**CZEŚĆ PIERWSZA SZABLA ZOSTAŁA DOBYTA. TRZEBA ZEPCHNĄĆ ROSJAN W ICH ŚNIEŻNE PUSTKOWIA 22 CZERWCA 1812- 14 WRZEŚNIA 1812
Rozdział 1**
Napoleon posuwa się stępa sosnowym borem. Ukryci pod drzewami żołnierze rozstępują się, odsuwają konie uwiązane do pni i konarów. Niektórzy spieszą po ustawioną w kozły broń, aby zasalutować cesarzowi. Powstrzymuje ich gestem, zabrania wznosić okrzyki. Zeskakuje z konia. Dołączają do niego wielki koniuszy Caulaincourt w towarzystwie marszałka Bessieres'a i wielkiego marszałka dworu Duroca. Przynoszą Napoleonowi kurtkę oficera polskich ułanów i czako z czarnego jedwabiu. Zmienia szybko strój, odrzuca swój kapelusz, po czym znowu dosiada konia. Nisko pochylony nad końskim karkiem galopuje na skraj boru.
Las się przerzedza. Zalegająca pod sosnami woń potu i stajni stopniowo ustępuje słodkawemu zapachowi wilgotnych ziół. Niemen płynie o kilkaset metrów stąd w zagłębieniu między nagimi wzgórzami, które po tej stronie stromo opadają do rzeki. Po drugiej stronie widać łagodnie wznoszący się rosyjski brzeg pokryty żytem i pszenicą. Chodzi o to, aby stamtąd nic nie było widać.
Często tamtędy, wśród łanów zboża, galopują kozackie patrole. Nie mogą się dowiedzieć, że armia licząca ponad sześćset tysięcy ludzi - armia dwudziestu narodów, Wielka Armia Napoleona - znajduje się tak blisko, zbiera się w lasach, zapełnia polskie drogi, przygotowuje do przeprawy przez Niemen. Rosjanie powinni myśleć, że to tylko polscy ułani jak zwykle patrolują brzeg rzeki.
Napoleon zatrzymuje się na skraju skarpy. Z tego miejsca widzi zakola Niemna. Puszcza się galopem do Poniemonia, naprzeciwko Kowna. Tu polski brzeg zamyka pierścieniem wysunięty brzeg rosyjski.
Cesarz zjeżdża aż na piaszczyste lachy. Ciemna woda rzeki wydaje się nieruchomą. O dwieście metrów stąd jest drugi brzeg, Rosja, wojna.
Przez parę minut stoi nad wodą. Przypomina mu się Tylża, tratwa na środku Niemna. Spotkał się wtedy z carem Aleksandrem I. Było to niemal dokładnie pięć lat temu, 25 czerwca 1807 roku. Wierzył wtedy w sojusz z Rosją i pokój w Europie. Złudzenia.
Daje znak. Zbliżają się towarzyszący mu adiutanci, również w polskich mundurach. Tutaj, mówi, zostaną przerzucone trzy mosty , które umożliwią przejście wojsk. Niech zawiadomią generała Eble, że musi je zbudować w ciągu jutrzejszej nocy.
Później patrzy długo na wschód. O tej porze, pod wieczór, upał wciąż doskwiera, rozdrażnia, podobnie jak roje komarów obsiadających konie, twarze ludzi i przedostających się nawet pod rękawy surduta. W oddali grzmi. Zbiera się na burzę, długie błyskawice przecinają czerwony zmierzch. Jest poniedziałek 22 czerwca 1812 roku.
Napoleon galopuje teraz w zapadającej ciemności w kierunku kwatery głównej założonej we wsi Wilkowiszki. Na drogach, za borem, widać maszerujące regimenty. Jeszcze dalej, w wioskach, żołnierze cisną się wokół wybudowanych przez służby zaopatrzeniowe chlebowych pieców.
Napoleon ściąga wodze. Za wiele tu bałaganu. Zbyt wielu żołnierzy, odłączonych od swych jednostek małych grupek zajmujących się grabieżą. Wystarczy rzut oka, aby to dostrzec. Należy ustanowić złożone z pięciu oficerów sądy doraźne, aby maruderów i sprawców grabieży skazywały na śmierć. Potrzebne są lotne oddziały do zbierania wszystkich, którzy odłączą się od swoich jednostek. Mówi to Berthierowi i Davoutowi. Ta Wielka Armia, która w sile niemal czterystu tysięcy żołnierzy przekroczy Niemen, składa się z ludzi pochodzących z tak wielu krajów, że aby utrzymać ją w całości, należy narzucić surową dyscyplinę.
W chatce, gdzie umieszczono go na noc, pochyla się nad mapa mi. Plan jest prosty i jasny. Na północy wojska Macdonalda maszerują na Rygę. ,Ja jestem w środku i z Eugeniuszem posuwam się w stronę Wilna. Na południu są mój brat Hieronim wraz z Davoutem. Mają zaatakować znajdujące się tam wojska generałów Bagrationa i Tormasowa. Kiedy z moją pomocą zostaną one zniszczone, zwrócimy się w stronę wojsk generała Barclaya de Tolly'ego, które znajdują się w północnej części zgrupowania rosyjskiego".
Ruchem ręki kreśli na mapie linię dzielącą armie rosyjskie na dwie części. Należy oddzielić armię Bagrationa od armii Barclaya i po kolei je rozbić.
Jego głos zagłusza szalejąca burza. Napoleon siada, opierając łokcie na mapie, niemal się na niej kładzie. I kiedy nawałnica cichnie, oświadcza, że jeszcze raz chce się udać nad brzeg Niemna, bez eskorty, w towarzystwie jednego tylko adiutanta, Caulaincourta, oraz generała Haxa. W towarzystwie generała, dowodzącego jednostkami inżynieryjnymi marszałka Davouta chce ponownie obejrzeć brzegi rzeki. W działaniach wojennych liczy się każdy szczegół.
Po burzy ziemia jest rozmiękła, lecz powietrze wciąż jest duszne i wilgotne. Gdy przejeżdżają przez jedną z wiosek, Napoleon dostrzega światło w prezbiterium kościoła, wokół którego obozują oddziały kawalerii. Wchodzi do niewielkiej nawy, gdzie na klęczkach modli się ksiądz. Umie wydukać kilka słów po francusku.
- Za kogo pan się modli? Za mnie czy za Rosjan?
Ksiądz robi znak krzyża.
- Za Waszą Cesarską Mość - odpowiada.
- Ma pan słuszność i jako Polak, i jako katolik.
Napoleon poklepuje księdza po plecach i poleca, by Caulaincourt wypłacił mu sto napoleonów. Odjeżdża w mrok i zamyślony cwałuje wzdłuż brzegu. Każde zdarzenie, każde spotkanie może być znakiem, wskazówką, przepowiednią. Jest człowiekiem rozumu i Oświecenia. Pasjonowały go nauki matematyczne. Ale nie objaśniły one jeszcze wszystkich aspektów wszechświata, nie potrafią wyjaśnić, że przeznaczenie naznacza niektóre istoty , dając im siłę potrzebną, aby aż do końca iść za swoimi marzeniami.
Ledwie trzymając wodze, pozwala się nieść swemu wierzchowcowi, który galopuje przez dojrzałe zboże. Naraz koń uskakuje. Napoleon usiłuje się utrzymać, ześlizguje się jednak i upada w zboże. Natychmiast się podnosi. Głos należący do Caulaincourta, Berthiera albo któregoś z oficerów, którzy do nich dołączyli, wykrzykuje:
- Rzymianin by się wycofał, to zła wróżba.
Adiutanci, generałowie, marszałkowie zeskakują na ziemię.
Między kopytami konia przebiegł zając i spłoszył go.
Napoleon milczy. Wraca na kwaterę.
Jestem człowiekiem rozumu. Nie wierzę w przesqdy. Rozgląda się jednak wokół po twarzach tych generałów, adiutantów, swojego sekretarza.
Widzieli albo się dowiedzieli. Sq zaniepokojeni. I ja także nie potrafię odpędzić dręczqcej mnie niepewności.
Nic nie wiadomo o ruchach armii rosyjskiej na drugim brzegu. Żaden szpieg nie zgłosił się z informacjami. Napoleon przypomina sobie zdania powtórzone mu przez hrabiego Narbonne'a, ostatniego francuskiego posła, który spotkał się z carem Aleksandrem I.
Nie robię sobie złudzeń - rzekł car. - Wiem, jak wielkim dowódcą jest cesarz Napoleon. Ale widzi pan, czas i przestrzeń są po mojej stronie. Nie ma tak zapadłego zakątka na tym wrogim wobec was terytorium, dokąd nie mógłbym się wycofać, żadnej placówki zbyt dalekiej, by się na niej bronić, zanim zgodzę się na haniebny pokój. Ja nie atakuję, ale też nie złożę broni, dopóki w Rosji będzie choć jeden obcy żołnierz. - Car wskazał na mapie kraniec kontynentu, dorzucając: - Jeśli Napoleon wypowie wojnę, a fortuna się do niego uśmiechnie, mimo że Rosjanie bronią słusznej sprawy, to pokój będzie musiał podpisywać w Cieśninie Beringa.
Napoleon wypytuje Caulaincourta.
Czy Rosjanie wydadzą bitwę?
Gdzie? Pod Wilnem? Wielki koniuszy odpowiada, że Rosjanie nie będą walczyć i wycofają się, porzucając miasta.
- A więc mam Polskę - stwierdza Napoleon. - A w oczach Polaków Aleksander będzie zhańbiony, że oddał ją bez walki. odstąpić Wilno to znaczy utracić Polskę.
Trzeba przekonać siebie i innych, że wojna będzie krótka, a zwycięstwo jest bliskie.
- Nim miną dwa miesiące - ciągnie Napoleon - Rosja poprosi mnie o pokój. Wielcy właściciele ziemscy będą przerażeni, wielu z nich zostanie zrujnowanych. Car Aleksander znajdzie się w kłopotliwym położeniu, ponieważ w gruncie rzeczy Rosjanie mało się troszczą o Polskę, a już na pewno nie chcą ponosić strat z jej powodu.
Spaceruje z rękami założonymi na plecach. Często zażywa tabaki. Przystaje przed Caulaincourtem i pyta cicho, z poważną miną, czy w kwaterze głównej mówiono o jego upadku z konia. Caulaincourt odpowiada wymijająco.
- Wojska - mówi stanowczo Napoleon - zaczną się przeprawiać przez Niemen, gdy tylko mosty zostaną ukończone.
Śpi parę godzin, po czym już o trzeciej w nocy w środę 24 czerwca 1812 roku galopuje w stronę Niemna. Po trzech ukończonych do północy mostach posuwają się wolno żołnierze. Dudnienie ich nierównych kroków głucho odbija się między brzegami jak huk narastającej fali.
O piątej przekracza Niemen, potem wraca do swego namiotu rozstawionego na lewym brzegu. Przez lunetę obserwuje trzy wielkie kolumny wojska, które rozwijają się po przejściu na prawy brzeg. Wzgórza i doliny roją się od ludzi, koni i wozów. W słońcu iskrzy się broń. Ponad kolumnami marszowymi zaczyna się unosić rudy kurz.
Upał staje się już nieznośny.
A to dopiero wczesny ranek!
Cóż to jednak za siła, cóż za armia! Napoleon uderza szpicrutą po cholewach swoich butów, chodzi tam i z powrotem, podśpiewując Malbrouk wyrusza na wojnę. Kto może się oprzeć takiej potędze?
Jedzie w tumanach kurzu wzdłuż kolumn wojska. Zwiadowcy informują go, że nigdzie nie widać Rosjan. Tylko z daleka widziano kozaków.
Przekraczają drugą rzekę, Wilię. Forpoczty weszły już do Kowna. Rosjanie uciekli. Droga do Wilna stoi otworem. Trzeba maszerować, maszerować, jak najszybciej maszerować.
Pracuje przez cały dzień, przyjmuje zwiadowców, kurierów, dyktuje rozkazy, po czym o czwartej nad ranem - 25 czerwca - znowu jest w siodle.
Spostrzega leżące na boku umierające konie ze wzdętymi brzuchami. Żołnierze osuwają się z rozłożonymi ramionami. Zwierzęta nakarmiono zielonym żytem. Młodzi rekruci umierają z wyczerpania po kilku godzinach marszu w prażącym słońcu.
Zatrzymuje się, robi kilka kroków w towarzystwie Murata i Davouta. Trzeba iść szybko, mówi, aby zaskoczyć Rosjan, nie pozwolić im się wycofywać, zmusić ich do bitwy.
Zanim zapadła noc i rozpętała się burza, zdążył już się schronić w jednym z domów w Kownie. Będzie spał na wąskim łóżku, w tej dusznej izbie. Myśli o nocach spędzanych w pałacach, o Marii Ludwice, synu, którego nie może teraz zobaczyć.
Ta wojna musi być krótka.
Moja przyjaciółko - pisze do cesarzowej - 24 czerwca o drugiej w nocy przekroczyłem Niemen. Dziś wieczorem przekroczyłem Wilię. Zdobyłem Kowno. Nie było żadnej liczącej się potyczki. Zdrowie mi dopisuje, ale upały są ogromne. Wyjeżdżam tej nocy, pojutrze będę w Wilnie. Wszystko idzie dobrze. Bądź wesoła, spotkamy się, tak jak Ci przyrzekłem. Cały Twój. Twój wierny małżonek. Nap.