O kobietach mafii, krwawych porachunkach i wielkich pieniądzach
Wymuszanie haraczy, porwania, zabójstwa na zlecenie. Można wymieniać dalej - przemyt na dużą skalę, kradzieże aut, handel narkotykami. To ich pilnie strzeżony świat. Mafijne podziemie. Za zdradzenie jego sekretów kara musi być sroga. A może wcale nie? Chyba, że karą będzie niska sprzedaż książki. Bo mafia dziś nad wyraz chętnie opowiada o sobie. Sieją się i rosną gangsta - celebryci. Jest co czytać!
Wymuszanie haraczy, porwania, zabójstwa na zlecenie. Można wymieniać dalej - przemyt na dużą skalę, kradzieże aut, handel narkotykami. To ich pilnie strzeżony świat. Mafijne podziemie. Za zdradzenie jego sekretów kara musi być sroga. A może wcale nie? Chyba, że karą będzie niska sprzedaż książki. Bo mafia dziś nad wyraz chętnie opowiada o sobie. Sieją się i rosną gangsta - celebryci. Jest co czytać!
Z tych najświeższych. Mamy ”Kombinat zbrodni” dziennikarki śledczej Ewy Ornackiej. Książkę o ”Mokotowie”- najbardziej brutalnej grupie przestępczej w Polsce. Znanej z okrucieństwa, a jeszcze bardziej z układów z policją. Ornacka nie oszczędza czytelników. Ciężko nie zrobić przerwy w lekturze, kiedy trafia się na wyznania byłej ofiary gangu porywaczy. Cudem przeżyła i wspomina bodaj najgorsze chwile swego życia. Kombinat działał nie tylko w stolicy. W książce sporo jest barwnych historii - o rezydentach kolumbijskiego kartelu narkotykowego, związanym z mafią eks-konsulu Kostaryki, a nawet o kopalni diamentów.
”Postanowiłam, w celi nr 603, na śmierdzącej więziennej pryczy, że przetrwam. I napiszę książkę” wyznaje na Facebooku była żona Słowika, jednego z bossów gangu pruszkowskiego. Dopięła swego. Ona wyszła na wolność, a w maju wyszła też ”Królowa mafii”. Monika Banasiak opowiada w niej Piotrowi Pytlakowskiemu o swoim nietuzinkowym gangsterskim życiu. I chyba żałuje, że porzuciła Słowika. Rozstała się z mężem, kiedy ten siedział w więzieniu. Zadurzyła się w byłym ukraińskim komandosie. Ponad trzy tysiące śledzą profil Banasiak na Facebooku. Mafia oczami kobiety, tego jeszcze nie nie było.
”Chińczyk” - Jarosław Maringe, były przestępca związany z gangiem pruszkowskim, odgraża się, że wyda książkę o narkobiznesie. Kto, jak nie on może wiedzieć o tym więcej?
Nie daje o sobie zapomnieć Artur Górski. Znany z serii książek - zwierzeń najsłynniejszego ze świadków koronnych - Masy - Jarosława Sokołowskiego. Do tej pory ukazały się:”Masa o polskiej mafii", ”Masa o kobietach polskiej mafii", ”Masa o pieniądzach polskiej mafii", ”Masa o porachunkach…”. A Górski wydał właśnie kolejną z gangsterskich historii.
Na półkach leży ”Cyngiel. Egzekutor polskiej mafii”. Historia ”Czerwonego”, początkującego egzekutora, który ma zdjąć publicznie rezydenta rosyjskiej mafii. Nigdy wcześniej nie zabił człowieka i szczerze mówiąc wcale mu się to nie uśmiecha. ”Czerwony” ma wiele szczęścia, że żyje.
Rachela Berkowska: ”Cyngiel” jest jakąś komedią pomyłek. Czytałam myśląc - to chyba żart.** **
Artur Górski: ”Czerwony” nie istnieje, jest moim wymysłem, natomiast te wszystkie egzekucje, które mu się nie udają, miały miejsce naprawdę w świecie polskiej mafii. Zarówno nieudana próba zastrzelenia rezydenta rosyjskiej mafii. Tu akurat nie chodziło o rosyjską, a białoruską. Jej szef został w końcu zgładzony, ale dopiero za trzecim podejściem. I to, co piszę o zawilgoconej amunicji, też się wydarzyło. A dokładnie podczas egzekucji gangstera o pseudonimie Nastek. Kiler oddał do niego sześć, czy siedem strzałów. Kule odbiły się od Nastka, a te, które utkwiły w jego ciele, były na tyle płytko, że nie zrobiły mu krzywdy. Wyjęto je w szpitalu i Nastek żył jeszcze parę miesięcy. Bo w końcu wysłano do niego kilera, który ”zdjął” go pod domem na warszawskim Bemowie. Może te wszystkie historie wyglądały odrobinę inaczej. Piszę w końcu beletryzowaną literaturę faktu. Ale jednak miały miejsce. W ”Cynglu” zgadza się wszystko.
Dwóch kilerów pije, włamuje się do domu ofiary na niezłym rauszu i zapomina o uzbrojeniu ładunku, który zostawia. Robi pan z gangsterów ciamajdy.
Prawda jest taka, że w historii polskiej mafii, znacznie więcej było prób nieudanych, niż udanych. Osiemdziesiąt procent. Często trzeba było posiłkować się siłami zza Buga, żeby kogoś wyeliminować.
Tamtejsza mafia ma legendarną skuteczność.
Nasi często zostawali cynglami z przypadku. Jak książkowy ”Czerwony”. Byli do tego zmuszani po to, żeby ich mocniej związać z grupą.
Gang Wariata przed sądem, obejrzyj:
Jak gangsterzy pana traktują? Czy dziennikarz, który pisze o tym świecie ma immunitet?
To, że chodzę po grząskim gruncie, wiem od pewnego czasu. To nie jest moja pierwsza książka o tym świecie. I wiem, w którym momencie grząski grunt zmienia się w bagno, w którym można utonąć.
Otwiera pan ich, zdobywa zaufanie. W pewnym momencie można już wiedzieć za dużo.
Wiem tyle ile chcą, żebym wiedział. Większość opisywanych przeze mnie historii opowiedzieli mi sami gangsterzy. Resztę znam z mediów.
Dotyka pan zakazanego świata. Czuje pan adrenalinę?
To nie jest przecież samo pisanie, ale też przebywanie w określonym środowisku. I nie ma się co oszukiwać, wiąże się z tym duża adrenalina. To są takie przygody, których do końca życia nie zapomnę. Pamiętam o jednym - nie mogę zawieść swoich rozmówców, bo wtedy oni zawiodą mnie.
Myśli pan czasem o tym, że oni chcą pana wykorzystać?
Dziennikarz, który dostaje informacje jest częścią pewnej gry. Zawsze. Gangster opowiada mi swoje historie dlatego, że on wypada w nich dobrze, a jego przeciwnik gorzej.
Monika Banasiak, była żona słynnego Słowika, jednego z przywódców gangu pruszkowskiego.
(img|743933|center)
Czyta pan inne książki o życiu gangsterów, wyznania pani Słowikowej? Była żona gangstera Andrzeja Banasiaka napisała właśnie ”Królową mafii”.
Zbyt dobrze znam Słowikową, żeby czytać jej książki. Pół godziny temu się rozstaliśmy. Nietuzinkowa osoba.
A Jarosław Maringe ps. "Chińczyk", były gangster, jeden z najbliższych współpracowników szefów „Pruszkowa” napisze obiecną książkę?
Wiem, że ją przygotowuje.
Dziwi mnie, że mafiozi są tak skorzy do publicznego opowiadania o życiu. Co pan o tym myśli?
Wielu z nich chce się pochwalić przed światem tym, że żyli nietuzinkowo. Inaczej, niż zwykły szarak - Kowalski. Wiele spraw się przedawniło, nie grożą za nie sankcje prawno - karne. Dla wielu gangsterów ich barwne życie, to jedyny kapitał. Mogą się nim pochwalić. Zobaczcie, nawet jeśli wiele lat przesiedziałem za kratami, żyłem tak, jak wy nigdy nie będziecie. Miałem kobiety, o jakich nie macie co marzyć. Jeździłem samochodami, w których nawet na chwilę nie usiądziecie. To było życie w błękicie.
Fragment książki Artura Górskiego ”Cyngiel. Egzekutor polskiej mafii” s. 209-211, wyd. Burda Książki
(img|743796|center)
”Przeładowałem broń i pobiegłem na ulicę Szeroką – było już ciemno, więc nikt nie zwracał na mnie uwagi. Okolice ”Pod Łososiem” to dobra lokalizacja dla kilera – łatwo się ukręcić w bocznych uliczkach, a najlepiej pobiec do bramy Szerokiej i potem spierdolić Pobrzeżem wzdłuż Motławy. W ostateczności można nawet wskoczyć do wody.
Zdążyłem w ostatnim momencie – Rabin trzymał w objęciach Jowitkę i zmierzał z nią do merola, którego zaparkował tuż pod bramą. Coś tam do niej gadał rozbawionym głosem, a ona kiwała głową i rozglądała się na boki. (…) Spojrzała za siebie, dostrzegła mnie i nagle wyrwała się z objęć Rabina. Ten szybko zorientował się, że coś jest nie halo, i natychmiast sięgnął do kieszeni – byłem pewien, że za chwilę wyciągnie kopyto, więc nie bacząc na to, że wokół kręciło się trochę ludzi, zacząłem strzelać.
Pamiętasz mój sen, który ci opowiedziałem? Że gonię gościa, którego mam odpalić, ale nie mogę wydobyć komina z kieszeni… Myślę, że ten sen ma związek z tym, co się stało wtedy w Gdańsku. Owszem, wiele rzeczy w tym śnie było inaczej niż w rzeczywistości – sprzęt miałem w ręku, i to nie żadnego lugera P08, tylko berettę, i cały czas waliłem do Rabina. Ale on, choć potykał się i padał, za każdym razem wstawał, zupełnie jakby pestki nie robiły na nim wrażenia. I biegł przed siebie w stronę bramy. Przechodnie uciekali w podskokach w boczne uliczki, a ja coraz mniej rozumiałem, co jest grane. Ale robiłem, co mogłem, żeby wykonać zadanie.
Pamiętasz, że w moim śnie w gościa uderza ciężarówka? Czyli że ktoś zrobił robotę za mnie? I tak też się stało – gdy Rabin przebiegł przez bramę i skręcił w lewo, usłyszałem dwa strzały. Podbiegłem i zobaczyłem ciało leżące pod latarnią – ktoś zrobił to, czego ja, po raz kolejny, nie dałem rady dokonać. W moim śnie facet po uderzeniu przez ciężarówkę znowu wstaje i daje w długą. Ale Rabin już się nie podniósł. Nie zastanawiałem się nad tym, kto i dlaczego odstrzelił tego gościa. Chciałem jak najszybciej zniknąć z miejsca zbrodni. Wróciłem na Szeroką, gdzie wciąż stała Jowitka, chwyciłem ją za rękę i pobiegliśmy do samochodu.
Dwie godziny później zatrzymaliśmy się w Toruniu – wynajęliśmy pokój w jakimś hotelu dla tirowców i bez zbędnych ceregieli wskoczyliśmy do łóżka. Kochaliśmy się jak szaleni – wtedy jeszcze nie wiedziałem, że egzekucja, choćby udana tylko w połowie, to tak silny afrodyzjak. Chyba oboje potrzebowaliśmy zrzucić z siebie napięcie, które trudno wytłumaczyć komuś, kto nigdy nie strzelał do drugiego człowieka; kto nie brał udziału w spisku na jego życie.”