Kat wszedł do swojego warsztatu, dzierżąc pod pachą księgę. Wciągnął w nozdrza miłą woń trocin. Rysunki machin niemieckich mistrzów były fascynujące. Zacznie od budowy skrętnicy... W loszku pod dawnym pałacem biskupim jest kilku więźniów, będzie surowiec do przeprowadzenia pouczających eksperymentów. Zastanawiał się, jakiego drewna użyć. Dębiny czy tańszego buku? A może lepsze będą grabowe beleczki? Nieoczekiwanie jakaś potężna siła obaliła go na kolana.
Doszedł do siebie, gdy ktoś chlusnął mu w twarz nocnik pełen starego moczu.
- Hyy... - Spróbował wciągnąć powietrze.
- Zastanawiasz się pewnie, co ci się przytrafiło? - usłyszał skądś zza głowy. - Nie męcz się. Masz we łbie za dużo siana, żeby zgadnąć. Zaraz cię oświecę. Natychmiast rozpoznał ten głos! Co ta suczka... Skąd ona się tu, u diabła, wzięła?!
- W moich stronach za gwałt stosuje się karę śmierci. Zaś gwałt na szlachciance karany jest oczywiście jeszcze surowiej. Dawne prawa naszego ludu przewidywały za to wbicie na pal, rwanie końmi lub ćwiartowanie. Ciało nie chciało go słuchać. Nogi miał zupełnie bezwładne, a ręce... Ręce przywiązano mu rzemieniami do pasa! Z potwornym wysiłkiem przekrzywił głowę. Teraz ją widział. Jej oczy lśniły zimno jak u prawdziwej wilczycy.
- Potem prawo trochę złagodniało. Oczywiście jako przedstawiciel rzemiosła katowskiego sam rozumiesz, że cios obuszkiem w łeb nie jest odpowiednim sposobem wykonania egzekucji, nawet w przypadku takiego oprycha jak ty.
Teraz spostrzegł w jej dłoni ten dziwaczny młotek na długim trzonku. Uderzyła go w plecy. Gdzie? Ból wskazuje, że gdzieś tuż nad kością krzyżową. Ugodziła go w kręgosłup... To dlatego nie ma czucia w nogach. To dlatego ledwo może poruszyć łokciami. Strzaskała? Nie... Chyba nie. Parę dni, a może i miesięcy minie, ale powinien odzyskać władzę w nogach. Uczepił się tej nadziei.