Od przeznaczenia nie da się uciec - wywiad z Agnieszką Walczak-Chojecką
Interesują mnie ludzkie pragnienia, te najgłębsze i najważniejsze - z Agnieszką Walczak-Chojecką, autorką powieści "Gdy zakwitną poziomki" rozmawia Ola Maciejewska.
Ola Maciejewska: Dla kogo Pani pisze? I kto według Pani sięga po Pani książki?
Agnieszka Walczak-Chojecka: Piszę dla wszystkich, których interesuje temat wiecznego poszukiwania tego, co w życiu ważne oraz próby realizacji ludzkich pragnień, a także dla tych, którzy lubią rzetelnie napisaną literaturę obyczajową. Mam na myśli miłośników książek, w których ważna jest akcja, liczą się emocje, jest miejsce, i na wzruszenia, i na uśmiech. Myślę, że właśnie takie osoby sięgają po moją prozę. Są to głównie kobiety, w bardzo różnym wieku, ale nie tylko.
Kiedy pisałam „Dziewczynę z Ajutthai” byłam przekonana, że książka przypadnie do gustu przede wszystkim osobom takim jak ja, znającym smak korporacyjnego wyścigu szczurów, nieco wypalonym pogonią za biznesowym sukcesem, w średnim wieku. Szybko jednak okazało się, że powieść spodobała się także młodym ludziom, którzy dopiero wchodzą w zawodowe życie. Im przypadły do gustu wątki dotyczące relacji damsko-męskich i emocji związanych z poszukiwaniem swojej drugiej połówki.
Ten motyw jest bardzo istotny także w mojej nowej książce „Gdy zakwitną poziomki”, więc myślę, że i tym razem uda mi się trafić do szerokiego grona odbiorców.
Na swojej stronie pisze Pani, że „Gdy zakwitną poziomki” to książka, która powstawała 18 miesięcy. Dlaczego w ogóle powstała?
Jak już mówiłam interesują mnie ludzkie pragnienia, te najgłębsze i najważniejsze, a szczególnie dążenie do ich realizacji przez kobiety. Więc, gdy przyjaciółka podzieliła się ze mną swą wzruszającą historią walki o to, by zostać matką, doszłam do wniosku, że to temat właśnie dla mnie. Ekscytowała mnie próba zrozumienia, co dzieje się w duszy kobiety, dla której nagle zaczyna liczyć się w życiu tylko jeden cel, by usłyszeć słowo „mamo”. Cel tak istotny, że niemal przeradzający się w obsesję. Choć sama jestem szczęśliwą matką postanowiłam postawić się w roli takiej kobiety i dać się porwać jej emocjom.
Ponieważ natura ludzka jest bardzo złożona i często miotają nami sprzeczne pragnienia, to do mojej historii dodałam dylematy natury typowo miłosnej, które przecież potrafią wywrócić nasze życie do góry nogami w najbardziej nieodpowiednim momencie.
Ona – bardzo zapracowana, ambitnie podchodząca do kwestii posiadania dziecka, jej partner – też ambitny, niesamowicie wspierający i ten trzeci, który pojawia się i znika, czaruje i zwodzi, do tego malarz z dalekiego kraju – to dość mocno eksploatowany schemat. Skąd pomysł, że zadziała?
Nie wydaje mi się, żeby opisana przeze mnie historia powielała jakieś konkretne schematy. Owszem, trójkątnych relacji znajdziemy w literaturze masę, ale równie dobrze można by powiedzieć, że książki o miłości zostały już napisane, więc nie ma co dotykać tego tematu. A przecież miłość i namiętność stanowią sedno życia, więc jak o nich nie pisać? Powiedziałabym, że raczej należy zadać sobie pytanie jak to zrobić, by opowieść była wciągająca i by trzymała poziom pod względem literackiego stylu. Na podstawie pierwszych opinii o książce „Gdy zakwitną poziomki” jakie otrzymuję, wygląda na to, że udało mi się spełnić oczekiwania czytelników, z czego się oczywiście bardzo cieszę.
Główna bohaterka Pani książki, Karolina, podobnie jak wszystkie kobiety w powieści ostro traktuje mężczyzn: partner jest wiecznie nie dość dobry, ojciec to niepoważny fircyk latający za spódniczkami i tak dalej. Same kobiety niby się przyjaźnią, a tymczasem pełno w nich zawiści. Tak dziś wyglądają nasze relacje?
W życiu wyglądają bardzo różnie, natomiast w powieściach staram się tworzyć postacie wyraziste, których myśli i postępowanie ukazują różne, nie zawsze piękne zakamarki człowieczej duszy. Myślę, że czytelników nie interesują bohaterowie miałcy, nijacy, pociągają ich raczej pewne skrajności, a także tajemniczość.
Nie mogę się jednak zgodzić z tym, że główna bohaterka mojej najnowszej książki ocenia mężczyzn, tak surowo, jak Pani to opisała. Początkowo Karolina widzi w swoim partnerze bardzo wiele pozytywnych cech i potrafi je docenić, powoli jednak owładnięta misją „Dziecko”, zaczyna zatracać racjonalny osąd i coraz częściej traktuje Filipa jako przysłowiowego reproduktora. Zachodzi pewien proces, niestety dość charakterystyczny, dla par bezskutecznie starających się o potomka. Tak samo sprawa ma się z podejściem głównej bohaterki do jej ojca. Nie jest to relacja jednoznaczna i prosta. Karolina widzi słabości swojego rodzica, ale jednocześnie ma do niego ciepły stosunek i zawsze potrafi mu wybaczyć.
Najciekawszymi dla mnie partiami książki były te, w których opisywała Pani serbskie smaki i zwyczaje. Jest Pani też tłumaczką serbskiego. Skąd pasja akurat w tym kierunku?
Bałkańskie klimaty, szczególnie serbskie i chorwackie, są mi bardzo bliskie. W czasach licealnych, a także studenckich, mieszkałam prawie pięć lat w Belgradzie – wtedy jeszcze stolicy Jugosławii, gdzie mój tata był lektorem języka polskiego na uniwersytecie. Wiele też podróżowałam po tamtych pięknych i niezwykle różnorodnych pod względem kulturowym terenach. Studia na warszawskiej slawistyce wzmocniły jeszcze moje zainteresowanie krajami dawnej Jugosławii. Uważam też, że nie ma piękniejszego krajobrazu w Europie niż wybrzeże Adriatyku, gdzie dostojne góry spotykają się z lazurowym morzem. Dlatego właśnie tam, a dokładnie w Dubrowniku i niewielkim Cavtacie, umiejscowiłam dużą część akcji swojej powieści. Uznałam, że będzie to właściwe tło emocjonujących wydarzeń, jakie spotykają bohaterów i mam nadzieję, że choć trochę udało mi się zaczarować czytelników pięknem tych miejsc.
Wielokrotnie wspomina Pani, że przez wiele lat nosiła garsonkę i chodziła do biura. Teraz pisze Pani książki – co sprawiło, że porzuciła Pani kierownicze stanowiska na rzecz pisania?
Od przeznaczenia nie można chyba uciec (śmiech). Wychowałam się w domu, w którym panował artystyczny klimat, gdyż mój tata jest literatem, a mama miłośniczką sztuk wszelkich. Już jako dziecko zaczęłam pisać wiersze i wydawało się, że także w dorosłym życiu będę kontynuować rodzinną tradycję. Jednakże stało się inaczej i na dwadzieścia lat pochłonęła mnie praca w korporacjach. Gdy coraz wyżej pięłam się po szczeblach firmowych hierarchii, to nagle okazało się, że czegoś mi w życiu brakuje. Biznesowy świat przestał w końcu przystawać do mojej humanistycznej natury, porzuciłam go i wróciłam do korzeni. Ot, zwykła historia.
Czym jest dla Pani pisanie?
Gdy w końcu dałam się porwać wyobraźni i poczułam jaką przyjemność daje tworzenie fikcyjnych światów, to przepadłam na amen. Pisanie uzależnia i sama nie wiem jak mogłam tak długo bez niego żyć. Jest dla mnie pasją ale też pracą, którą traktuję bardzo poważnie. O pisarzu można powiedzieć, że cały czas jest na urlopie, albo że cały czas jest w pracy. Ja na przykład lubię pisać w pięknych miejscach, więc jeśli tylko mam taką okazję, szczególnie latem, to zabieram ze sobą komputer i gdzieś wyjeżdżam. Bierze się to pewnie stąd, że moją drugą miłością, oprócz pisania, są podróże. Można by więc stwierdzić, że ciągle się relaksuję, ale to nieprawda, bo nawet wśród najpiękniejszych krajobrazów potrafię się skupić i cały czas piszę. Moi najbliżsi mają mi to czasem za złe, bo bywam przez to kiepskim kompanem.
Co by Pani poradziła swojej bohaterce, gdyby miała Pani okazję ją spotkać?
Karolinie z „Gdy zakwitną poziomki”, a także innym stworzonym przez siebie postaciom poradziłabym jedno – żeby nigdy się nie poddawały. Jestem pewna, że wiara ma moc sprawczą i większość pragnień da się zrealizować. Aha, i jeszcze zaprosiłabym ją, wraz z Panią oraz czytelnikami Wirtualnej Polski, na uroczystą promocję mojej książki, która odbędzie się już w najbliższy czwartek 02 października o godz. 18.00 w warszawskim Klubie Księgarza (Rynek Starego Miasta 22/24).
Bohaterkami Pani książek są zawsze kobiety, które wiedzą, czego chcą i dążą do obranego celu. Jak wiele mają w sobie Pani cech? A może czerpie Pani natchnienie z otoczenia?
Na pewno obdarzam bohaterki niektórymi własnymi cechami, ale nie są one moim dosłownym odbiciem, dlatego przestrzegam czytelników przed utożsamianiem narratora z autorem. Każda postać w mojej powieści jest ulepiona z mieszanki doświadczeń, obserwacji i wyobraźni i jak już mówiłam, staram się by była wyrazista.
Na koniec pytanie o ambicje, bo to pojawia się w książce dość często. Jakie są Pani ambicje i marzenia jako pisarki?
Ach, całkiem skromne – uwielbienie, sława i pieniądze. (śmiech) A tak na serio, to życzę sobie wytrwałości w doskonaleniu warsztatu, umiejętności wsłuchiwania się w konstruktywną krytykę i grupy wiernych czytelników, którzy będą czekać na moje kolejne książki.
(img|513981|center)