O odkryciu, po którym wszelka nowa krytyka czystego rozumu jest zbędna ze względu na istnienie wcześniejszej i inne rozprawy filozoficzne
Autorzy |
Przy wygłaszaniu tezy, że Kant był krytykiem tak zwanej metafizyki klasycznej lub dogmatycznej bardzo często, chcąc przytoczyć konkretny przykład, mówi się, iż chodzi przede wszystkim o metafizykę szkoły leibniziańsko-wolffiańskiej. Termin taki, jakkolwiek w sensie historycznym dobrze oddaje orientację autora Krytyki czystego rozumu, czasami staje się przyczyną swoistego zamieszania. Wynikałoby z niego, że Leibniz i Wolff głosili mniej więcej to samo. W osiemnastym wieku, gdy poglądy Wolff a uchodziły za ostatnie słowo filozofii i w ogóle, tak rzeczywiście w Niemczech myślano, lecz interpretację tę historia bardzo prędko zweryfikowała.
Dziś Leibniz uchodzi za jednego z największych filozofów wszech czasów. Wciąż ukazują się nowoczesne, krytyczne edycje jego dzieł. Istnieją towarzystwa leibniziańskie i poświęcone temu autorowi periodyki. A Wolff? Docenia się jego wkład w rozwój filozofii i niemieckiej, ale w jakimś sensie jest on myślicielem dawno przebrzmiałym.
Z innym przedstawicielem metafizyki przedkrytycznej, który zainspirował Kanta, Alexandrem Baumgartenem, los obszedł się łaskawiej. Myśliciel ten, będący za życia nieomal urzędowym niemieckim filozofem, przeszedł do historii jako wyznawca poglądów, w opozycji do których powstała Krytyka czystego rozumu. Jak się to mówi anegdotycznie, Kant tak długo musiał wykładać metafizykę z jego podręcznika, aż w końcu zirytował się i zaczął pisać swe głośne dzieło.
Mirosław Żelazny
Numer ISBN | 978-83-231-2370-5 |
Wymiary | 150x215 |
Gatunek | Filozofia i etyka |
Oprawa | 6 |
Liczba stron | 212 |
Podziel się opinią
Komentarze