Zeszliśmy do piwnicy, w której miał urządzoną strzelnicę. Zawiesił na końcu korytarza tarczę z sylwetką człowieka w paradnym mundurze i odznaczeniami na piersi, a potem przeszliśmy na drugi koniec, gdzie w szafce spoczywała broń. Wydobył pistolet maszynowy Heckler & Koch i podał mi.
– Pistolet odbezpiecza się tym. Celujesz tam, gdzie pokazuje się czerwona kropka. To laserowy znacznik celu. Przy strzałach szarpie. Stań tak – pokazał. – Ściągasz spust miękko. Uważaj na odrzut. Dawaj!
Odbezpieczyłem broń, przycisnąłem do barku i puściłem krótką serię. W tarczy powstało kilka dziur, część nawet w piersi. Niektóre kule poszły obok i potrzaskały ścianę. Ostatnie uszkodziły sufit.
– Nieźle jak na pierwszy raz, ja w twoim wieku strzelałem gorzej.
Złapał swój rewolwer i wypalił dwa razy, prawie nie celując. W sylwetce zamiast oczu pojawiły się dwa otwory. Bawiliśmy się jeszcze przez jakąś godzinę, posługując się rozmaitą bronią.
– Powinieneś się nauczyć dobrze strzelać – powiedział. – To się przydaje, nawet jeśli nie chcesz w przyszłości zostać snajperem. Pomyślimy o tym.
Nie byłem zupełnie przekonany o jego racji, ale przez grzeczność milczałem. Może i miał słuszność. Tyle jest zła na świecie. Trzeba umieć się bronić.
– Słyszałem, hrabio...
– Tak?
– Maciek wspominał coś o tym, jak uciekaliście po dachach wzdłuż Otwockiej, ostrzeliwując się w biegu.
– Och, nie przypominaj mi. Mam lęk wysokości.
On i lęk wysokości.
– Martwi mnie ten Mikołaj... – zacząłem.
– Mnie też martwi, a teraz powiedzmy sobie dlaczego.
– No cóż, trudno mu będzie. Zostawił tam dziewczynę. Nie jest przyzwyczajony do takiego życia, choć na pewno mu się spodoba. Dlaczego ty się martwisz?
– O dziewczynę możesz być spokojny. Pracuję nad tym, choć książę nie będzie pewnie kontent. A w każdym razie nie do końca. Bardziej martwię się, czy nie popełniliśmy błędu.
– Badanie genetyczne...?
– Owszem. Badanie genetyczne przemawia na jego korzyść, a księcia Henryka – zaśmiał się ze swojego dowcipu – księcia Henry’ego nie można przekupić.
– Czy ktoś próbował?
– Oczywiście. Sygnalizował naszej służbie bezpieczeństwa, mamy taki jakby kontrwywiad, dwie próby. Raz Ruscy chcieli wykorzystać jego wiedzę w jakichś, zapewne zbrodniczych celach, później Arabowie obiecywali mu ponad milion dolarów w zamian za pracę dla nich.
– Jest aż tak dobry?
– Jeszcze lepszy. Pochłonął w ciągu roku wszystkie znaczące prace z dziedziny genetyki, coś około trzystu pozycji. Biegła znajomość niemieckiego, francuskiego, japońskiego i angielskiego była mu bardzo pomocna. Potem zabrał się za sporządzanie własnej mapy ludzkich genów. Dość oryginalną, ale stosowaną już metodą. Od czasu do czasu rodzą się dzieci z ciężkimi wadami, są to z reguły przypadki letalne. Nawiązał kontakty z kilkuset szpitalami i klinikami położniczymi. Gdy pojawia się taki przypadek, robią USG lub sekcję i przysyłają mu próbki tkanki, a on je bada i analizuje, i jeśli są jakieś uszkodzenia DNA, to na drodze eliminacji może wnioskować, który gen jest za co odpowiedzialny. Tak mi to kiedyś wytłumaczył, dodając, że jest to wulgaryzacja zagadnienia, ale z grubsza oddaje metodę pracy. Na razie inni genetycy, z którymi koresponduje, są nim zachwyceni. My zaś zlecamy mu zadania do różnych naszych przyziemnych celów.
– Mieszka w Tromsø?
– Tak. Jego ojciec został tam zesłany przed ponad dwudziestu laty z wyroku księcia Igora Orłowa. Nie dopełnił względów bezpieczeństwa w czasie jakiejś misji w Rosji i przez niego zginął nasz informator. Zesłanie jest bezterminowe, z tym że przez pierwsze dziesięć lat pracował przy ścince drzewa, teraz nieco rozluźniono mu... jak by to po polsku powiedzieć... no, nie da rady. Reżim. Może oddalać się z miasta, jeśli czas jego podróży nie przekracza dwu tygodni, a w ciągu roku może poza miejscem zamieszkania spędzić maksimum dwa miesiące. Oczywiście jego syna te ograniczenia nie dotyczą.
– Wybacz, hrabio, mówiliśmy o Mikołaju.
– Zagadałem się. Tak więc wyniki genetyczne dają nam jedynie pewność co do jego pochodzenia. Tymczasem nie wiadomo, jak jest z jego umysłem.
– To znaczy?
– Pranie mózgu, hipnoza, sugestia posthipnotyczna, cholera wie co jeszcze. Mogli mu zrobić pranie mózgu. Jak gdyby wdrukować coś w psychikę.
– Na przykład?
– Był taki przypadek, przed kilku laty. Złapali pewnego emigranta i wywieźli do Moskwy. Maltretowali go przez pół roku. Gdy wrócił, miał luki w pamięci na całe tygodnie. Uratował nas przypadek. Sądzimy, że wpisali mu jakieś przykre wspomnienia związane z księciem Sergiejem i doprowadzili go do szaleństwa. Chciał zupełnie bez powodu zabić księcia. Całe szczęście, ochrona zareagowała błyskawicznie. Napastnika udało się obezwładnić. Nasi psycholodzy potrzebowali dwu lat, aby go z tego wyciągnąć.