Nowa książka o Wałęsie. "Organizował strajki i jednocześnie donosił"?
W książce "Wałęsa. Gra o wszystko" Krzysztof Brożek sięga do esbeckich dokumentów, rozmawia z byłymi funkcjonariuszami bezpieki oraz działaczami "Solidarności". - "Sfałszowanie teczki" to tylko chwytliwe hasło Wałęsy - twierdzi autor. Sam Wałęsa, przypomnijmy, bronił się, że nigdy świadomie z SB nie współpracował.
W środowy wieczór 23 listopada w Sali BHP na terenie Stoczni Gdańskiej zebrało się kilkadziesiąt osób. Powodem była promocja nowej książki Krzysztofa Brożka "Wałęsa. Gra o wszystko".
Nie trzeba było długo czekać, żeby pierwsze rzędy zaczęły narzekać i pomstować na Wałęsę. Siwi panowie, byli pracownicy Stoczni, zaczęli mówić podniesionym głosem, że przywódca "Solidarności" to zdrajca i kłamca. Że grał całe życie na siebie.
Autor, Krzysztof Brożek, nie zaprzeczył.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lech Wałęsa był "sterowany przez SB"? Mocna odpowiedź legendy "Solidarności"
Siwi panowie mówili dalej, że trzeba grzebać, zajrzeć do szafy Lesiaka, odkrywać archiwalia, a może nawet szukać w dokumentach Stasi, to pewnie coś jeszcze na Wałęsę wypłynie.
- Przestańmy wreszcie szukać złotego środka i powiedzmy prawdę o tym łajdaku, zanim wszyscy umrzemy – emocjonował się jeden z zebranych.
Padł zarzut, że w książce Brożka pojawia się "idiotyczna wersja zdarzeń" podana przez Bogdana Borusewicza.
Autor się bronił: - Z Borusewiczem rozmawiałem tylko pół godziny. Już chyba więcej z Antonim Mężydło oraz Andrzejem Gwiazdą, Andrzejem Bulcem, Krzysztofem Wyszkowskim, Jerzym Borowczakiem, Józefem Drogoniem i innymi.
Dzień później, w rozmowie z WP, Brożek mówi: - Chociaż napisałem o Wałęsie wiele negatywnych rzeczy, to na pewno nie nazwałbym go łajdakiem.
W Gdańsku znakomita większość ludzi uważa pokojową rewolucję "Solidarności" za pokoleniowy sukces miasta i Polski. Ale jest też spora grupa, która do dziś ma Wałęsę za Bolka, kapusia i konfidenta.
- Ja jestem z Krakowa, z Wieliczki, więc spoza tego towarzystwa – mówi Brożek. – Żałuję, że gdańskie środowisko jest tak głęboko podzielone. Ale mi nikt nie odmówił wywiadu do książki, ani z jednej, ani drugiej strony. Nie narzucałem nikomu wizji, nie oceniałem. Mnie interesowało to, co ludzie robili i myśleli wtedy, w latach 70. czy 80., bez odwoływana się do dzisiejszych podziałów. Rozmawialiśmy o historii, a nie o sprawach bieżących.
Książka reklamowana jest jako "bezstronna biografia". Autor mówi, że nie interesowała go rozmowa z historykami, ale z ludźmi, którzy pracowali w Stoczni, ZREMB-ie, Elektromontażu czy też byłymi funkcjonariuszami SB.
- Różni ludzie patrzą na te same wydarzenia z różnej perspektywy, inaczej je widzieli, inaczej pamiętają – mówi Brożek. - Nie interesuje mnie, co o Wałęsie napisał prof. Andrzej Friszke w "Wyborczej". Interesują mnie ludzie, którzy opowiadają o tamtych czasach swoimi słowami. Dopóki żyją, trzeba do nich docierać. Te wszystkie rozmowy należało przeprowadzić.
"Jest w tym jakaś tajemnica"
Z takim podejściem jest jeden problem. Każdy jakoś lata "Solidarności" przeżył, każdy inaczej je pamięta, każdy ma swoje zdanie. Także ci, którzy mnożą do dziś teorie spiskowe: że Wałęsę prowadziła całe życie SB, że do Stoczni w sierpniu 1980 r. przywiozła go tajniacka motorówka, że tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego 13 grudnia zadzwonił do niego Jaruzelski, żeby go ostrzec.
Pytanie, jak w tej kakofonii oddzielić prawdę od kłamstw i manipulacji. Jak stwierdzić, co jest historycznym faktem, a co teorią spiskową. Jak ustrzec się przed powielaniem wersji esbeckiej, przygotowanej, by skompromitować Wałęsę przed nagrodą noblowską i rozbić związek od wewnątrz w latach 80. Dobry historyk powinien to zrobić.
Czy Brożkowi w nowej książce o Wałęsie to się udało?
Autor mówi, że choć jest historykiem z wykształcenia, to w tym wypadku jest przede wszystkim reporterem. Chciał dotrzeć do świadków i oddać im głos. Nad książką pracował 10 lat (2012-22) i przeprowadził ponad 100 rozmów. W efekcie to solidna lektura - liczy ponad 850 stron.
Zaczyna się od dzieciństwa Wałęsy, kończy w 2020 roku. Frapujące są zwłaszcza lata 70. Brożek dokładanie, strona po stronie, przejrzał i opisał teczki - personalną i pracy - TW "Bolka". Wiele rozdziałów stawia Wałęsę w złym świetle. Pierwszy z brzegu cytat: "Okres od stycznia do końca maja to czas największej aktywności TW "Bolka". A styczeń i początek lutego to wręcz seria spotkań i donosów. Donosi 4, 5, 6, 12, 13, 15, 16, 17, 18, 21, 23 oraz 26 stycznia, czasem nawet dwa razy dziennie".
Wyłania się z książki obraz młodego Wałęsy, który jako społeczny inspektor pracy biega po stoczni, od wydziału do wydziału, słucha, co ludzie mówią i raportuje esbekom. Nie ma właściwie czasu na pracę, tak jest zajęty donoszeniem, mąceniem i rozbijaniem opozycji, pacyfikowaniem strajków. Biega, dzwoni do oficerów prowadzących, melduje, zostawia donosy w skrzynce kontaktowej - twierdzi Brożek, powołując się na teczki z IPN.
Czy jednak nie jest to obraz karykaturalny? Przypomnijmy, że Wałęsa bronił się, że nigdy świadomie z SB nie współpracował. Był często wzywany na przesłuchania, jak inni działacze, ale nie donosił, a teczki to spreparowane fałszywki mające go skompromitować, misterna robota specjalnego wydziału MSW. Treść wzięta z podsłuchów, z donosów innych szpicli albo wymyślona przez gorliwych esbeków. Wałęsa mówił, że grał z esbekami w swoją grę, a tak naprawdę kombinował, jak rozmontować system. TW "Bolek" to nie on.
Dlaczego więc Brożek tak chętnie powołuje się na materiały SB?
Brożek: - Sam byłem jako student pod koniec lat 80. wzywany na przesłuchania, więc wiem, jak oni działali. Nagrałem na potrzeby tej książki kilku esbeków, paru z ukrycia, innych oficjalnie. Nie cenzurowałem ich, nie ciąłem ich wypowiedzi, spisałem je do książki wiernie. Oczywiście musiałem uważać, żeby nie skierowali mnie na fałszywy trop. Ale jeśli osiem osób, niezależnie od siebie, potwierdza to samo, to jakieś wnioski można z tego wyciągnąć.
- A teczki? No cóż, po co esbecy mieliby oszukiwać samych siebie w pracy operacyjnej? Ja dobrze znam tę i podobną dokumentację ze zbiorów IPN, dużo z nią pracowałem. Te dokumenty są wedle mojej wiedzy prawdziwe. "Sfałszowanie teczki" to tylko chwytliwe hasło Wałęsy - uważa Brożek.
Brożek, jak inni przed nim, podaje 1976 rok jako datę, gdy Wałęsa miał się ostatecznie urwać esbekom i oczyścić z działalności agenturalnej.
W kilku sprawach autor nie rozstrzyga, kto mówi prawdę, a kto kłamie. Zostawia to do oceny czytelnika. Weźmy kwestię tego, jak Wałęsa dostał się do Stoczni w dniu wybuchu sierpniowego strajku w 1980 roku.
Brożek twierdzi, że zna trzy wersje od ludzi (samodzielny skok przez płot; esbecka łódź/motorówka; biały tajniacki samochód, który miał go podwieźć na strajk) i trzy od Wałęsy. – Wszystkie podałem w książce – mówi.
Czyli mamy kilka wersji i sami mamy wybrać, która nam pasuje?
Brożek: - Skłaniam się ku jednej z tych wersji, ale podałem wszystkie. Nie rozstrzygam. Jestem reporterem, nie podaję, komu bardziej wierzyć, a komu mniej. Czytelnik ma swój rozum i sam sobie wyrobi zdanie.
- Ale w ten sposób daje pan paliwo teoriom spiskowym, według których Wałęsę przez całe życie prowadziła SB, a rewolucja "Solidarności" i Okrągły Stół to działania agentury – mówię.
- No cóż. Jeśli sam bohater, Wałęsa, jest tu niespójny, to wydaje mi to się po prostu dziwne. Jeśli nie ma możliwości stwierdzenia prawdy, to znaczy, że coś tam jest, jakaś tajemnica. Myślę, że współpraca Wałęsy z SB w latach 70. miała wpływ na całe jego późniejsze życie, zwłaszcza czasy prezydentury - odpowiada.
Ja nagrywałem, mnie nagrywali
Brożek to niezależny filmowiec, współpracujący z TVP, TVN czy Discovery Historia, reżyser m.in. dokumentów "Gra o Nobla", "Prawdziwy koniec PGR-ów?" czy "Raport z Auschwitz".
Pytam, dlaczego zajął się Wałęsą?
- Kręciłem w Gdańsku filmy o "Solidarności" i Solidarności Walczącej – mówi. - Na przykład "Gdzie jest Porozumienie Gdańskie?". Większość ludzi nie wie, że ten słynny dokument zniknął w dniu podpisania. Sporo materiałów przy tej okazji zebrałem, poznałem wiele ważnych osób. Kontynuowałem tę pracę. Nagrywałem, pisałem.
Sam Brożek w latach 80. był członkiem NZS na UJ w Krakowie. - Znam specyfikę tamtych czasów – mówi.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Czy przy okazji pisania książki był u Wałęsy?
- Byłem trzy razy. Nagrywałem go na kamerę, a z kolei szef jego biura nagrywał mnie. Mamy więc dwa zapisy tej samej rozmowy, jakby co. Wysłałem Wałęsie jego słowa do autoryzacji.
Jak reporter odbiera Wałęsę?
– To postać barwna, tajemnicza, ciekawa – mówi Brożek. - Lubi mówić o sobie. Ja, ja, ja. Uważam, że ten Wałęsa, jakiego wszyscy znamy, to medialny konstrukt. Spójny obraz, stworzony przez media. A mi chodziło w tej książce nie o legendę, ale o prawdziwego człowieka. Chciałem przebić się przez mit.
W książce Brożek twierdzi, że na początku lat 70. Wałęsa jednocześnie zachęcał ludzi do działania, organizował strajki i w tym samym czasie na nich donosił. "Samozwańczy delegat a jednocześnie donosiciel" – pisze Brożek.
- Ma go pan za dwulicowego kłamcę? – pytam.
Długie milczenie. I w końcu: - Szczerze, to ciężko mi go oceniać. On jest człowiekiem, który sam o sobie mówił: "nie zrozumiecie mnie". I chyba miał rację. Szkoda, że do dziś nie przyznał się do współpracy z SB, bo miałby to już dawno za sobą. I byłby dziś bohaterem. A tak…
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski