Przyskra wszedł szybkim krokiem w nocny park. Zerwał się przedburzowy wiatr, sypnął w niego pyłem i piaskiem z alei. Zakołysały się z poszumem topole, zaciął gwałtowny deszcz, na północy niebo rozdarła błyskawica. Nie cofnąłby się teraz przed niczym, szedł w burzę. Zbliżał się do tamy, lecz patrzył poza nią.
Nie dojrzał samochodu stojącego na zgaszonych światłach. Wysiadła z niego kobieta. Podbiegła do bariery.
- Nieee! - krzyknęła w jego stronę.
Zatrzymał się, Dopiero teraz usłyszał swój szybki oddech, spostrzegł, że stoi nad przepaścią.
Zdjęła buty i przeszła przez rzekę po krawędzi tamy.
- Co się stało? - spytała z niepokojem, całując go w policzek.
Próbowała położyć jego zwiędnięte dłonie na swoich biodrach. Tylko przez chwilę trzymały się powabnego ciała. Odpadały, a ona chwytała je ponownie i przyklepywała do siebie zimnymi rękami. Wiatr raptownie ustał, zanikł deszcz, burza przeszła bokiem. Przyskra pomyślał, że nawałnica robi koło i niebawem wróci od zachodu i rozsiądzie się w parku, powalając drzewa.
- Nie boisz się … sama … w nocy?
- Niczego się nie boję.
Trzymając go za rękę, poprowadziła do ukrytej w oczeretach łodzi.
- Kobiety boją się ciemności - powiedział ze strachem.
Jednak wsiadł do łodzi, a ona wsunęła szybko wiosła w dulki. Wpłynęli w wąski przesmyk, w szpaler zwartych w pochyleniu olch. Panowała tam nieprzenikniona ciemność. Nie widzieli siebie i świata, słyszeli jedynie delikatny plusk wioseł. Wyobraźnia podsunęła mu niesamowity obraz: oto dryfują w bezkresnej przestrzeni. To wywołało w nim niespodziewaną słabość. Poczuł mdłości, osunął się na burtę.
Przestała wiosłować, wrzuciła z łomotem wiosła do łodzi, przylgnęła do niego.
- Co ci jest?
- Miałem sen - jęknął.
Sunęli po wodzie, nic nie widzieli, czuli tylko swoje ciała.
- Śniło mi się, że umarłem, a ty pochowałaś mnie w parku.
- Dlatego szukałeś mnie?
- Nie. Uciekłem, bo Celina znowu wywołała awanturę, po tym jak opowiedziałem jej sen. Zawsze, gdy to robi, zrywa więzy, a ja tego nie mogę znieść. Nie potrafię żyć w takim stanie.
- Widzisz! A ona potrafi. Teraz zostaniesz ze mną?
Nie odpowiedział. Wpatrywał się w ciemność.
- Rozpadłem się, a potem to samo stało się z ziemią
- zniknąłem!
- Nie wierzysz w Boga?
- Wierzę.
- Więc nie znikniesz.
Czuła, jak wstrząsają nim dreszcze.
- Planeta rozleciała się w drobny pył, wchłonął ją zimny Kosmos.
Łódź uderzyła dziobem o brzeg. Przyskra pociągnął z lubością dłonią po chropowatej korze olchy. Usłyszała to, odepchnęła łódź od drzewa.
- Ale ja przez cały czas snu wiedziałem, że jestem - westchnął z ulgą.
- A ja byłam z tobą?
- Nie. Nie było żadnej kobiety przy mnie. Tylko ja i wszystko.
- Szkoda - zaszczebiotała.
Opanował go lęk, pozwolił się ścisnąć mocniej.