Trwa ładowanie...
fragment
30-03-2011 17:20

Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa

Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii AndersaŹródło: Inne
d3xpcvy
d3xpcvy

Rozdział piąty: „Monte Cassino. Narodziny legendy”

Do dnia dzisiejszego historycy spierają się o to, czy bitwa o Monte Cassino, w której wzięli udział Wojtek i jego towarzysze, istotnie była starciem, które ze strategicznego punktu widzenia uznać można za konieczne i nieuniknione. Była to największa bitwa lądowa, jaką stoczono w Europie w okresie II wojny światowej. Właściwie mówiąc nie było to jedno, lecz seria czterech krwawych starć, w których walczące armie poniosły gigantyczne straty, szczególnie dotkliwe po stronie atakującej. Szacuje się, że walki w rejonie Monte Cassino kosztowały życie 60 000 ludzi. Żołnierze z tych walk wynieśli okropne wspomnienia. Jeden z Polaków wspominał: „Mój batalion, który liczył początkowo 1001 ludzi, nacierał na wioskę Monte Cassino; po trzech dniach zaciętych walk, jego stan liczebny został zredukowany do 97 ludzi”.

Atakujące wojska alianckie ponosiły tak ciężkie straty, ponieważ zmuszone były nacierać w trudnym górskim terenie. Pozycji broniły doświadczone oddziały niemieckie, które operowały w oparciu o system potężnych umocnień, znanych pod nazwą Linii Gustawa, rozciągających się w poprzek Półwyspu Apenińskiego, od Gaety na zachodzie, po położoną na wschodzie Ortonę. Niemcy budowę Linii Gustawa zaczęli na długo przed lądowaniem aliantów we Włoszech. Przez dziewięć miesięcy około 10 000 osób pracowało nad budową umocnień, biegnących wzdłuż rzek Gargiliano i Rapido. Linia Gustawa stanowiła najpotężniejszą pozycję obronną Niemców we Włoszech. Jej fortyfikacji, na które składały się umocnione stanowiska artylerii, betonowe bunkry, wieżyczki z karabinami maszynowymi, zasieki z drutu kolczastego oraz pola minowe, broniło 15 zaprawionych w bojach dywizji niemieckich.

Za najtrudniejszą do sforsowania część Linii Gustawa uważany były jej odcinek biegnący na wysokości wsi Monte Cassino oraz pobliskiego tysiącczterystuletniego klasztoru benedyktynów. Pas umocnień niemieckich w tym rejonie wydawał się być niemal niemożliwy do przełamania. Tworzył on redutę obronną, znajdującą się u końca wąskiej doliny, której alianccy żołnierze nadali złowieszczą nazwę Doliny Śmierci. Pozycja ta stała na drodze wojsk alianckich nacierających w kierunku oddalonego od nich o około 130 kilometrów najbliższego punktu strategicznego, którym był Rzym.

Aliancka ofensywa we Włoszech wygasła w styczniu 1944 r. Wojska sojusznicze zmuszone zostały do wstrzymania natarcia, ponieważ nie były w stanie oskrzydlić pozycji niemieckich pod Monte Cassino, które służąc jako punkt obserwacyjny, zagrażały ich liniom zaopatrzenia. Niepowodzeniem zakończył się również desant aliancki, wysadzony za liniami niemieckimi pod Anzio. Oddziały angloamerykańskie, utknęły w ciężkich walkach pozycyjnych i nie były w stanie udzielić realnego wsparcia wojskom, które atakowały Linię Gustawa z kierunku południowego. Niemcy, pomimo przewagi liczebnej przeciwnika, wykorzystując sprzyjające ukształtowanie terenu, stawili aliantom skuteczny opór i zawzięcie trwali na swych pozycjach. Górzysty teren, gęsto poprzecinany wąwozami i rzekami, zmusił alianckie czołgi, pojazdy transportowe oraz artylerię do posuwania się dolinami, którymi biegły wąskie szlaki, czasami szumnie na wyrost, szumnie nazwane drogami. Tymi traktami, niekiedy nadającymi się jedynie dla jucznych mułów, posuwały się powoli
naprzód kolumny pojazdów wojsk alianckich, które tłocząc się w licznych zatorach drogowych, stanowiły doskonały cel dla niemieckiej artylerii. Do wszelkich nieszczęść, jakich alianci doświadczali na tym etapie kampanii włoskiej, dochodziły jeszcze trudności spowodowane fatalną pogodą.

d3xpcvy

Oceniając znaczenie bitwy pod Monte Cassino w szerszej perspektywie operacji prowadzonych w skali całego europejskiego teatru działań wojennych, wskazać należy dwa strategiczne cele, które skłaniały dowództwo alianckie do podjęcia wysiłków, zmierzających do sforsowania tej trudnej do przełamania pozycji. Pierwszym z nich było ułatwienie wojskom aliantów, znajdującym się pod Anzio, przełamania obrony niemieckiej, która od pięciu miesięcy skutecznie blokowała je na zdobytym przyczółku. Drugim celem było związanie na froncie włoskim możliwie największych sił niemieckich, które walcząc na Półwyspie Apenińskim, nie byłyby w stanie wzmocnić wojsk, strzegących wybrzeży Francji przed planowaną inwazją aliancką.

Alianckie dowództwo przed przybyciem na front włoski polskiego 2 Korpusu i wchodzącej w jego skład doń 22 Kompanii Zaopatrzenia, podjęło trzykrotnie próbę przełamania pozycji pod Monte Cassino. Pierwszy nieudany atak miał miejsce w styczniu. Do drugiej bitwy doszło już w lutym. Pomimo ciężkiego bombardowania klasztoru i pobliskiej wsi, również to natarcie zostało przez Niemców odparte. Kolejna, trzecia już ofensywa nastąpiła po miesiącu. Jednak podobnie, jak dwa poprzednie natarcia również i ta próba przełamania Linii Gustawa zakończyła się porażką nacierających, którzy wycofując się na pozycje wyjściowe, pozostawili po sobie doszczętnie zrujnowane budynki Monte Cassino.

Czwarty i zarazem ostatni atak na Monte Cassino, który ochrzczono mianem „Operacji Diadem”, miały przypuścić oddziały polskiego 2 Korpusu. Polskie jednostki, którym powierzono zadanie przełamania pozornie niewzruszonych pozycji niemieckich znajdujących się w rejonie masywu Cassino oraz zdobycia znajdującego się na jego szczycie benedyktyńskiego opactwa, zostały do tej operacji zgłoszone na ochotnika przez gen. Andersa. Przez trzy tygodnie poprzedzające polskie natarcie, które miało być ostatnim atakiem na Cassino, kompania Wojtka wraz z innymi polskimi kompaniami zaopatrzeniowymi, przewoziła na pozycje artylerii amunicję, niezbędną dla skutecznego wsparcia nacierających oddziałów.

Zaopatrywanie jednostek artylerii w amunicję było zadaniem wyjątkowo ryzykownym. Niebezpieczny ładunek musiał być dostarczony na wysunięte pozycje średniej i ciężkiej artylerii. Ciężarówki 22 Kompanii, a także samochody należące do kilku innych kompanii zaopatrzeniowych, do stanowisk dział dotrzeć mogły jedynie nocą, poruszając się z wyłączonymi światłami po wstęgach wąskich górskich dróg, które wiły się w licznych, ostrych zakrętach. Z obawy przed wykryciem przez nieprzyjaciela i ściągnięciem nieuchronnej w takim wypadku, śmiercionośnej nawały artyleryjskiej, kierowcom nakazano przestrzeganie zasad całkowitego zaciemnienia. Prowadząc w egipskich ciemnościach swe trzytonowe ciężarówki, Polacy zmuszeni byli pokonywać strome pochyłości. Przez cały czas mieli świadomość tego, że jeden fałszywy ruch może zakończyć się stoczeniem pojazdu z wznoszącego się na kilkaset metrów, górskiego urwiska.

d3xpcvy

Dostarczanie amunicji na pozycje dział było zatem zadaniem powolnym i żmudnym w realizacji. Zdarzało się często, że pomocnicy kierowców zmuszeni byli wskazywać im bezpieczną drogę przejazdu, idąc przed pojazdami z białymi ręcznikami przerzuconymi przez ramiona. Innym rozwiązaniem było usadowienie pomocnika kierowcy na błotniku przedniego koła. Położywszy się płasko na brzuchu mógł on ze swej wysuniętej pozycji przekazywać kierowcy wskazówki dotyczące kierunku dalszej jazdy. Dla kierowców dużych ciężarówek, poruszających się po drogach całkowicie niedostosowanych do tego typu pojazdów, szczególnie kłopotliwym i wyczerpującym psychicznie doświadczeniem było pokonywanie ostrych zakrętów-agrafek. Przejechanie odcinka drogi zakręcającej pod kątem 180 stopni, wymagało od kierowców 22 Kompanii, wielokrotnego wykonywania manewru cofania, pozwalającego wejść wreszcie w zakręt pod odpowiednim kątem. Poruszanie się po drogach utrudniały Polakom także zasłony dymne, stawiane w celu ukrycia ruchu kolumn transportowych
przed wzrokiem obserwatorów niemieckiej artylerii, której działa były już dobrze wstrzelane w najważniejsze odcinki tras zaopatrzeniowych.

Jeden z polskich weteranów bitwy pod Monte Cassino, dumny posiadacz odznaki Wojtka, stworzonej dla uczczenia męstwa niedźwiedzia, tak wspomina te wydarzenia sprzed 65 lat: „Po dotarciu na pozycje naszej artylerii, pospiesznie rozładowywaliśmy pociski i zapalniki, a następnie po krótkim odpoczynku, wracaliśmy możliwie jak najszybciej po kolejny ładunek. Pomimo podejmowania przez nas wszelkich środków ostrożności, dochodziło do wielu wypadków, w których ginęli liczni kierowcy ciężarówek, staczających się z wąskich dróg w przepastne czeluście stromych jarów”.

Wojtek został wciągnięty w wir opisywanych zdarzeń, stawiając czoła tym samym niebezpieczeństwom, z którymi musieli się zmierzyć otaczający go ludzie. Dla niedźwiedzia był to obcy, niebezpieczny i przerażający świat. Jednak Wojtek szybko się doń przystosował. Znalazłszy się w nowej sytuacji początkowo domagał się uwagi i opieki, odmawiając opuszczenia kwatery z powodu hałasu wybuchających pocisków. Wkrótce jednak pozbył się lęku przed nowymi dlań zjawiskami. Rządny nowych wrażeń, wspinał się na odsłonięte drzewo, które stało nieopodal obozu 22 Kompanii. Z poziomu jego konarów, niedźwiedź wsłuchiwał się w huk wybuchów i spokojnie obserwował tajemnicze błyski eksplozji, pojawiających się na zajmowanym przez Niemców obszarze, który był bombardowany i ostrzeliwany przez ciężką artylerię.

d3xpcvy

W takich właśnie okolicznościach Wojtek zasłużył sobie na status legendarnego bohatera. Niedźwiedź obserwując swych towarzyszy, którzy w bitewnym zgiełku uwijali się pospiesznie rozładowując skrzynki z amunicją artyleryjską, postanowił dołączyć do nich i rozłożywszy na boki swe potężne łapy, dał do zrozumienia krzątającym się wokół żołnierzom, że chce im pomóc w ich wyczerpującej pracy. Wojtek nigdy nie był szkolony do przenoszenia czterdziestopięciokilogramowych skrzyń, w których znajdowały się pociski do dwudziestopięciofuntowych dział, zapalniki do pocisków oraz inne zaopatrzenie artyleryjskie. Rutynowego postępowania z zasobnikami amunicyjnymi nauczył się obserwując krzątających się wokół niego żołnierzy, którym postanowił pomóc z własnej woli, bez słowa zachęty z ich strony. Stojąc na tylnych łapach, rozkładał swe potężne ramiona, w które żołnierze składali ciężkie skrzynie z amunicją, po czym bez wysiłku przenosił je do podręcznych składów amunicyjnych, zlokalizowanych w pobliżu stanowisk ogniowych. Po
dostarczeniu ładunku do gniazd artylerii, niedźwiedź wracał do ciężarówki po kolejny ładunek śmiercionośnego zaopatrzenia. Wojtek nigdy nie upuścił ani jednego pocisku, z czego dumna była cała jego kompania. Zaznaczyć jednak należy, że pomagając przy wyładunku amunicji, niedźwiedź czynił to na swych własnych warunkach. Całkowicie samodzielnie decydował o tym kiedy i jak długo ma pracować. Czasami konieczne było zachęcenie go do pomocy. Jeśli niedźwiedź zdecydował się na zrobienie przerwy, aby sobie przez chwilkę poleżeć, zachęcenie go do ponownego włączenia się w wysiłek wojenny wymagało poczęstowania go jednym lub dwoma smakowitymi kąskami. Nagradzano go jedzeniem w chwili wręczenia mu skrzynki lub w chwili gdy odstawiał ją po doniesieniu we właściwe miejsce. Podczas bitwy pod Monte Cassino, kompania Wojtka przewiozła dla wojsk polskich i brytyjskich około 17 300 ton amunicji, 1200 ton paliwa i 1100 ton żywności.

11 maja 1944 r. rozpoczęła się ostatnia bitwa o Monte Cassino. Zanim natarcie ruszyło natarcia, generał Anders zwrócił się do swych żołnierzy z emocjonalnym apelem: „Na czas tej akcji niech w wasze serca wstąpi duch lwa, zachowajcie w nich jednak także miejsce na Boga, honor i Polskę – waszą Ojczyznę”. Generał w swej odezwie nakazywał żołnierzom, aby pomścili wszystkie cierpienia, jakich podczas wojny zaznał naród polski, a także żeby wzięli rewanż za wszystko to, co oni sami wycierpieli w ciągu lat spędzonych w Rosji oraz w okresie długiej rozłąki ze swoimi rodzinami.

O godzinie H, czyli o 23.00, ogień otworzyło około 1200 alianckich dział, które rozpoczęły przygotowanie artyleryjskie do natarcia. Skoordynowany ogień artylerii był tak gęsty, że panujące ciemności musiały ustąpić przed jasnością wystrzałów dział i eksplozji pocisków, które noc zamieniły w upiorny dzień. Nawała artyleryjska, mająca wstrząsnąć przeciwnikiem i pozbawić go woli walki, dosłownie wywołała trzęsienie ziemi. Wojtek i jego towarzysze byli jednak niewzruszeni, bez przerwy pracując na rzecz zapewnienia stałych dostaw amunicji na stanowiska artylerii...

d3xpcvy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3xpcvy