Trwa ładowanie...

"Myślałam, że moje ciało było nie do zaakceptowania, bo on chciał, by było inne"

Doświadczamy w życiu różnych sytuacji, które niejednokrotnie wydają się końcem świata. Jednak po pewnym czasie okazuje się, że to, co miało być końcem, jest początkiem czegoś nowego. Dowodem na to może być debiutancka książka Justyny Mazur, twórczyni popularnego podcastu "Piąte: Nie zabijaj".

Justyna Mazur jest autorką popularnego podcastu "Piąte: nie zabijaj"Justyna Mazur jest autorką popularnego podcastu "Piąte: nie zabijaj"
d4k6ivw
d4k6ivw

Justyna Mazur stworzyła zbiór 11 historii, pokazujących podróż przez życie ze wspomnianymi wcześniej małymi końcami świata. Możemy znaleźć tam między innymi ciężkie rozstania, śmierć bliskiej osoby czy przemocowy związek, a także próby zrozumienia relacji z rodzicami czy relacji z Bogiem. Książka jest bardzo osobistym zbiorem różnych życiowych sytuacji, ale jak twierdzi autorka, każdy może odkryć tam chociażby cząstkę siebie.

Fragment książki "Małe końce świata" prezentujemy dzięki Wydawnictwu Helenka.

W tamtym czasie, kiedy czułam się tak bardzo szczęśliwa, pojawiły się moje największe problemy z własnym ciałem. Nie wiem, czy to kwestia mojej psychiki wyhodowanej na baśniach, Disneyu i telenowelach miłosnych, które z zapamiętaniem, a jednocześnie z zażenowaniem oglądałam podczas wakacji u babci – ale dla mnie seks był bardziej oddaniem się komuś, zrzuceniem z siebie wszystkich zasłon niż zabawą czy zaspokajaniem swoich potrzeb. Te "zasłony" miały też wymiar dosłowny: pozbywanie się kolejnych warstw ubrań. I wtedy czułam się całkowicie bezbronna.

d4k6ivw

Pewnie dlatego, gdy usłyszałam od Jacka, że jestem taka w sam raz, ale nie byłoby źle, gdyby było mnie trochę mniej, potraktowałam to jak wymaganie, które powinnam spełnić. Tego samego lata schudłam, pewnego dnia waga wskazała 47 kilogramów. Dumna wskoczyłam na rower i popędziłam na basen pochwalić się Jackowi. Pogratulował, wyraził uznanie, ale zrobił wtedy coś, co mnie psychicznie uszkodziło na zawsze. Chwycił palcami, niczym szczypcami, mój lekko wystający brzuch i powiedział: Gdyby jeszcze tylko to zniknęło…

Brzuch stał się moim wrogiem. Przeszłam na drastyczną dietę, piłam oczyszczające herbaty, głodziłam się. Brzuch nie znikał. Starałam się przy Jacku nie jeść, nie jadłam nawet na grillach ze znajomymi, będąc pewna, że wszyscy wiedzą, że jestem grubasem z dużym brzuchem. A grubasom przecież jeść nie wolno. Zaczęłam odczuwać potężny wstyd związany z ciałem. Ciążyła mi świadomość posiadania ciała, które w moim przekonaniu było nie do zaakceptowania. Bo on wolałby, żeby było inne.

Czasem stres ustępował, a ja wtedy zaczynałam normalnie jeść. Zresztą, w moim domu jedzenie było ważnym aspektem życia. Tata uwielbiał gotować i eksperymentować i zawsze chciał się z nami dzielić tym, czego się w kuchni nauczył. Nigdy nie usłyszałam z jego ust jakiejkolwiek uwagi na temat mojego jedzenia. Ono miało być smaczne, pożywne i miało dawać radość. Raz na jakiś czas łapałam ten przebłysk normalności. Organizm odrabiał wtedy straty spowodowane katorżniczymi dietami i wracałam do punktu wyjścia. I czułam się wtedy najlepiej. Pomyślałam sobie: trudno, taka jestem, przecież on mnie kocha, a więc zaakceptuje to, że nie mam na brzuchu deski. Nadrobię innymi zaletami. (...)

Cały czas było we mnie poczucie, że nie mogę go rozczarować i powinnam trzymać rękę na pulsie. Chciałam jeść normalnie, ale też chciałam mieć ciało, które będzie go zachwycało, tak jak mnie zachwycało jego. Postanowiłam więcej się ruszać, wymyśliłam, że idealne będzie bieganie. W listopadowy poranek, wczesnym rankiem wyszłam z domu pobiegać. W byle jakich butach, bez rozgrzewki. Był pierwszy w roku przymrozek. Po kilku minutach skręciłam nogę w kostce, a kilka godzin później już miałam na niej gips. Opowiedziałam Jackowi o tym przez telefon; odkąd wyjechał na studia, rozmawialiśmy codziennie wieczorem. Nazwał mnie gapą, niby serdecznie, ale tak naprawdę wyczułam w jego głosie zawód, że nie będę mogła porządnie się ruszać.

d4k6ivw

Dwa tygodnie później przyjechał do Zabrza i umówiliśmy się, że odbierze mnie po zajęciach ze szkoły muzycznej i pomoże dokuśtykać do domu. Siedziałam w hallu na murku i machałam zagipsowaną nogą. Gdy mnie zobaczył, zakrył usta i zaczął się śmiać. Przywitaliśmy się jak zwykle po dłuższym czasie rozłąki, tuląc się mocno do siebie.

Wyszliśmy na ulicę. W pewnej chwili spytał czułym głosem:

– Ale będziesz chudnąć, prawda?

d4k6ivw

– A jak nie, to co? – zapytałam całkowicie zbita z tropu.

– To będą konsekwencje – powiedział nagle, poważniejąc.

– Jakie?

– Po prostu. Będą konsekwencje.

"Małe końce świata"
"Małe końce świata" wyd. Helenka

"Plastyczna fuszerka": Chirurg przeraził się, gdy zobaczył jej nos

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d4k6ivw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4k6ivw