Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 09:59

Odpowiedź

OdpowiedźŹródło: Inne
d4bfuaj
d4bfuaj

Pudełko – historia Johna

Pewnego wtorkowego poranka w maju 2000 roku mój syn Keenan i ja otworzyliśmy kartonowe pudełko, które pozostawało zamknięte przez pięć lat. To, co znaleźliśmy w środku, na zawsze zmieniło moje życie.
Nie miałem pojęcia, że to nastąpi: właściwie nie wiedziałem nawet, co zobaczymy, kiedy podniesiemy pokrywę. Minęło w końcu pięć lat, w ciągu których sporo podróżowaliśmy i wiele się zmieniło.
Swoją karierę w biznesie rozpocząłem dwadzieścia lat temu, jako młody agent nieruchomości, wprost po szkole. Moje marzenia o zawodowym koszykarstwie pożegnałem dawno temu i nie wiedziałem, co mam robić ze swoim życiem. Nieruchomości były jedyną dziedziną, w jakiej się widziałem, jeśli miałem uciec przed pracą w lokalnym sklepiku spożywczym, i tak, 20 czerwca 1980 roku dziewiętnastoletni chłopak zdał egzamin i stał się licencjonowanym agentem nieruchomości. Przez kilka kolejnych miesięcy na seminariach i warsztatach poznawałem dziwnie brzmiące techniki rozwoju osobistego i wytyczania celu w życiu, które nazywano „afirmacjami” i „wizualizacją”.
Uświadamiałem sobie wartość tych praktyk na długo przedtem, zanim otrzymały swoją nazwę. Jako nastolatek, bardziej niż kimkolwiek innym chciałem zostać wielką gwiazdą koszykówki. W istocie tak bardzo pragnąłem odnieść sukces, że nieustannie wyobrażałem sobie, jak zdobywam puchary, wrzucając decydującą piłkę w ostatniej chwili. Przeglądałem ten film w głowie raz po raz, zanim jeszcze nawet wyszedłem na boisko. Dosłownie zasypiałem z piłką do koszykówki w zasięgu ręki i do dnia, w którym uległem wypadkowi, byłem napastnikiem. Teraz jednak zwycięstwo na boisku nie wchodziło w grę. Najważniejsza była wygrana w biznesie.
Zacząłem obserwować, co robią najaktywniejsi pracownicy w moim biurze, obserwowałem ich jak sęp, słuchałem, jak rozmawiają przez telefon, nawet siedziałem z nimi na spotkaniach, żeby tylko dokładnie usłyszeć, co mówią i jak to mówią. Zacząłem pożerać książki, pochłaniać wszystko, co wpadło mi w ręce, a co mogło ofiarować mi jakieś wskazówki, jak dalej prowadzić nową karierę zawodową. Słuchałem taśm i oglądałem programy na żywo – jeden z nich był prowadzony przez człowieka, który później stał się dla mnie przyjacielem, mentorem i partnerem w biznesie. Nazywał się Bob Proctor.
Na początku lat sześćdziesiątych Bob przeprowadził się z rodzinnego Toronto do Chicago, by współpracować z człowiekiem nazwiskiem Earl Nightingale, który dziesięć lat wcześniej wylansował przemysł rozwoju personalnego. Słynna audycja radiowa Nightingale’a, „The Strangest Secret”, była pierwszą płytą poza muzyką popularną, która sprzedała się w milionach egzemplarzy. Earl Nightingale z kolei poznał swoją filozofię od Napoleona Hilla, autora, którego prawdopodobnie najlepiej znaną książką w całej literaturze sukcesu jest Think and Grow Rich.
Od Napoleona Hilla, poprzez Earla Nightingale’a po Boba Proctora, we wszystkich wykładach przewijał się jeden temat: tajemnica naszych sukcesów zawiera się w kontroli umysłu. Jedynym ograniczeniem naszych dokonań, jak twierdzili wykładowcy, są ramy, jakie sami sobie narzucamy ograniczonym myśleniem. To, co mówili, było dla mnie absolutnie rozsądne; nie wiedziałem dlaczego działa, ani jak, ale prawdziwość tego stwierdzenia wydawała się oczywista.
Wkrótce sam całkiem poważnie zająłem się spisywaniem moich celów (właściwie do dzisiaj mam egzemplarz starannie wypisanych celów z lata 1982 roku). Zacząłem spisywać afirmacje i żywe opisy sukcesów, jakie chciałem odnieść, karmiąc podświadomość nowymi obrazami, odgrywając w myślach nowe sceny – filmy o moim tryumfie wielkiego przedsiębiorcy.
Tego roku, pierwszego w handlu nieruchomościami, zarobiłem około 30 000 $. Pomyślałem, że to nieźle jak na dwadzieścia lat. W ciągu drugiego roku moje zarobki wyniosły 150 000 $. Stawianie sobie celów, wizualizacja i powtarzanie afirmacji – to wszystko zaczęło działać! Po drugim roku zdecydowałem, że czas odpocząć, aby dokonać inwentaryzacji i rozszerzyć horyzonty. Zgromadziłem zarobione pieniądze i ruszyłem w podróż dookoła świata. Moja podróż ostatecznie trwała ponad rok, zwiedziłem bowiem cały glob, ucząc się innych kultur i światopoglądów oraz nabierając nowego spojrzenia na to, co jest możliwe, a co nie. Pod koniec roku 1984 wróciłem do Toronto i do pracy w moim biurze nieruchomości... ale było widać, że nie zagrzeję tam miejsca. Potrzebowałem wiedzieć więcej, robić więcej i być kimś więcej.
Kilka lat później, w roku 1986, Walter Schneider i Frank Pozler, dwaj właściciele praw do gigantycznej agencji nieruchomości RE/MAX na wschodnią Kanadę, przekazali mi informację, że udostępniono prawa do subfranchisingu RE/MAX dla stanu Indiana. (Dzisiaj Walter i Frank są jednymi z najlepszych subfranchiserów na świecie). Widzieli, że aż mnie nosi, żeby się rozwijać, więc zdecydowali się zaoferować mi partnerstwo, jeśli przeprowadzę się do Indiany, by tam rozwijać działalność.
„John, czy chciałbyś przeprowadzić się do Indiany?” – zapytali.
„Oczywiście” – odparłem. „Kiedy mam jechać?”. Po chwili dodałem: „A w ogóle gdzie to jest?”.
Nawet nie dosłyszałem, że chodzi o Indianę. Usłyszałem tylko „Czy chciałbyś się przeprowadzić?” i wiedziałem, że właśnie dostałem ofertę, której nie wolno mi odrzucić. W pierwszym moim tygodniu w Indianie pojawił się u nas reporter z „Indianapolis Business Journal”, aby poznać nasze plany.
„Za pięć lat” – powiedziałem – „będziemy największą agencją nieruchomości w Indianie. Osiągniemy obroty rzędu miliarda dolarów w nieruchomościach”.
Reporter zapisał to starannie i niedbałym tonem zapytał:
„A rozmawialiście już z...” – i tu wyrzucił z siebie nazwiska głównych udziałowców w największej agencji nieruchomości w okolicy.
„Dlaczego?” – zapytałem ostrożnie.
Uśmiechnął się szeroko.
„Sądzę, że pan już o tym wie, ale ich firma znajduje się na tym rynku od prawie osiemdziesięciu lat i kontrolują siedemdziesiąt procent rynku nieruchomości w tej okolicy”. Nie miałem o tym pojęcia. Nigdy nawet nie słyszałem o ludziach, których wymienił. Nie wiedziałem nic o handlu nieruchomościami w Indianie i właściwie nie wiedziałem też nic o tym, jak prowadzić nową działalność, a co dopiero, jak ją prowadzić, aby wygenerować taką ogromną sprzedaż. I do tego w obliczu dominującej, doskonale okopanej na pozycjach konkurencji.
Reporter się zaśmiał. Czułem, że najwyraźniej zabrnąłem tak daleko, że mogę się już nigdy z tego nie pozbierać. Oczywiście, kilka dni później w gazecie ukazało się moje zdjęcie z artykułem opatrzonym wielkim tytułem „Miliard obrotów w ciągu pięciu lat”. Stałem się pośmiewiskiem miasta.
Do momentu, kiedy pięć lat później moja firma wygenerowała 1,2 miliarda sprzedaży rocznie.
Wizualizacja i afirmacje naprawdę działały! Wciąż pozostawało dla mnie tajemnicą, dlaczego i jak, ale kogo to obchodziło? Po prostu działały!
W roku 1995 zacząłem przygotowywać coś, co moi nauczyciele nazywali „tablicami wizji”, wycinając obrazki, przedstawiające moje cele i marzenia, które chciałem zrealizować, i przyklejając je na tablicach korkowych – zasada polegała na codziennym przypominaniu mi, jaki kierunek ma przyjąć moje życie. Jeszcze nie rozumiałem w pełni znaczenia tego ćwiczenia, ale wkrótce miało się to zmienić.
Tymczasem od dziesięciu lat prowadziłem region RE/MAX, rozwijając go w ponad siedemdziesiąt pięć biur i tysiąc pracowników. Znów zaczęło mnie nosić; nadszedł czas, aby poszukać większych i nowych możliwości. Zatrudniłem i przeszkoliłem zastępcę, zebrałem i zmagazynowałem swoje manatki, po czym opuściłem Indianę i ruszyłem z powrotem do Kanady.
W ciągu kolejnych lat jeździłem wraz z całą rodziną tu i tam, poszukując kolejnych, nowych możliwości. Zainwestowałem w kilka spółek, kilku innym służyłem konsultacjami, ale wciąż jeździliśmy i szukaliśmy. Pod koniec 1998 roku przyjaciel, niejaki Len McCurdy zaprosił mnie do San Francisco, żebym przyjrzał się czemuś, co stworzył jego syn wraz z przyjacielem, Howardem.
„Ten program jest zdumiewający” – powiedział Len. „Pozwala na przeprowadzenie wirtualnej wycieczki po samochodzie czy hotelu w Internecie, niczego nie instalując i bez żadnych wtyczek. Musisz to zobaczyć”.
Podziwiałem Lena i wiedziałem, że praca z nim da mi niespotykaną okazję do nauki i rozwoju. Jego ostatnia spółka była warta fortunę, zanim Len sprzedał ją IBM. Poleciałem do San Francisco i nie trzeba było wielkiej wyobraźni, by się zorientować, że aplikacja online, którą opracowali Ken i Howard, może mieć fantastyczne zastosowanie w handlu nieruchomościami, sprzedaży samochodów, reklamie pokoi hotelowych i różnych innych terenów. Len zaproponował mi stanowisko wiceprezesa do spraw sprzedaży i marketingu nowej firmy. Przyjąłem to stanowisko bez wahania. A potem powiedział coś, czym mnie zaskoczył:
„Hej, dlaczego by nie wyjść z tym do ludzi? Może już na jesieni?”.
Chciał przeprowadzić IPO (pierwsza oferta publiczna akcji) w ciągu dziewięciu miesięcy. Nawet w tych szalonych czasach boomu komputerowego cel wydawał się mocno wyśrubowany. Ale Len wiedział, jak osiągać nieosiągalne, czytał te same książki i uczył się u tych samych ludzi co ja i wiedział, że jesteśmy krępowani wyłącznie przez ograniczenia, jakie sami na siebie nakładamy.
Odetchnąłem głęboko i odparłem „Jasne, zróbmy to!”. Przenieśliśmy się z Vancouver do Los Angeles i następny rok spędziłem na podróżach w tę i z powrotem pomiędzy L.A. a San Francisco. Wraz z kolegami założyliśmy nową spółkę w 1999, po czym dziewięć miesięcy później wydaliśmy z powodzeniem IPO w NASDAQ (National Association of Securities Dealers Automated Quotations – pozagiełdowy, regulowany rynek akcji w Stanach Zjednoczonych), a następnie dokonaliśmy równorzędnej fuzji z inną spółką, co dało naszemu nowemu przedsięwzięciu wartość rynkową 2,5 miliarda $.
Ta szalona przygoda miała trzy skutki: dała mi najbardziej przekonujący dowód potęgi naszych myśli, jaki zdarzyło mi się widzieć. Pozostawiła mnie w sytuacji finansowej pozwalającej na emeryturę w dowolnej chwili. I po raz kolejny zapragnąłem przeprowadzić się w poszukiwaniu nowych horyzontów. Nie byłem jeszcze pewien, co to za horyzonty, ale nie miałem najmniejszych wątpliwości, gdzie chciałbym mieszkać, gdy będę za nimi gonił – w San Diego.
Od prawie dwudziestu lat marzyłem o tym, aby zamieszkać w San Diego. Dawno temu, w roku 1982, podróżując dookoła świata, zatrzymałem się raz w San Diego i powiedziałem sobie: „Pewnego dnia, kiedy będę mógł sobie pozwolić na to, by zamieszkać, gdziekolwiek zechcę, zamieszkam tutaj”.
A teraz, na początku roku 2000, moja rodzina i ja wynajęliśmy domek na obrzeżach San Diego i zaczęliśmy szukać stałej rezydencji. W kwietniu udało nam się znaleźć wspaniałą posiadłość i posłaliśmy po nasze rzeczy, które od wielu lat czekały na nas w magazynie w Indianie.
Kilka tygodni później wszystkie moje meble były już na miejscu, wraz z dziesiątkami pudeł. Zatem, pewnego wtorku, siedziałem sobie wczesnego pięknego majowego poranka w gabinecie, w moim nowym domu, otoczony wciąż pozamykanymi skrzynkami i przeglądałem zaległe e-maile. Mój sześcioletni syn, Keenan, siedział na kartonie obok drzwi, machając nogami i kopiąc pudełko.
„Synku” – powiedziałem – „próbuję się skupić na tym co robię, czy możesz przestać stukać nogami? To mnie rozprasza”.
„Co jest w pudełku, tato?” – zapytał, nie przestając kopać.
Spojrzałem na napis, wykonany Magic Markerem.
„To moje tablice wizji z Indiany. Pamiętasz Indianę?”. – Keenan był niemowlakiem, kiedy pakowałem te pudełka.
„Co to jest tablica wizji?”.
Wyjaśniłem, najlepiej jak umiałem, że to coś, co się robi z obrazków przedmiotów, które chce się osiągnąć lub dostać w życiu bądź w pracy.
„A po co to robisz?”.
Miałem ochotę odpowiedzieć: „Bo tak”, aby zamknąć temat i wrócić do poczty elektronicznej, ale jedno spojrzenie na Keenana, który najwyraźniej świetnie się bawił, po prostu siedząc w naszym nowym domu, sprawiło, że zmieniłem zdanie.
Jako dziecko obiecywałem sobie, że kiedy będę dość duży (i oczywiście dość dojrzały) aby mieć własne dzieci, nigdy nie powiem im „Bo tak”. Przeciąłem zatem taśmę, otwarłem karton i wyjąłem pierwszą tablicę. Był to obrazek przedstawiający mercedesa, którego wtedy chciałem mieć, a którego od tamtej pory zdążyłem już kupić, pojeździć nim, nacieszyć się i sprzedać. Było tam zdjęcie eleganckiego zegarka na rękę, a obok niego pary butów z aligatora. Przez chwilę przyglądałem się obrazkom, pogrążony we wspomnieniach, a potem wyjąłem drugą tablicę – naszym oczom ukazała się fotografia przedstawiająca ogromny, wspaniały, imponujący dom.
Pierwszą moją myślą było „Hej, jak to się tutaj znalazło?”. Widocznie broszura z opisem nieruchomości wpadła do pudełka, kiedy je pakowaliśmy... ale jak to możliwe? To pudełko nie było otwierane od lat! Gapiłem się na dom na obrazku. To nie był folder. Obrazek został przyklejony do tablicy, stanowił jej część.
Wtedy zacząłem płakać.
Na mojej tablicy wizji znajdował się obrazek, który wyciąłem pięć lat temu ze starego egzemplarza magazynu „Dream Homes”. Był to niezwykły dom, położony na sześciu akrach, ze 188 oknami, 320 drzewkami pomarańczowymi, 2 drzewkami cytrynowymi i wielu innymi szczególnymi zaletami. Nie można się było pomylić. To było zdjęcie domu, w którym teraz siedzieliśmy. Nie podobnego. Dokładnie tego domu.
Kiedy wycinałem obrazek z tego magazynu, nawet nie wiedziałem, gdzie ten dom się znajduje, ani ile kosztuje. Był to tylko obrazek z czasopisma.
Moje myśli pędziły jak szalone. Jakie były szanse, że kupię akurat ten dom? Jak miałbym bodaj zacząć obliczać prawdopodobieństwo?
I nagle zrozumiałem, co chcę zrobić z moim życiem.


Jeśli widzieliście film „Sekret”, to słyszeliście, jak opisuję tę scenę. W „Sekrecie” nie mieliśmy jednak możliwości opisania tego, co działo się później. Wydarzenie to stało się punktem zwrotnym w moim życiu i objawieniem, które od tamtej pory pokierowało całym moim życiem i stało się podwaliną dla powstania książki, którą teraz trzymacie w ręku. Przez dwadzieścia lat angażowałem się w ostrożne, uparte praktykowanie afirmacji, stawiania sobie wyraźnych celów, wizualizacji i medytacji i miałem wiele dowodów na to, że te metody są skuteczne. Nigdy jednak nie zastanawiałem się nad tym, jak działają, i nigdy mnie to nie obchodziło. Teraz musiałem się dowiedzieć.
W roku 2000 po prostu przeszedłem na emeryturę i nie miałem w danej chwili żadnego ważnego zajęcia – ani perspektyw na nie w najbliższej przyszłości, ani też palącej potrzeby rozpoczęcia jakiegokolwiek projektu. Byłem w tym niezwykle szczęśliwym położeniu, o którym, jak sądzę, marzy każdy czytelnik tej książki: całkowitej swobody finansowej. Nie musiałem pracować.
A zatem to stało się moją pracą. Paląca potrzeba dowiedzenia się, w jaki sposób mój dom znalazł się w tamtym kartonowym pudełku stała się moim pełnoetatowym zajęciem. Zacząłem od sporządzenia listy najlepszych naukowców z każdej dziedziny, która wydawała się związana z tymi poszukiwaniami, po czym czytałem wszystko, co napisali. Wkrótce latałem po całym kraju, by wysłuchiwać ich wykładów, a nawet rozmawiałem z nimi przez telefon. W ciągu kolejnych miesięcy i lat rozmawiałem z najtęższymi i najświatlejszymi umysłami fizyki kwantowej, neurologii, filozofii i dziesiątków podobnych dziedzin. To, co usłyszałem, rozsadziło mi mózg. Wiedziałem już, dlaczego udawało mi się tworzyć jedną po drugiej prosperujące spółki – a nawet to, jakim cudem zamieszkałem w wymarzonym domu, który czekał na mnie w kartonowym pudle.
Kilka następnych rozdziałów zaprowadzi i Ciebie do wnętrza tego pudła, abym mógł podzielić się z Tobą pewnymi zdumiewającymi sekretami, jakie ujawnili nam naukowcy.


5.

d4bfuaj

Jak zmienić umysł

Jeśli nie liczyć faktu, że jest główną solistką w chórku szkolnym, dziewczyna na scenie wydaje się najzwyklejszą szesnastolatką. Przez cały koncert Beth uważnie obserwuje dyrygenta, w napięciu wychwytując jego każdy ruch i gest. Ma miły głos, a jej uważna obserwacja prowadzącego, powiązana z wrodzoną muzykalnością, sprawia, że muzyka brzmi rzeczywiście pięknie. Ale nie tylko dzięki jej zmysłowi muzycznemu Beth jest wyjątkowa. Może wydawać się zwykłą szesnastolatką, ale jest w niej coś, co sprawia, że różni się od innych dziewcząt w chórze.
Beth jest niewidoma. Ściślej mówiąc, jest niewidoma od urodzenia.
Naturalnie, każdy zacznie się zastanawiać, w jaki sposób Beth jest w stanie tak uważnie obserwować dyrygenta? Obserwuje go za pomocą języka.
Beth nosi urządzenie zaprojektowanie przez świętej pamięci Paula Bach-y-Ritę, neurologa z Uniwersytetu Wisconsin w Madison, który większość swojej pracy poświęcił badaniu i udowodnieniu, że wszystkie zmysły są równoprawne. Nie tylko równoprawne, ale i w znacznej mierze zamienne.
Język, wyjaśnia Bach-y-Rita, ma więcej receptorów dotykowych niż jakakolwiek inna część ciała, z wyjątkiem warg i czasem mówi się o nim nawet „ciekawski organ”. (Przypomnij sobie, jak ciekawski i namolny był Twój język, kiedy ostatnio wróciłeś od dentysty, a zrozumiesz, dlaczego to zdanie ma sens). Więc czemu nie użyć języka do patrzenia?
Urządzenie Bach-y-Rity składa się z kamery wideo przymocowanej do głowy użytkownika, przekazującej informację wideo do laptopa, który przetwarza obraz na stuczterdziestoczteropikselowy sygnał, przekazywany za pomocą elektrod do siateczki spoczywającej na języku, który odczytuje informację jako coś w rodzaju najęzykowego Braille’a.
Przed śmiercią, w roku 2006, Bach-y-Rita pracował również z SEALs marynarki wojennej nad systemem, który pozwoliłby widzieć za pomocą języka również w podczerwieni. NASA współpracowała z nim przy opracowywaniu sensorów, które pozwoliłyby astronautom wyczuwać bodźce poprzez kombinezony kosmiczne. Miał nadzieję opracować miniaturową wersję swojego systemu wizji językowej, który można byłoby wpasować w miniaturowy pojemnik uruchamiający maleńką kamerę ukrytą za okularami.
„Wszystko, co można zmierzyć, można przetransportować do mózgu”, powiedział naukowiec. „[a jeśli] możemy przekazać to do mózgu, mózg może się nauczyć, jak z tego korzystać”.
Ostatnie zdanie zawiera tę cudowną treść, na której wszystko się opiera. Mózg może się nauczyć, jak z tego korzystać. Ponieważ, jeśli mózg może nauczyć się widzieć za pośrednictwem języka i czytać opuszkami palców, to jakich jeszcze innych niezwykłości może się nauczyć? Odpowiedź okazuje się prosta: wszystkiego.

NEUROPLASTYCZNOŚĆ: ODKRYCIE DEKADY

Powiedzieliśmy już, że neurologia dokonała w ostatniej dekadzie skoku porównywalnego ze skokiem w fizyce kwantowej. Najbardziej zdumiewające i rewolucyjne odkrycie, które reprezentuje ten skok można podsumować jednym słowem: neuroplastyczność. Przed pojawieniem się skanów mózgu w czasie rzeczywistym naukowcy sądzili, że proces podziału komórek, który tworzy nowe komórki mózgowe, zwany neurogenezą, zostaje spowolniony we wczesnym okresie życia i całkowicie ustaje, kiedy osiągamy okres dojrzewania.
Po około sześciu miesiącach rozwoju zarodka komórki mózgowe zaczynają się dzielić i tworzyć połączenia. Proces budowania najistotniejszych obwodów w mózgu poprzez ustanawianie nowych połączeń trwa aktywnie do około drugiego roku życia, w którym to momencie następuje ustalenie podstawowej genetycznej spuścizny neurologicznej. Fundament ten stanowi około 50 procent konfiguracji naszych dorosłych mózgów; drugie 50 procent tworzą nasze doświadczenia i obserwacje, poczynione od tego czasu.
Mózgi dzieci zawierają znaczną liczbę neuronów zwanych neuronami zwierciadlanymi. Neurony te pozwalają naśladować zachowania, które obserwujemy wokoło. Jako dzieci doświadczamy zdarzeń, zachowań i emocji, jakie występują w naszym środowisku i przez odzwierciedlanie ich wypełniamy nasz bilans tego, co staje się ostatecznie naszą osobowością, wraz z jej unikatowym profilem zachowań, uczuć, postaw, myśli i przekonań. Innymi słowy, w miarę, jak dorastamy, uczymy się zachowywać w taki sposób, w jaki nauczono nas się zachowywać, oraz myśleć w sposób, w jaki nauczono nas myśleć. Zanim dorośniemy, kognitywne filtry, poprzez które widzimy świat, są całkiem dobrze ustanowione i solidnie umiejscowione. Nasz mózg jest połączony „na sztywno”, więc naukowcy uważali, że jesteśmy, kim jesteśmy, i sposób, w jaki widzimy świat i nasze miejsce w nim, w dużej mierze determinuje to, jak widzimy nowe doświadczenia.
Tyle tylko, że neuroplastyczność to wszystko zmienia.
To dramatyczne nowe odkrycie, które bardziej niż jakiekolwiek inne wywróciło neurologię do góry nogami, to obserwacja, że tworzymy nowe komórki mózgowe i nowe połączenia nerwowe przez całe życie. Jak się okazuje, proces neurogenezy nie zatrzymuje się w okresie dojrzewania, ale trwa przez cały okres życia człowieka. Nieważne, w jakim jesteś wieku, Twój mózg jest całkowicie zdolny do stworzenia zupełnie nowych ścieżek nerwowych. Dziesięć lat temu naukowcy nie wierzyli, że istnieje coś takiego, jak plastyczność mózgu. (W zasadzie nawet stosowanie określenia „plastyczność” w neurologii było tabu). Teraz jest inaczej. Dlatego właśnie dzisiaj, naukowcy tacy jak Paul Bach-y-Rita są traktowani poważnie – i dlatego właśnie ludzie o wiele starsi od Beth także nauczyli się widzieć językiem. Okazuje się, że za każdym razem, kiedy masz szczególnie nową myśl lub doświadczenie, Twój mózg rzeczywiście wykonuje nowe połączenia nerwowe.
Wiesz już, ponieważ to poczułeś. Pomyśl o chwili, w której nagle doznałeś eksplozji inspiracji, objawienia jakiejś nowej prawdy, której nigdy wcześniej nie doznałeś, nagłego zrozumienia tak dotykalnego, że poczułeś się niemal fizycznie wstrząśnięty. Jeśli odniosłeś wrażenie fizyczne, to dlatego, że tak istotnie było: wyrzeźbiłeś w swoim mózgu nowe ścieżki. Tak, wszyscy jesteśmy ukształtowani przez naszą spuściznę genetyczną i wychowanie, i jeśli nie zrobimy niczego konkretnego, aby zmienić nasze istniejące okablowanie, będziemy iść dalej przez życie z tymi samymi postawami, perspektywami, przekonaniami i wzorcami myślenia, jakie mieliśmy zawsze. Nowe odkrycia w neurologii mówią nam jednak, że możemy skasować nasz własny kod genetyczny – że jeśli zdołamy się nauczyć, jak dotrzeć do centrum sterowania naszego mózgu, gdzie magazynowane są postawy, przekonania i ustalone wzorce myślowe, będziemy mogli napisać od nowa nasz kod genetyczny.
Nie mówimy tutaj o drobnych zmianach. Liczba potencjalnych połączeń, jakie nasz mózg może stworzyć w trakcie życia wynosi około jedynki z sześcioma milionami zer. Ujmując to inaczej: Twój mózg dysponuje miejscem na zapisanie więcej informacji aniżeli wynosi zawartość sześciu milionów tomów „New York Timesa”, a wszystko przy zachowaniu zdolności mózgu podświadomości do natychmiastowego dostępu i wywołania jej. Nie tylko możesz w dramatyczny sposób zmienić swój mózg, ale jest on tak skonstruowany, abyś właśnie był w stanie to zrobić. Jesteśmy tak zbudowani, aby zwiększać naszą kreatywność, inteligencję i zdolność do osiągania sukcesu przez całe życie.

d4bfuaj

STRAŻNIK U DRZWI TWOJEGO UMYSŁU

Zaczynając naukę procesu zmiany umysłu, musisz się dogłębnie zapoznać z kilkoma podstawowymi funkcjami podświadomego mózgu. Zaniedbane i pozostawione samym sobie mogą całkowicie zablokować drogę dzielącą Cię od celów – jednak, kiedy się nauczysz, jak działają, staną się magicznymi geniuszami, które pomogą Ci zrealizować cele. Pierwszą z tych funkcji jest sieć nerwów, które stoją na straży u bramy Twojego umysłu.
Pamiętasz, czym widzisz? Nie oczami (i nie, również nie językiem), ale mózgiem. Twoje organy zmysłów po prostu przekazują dane. To Twój mózg przemienia te dane w postrzeganie. Co ciekawe. to, co widzi Twój świadomy mózg, nie jest tym samym, co widzi Twój mózg podświadomy.
Mózg przetwarza ponad czterysta miliardów bitów informacji na sekundę, ale my jesteśmy świadomi zaledwie około dwóch tysięcy. Innymi słowy, na każdy bit informacji, którego jesteś świadom, przypada około dwustu milionów bitów, które mózg przetwarza pod osłoną Twojej świadomości. Co jednak określa, które bity możemy „zobaczyć”, a które mamy opuścić? Ta najważniejsza, kształtująca życie decyzja dokonuje się z chwili na chwilę, przez cały czas, dniem i nocą, na jawie i we śnie, przez część mózgu zwaną siatkowym układem aktywującym (RAS).
RAS jest terminem naukowym, określającym sieć ścieżek nerwowych u podstawy mózgu, łączącą rdzeń kręgowy, móżdżek i kresomózgowie i działa jako filtr dla wszystkich informacji, jakie mózg otrzymuje ze świata zewnętrznego. (Reticulum, po łacinie „siateczka”, oznacza po prostu strukturę podobną do sieci). Wszystko, co widzisz, słyszysz, czujesz, smakujesz lub wąchasz, przechodzi przez tę drobną siateczkę, która następnie przekazuje sygnał lub komunikat do odpowiedniej części mózgu w celu przetworzenia. Ten twór siatkowaty stoi na straży u bram Twojego umysłu, sortując kaskadę nadpływających informacji i szukając tych określonych bitów, które najlepiej pasują do informacji już ustalonej w Twoim mózgu. Wybiera wszystkie informacje sensoryczne ze środowiska i, jeśli są dla Ciebie istotne, przesyła sygnał do świadomej części mózgu, by Cię uprzedzić, że dzieje się coś ważnego. A robi to z prędkością osiemset razy większą, niż działają komórki mózgu świadomego.
Dlatego matka stojąca przed drzwiami klasy w szkole będzie słyszała monotonny szum dźwięków pochodzących od pięćdziesięciorga dzieci, ale w chwili, kiedy jej dziecko krzyknie lub zacznie płakać, będzie słyszała ten i tylko ten dźwięk. Dlaczego? Ponieważ rozpoznaje go i zaprogramowała się na odfiltrowanie wszystkiego innego.
W filmie „West Side Story” jest scena, w której młodzi zakochani, Tony i Maria, spotykają się po raz pierwszy. Stoją po dwóch stronach pomieszczenia, w którym odbywają się tańce i nagle wszystkie inne osoby znajdujące się w tym pomieszczeniu stają się niewyraźne, a oni uświadamiają sobie swoją obecność poprzez pustkę, która nagle pojawiła się na parkiecie. Tak jakby nikt poza nimi nie istniał.
Jest to coś więcej niż tylko dobra narracja. To doskonały przykład pracy tworu siatkowego. Podświadomy mózg Tony’ego jest w pełni zaprogramowany, by wyszukiwać w jego środowisku sensorycznym informacji dotyczącej jego własnego wyobrażenia „wymarzonej dziewczyny”, a podświadomy mózg Marii został podobnie uwarunkowany na specyficzny wzorzec nerwowy, który mówił o „wymarzonym chłopaku”. Dla siebie nawzajem stali się tym jednym bitem informacji z czterystu miliardów, który okazał się istotny dla mózgu świadomego.
Możesz wyobrazić sobie ten system jako coś w rodzaju Google. Kiedy wpisujesz do wyszukiwarki słowo lub ciąg słów, przeczesuje ona Internet w poszukiwaniu wszystkiego, co może być związane z daną frazą, po czym wyciąga informacje i przedstawia Ci do przeglądu, czyniąc to wszystko w kilka sekund. Twój twór siatkowaty robi mniej więcej to samo, ale działa nie w ciągu kilku sekund, lecz tysięcznych części sekundy. Twój RAS pracuje tak szybko i skutecznie, że Google wydaje się przy nim pisaniem rysikiem na kamiennej tabliczce.
To właśnie najważniejsza rzecz w RAS. Podobnie jak w przypadku Google, możesz wprowadzić dowolny ciąg znaków, którego chcesz poszukać. Kiedy zaprogramujesz w RAS konkretną myśl lub cel, nieważne, czy śpisz, czy czuwasz, myślisz o nim czy nie, RAS będzie wykonywał swoją robotę i nieustannie przesiewał cały ocean informacji wirujący wokół Ciebie, aby znaleźć dokładnie to, co kazałeś mu znaleźć, wybierając ten jeden bit istotnych danych z Twojej świadomości i edytując pozostałe 399 999 999 999 bitów nieistotnych danych.
Wyobraź sobie, że śpisz, ale pod Twoją opieką znajduje się dziecko śpiące w sąsiednim pokoju. Samochody za oknem trąbią, gdzieś niedaleko warczy pies, a wielki zegar na dole bije co kwadrans – ale żaden z tych dźwięków Cię nie budzi. Kiedy jednak dziecko w drugim pokoju zaczyna pojękiwać, natychmiast się budzisz i błyskawicznie wyskakujesz z łóżka. Twój podświadomy mózg słyszał doskonale wszystkie inne dźwięki, ale tylko odgłos płaczu dziecka zdołał przedrzeć się do Twojej świadomości i Cię obudzić. Twór siatkowaty jest najinteligentniejszym i najbardziej skomplikowanym systemem alarmowym we wszechświecie.
Kiedy utworzysz jasny, skoncentrowany obraz tego, czego chcesz, ta część mózgu wchodzi na najwyższe obroty i nie zatrzymuje się, dopóki nie znajdzie go dla Ciebie. Możesz być na przyjęciu, stojąc pośrodku gwarnej sali, i nagle przechwycić fragment rozmowy prowadzonej przez parę ludzi oddalonych o trzydzieści stóp, ponieważ jeden z nich wspomniał przypadkiem coś na temat krótkoterminowego wynajmu magazynu – a akurat tak się trafiło, że musisz znaleźć sposób na leasing magazynu na parę tygodni. W tym samym momencie wokół Ciebie i w zasięgu Twojego słuchu mogą się toczyć dziesiątki innych rozmów, niektóre z nich o wiele bliżej i głośniej niż ta. Jednak Ty ich nie słyszysz. Słyszysz jedynie tę jedną, którą potrzebowałeś usłyszeć. To zadziałał Twój system RAS.
Twór siatkowaty jest częścią odpowiedzi na to, jak udało mi się zamieszkać w tym samym domu, który przykleiłem do mojej tablicy wizji wiele lat wcześniej. Wyryłem ten dom w mojej podświadomej części umysłu i w wiele lat później, kiedy poszukiwałem posiadłości w okolicy, gdzie przypadkiem znajdował się ten dom, mój twór siatkowaty wysunął swój neurologiczny radar i wychwycił ten jeden dom z dwustu milionów innych.

DOSTAJESZ TO, CZEGO SZUKASZ

d4bfuaj

Zdumiewająca zdolność sortowania oceanu informacji i znajdywania tej jednej kropelki wody, której szukasz, może być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem, zależnie od tego, co wprowadziłeś jako wyszukiwaną frazę. Jest to prawdziwe z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli Twój RAS nie jest zaprogramowany na to, czego naprawdę chcesz, to nieważne, jak pilnie dążysz do celu, przeoczysz w środowisku wszystkie przesłanki, przegapisz wszystkie zasoby, połączenia i inne kawałki układanki, które mogą pomóc Ci zrealizować cel.
Powiedzmy, że zarabiasz około 50 000 $ rocznie – od jakiegoś czasu, a więc wydaje Ci się to „normalne”. Przekłada się to na przekonanie: „Jestem wart 50 000 $ rocznie, to mój poziom dochodów”. Ponieważ Twój podświadomy umysł trzyma się mocno tego obrazu, na którym zarabiasz 50 000 $ rocznie, to nawet jeśli pojawi się pomysł za milion dolarów, Twój RAS odfiltruje go natychmiast, a Ty nigdy się o nim nie dowiesz. Informacja ta, zamiast zostać przesłana do świadomej części mózgu, zostanie spakowana do szafki w Twoim podświadomym mózgu. Terminem neurologicznym na to miejsce jest scotoma, co po grecku oznacza „ślepy punkt”. Odpowiedź może być dosłownie pod Twoim nosem, a i tak jej nie zobaczysz.
A oto drugi przypadek, kiedy RAS może działać przeciwko Tobie. Jeśli zaprogramujesz go na to, czego nie chcesz, dostaniesz dokładnie to i będziesz na to ciągle trafiał. Dlatego tak wielu ludzi przez całe życie popełnia ciągle ten sam błąd, nieważne, czy w interesach, w miłości, w zdrowiu czy czymkolwiek innym. Jak programujesz RAS na coś, czego nie chcesz? Po prostu, koncentrując się na tym, a zatem tworząc nawyk myślowy dotyczący tej rzeczy. Jeśli koncentrujesz się na tym, co w Twoim życiu się nie udaje, albo na tym, co sprawia Ci przykrość, wprowadzasz te problemy jako ciąg do wyszukiwarki RES, a jako że jest to dobra wyszukiwarka, wyszuka dokładnie te problemy. I pamiętaj, mózg naprawdę dobrze wykonuje swoje zadania. Jeśli niechcący powiesz mu, by szukał kłopotów, złamanego serca albo rozczarowania, masz zagwarantowane, że znajdzie to za każdym razem.
Oznacza to, że jeśli skoncentrujesz się na pięciu kilogramach, które chcesz zrzucić, lub na długu dwudziestu tysięcy dolarów, którego nie chciałbyś mieć, albo martwisz się, że Twoja nowa firma może nie przetrwać pierwszego roku istnienia, sieć Twojego pnia mózgu pilnie zabierze się do pracy. Mrucząc i brzęcząc, zacznie przeszukiwać bagno informacji sensorycznej, by znaleźć te idee, opinie, strzępki podsłuchanych rozmów, oraz inne fragmenty dowodów – i tylko te fragmenty dowodów – które wspierają właśnie te rzeczy, jakich nie chcesz.
Dlaczego? Przecież mu to nakazałeś.
Co więcej, RAS posłusznie będzie ignorował wszystko inne. A to oznacza, że wszelkie dowody, zasoby, pomysły, a nawet użyteczna informacja, która pomogłaby Ci rzeczywiście pomóc stracić te kilogramy, zlikwidować dług albo z powodzeniem zbudować firmę, zostaną przez RAS odrzucone jako nieważne.
Powiedzmy, że jesteś w nowym związku. I powiedzmy jeszcze, że z powodu wszystkiego, czego byłeś świadkiem w latach dorastania, jesteś przekonany, że ten związek, który wygląda z początku na szczęśliwy, w końcu się zepsuje i rozpadnie. Wprawdzie kochasz tę osobę i oboje wydajecie się ze sobą bardzo szczęśliwi, ale w duchu martwisz się, że to nie potrwa długo. Może nikomu o tym nie powiedziałeś, może nawet nie wyartykułowałeś tego sam przed sobą, ale przed swoją podświadomością niczego nie ukryjesz. To zmartwienie nie tylko Cię dręczy, ale zajmuje centralną pozycję jako wyszukiwany ciąg w Twoim RAS.
I o to, co się dzieje. Możesz być otoczony przez wszelkie możliwe dowody świata, że Twój związek jest trwały, bezpieczny i zdrowy, wszyscy wokół postrzegają Was jako stworzonych dla siebie, wszystko w Waszym życiu wskazuje na ten sam słodki wniosek, ale te dowody nie będą miały żadnego znaczenia, ponieważ RAS je wytnie. Jeśli jednak pojawi się bodaj cień pesymizmu – na przykład cyniczny komentarz od znajomego, który w duchu Wam zazdrości – twój dobrze wyszkolony twór siatkowaty zignoruje dwieście milionów kawałków pozytywnych dowodów i natychmiast przekaże Twojej świadomości tę jedną negatywną perspektywę. A kiedy połączy się ona z Twoim dobrze ugruntowanym przekonaniem, Twoje obawy, że ten związek skazany jest na zagładę, staną się przekonaniem. A ponieważ przekonania i zwyczaje są tysiące razy silniejsze niż pragnienia, przekonanie to stanie się samospełniającym się proroctwem. Jeśli wierzysz, że Twój związek jest skazany na zagładę, to właśnie tak jest.
To samo dotyczy Twojego życia finansowego i biznesowego. Twój twór siatkowaty wyrusza na łowy dowodów i zasobów wspierających każdy dowolny punkt widzenia, jaki został do niego zaprogramowany. A jeśli punkt widzenia jest negatywny, znajdziesz, wzmocnisz i powiększysz wszystkie dowody na tę „rzeczywistość”.
Troska to modlitwa o to, czego nie chcesz.
Dlatego najważniejsze jest, aby się nauczyć, jak świadomie kierować swój RAS i dlaczego neuroplastyczność tak bardzo zmienia życie.
Proces ten nazywa się reedukacją nerwową i przeprowadzimy Cię przez niego w rozdziale 7. Jego przeznaczeniem jest wpisanie nowej frazy do wyszukiwania do twojej podświadomej nerwowej wyszukiwarki. Dzięki reedukacji nerwowej możesz nauczyć swój RAS, aby skierował swą zdumiewającą zdolność koncentrowania się na to, czego chcesz, a nie na to, czego nie chcesz – na rozwiązaniu, a nie na problemie. Teraz możesz szukać ekscytacji, spełnienia i satysfakcji, jaką wywoła osiągnięcie celu, nie troski, zwątpienia lub obaw o to, czy je osiągniesz.
W filmie „Moje wielkie greckie wesele”, Toula skarży się matce na ojca i jego autokratyczne zachowania. „Mamo” – mówi – „tato jest taki uparty! Trzeba robić wszystko, co powie. »Ach«, powtarza, »mężczyzna jest głową domu!«”. Jej matka spogląda na nią, kiwa głową ze zrozumieniem i konfidencjonalnym tonem odpowiada: „Pozwól, Toula, że coś ci powiem. On jest głową, ale ja jestem szyją. I mogę obracać tą głową, jak i gdzie zechcę”.
Dzięki prostym technikom reedukacji nerwowej możesz być szyją, która będzie obracać Twoim podświadomym mózgiem i kierować go w jakąkolwiek zechcesz stronę.

d4bfuaj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4bfuaj