Niezgoda Polski na wpuszczenie jednostek Armii Czerwonej na swoje terytorium stała się dla kremlowskiej propagandy uniwersalnym argumentem o miażdżącej mocy. Na pytanie, po co zawarto pakt z Hitlerem, pada natychmiastowa odpowiedź: przecież Polska odmówiła udostępnienia nam korytarzy! Byliśmy zdecydowani bronić Polski, ale ona nie chciała.
Logika dosłownie zabójcza: wpuść mnie do swojego domu, będę cię bronić. A jak nie wpuścisz, to rozerwę na strzępy.
Towarzysz Woroszyłow, zza którego pleców wystawały wąsy Stalina, ujął tę kwestię następująco: albo państwo polskie wpuszcza Armię Czerwoną na swoje ziemie, albo Armia Czerwona wspólnie z Hitlerem unicestwi państwo polskie.
To typowo mafijny układ: bierzemy waszą restaurację pod ochronę, pod nasze ciepłe skrzydełko. Nie zgadzacie się? Więc weźmiemy na siłę. Albo spalimy.
Oceniając te wydarzenia z perspektywy nowego tysiąclecia, musimy przyznać, że decyzja polskiego rządu o niewpuszczeniu czerwonych na swoje ziemie była niewątpliwie słuszna.
Zacznijmy ze ściśle etycznej strony.
Jeżeli Związek Radziecki zamierzał bronić Polski przed niemiecką agresją, to rozmowy należało prowadzić nie z Wielką Brytanią i Francją, a z Polską. Jeżeli była to kwestia bezpieczeństwa Polski i Związku Radzieckiego, to po co tu Wielka Brytania i Francja?
Wielka Brytania i Francja miały swoje interesy, które mogły z interesami Związku Radzieckiego się pokrywać, a mogły i nie pokrywać. A interesy Polski pod tym względem na sto procent były zgodne z interesami Związku Radzieckiego: nie puścić Rzeszy na wschód!
Tak więc, skoro mówimy o tym, żeby powstrzymać ruch Niemiec na wschód, to najpierw należało Polskę zaprosić do stołu rozmów. Ale na to towarzysz Woroszyłow nie wpadł. Za niego myślał towarzysz Stalin i rozsądził po swojemu: nie zapraszamy Polski, decydujemy o polskim bezpieczeństwie za jej plecami, żądamy odpowiedzi na żywotne dla Polaków kwestie nie od rządu Polski, a od Brytyjczyków i Francuzów. I domagamy się natychmiastowej odpowiedzi!
Po prostu o kwestiach bezpieczeństwa Polski decydowano bez jej udziału, tak jakby Polska nie była niezależnym państwem, jakby Polska już została spisana na straty, jakby nie w Warszawie, a w Paryżu i Londynie powinna rozwiązać się kwestia, czy wpuszczać Armię Czerwoną na polską ziemię, czy nie wpuszczać.
Należy z żalem przyznać, że delegacje Wielkiej Brytanii i Francji zostały skompletowane z nie najmądrzejszych ludzi. Gdy tylko Woroszyłow zapytał o korytarze przez Polskę, przedstawiciele Wielkiej Brytanii i Francji powinni byli natychmiast, zgodnie i stanowczo, odpowiedzieć: nie mamy prawa decydować, nie jesteśmy upoważnieni do dyskusji na ten temat. Ale brytyjscy i francuscy mędrcy wpadli do stalinowskiego potrzasku, dali się wciągnąć do dyskusji.
Kalkulacja Stalina okazała się trafna. Poddawanie pod dyskusję problemu, który dotyczył suwerenności Polski, bez zaproszenia polskiej delegacji na rozmowy, oznaczało celową, otwartą i bezczelną zniewagę dyplomatyczną. Gdyby rząd Polski odpowiedział twierdząco na postawione pytanie, to byłoby to hańbą dla kraju i upokorzeniem dla narodu.
Proszę sobie wyobrazić, że jacyś ludzie za zamkniętymi drzwiami sami decydują, czy wpuszczać do waszego domu obcych czy nie wpuszczać. Was do swojego towarzystwa nie zapraszają. Po uzgodnieniu wychylają się zza drzwi: hej, chłopie, i jak, zgadzasz się?
Wysłałbym takich mądrali do jasnej cholery. I polski rząd zachował się dokładnie w ten sposób. Inaczej postąpić nie mógł i nie miał takiego prawa! W każdej sytuacji zasadnicza polityka jest jedyną słuszną. Polski rząd w tym przypadku wykazał się dużą zasadniczością. Cześć i chwała!
Następne wydarzenia całkowicie potwierdziły słuszność decyzji polskiego rządu. Kilka miesięcy później Estonia, Litwa i Łotwa pozwoliły umieścić na swoim terytorium garnizony Armii Czerwonej. Jasne, że umieszczono te jednostki w celu „zapewnienia bezpieczeństwa przed niemiecką agresją”. Żadnego bezpieczeństwa krajom nadbałtyckim Armia Czerwona zapewnić nie mogła. Latem 1941 roku Hitler wyrzucił radzieckich „obrońców” z krajów nadbałtyckich w ciągu kilku tygodni.
Ale takie „zapewnienie bezpieczeństwa” już latem 1940 roku skończyło się „powstaniem mas ludowych”, obaleniem legalnych rządów, „dobrowolnym przyłączeniem się do rodziny bratnich narodów”, kolektywizacją, masową zagładą ludności i okupacją, którą planowano po wsze czasy.
Gdyby w 1939 roku rząd Polski zgodził się wpuścić Armię Czerwoną na swoje terytorium, to po bardzo krótkim czasie w Warszawie doszłoby do „rewolucji socjalistycznej”.