Najnowszy, mocny kryminał Przemysława Żarskiego
Przeczytaj fragment „Ciernia”
Po świetnie przyjętych przez czytelników Śladzie i jego kontynuacji – Bliźnie, nadszedł czas na zamknięcie trylogii z komisarzem Robertem Kreftem. Już 2 czerwca premiera najnowszej powieści pochodzącego z Sosnowca autora powieści kryminalnych, Przemysława Żarskiego. Cierń to historia o tym, że wspomnienia potrafią uwierać jak tkwiąca w skórze zadra. To bolesna, jątrząca się opowieść o dążeniu do prawdy, która nie zawsze prowadzi do zagojenia blizn i ukojenia bólu.
Serię Przemysława Żarskiego polecają m.in. Wojciech Chmielarz, Katarzyna Puzyńska, Vincent V. Severski, Robert Małecki oraz Maciej Siembieda.
Fragment:
PROLOG
sierpień 1995 roku
Deszcz wygrywał na płótnie nocy żałobną pieśń. Mężczyzna w samochodzie zamknął oczy i wsłuchiwał się w jej brzmienie. Wlewała się pod skórę, mieszała z krwią i pulsowała w tętnicach. Zrozumiał, że czas się otrząsnąć.
Błędy tkwią w pamięci niczym cierń. Ich wspomnienie tylko potęguje ból.
Pamiętał wszystko jak przez mgłę. Najpierw chłopak, który wtargnął przed maskę samochodu, potem ból, rozchodzący się po ciele i odcinający zasilanie. Zaskoczyli go, ktoś zadał mu cios w tył głowy i pozbawił go przytomności.
Ocknął się w wilgotnym, ciemnym miejscu, niebo przysłaniały mu czupryny rosnących wokół drzew. Czuł smak ziemi i wypełniającej mu usta krwi.
Otworzył oczy i zobaczył cienie dwóch osób kopiących dół. Byli tak zajęci, że niezauważony zdołał przeczołgać się kawałek dalej. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, zatłuką go na śmierć. Zaczaił się i na drżących nogach dopadł do wyższego z nich. Zacisnął mu ręce na szyi i ściskał tak długo, aż usłyszał przedśmiertny charkot. Emocje i wściekłość wzięły górę nad rozsądkiem. Zadziałał instynktownie.
Z trudem dowlókł się do pozostawionego na poboczu auta. Nie mógł pozwolić, żeby drugi napastnik uciekł i zdradził, do czego tu doszło. Zagroził mu bronią i kazał iść przed sobą. Zapomniał, że w bagażniku wiezie skrępowaną, nieprzytomną kobietę. Chłopak wrzucił do niego kawałek blachy, którą kopał grób, i stanął jak wryty, gdy zobaczył, że w środku ktoś leży.
Kierowca przystawił wyrostkowi lufę pistoletu do karku, ale nie pociągnął za spust. Nie mógł drugi raz stracić nad sobą panowania.
Oddychał ciężko, krew wypełniała mu usta. Uchylił drzwi auta i splunął na jezdnię. Zawroty głowy przeszły w tępe łupanie, a piekący ból rozlał się po ciele. Rozglądał się po wnętrzu samochodu. Szukał szmaty lub papierowego ręcznika, czegoś, czym mógłby wytrzeć głowę z sączącej się spod skorupy na skórze krwi. Żałował, że pozwolił, by gniew przejął nad nim kontrolę i zmusił go do błędu.
Kilkaset metrów stąd leżał uduszony chłopak. Nie mógł go tam pozostawić.
Sięgnął po papierosa i zaciągnął się, chcąc uspokoić oddech. Bez rezultatu.
Co jakiś czas drogą przemykał samochód. Żaden z kierowców się nie zatrzymał, nikt nie sprawdził, czy wszystko z nim w porządku, czy nie potrzebuje pomocy. Nie miał im tego za złe, pewnie sam zachowałby się podobnie. Zgasił niedopałek podeszwą.
Zerkał w lusterko. Widział poharataną i zakrwawioną twarz. Wystawił głowę za szybę i oblał ją wodą mineralną, którą znalazł pod fotelem. Ściągnął ubłoconą koszulę i również opłukał ją wodą, przyglądając się, jak strumień rdzawej cieczy rozlewa się po jezdni.
Włożył koszulę z powrotem na rozgrzane ciało. Czuł biegnący po skórze dreszcz zimna. Przeczesał dłonią włosy, schował koszulę do spodni od garnituru i oparł głowę o kierownicę, uderzając w nią ze złością. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zwykle to on rozdawał karty, a teraz dał się ograć jak dziecko.
Spojrzał na zegarek. Stracił dużo czasu i modlił się, by go nie znaleźli. Włączył silnik. Zanim odjechał, odwrócił się i spojrzał w twarz wystraszonego chłopca. Siedział z tyłu. Woda spływała mu po skórze, włosy kleiły się od deszczu i błota. W jego oczach gościł strach. Odkąd został sam, nie był już taki odważny jak wtedy, gdy zaatakowali go na drodze, pobili i zawlekli na tę leśną polanę, na której zamierzali go zakopać.
Role się odwróciły. Kat właśnie stał się ofiarą.
– Co to miało, kurwa, znaczyć? – wycedził.
– To nie mój pomysł, przysięgam – zarzekał się chłopak. – Zrobiłem to, co mi kazał. Mieliśmy tylko
pana oskubać, nie mówił, że chce pana zatłuc.
– A ci gówniarze, których niemal rozjechałem?
– Ledwo ich znam, włóczyli się za nami. Mieli zatrzymać jakiś samochód, resztą zajęliśmy się sami…
– Wysyp wszystko z kieszeni i zostaw rzeczy w aucie. Pieniądze, dokumenty, co tam masz. Gdyby przyszło ci do głowy coś głupiego, znajdę cię i skończysz jak twój kumpel. Zrozumiałeś? – wycharczał mężczyzna, czując palący ból w gardle. – Radzę ci zapomnieć o tym, co tu widziałeś, i trzymać gębę na kłódkę. Jasne?
Przerażony chłopak kiwał posłusznie głową.
– A teraz wypierdalaj.
Śledził jego nieostrą sylwetkę w lusterku. Zgarbiony, wątły, przypominał zjawę, która przez lata będzie go nawiedzać w snach. Wiedział, że chłopak nie piśnie słowa o tym, co zaszło tej nocy. Strach plątał język niczym wciśnięty w gardło knebel. Zauważył żółte ślepia lamp w lusterku nad kierownicą i odruchowo zmrużył oczy. Zaklął pod nosem. W końcu go znaleźli.
WP Książki na: