest zatem warunkowana nie tylko zdolnością do podejmowania wyzwań, talentem w kojarzeniu najodleglejszych elementów i zamiany ich w nową jakość, lecz także zasobami, którymi w tym zakresie dysponujemy. Po prostu wiedzą! Sam mechanizm tworzenia może być zupełnie bezużyteczny bez wiedzy. Najlepszy nawet stolarz, zaopatrzony w najnowocześniejsze maszyny, nie wykona mebla, jeśli nie damy mu materiału. Zatem sama zdolność do dywergencyjnego myślenia nie wystarczy, aby być twórczym. To trochę tak, jak z jednym z polskich królów, o którym mawiano, że znał dziewięć języków obcych i w żadnym nie powiedział nigdy nic sensownego. I o to chyba chodzi w tej książce.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2bl827
d2bl827
d2bl827
d2bl827

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj