WAŻNE
TERAZ

Obajtek i Dworczyk bez immunitetów. Jest decyzja PE

Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz. "Nie mogłem mówić, emocje i wzruszenie były zbyt silne"

Urodził się w powojennych Niemczech, kiedy w szkołach i w rodzinach o Holokauście się nie mówiło. Jadąc jako młody pacyfista na wolontariat w Izraelu poprzedzony wizytą w Auschwitz, nie wiedział, jaki wstrząs go czeka. Po latach już jako ksiądz wrócił do Oświęcimia. I został do dziś.

k"Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz" to Manfred Deselaers, fot. Sebastian Nycz
Źródło zdjęć: © wyd. Znak
oprac. 

Człowiek, który wybrał życie duchownego w miejscu związanym z najmroczniejszymi kartami historii ludzkości. Swoim oddanym i uważnym życiem przełamuje od lat schematy, bariery, uprzedzenia. Postać, której historia nikogo nie pozostawi obojętnym.

Ksiądz Manfred Deselaers od ponad 30 lat mieszka w Oświęcimiu, pracuje w Centrum Dialogu i Modlitwy jako "duszpasterz u progu Auschwitz". W 1996 r. obronił pracę doktorską pt. "Bóg a zło w świetle biografii i wypowiedzi Rudolfa Hössa, komendanta Auschwitz". Laureat Nagrody im. ks. Józefa Tischnera, przez Polską Radę Chrześcijan i Żydów uhonorowany tytułem Człowieka Pojednania (2000).

Autor książki Piotr Żyłka to wrażliwy dziennikarz, publicysta, działacz społeczny, członek grupy Zupa na Plantach wspierającej osoby doświadczające bezdomności.

W latach 2015-2020 był redaktorem naczelnym portalu Deon.pl. Jest autorem książek, m.in. bestsellerowego wywiadu z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie. Wiara, polędwica i miłość" oraz "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet" (wraz z Łukaszem Wojtusikiem). Laureat Nagrody "Ślad" im. bp. Jana Chrapka.

Piotr Żyłka z księdzem Manfredem Deselaersem
Piotr Żyłka z księdzem Manfredem Deselaersem © Licencjodawca | Sebastian Nycz

Publikujemy fragment książki "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz" Piotra Żyłki, wyd. Znak.

Kiedy pierwszy raz byłeś w Auschwitz?

W 1974 roku. To była wizyta w ramach przygotowań do półtorarocznego pobytu w Izraelu z Akcją Znaków Pokuty. Organizacja ta, po niemiecku Aktion Sühnezeichen Friedensdienste, powstała po drugiej wojnie światowej, w 1958 roku, z inicjatywy niemieckich protestanckich chrześcijan, z których część podczas wojny była w ruchu oporu. Mieli oni świadomość, że kiedy to wszystko się skończy, trzeba będzie podjąć jakieś działania, żeby leczyć zranione relacje z narodami, które bardzo ucierpiały i doświadczyły wielkich krzywd. [...]

Jakie obrazy zostały ci w głowie z tego pierwszego pobytu?

[...] Było to wiele lat temu, ale nigdy tego nie zapomnę. Mieszkałem w pokoju z widokiem na bramę wjazdową, druty, baraki i budynki obozu, gdzie przetrzymywano więźniów. Cały czas gdzieś w tle, w powietrzu, wisiało przekonanie, że to jest bardzo szczególne miejsce, które nie jest już groźne w sensie bezpośredniego zagrożenia życia dla kogokolwiek, ale ma do opowiedzenia straszne rzeczy. Takie, że wydają się wręcz nierealne, a niestety jednak się wydarzyły. Po terenach byłego obozu oprowadzali nas pracownicy muzeum i byli więźniowie. Pamiętam, jak pierwszy raz oglądaliśmy zdjęcia więźniów po wyzwoleniu, wyglądających jak żywe szkielety. To oni mi najmocniej utkwili w pamięci. Bardziej niż stosy włosów, o których prawie wszyscy mówią po pierwszej wizycie. [...]

Wspomniałeś mi kiedyś, że coś bardzo ważnego wydarzyło się w tobie podczas drugiego pobytu w Oświęcimiu.

To był rok 1980. Byłem już studentem. W Polsce dopiero co powstała Solidarność, a za chwilę miał nadejść stan wojenny. W powietrzu dawało się wyczuć coś wyjątkowego. W trakcie tej drugiej wizyty oprowadzał nas Kazimierz Smoleń, były więzień. Chodziliśmy długo po Birkenau, około czterech godzin. Jest tam taka główna droga od bramy do krematoriów i z powrotem na drugą stronę obozu. I ja z tej drogi pamiętam tylko jedno. Szedłem i cały czas myślałem, że ja tego wszystkiego nie rozumiem, że moje uczucia nie są w stanie tego miejsca ogarnąć, że to za dużo, że czuję się bezradny i nie wiem, co robić. I nagle przyszła jeszcze jedna myśl: a może ja nie muszę wszystkiego rozumieć, tylko trochę? I za to "trochę" wziąć odpowiedzialność. Dokładnie pamiętam miejsce, w którym się znajdowałem, kiedy przyszła do mnie ta refleksja. To było po drodze od krematorium 5 w kierunku budynku, w którym dziś mieści się kościół wsi Brzezinki. [...]

Co czujesz dziś, będąc księdzem, który od ponad 30 lat mieszka w Oświęcimiu i pomaga ludziom duchowo przeżyć wizytę w byłych obozach koncentracyjnych i zagłady?

Oprowadzam rzadko, i to tylko te grupy, które same mnie o to proszą, a i tak zawsze jest to dla mnie wielkie wyzwanie. Kiedy to robię, staram się wejść całym sobą w przedstawianą rzeczywistość, mocno wczuwam się w wydarzenia, do których doszło w obozie. Opowiadam o historiach konkretnych ludzi. Robię to w taki sposób, żeby mimo przerażającej prawdy, której tu dotykamy, pojawiał się też aspekt nadziei. Zdarzało się jednak, że podczas takiego oprowadzania docierałem do momentu, w którym nie byłem w stanie kontynuować. Nie mogłem mówić, emocje i wzruszenie były zbyt silne. Szybko zmieniałem wtedy temat, bo wiedziałem, że za każdym razem, kiedy zacznę o tym mówić, będąc w obozie, te emocje najprawdopodobniej powrócą.

Co to były za historie?

Opowiem trzy przykłady. Maria Stromberger była austriacką pielęgniarką. Jak wiadomo, Austria podczas wojny była częścią Trzeciej Rzeszy. Stromberger pracowała w tym czasie w szpitalu w Heidelbergu. Któregoś dnia do szpitala zostało przyjętych dwóch Polaków zwolnionych z obozu w Oświęcimiu. Od nich dowiedziała się o Auschwitz. Oczywiście nieoficjalnie, bo to była tajemnica. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała, i dobrowolnie zgłosiła się do służby w Auschwitz, żeby na własne oczy przekonać się, co tam się dzieje. [...]

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Obóz zagłady Auschwitz-Birkenau. To dlatego Niemcy założyli go w Oświęcimiu

Oczywiście na początku się jej bali, myśleli, że należy do oprawców, ale w pewnym momencie się to zmieniło. Jeden z byłych więźniów opowiada, że któregoś dnia, pracując, usłyszał strzelaninę. Nie poruszyło go to szczególnie mocno. Pomyślał sobie, że pewnie znów ktoś wbiegł w druty. [...] Ale nagle usłyszał jakiś inny hałas w pokoju obok. Wszedł do niego i ujrzał nieprzytomną siostrę Marię leżącą na ziemi.

Co tam się wydarzyło?

Zobaczyła więźnia wiszącego na drutach i było to dla niej tak traumatyczne doświadczenie, że zemdlała. Kilka dni leżała i to odchorowywała, a kiedy odzyskała siły, zaczęła po cichu rozpytywać innych więźniów, co się dzieje. Kiedy poznała prawdę, zaczęła im pomagać i dołączyła do ruchu oporu w obozie. W pewnym momencie jej życzliwość została dostrzeżona i lekarz SS udzielił jej nagany za "zbyt ludzkie traktowanie więźniów".

Po wojnie została aresztowana w Niemczech pod zarzutem kolaboracji z nazistami w obozie i osadzona w więzieniu. Po interwencji polskich byłych więźniów oczyszczono ją jednak z zarzutów, zwolniono z aresztu i zeznawała jako świadek w procesie Rudolfa Hössa. Była cichą, odważną bohaterką. Niestety koniec jej historii jest smutny. W Niemczech nikt nie chciał słuchać o Auschwitz, to wszystko było jeszcze zbyt świeże, ludzie bali się na ten temat rozmawiać. Zmarła w osamotnieniu.

Kiedy stojąc raz przed byłym szpitalem dla SS, chciałem opowiedzieć coś dobrego, zacząłem mówić o niej. Maria Stromberger kiedyś powiedziała, że po wojnie już nigdy nie była szczęśliwa, bo całą miłość zostawiła w Auschwitz. Tego zdania nie byłem w stanie spokojnie powtórzyć. I dalej nie jestem.

A druga sytuacja, w której emocje i głos odmówiły ci posłuszeństwa?

To moment, kiedy stojąc przed krematoriami w Birkenau, zacząłem opisywać, co dokładnie tam się działo, kiedy ludzie szli z transportu. Niektórych brano do pracy, a pozostałych kierowano do komór gazowych. Mówiono im, że część zostaje, a reszta podróżuje dalej. Oczywiście to było kłamstwo. Reszta szła na "prysznic" i już nigdy stamtąd nie wychodziła. Kiedy zacząłem mówić o dzieciach z matkami, które też tam kierowano… (cisza) Wracając do obozu macierzystego, często też opowiadam o Maksymilianie Kolbem. Dla więźniów on był kimś niesłychanie ważnym.

Z jakiego powodu?

W momencie kiedy wszyscy byli przytłoczeni terrorem SS i strachem o swoje życie, świadomość, że znalazł się ktoś, kto był w stanie nie myśleć o sobie i dać swoje życie za kogoś innego, wlewała nadzieję w ich serca. To zwycięstwo miłości w świecie nienawiści stało się wielkim symbolem.

Pewien były więzień opowiadał mi, że kiedy chodzili wokół bloku 11, mając świadomość, że tam na dole w celi siedzą skazani, a wśród nich jest Kolbe, to im przywracało poczucie godności. Dzięki jego postawie zrozumieli, że jest coś ważniejszego, niż przeżyć. Coś, czego nikt nie może im odebrać. Godność, solidarność i zdolność do miłości – nad tym oprawcy nie mają władzy. Wielki człowiek siedzi na dole, pozornie przegrany. A esesmani, którzy myśleli, że z nim wygrali, że to oni mają władzę, wcale nie są wielcy i żadnej władzy nad nim nie mają. Ten więzień powiedział mi takie zdanie: "Dzięki Kolbemu szliśmy przez obóz z wyprostowanym kręgosłupem. My rośliśmy, a esesmani stali się trochę mniejsi i mniej ważni". Kiedyś próbowałem tę historię opowiedzieć i wtedy też miałem taki moment, że nie mogłem kontynuować. Bo pomyślałem o tych esesmanach i poczułem żal i smutek, że oni byli tacy puści. Myśleli, że mają władzę, a tak naprawdę utracili swoje człowieczeństwo. W pewnym stopniu im współczułem, bo to byli "moi".

W jakim sensie "twoi"?

Nie w tym sensie, że mam jakiegoś krewnego esesmana – z tego, co mi wiadomo, nie mam nikogo takiego w rodzinie – ale dlatego, że to byli Niemcy. A ja przecież też jestem Niemcem.

To są takie trzy obrazy pokazujące, co obóz robi ze mną i we mnie. Może to za dużo powiedziane, ale wydaje mi się, że to wszystko pomaga mi zrozumieć rany, o które tu w najgłębszym znaczeniu chodzi. I po stronie byłych więźniów, i po stronie narodu żydowskiego, i po stronie Niemców. Kiedy spotykam tutaj kogoś, kto stracił w obozie dziadka albo matkę, ale też kiedy spotykam kogoś, kto wśród swoich przodków ma oprawców, to staram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby z nim współodczuwać i żeby wyjechał stąd z czymś, co mogłoby mu pomóc.

I jeszcze jeden obraz teraz mi przyszedł do głowy, kiedy ci opowiadałem te historie.

Jaki?

Którejś nocy, w okresie kiedy intensywnie badałem życie komendanta, nagle się obudziłem, usiadłem na łóżku i zrozumiałem, że ja też przecież jestem w stanie zabić. Że zło to jest coś, do czego niestety każdy z nas jest zdolny. To w żaden sposób nie usprawiedliwia sprawców, ale jeśli chcemy, żeby piekło, jakie wydarzyło się w Auschwitz, nigdy więcej się nie powtórzyło, musimy pamiętać, że nie ma prostego podziału na "dobrych nas" i "złych ich". Każdy człowiek może robić dobro albo zło. Nigdy o tym nie zapominajmy. To oznacza, że każdy z nas ma ogromną odpowiedzialność.

wyd. Znak
wyd. Znak © Materiały prasowe

Wybrane dla Ciebie

Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]