Wyszliśmy z domu. Na plaży leżał kawał drewnianej kłody, w sam raz, by na nim usiąść. Patrzyłem na fale leniwie liżące żwir. Wiał lekki wiatr od zachodu. Przypomniałem sobie jak kiedyś, dawno temu, oglądałem atlas geograficzny. Czy mogłem wtedy marzyć, że w przyszłości zobaczę to morze na własne oczy?
– Chciałeś wiedzieć, co będziemy robić – zaczął.
– Ponieważ w tej okolicy nie ma nic ciekawego, nic, co usprawiedliwiałoby twoje obsesje, zakładam, że będziemy się tylko bawili w szpiegów.
– Naprawdę uważasz, że nie ma tu nic ciekawego? Nic, co zainteresowałoby prawdziwego szpiega? – uśmiechnął się lekko.
– Co na przykład?
– Magazyny wojsk NATO w sztolniach pod górą Ronvik... Zresztą nieważne. Gramy po tej samej stronie.
– Czyli nie będziemy bawić się w szpiegów? W takim razie jak, siedząc tu, w Norwegii, koło podziemnych magazynów czegoś tam, mamy sypać wspomniany piasek w łożyska wielkiej machiny ZSRR? – zirytowałem się. – Chyba, że masz za zadanie stworzyć jakąś tajną strukturę na wypadek wkroczenia Armii Czerwonej? – zapytałem z przekąsem.
– Nie ma takiej potrzeby – uspokoił mnie. – Ta struktura już istnieje. Gdy wybuchnie trzecia światowa i Ruscy się t u we dr ą, sp ot k ają g otow ych na ws z y st ko pa r t y z a ntów. W każdym większym mieście Europy Zachodniej jest placówka związku Gladie.
– Co to jest?
– Zakamuflowana organizacja, założona wiele lat temu przez NATO. Coś jakby przygotowana zawczasu partyzantka.
Gdybym siedział na krześle, pewnie bym spadł.
– Tu też? – zdumiałem się.
– Najprawdopodobniej. Nie da się wykluczyć, choć oczywiście nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić. Ta struktura działa w najściślejszej konspiracji, nawet służby specjalne poszczególnych krajów nie wiedzą, kto należy do o organizacji.
– Czy grozi nam wojna?
– Zawsze istnieje takie ryzyko. Którejś jesieni, gdy w Polsce będzie klęska nieurodzaju, a Rosja nie zdoła kupić zboża w wystarczającej ilości, mogą podjąć próbę zbrojnego wypadu po żywność. Oczywiście prawdopodobieństwo czegoś takiego jest nikłe, przynajmniej w chwili obecnej, ale nie da się całkowicie wykluczyć.
– To czym konkretnie będziemy się zajmowali?
– Będziemy stanowili jedną z kilkunastu stacji przerzutowych – wyjaśnił. – Tylko przez kilka miesięcy, może nawet tygodni. ZSRR opuszcza nielegalnie pewna liczba ludzi. Ponieważ władze większości krajów EWG mają brzydki zwyczaj deportowania uchodźców z powrotem do ojczyzny, trzeba ich w ścisłej konspiracji wysyłać dalej. Do USA, Kanady, Chile, Nowej Zelandii, Australii, RPA i dziesiątków innych państw.
– Hmm... Z pozoru wygląda to niegroźnie. Tylko że z pozoru wiele rzeczy wygląda niegroźnie, a potem okazuje się, że człowiek tkwi po uszy w bagnie. Co nam zrobią tubylcy jak już nas złapią?
– Dokładnie nie wiadomo, dlatego lepiej, żeby nas nie złapali. Między innymi w tym celu kujemy ten tunel... Co do bagna, to już w nim siedzimy, a błoto łaskocze nas w podbródki. Ja liczę się z tym, że już się nie wygrzebię.
– Dużo jest takich punktów jak nasz?
Wzruszył ramiona mi.
– Nie mam pojęcia. Może kilka, może kilkanaście. Jedne są likwidowane, powstają nowe. Będziesz musiał przestrzegać bardzo skomplikowanej procedury.
– Zamieniam się w słuch.
– Przede wszystkim, osobom, które będą u nas czasowo przebywały, nie zdradzasz niczego. Ani naszych nazwisk, ani imion. Za każdym razem będziemy się przedstawiali inaczej. Ci ludzie w większości wypadków nie będą znali nazwy tej miejscowości. Postaramy się też nie mówić im, w jakim państwie się znajdują.
– To jakaś bzdura – powiedziałem. – Wystarczy, że popatrzą za okno. Niewiele jest krajów o tak ukształtowanej linii brzegowej.
– Tak. Ale możemy im zawsze wcisnąć kit, że są w Finlandii.
– W jakim celu będziemy ich okłamywać?
– No cóż, nie da się wykluczyć, że na którymś etapie podróży wpadną w ręce kontrwywiadu lub służb imigracyjnych. W takim przypadku lepiej, żeby nie byli w stanie nas zidentyfikować.