Trwa ładowanie...
fragment
29-10-2010 17:48

Patynozielone!

Patynozielone!Źródło: Inne
d158hmj
d158hmj

Co jest wspólną cechą wszystkich seansów w kinie? Zgadnij!
Miał to, obrazy były gotowe. Została tylko jedna rzecz: znaleźć kontrast.
I znalazł go. Sprawa była jasna. Następnego ranka zadzwonił
do Benedikte Vik, by ją zaprosić do kina.
Rozmowa, którą odbyli Geir Brevik i Benedikte Vik, brzmiała następująco:
– Czy to Benedikte Vik? – Tak, a kto mówi? – Cześć, tu Geir
Brevik, dzięki za ostatnie spotkanie. – Nie, to naprawdę ty, Geir? Jak
miło! Tak, dzięki. – Jak leci? – Dobrze, a u ciebie? – Dobrze, dzięki.
(Pauza). Geir: – Tak sobie myślałem, że... tak sobie tylko myślałem,
czy nie chciałabyś się ze mną przejść do kina? – Pewnie, można by
o tym pomyśleć. A na jaki film? I kiedy? – Może jutro? – Jutro, nie jestem
pewna, chwilkę, zaraz sprawdzę. A swoją drogą, o jakim filmie
myślałeś? – W Wietnamie Północnym. – A, ten, tak, słyszałam o nim.
– No, leci w Kawalkadzie, pasuje ci? – Tak, zdaje się, że nie mam
wtedy nic innego na głowie. Może o siódmej? – Tak, fajnie, o siódmej...
przed... Kawalkadą... na Karla Johana... o siódmej. – Okej,
to o siódmej przed Kawalkadą. – To fajnie, trzymaj się. – Cześć.
Ta najzwyklejsza w świecie rozmowa telefoniczna, podobna do
tysięcy innych rozmów telefonicznych między mężczyzną a kobietą,
co jest w niej tak szczególnego? Nie ma nic i właśnie dlatego jest
ona taka ważna. Bo gdy mężczyzna dzwoni do kobiety, to wdaje
się w stereotypową rozmowę, nie może tego uniknąć i popada
w schemat. Gdy mężczyzna podchodzi do telefonu, wystukuje
numer, nasłuchuje szumu w słuchawce, słyszy kliknięcie po drugiej
stronie, kobiecy głos i musi dać mu się poznać, gdy stoi ze
słuchawką w ręce, przy uchu i z nieuniknionym sercem w gardle,
na nieuchronnie miękkich kolanach, z wilgotnymi rękami, pocącym
się nosem i podnieconymi uszami, czekając na jej jasny, dziewczęcy
głos, wówczas daje się wessać „młodości". Jest reżyserowany. Jest
„młodym chłopakiem". Nie może mówić o tym, czego chce, bo
jest „młodym chłopakiem". „Młody chłopak" nie może być bezpośredni
w rozmowie telefonicznej z „młodą dziewczyną", bo to
by znaczyło zerwanie połączenia, małe, karzące KLIK. To rytuał.
Żelazny rytuał, w którym „młody chłopak" i „młoda dziewczyna"
odgrywają idyllę. On wypowiada swoje kwestie, ale to nie są te
kwestie, które oddają to, co chciałby powiedzieć. Nie może mówić
otwarcie, musi posłużyć się językiem zastępczym. Musi ukryć swoje
zachcianki, ubrać je w język kinowych zaproszeń. Mężczyzna jest
wielbicielem, kobieta – obiektem uwielbienia. Ale gdy mężczyzna
wielbi i, szukając kontaktu ze swą ukochaną, dzwoni do niej, staje
się „młodym chłopakiem". Mężczyzna wie, że kobieta wie, iż jest
jej wielbicielem; kobieta wie, że mężczyzna wie, że kobieta wie, iż
jest jej wielbicielem. A mimo to nie może z nią mówić. Nie może
wystąpić otwarcie ze swym uwielbieniem. Musi je ukryć. Jest zmuszony
do roli sekretnego adoratora. A nawet jest nie tyle sekretnym
admiratorem, ile raczej „sekretnym admiratorem". Jest predestynowany
do tego, by zostać zdemaskowany. Jego zamiary są jasne,
wszyscy to wiedzą, mężczyzna („młody chłopak") to wie, kobieta
(„młoda dziewczyna") to wie, jest całkowicie w jej mocy. Kobieta
trzyma wszystkie sznurki w ręku i może z wyszukaną radością
odgrywać rolę, którą jej przypisano: kobiety chimerycznej, skłonnej
do zabawy. Jeśli tylko zechce, może przerwać grę, powiedzieć: „Za
kogo ty mnie uważasz?" i przez to naświetlić, że jego zamiary są
inne, niż wziąć ją do kina. Może też – i to właśnie robi najczęściej
– zaangażować się w grę i rozpatrzyć jego podanie o pójście do
kina w sposób nonszalancko poprawny, mówiąc: Niestety mi to
nie pasuje, może innym razem. A mężczyzna („młody chłopak")
może od biedy znieść odrzucenie propozycji pójścia do kina, ale
przecież nie o kino tu chodzi. Mógłby znieść odmowę, gdyby ujawnił
swoje intencje, ale tego przecież nie może zrobić. A spotkać się
z odmową wobec czegoś, co właściwie chciałoby się powiedzieć,
nie uzyskawszy możliwości, by to zrobić, z odmową, w której nie
wspomniano, co ona w rzeczywistości w sobie mieści – to jest najbardziej
poniżająca forma odtrącenia, groźba, przed którą każdy
mężczyzna drży, kiedy zbliża się do telefonu, aby zadzwonić do
kobiety. O, „schemat młodości". Ten schemat, który wtrąca mężczyznę
w najbardziej niepewne i niedoświadczone pokwitanie,
raz po raz, bez nadziei na to, że kiedykolwiek się z niego wyrwie,
raz po raz, wieczna wędrówka ze straszliwą groźbą poniżenia, za
każdym razem, gdy szuka kontaktu z kobietą. Zmusza się go do roli
wyreżyserowanej w ten sposób, że staje się on przegranym w walce
o władzę. Nigdy kobieta nie jest potężniejsza, nigdy mężczyzna
nie jest bardziej zredukowany, spętany, niż gdy „młody chłopak"
dzwoni do „młodej dziewczyny", bo chce się do niej zbliżyć, chce
znaleźć się tuż przy jej skórze, jej zwierzęcym, wilgotnym wnętrzu,
jej wąskich, jedwabistych ramionach, zbliżyć się do niej i dotknąć
jej zamków błyskawicznych, haftek stanika, tasiemki majtek, by ją
rozebrać do naga, pozwolić opaść ubraniom i doświadczyć jej skóry,
jej twarzy wraz ze skórą, jej ruchów wraz ze skórą, doświadczyć jej,
gdy upadnie jej fasada i zsuną się z niej kostiumy, gdy będzie tak
wolna od maski, jak to tylko możliwe.
Skąd ta gra? Komu mogła ona sprawiać radość? Krył się za nią
starodawny rytuał. W ten sposób młodzi ludzie ziszczali wizję
„młodości". (Geir mógł sobie wyobrazić, z jaką uciechą lektor
Collett wraz z żoną słuchaliby go i obserwowali, gdyby zamiast ze
szkoły dzwonił z ich salonu). Mimo że w tym stuleciu formy kontaktu
między młodymi ludźmi nabierały wciąż większej i większej
swobody, tak, robiły się całkowicie nieformalne, to jednak wzory
istniały równie twardo jak kiedyś. Istniały w drobnych szczegółach,
w prostych zagrywkach międzyludzkich; zmieniały się tylko te
zupełnie zewnętrzne cechy, niemal zdeterminowane przez czas,
a wzory istniały, wzory i role, jako obraz. Obraz nadziei, obraz
młodości. Obraz młodego mężczyzny i młodej kobiety. Powstawały,
by przysłużyć się starcom. To starcy musieli mieć nadzieję, starcy
musieli mieć młodzież, to oni musieli widzieć młodych mężczyzn
gubiących swoje męstwo i odsłaniających się jako młodzi ludzie,
którymi właściwie byli: niepewni, niedoświadczeni, naiwni –
i wzruszająco ostrożni, ostrożni w podchodach do kobiety, której
bliskości pragnęli. I to starcy musieli mieć przed oczami tenże obraz
młodych kobiet, było dla nich niezbędne potwierdzić obraz młodej
dziewczyny, kobiety, która bawi się mężczyzną, dzierży sznurki
w ręku, może grać kokietkę, być kapryśna, okrutna w słodki i wyrachowany
sposób, i nie można jej pociągnąć do odpowiedzialności,
nie można jej zdobyć. Ale dlaczego właśnie ten obraz? Dlaczego
starcy ułożyli swoje gierki w ten sposób, że mężczyzna przegrywał
z kobietą, dlaczego „wzorzec młodości" uk(n)uto tak, że mężczyźnie
niósł z sobą groźbę poniżenia, a młodej dziewczynie – niesłychaną
wolność? Co to za starcze marzenie naznaczyło zależność
między mężczyzną a kobietą? Dlaczego marzenie starców musiało
być obrazem mężczyzny, który tracił kontrolę nad własnym losem
w momencie, gdy spotkał kobietę, dlaczego w spotkanie między
mężczyzną a kobietą wbudowano postanowienie, że mężczyzna
miał spaść z powrotem do czasu dojrzewania, własnego zagubionego,
niepewnego, prymitywnego dojrzewania? I dlaczego „młodą
dziewczynę" w tym starczym marzeniu – które się urzeczywistniało
– przedstawiano jako władczynię? Dlaczego w marzeniu starców
całą władzę oddaje się kobiecie i czemu tej władzy towarzyszy
wymóg, by kobiety grały i pozorowały, żeby ją okazać?
Geir często nad tym rozmyślał, ale nigdy nie znalazł odpowiedzi.
Było coś nieodgadnionego, niepojętego, skrytego i straszliwego na
dnie tych wzorów, które starcy stworzyli po to, żeby młodzi ludzie
pokazywali im obrazy młodości. Coś z zawrotami głowy, lękiem
przed pustą przestrzenią, coś z niczym, coś z tym, że przeciwieństwa
nagle zamieniały się miejscami i funkcjami i uniemożliwiały
się, znosiły się nawzajem, tak że wszystko się rozpadało, coś ze
światem zrobionym z dekoracji, z tym, że rzeczy, ruchy, twarze,
uczucia były dekoracjami – myśli, nad którymi nie miał kontroli,
myśli, których nie precyzował, bał się bowiem, że by tego nie zniósł.
Dlatego doświadczał ambiwalencji, gdy wmuszano w niego „młodość",
ponieważ miał złe przeczucie, że mimo iż go oszukiwano,
zdradzano, unieszkodliwiano, umniejszano, zniewalano, to w tym
obrazie tkwiło coś, co być może było mu niezbędne do działania.
Geir zadzwonił więc do Benedikte, wypowiedział swoje kwestie,
ale tym razem jego podejście do tego, że dzwonił do młodej kobiety,
było inne niż zwykle. Ponieważ odegrał swoją rolę tak, jak ją
odegrał, i stworzył obraz młodzieńca, był „młodym chłopakiem",
a Benedikte, w konsekwencji, „młodą dziewczyną", to nie popadł
w tę rolę. Stosunek, jaki miał do swojej roli, był złożony. Odgrywał

d158hmj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d158hmj