Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:03

Motyl na wietrze

Motyl na wietrzeŹródło: Inne
d16gnom
d16gnom

Rozdział I

Był grudzień 1841 roku. Ichibei Saito z Shimoda wiedział, że niebawem jego ciężarna żona będzie musiała przejść przez mękę kolejnego porodu. Drżał na samą myśl o poprzednim, sprzed zaledwie dwóch lat, którego Mako omal nie przypłaciła życiem.
Lodowaty, zimowy wicher smagał wściekle nadmorski drewniany domek. Saito był jednak znakomitym cieślą i wzniósł dla swej rodziny naprawdę solidny budynek, który stał teraz mocno, nietknięty przez szalejące, nieprzyjazne fale przypływu i wichry wywołane przez ostatni tajfun. Saito westchnął. Ciekawe, kiedy ustanie ten okropny deszcz. Przez następnych kilka dni Saito nie będzie w stanie pracować, a to oznacza mniej pieniędzy dla rodziny. Przy kolejnej gębie do wyżywienia musi pracować jeszcze ciężej. Nie przywykł do lenistwa, jakie wymusił na nim tajfun, i źle się z tym czuł. Ludzi niskiego stanu, takich jak oni, nie stać na ten rodzaj luksusu, muszą harować ze wszystkich sił na utrzymanie swoich rodzin.
Nagle poweselał, gdyż przyszła mu do głowy pewna myśl. Przecież tajfun porozbijał sporo kutrów i łodzi, co niewątpliwie oznacza więcej remontów i prac budowlanych. I chociaż przez chwilę miał wyrzuty sumienia, że będzie czerpał zysk z cudzej tragedii, szybko się z nich otrząsnął. Powtarzające się cykle życia i śmierci to prawo natury, które z nim nie ma nic wspólnego. Z tyłu skrzypnęła podłogowa deska.
–Saito, zaczęły się bóle – oznajmiła jego siostra, patrząc z niepokojem na szalejący za oknem sztorm. – To zły dzień na poród. Co poczniemy, jeśli coś pójdzie nie tak?
Saito nie odpowiedział. Narodziny i śmierć to sprawy, nad którymi człowiek nie ma władzy, więc może się tylko modlić, by wszystko poszło dobrze i aby tym razem Bóg dał mu syna.
Ostatnio szogun wydał prawo pozwalające wieśniakom, takim jak Saito, na używanie nazwisk – przywilej, o jakim nikomu nawet się nie śniło w feudalnej Japonii. Saito był niezwykle dumny ze swego wymarzonego nazwiska i rozpaczliwie pragnął przekazać je synowi.
Tym razem jednak Bóg nie był po jego stronie: dziesiątego grudnia żona Saito urodziła bladą dziewczynkę o niezdrowym wyglądzie. Nazwali ją Okichi i Saito, pogodziwszy się z faktem, że będzie musiał żywić i ubierać jeszcze jedną córkę, patrzył na to niespotykanie urodziwe dziecko z wielkim smutkiem. Nie były to dobre czasy na rodzenie dziewczynek. Mieli już jedną córkę i niezależnie od kwestii przekazania rodowego nazwiska Saito potrzebował przede wszystkim silnych, muskularnych synów do pomocy w warsztacie. Kolejna dziewczynka oznaczała jeszcze jedną gębę do wyżywienia i jeszcze jedno życie, o które trzeba się troszczyć. Biedaków nie stać na luksus posiadania zbyt wielu córek.
Westchnął. Z jakichś irracjonalnych powodów Bóg nie uznał za stosowne odpowiedzieć na jego prośby. Patrząc na piszczący tobołek i skruszoną twarz żony, Saito nie miał pojęcia, że owa niechciana córka rozsławi kiedyś jego nazwisko w całej Japonii bardziej niż jakikolwiek syn. Ani Saito, ani jego żonie nawet nie przeszło przez myśl, że wmuszona im przez los dziewczynka stanie się bohaterką jednej z niezapomnianych japońskich legend, a jej życie będzie ściśle związane z historycznym otwarciem granic Japonii dla cudzoziemców w latach sześćdziesiątych.*
Teraz jednak, nieświadoma zarówno niebezpieczeństw swej niewłaściwej płci, jak i swego wielkiego przeznaczenia, córka Saito ziewnęła, przyprawiając swego ojca o mimowolny skurcz serca. Mimo wszystko była jego rodzonym dzieckiem, więc nie mógł jej odrzucić. Przysiągł sobie uczynić jej życie na tyle bezpiecznym, na ile skromne warunki pozwolą.

W miarę upływu czasu rodziców coraz bardziej zdumiewała niezwykła uroda małej Okichi. Miała mlecznobiałą skórę, błyszczące czarne włosy i delikatne, szlachetne rysy.
–Ona jest doskonała! – wykrzyknęła siostra Saito.
–Tak – przyznał Saito i zaśmiał się ironicznie. – Skąd u pomarszczonego, spalonego słońcem cieśli okrętowego i jego pyzatej, grubej, skośnookiej żony wzięło się dziecko z taką urodą i gracją?
To dziwne. Gdyby nie znał Mako tak dobrze i gdyby nie żartował sobie z jej ciasnej moralności więcej razy, niż zdołał spamiętać, mógłby nawet pomyśleć, że nie on jest ojcem tej małej piękności. Ale oczy żony, mimo poczucia winy z powodu niewłaściwej płci dziecka, błyszczały szczerą dumą.
Jasne, że Saito był pewien swego ojcostwa. Mako nigdy by nie potrafiła utrzymać przed nim w tajemnicy czegoś takiego jak zdrada. Bóg obdarzył ich ślicznym dzieckiem i powinni czuć się uszczęśliwieni. A jednak Saito się martwił, wiedział bowiem, że taka uroda stanowiłaby bezcenną wartość tylko w bogatej rodzinie z wyższej sfery, gdzie przyczyniłaby się zapewne do pomnożenia majątku i władzy. Co dziewczynie da ładna buzia wśród ubogich rybaków z Shimoda? Niechby lepiej nie zwracała na siebie uwagi możnych tego świata, którzy biorą, co zechcą. W Shimoda bardziej się przydają silne mięśnie, toteż Saito zastanawiał się, jakie życie czeka małą Okichi.

Lata mijały szybko i Okichi wkrótce wyrosła na śliczne, przedwcześnie dojrzałe dziecko. Miała pogodne usposobienie i nikomu nie sprawiała kłopotów. Zawsze starała się wszystkich zadowolić, zupełnie jakby czuła, że musi wynagrodzić swemu otoczeniu zawód, jaki im sprawiła, rodząc się dziewczynką. Kochała swoją rodzinę i miasteczko, w którym żyła. Chciaż Saito nigdy nie posiadali żadnych bogactw i nie znali przepychu, jakimi przechwalały się dziewczęta sprzedane do domów wysoko urodzonych ludzi, cieszyli się spokojem i szczęściem.
Dom Saito zajmował ostatnie miejsce w rzędzie zadbanych jednakowych budynków o czarnych ścianach, ozdobionych na całej powierzchni białymi kratami – tzw. domów nameko, chluby mieszkańców Shimoda.
Okichi nade wszystko kochała Zatokę Shimoda. W pogodne dni, kiedy wody zatoki były spokojne i niezmącone, dziewczynka siadywała na wystającej skale, wpatrując się w daleki horyzont. Często dumała o świecie skrytym za horyzontem i wymyślała sobie historie o ludziach, którzy tam żyli. Mieszkańcy owego wyimaginowanego świata stali się jej przyjaciółmi. Im była starsza, tym głębiej pogrążała się w ich życiu, obfitującym w tyle pięknych rzeczy i uświetnionym muzyką, jakby trwał tam nieustający letni festiwal.
Jedyną chmurą w prawdziwym życiu Okichi był ojciec. Oczywiście kochał ją na swój sposób, ale zawsze trzymał się od niej na dystans, zupełnie jakby bał się serdeczniejszych więzów, mając na uwadze swoje plany co do jej przyszłości.
Okichi wiedziała, że z każdym dniem tajemnicze widmo przyszłości zagraża jej coraz bardziej. Marzyła, aby czas stanął, a ona sama nigdy nie dorosła i mogła na zawsze pozostać w bezpiecznym kręgu rodziny.
Dla Ichibei Saito przyszłość córki stanowiła problem, o którym nie lubił myśleć. Z powodu swej niezwykłej urody nie nadawała się na żonę dla miejscowych młodzieńców, musiał więc rozejrzeć się za jakimś innym rozwiązaniem.
Co innego matka. Ta kochała ją otwarcie i zawsze starała się za wszelką cenę nie dopuszczać do głośnych krzyków i dziecięcych awantur, trzymając dziecko z dala od ojca.
Okichi była śliczną dziewczynką o jasnej, świetlistej cerze i idealnych rysach. Nie miała małych oczu ani pyzatych policzków swego rodzeństwa i matka była z niej niesamowicie dumna. Mako Saito zawsze skrycie marzyła o takiej urodzie i wdzięku, zanim ciężkie warunki i trudy piętnastu lat małżeństwa pozbawiły ją wszelkiej nadziei. Teraz jednak marzenia ożyły w postaci pięknej córki. Nieco dalej, przy tej samej drodze i w takim samym domu nameko, mieszkała rodzina Kojima. Ich najstarsza córka Naoko została nieodłączną przyjaciółką i pokrewną duszą Okichi.
W ciepłe, letnie wieczory obie dziewczynki wspinały się po lekkiej pochyłości do swego
ulubionego miejsca – płaskiej półki skalnej zawieszonej nad morzem – gdzie zwykły przypatrywać się słynnym shimoidzkim zachodom słońca.
Udały się tam także pewnego wieczoru w lecie roku 1853. Śliczny, pogodny dzień zapowiadał piękny zachód, więc zapragnęły popatrzeć, jak słońce pogrąża się w morzu.
Powinien to być dla nich szczęśliwy wieczór, ale z jakiegoś dziwnego powodu Okichi czuła smutek. Miała prawie dwanaście lat i wiedziała, że wkrótce będzie musiała zmierzyć się z problemem swojej przyszłości. Nie chciała rozstawać się z bezpieczną, ciepłą enklawą swojej rodziny i po raz pierwszy żałowała, że urodziła się dziewczynką. Chłopcy nie muszą martwić się o takie sprawy – po prostu żenią się z osobami wybranymi przez rodziców i pozostają pod rodzicielskim dachem, jak długo sobie tego życzą.
Kiedy słońce zaczęło zanurzać się w morzu, na horyzoncie ukazała się samotna łódź rybacka – istne czarne widziadło, które zdawało się na nie napierać, niosąc z sobą smutek i grozę.
Nagle Okichi zakryła oczy rękami i wydała cichy jęk. Zaniepokojona Naoko dotknęła jej ramienia. –Okichi! Okichi! Co się stało? Czy źle się czujesz?
Okichi ocknęła się z chwilowego transu i potrząsnęła głową, jakby chciała się pozbyć niewidzialnych pajęczyn.
–Sama nie wiem, co mnie napadło. Zobaczyłam w oddali jakiś groźny, czarny kształt i zdawało mi się, że chce mnie zagarnąć. Prawda, jakie to głupie?
–Rzeczywiście – zgodziła się jej przyjaciółka. – Spójrz, tam nie ma nic poza łodzią rybacką!
Okichi zadrżała.
–A mnie się przez chwilę zdawało, że to czarny okręt. I wcale nie przypominał tych naszych.
Naoko nigdy nie wiedziała, jak reagować na zdarzające się czasem napady „przeczuć” czy „przywidzeń” Okichi.
Życie w Shimoda w XIX wieku i tak było dostatecznie ciężkie, więc ona sama fantazjowała tylko na temat przyjemnych spraw i ludzi.
–Zobacz – powiedziała stanowczo, próbując odwrócić uwagę Okichi od czarnych myśli. – Rybacy wracają z morza! Chodźmy popatrzeć, co mają w sieciach!
Zeszły ostrożnie ze skały, klekocząc głośno geitas. Po chwili, zapominając o smutkach, ścigały się do brzegu morza, machając do rybaków.
Dla młodej Okichi było to ostatnie beztroskie lato.

d16gnom

Nazajutrz w Shimoda rozpoczął się doroczny letni festiwal, ulubione święto Okichi. Miejscowe kobiety mogły wtedy zapomnieć o swoim nędznym, ciężkim życiu, wystroić się w najlepsze letnie yukatas i śpiewać, tańczyć i pić na miejskim placu przez całą, długą noc. Tego dnia nikt się niczym nie przejmował i nawet z twarzy ojca znikał zawsze wyraz zmęczenia i smutku. Okichi mogła także zobaczyć, jaką wesołą, żywą kobietą była jej matka w dawno zapomnianych dniach swojej młodości. Mieszkańcy miasteczka zarażali się nawzajem swoją radością i nikogo nie imały się na długo przykre myśli, zupełnie jakby zapanowała jakaś epidemia.
Tym razem jednak Okichi czuła jakiś nieokreślony niepokój, gdyż na twarzy ojca wciąż malował się ów zatroskany wyraz. Patrząc na młodszą córkę wirującą w geitas ze swą siostrą, Saito postanowił, że dopiero po festiwalu zawiadomi ją o tym, co dla niej zaplanował. Niech się dziewczyna cieszy ostatnimi dniami dzieciństwa, bo wkrótce zostanie wepchnięta do świata dorosłych, gdzie pozostanie aż do końca swoich dni.
Później, oglądając się wstecz, Okichi powie:
–To było dla mnie bardzo szczególne lato. Nigdy nie miałam dość tych wszystkich festynów, które wtedy się odbywały. Zupełnie jakbym wiedziała, że już nigdy nie będę szczęśliwa.

Dzień po zakończeniu festiwalu Saito przekazał jej nowinę:
–Podejdź, Okichi, mam ci coś ważnego do powiedzenia.
–Tak, ojcze – odparła spokojnie, ale z sercem pełnym najgorszych obaw. Ojciec nigdy nie zwracał się do niej bezpośrednio i nie rozmawiał z nią na osobności, jeśli nie miał złych nowin.
Czy zatem tego właśnie dnia zamierzał poruszyć tę straszną sprawę przyszłości?
Ale ponieważ była posłuszną japońską córką, cierpliwie czekała, co jej powie.
–Moje drogie dziecko – zaczął. – Podjąłem decyzję co do twojej przyszłości i wierzę, że w naszych warunkach jest najlepsza i najbardziej odpowiednia. Po ukończeniu dwunastu lat opuścisz rodzinę i zamieszkasz w domu Sen Murayama, gdzie zostaniesz wyszkolona na zawodową gejszę.
Okichi zamarło serce. Gejsza! To taka przyszłość ją czeka? Czyż to nie są dziewczęta, które tańczą i śpiewają dla przyjemności mężczyzn? Czy ojciec naprawdę mysli, że tak będzie dla niej najlepiej?
Tej nocy płakała, póki nie zmorzył ją sen. Ledwie zauważyła dotyk czułych rąk matki i jej kojący głos:
–To dlatego, że jesteś taka piękna. Zmarnowałabyś tylko swoją wielką urodę, gdybyś została tutaj i dzieliła trudy naszego życia. Twój ojciec wierzy, że znacznie lepiej ci będzie śpiewać i tańczyć, niż harować tak jak my. Musisz docenić mądrość ojca, gdyż nie jest on w stanie zapewnić ci tych wszystkich pięknych rzeczy, na które stać tylko bogatych i możnych, takich jak państwo Sen Murayama.
–W takim razie żałuję, że jestem ładna! – wykrzyknęła Okichi. – Mam przeczucie, że przez tę urodę nie zaznam spokoju i w końcu zniszczy mi ona życie. Proszę, matko, pomóż mi zmienić jego decyzję. Ukryję moją urodę i zostanę służącą, jeśli będzie trzeba.
Matka jednak pokręciła wolno głową i Okichi zrozumiała, że bez względu na to, co naprawdę myśli, nigdy nie sprzeciwi się woli męża.
Co za okrutne zakończenie najpiękniejszego lata w moim życiu, pomyślała dziewczynka, zanim zapadła w niespokojny sen.

Na dwunaste urodziny matka przygotowała jej na dobrą wróżbę osekihan – czerwony ryż z fasolą – i kluski na długie życie. Kilka dni później, ze swym nędznym dobytkiem w tobołku, Okichi przekroczyła próg bogatej rodziny Sen Murayama. Wtedy jej dzieciństwo definitywnie się skończyło, a rozpoczęła się nauka tego, co ją czekało w pełnym uciech życiu gejszy.
Dom Sen Murayama należał do obcego jej świata bogactwa i kultury. Okichi nigdy nie wyobrażała sobie nawet tak urodziwych ludzi i tak łatwego, dostatniego życia. Czuła się niemal tak, jakby umarła i trafiła do innego świata.
Przyzwyczajona do skromnych warunków i ograniczania się do niezbędnych potrzeb (w domu Saito mięso jadano tylko przy nadzwyczajnych okazjach, najwyżej dwa razy w roku), czuła się skrępowana otaczającym ją zbytkiem.
Władzę w jej nowym domu sprawowała pani Sen Murayama, uwielbiana konkubina potężnego szoguna Mukai, pana Kawazu. Była to najbardziej olśniewająca istota, jaką Okichi kiedykolwiek widziała. Nic dziwnego, że taki mężczyzna jak szogun mógł się w niej bez reszty zakochać. Niemal od pierwszej chwili Okichi polubiła grę na samisenie i lekcje tańca, których udzielała jej imponująca pani o poczernionych zębach. Inne dziewczęta szeptały, że w swoim czasie była to wielka piękność i najbardziej faworyzowana gejsza. Okichi bała się jej. Wolała nie myśleć o celu tych wszystkich rygorystycznych ćwiczeń ani o ważnych panach, którym będzie musiała umilać czas. Udawała, że nie widzi innych gejsz, które używały białego pudru, mocno się malowały i śmiały się wesoło, gdy mężczyźni ich żartem dotykali.

W następnym roku wysłano ją na „praktykę”. Noc w noc siedziała z innymi gejszami, obserwując je przy pracy. Był to dziwny, dekadencki świat, który odarł młodą Okichi z niewinności.
–Trzeba pić sake – mówiła Reiko, gejsza o wysokich aspiracjach. – Kiedy mam trochę w czubie, zaraz wyróżniam się w swych obowiązkach, jeśli wiesz, co mam na myśli. – Tu rzuciła Okichi ukośne znaczące spojrzenie, od którego przeszył ją dreszcz.
Wyposażono ją w najpiękniejsze kimona. Okichi kryła twarz w fałdach wzorzystej, bogato haftowanej tkaniny i z szacunkiem dotykała misternych obi czy szarf, hojnie zdobionych plamkami złota, których nakładanie trwało całe godziny.
Miotały nią sprzeczne emocje. Często czuła się winna, że wygody nowego życia sprawiają jej taką radość. „Tańce, śpiewy, muzyka, i do tego te stroje! Nigdy nie przypuszczałam, że życie może być tak niesamowicie łaskawe” – pisała do swojej przyjaciółki Naoko.
Najbardziej lubiła lekcje wymowy, na których uczono ją pięknego języka wyższych sfer. Czuła się wtedy jak prawdziwa dama, a nie córka cieśli okrętowego z Shimoda.
Ale w nocnej ciszy, leżąc bezsennie na macie, rozmyślała o swym życiu. Romantyczna z natury, często marzyła o miłości i dzieciach. Nie wiedziała jeszcze, że nigdy nie będzie matką.
–Tak, dzieci – mówiła do siebie z przekonaniem. – Będę miała ich troje, a może czworo...
Równie często jednak nasuwały się jej inne, nieproszone pytania: Co dzieje się z gejszą, która zaczyna się starzeć? Czy ktoś zechce ją wtedy za żonę?
Sześć miesięcy później Okichi została uznana za gotową do podjęcia obowiązków w pełni wyszkolonej gejszy.
Miała tak jasną karnację, że nie potrzebowała dużo białego pudru, który tak dobrze maskował twarze, a także serca gejsz. Musiała jednak, tak jak inne, mocno się malować.
Na początek kazano jej towarzyszyć bardziej doświadczonej gejszy przy zabawianiu grupy samurajów z pobliskiej prefektury.
Flirtowali z nią ochoczo i sypali żartami.
–Nowa gejsza, co? – zauważył pewien dostojnik, zwykle surowy i poważny, teraz jednak usposobiony łaskawie dzięki sake, którą Okichi hojnie dolewała do jego czarki. Mógłby być jej dziadkiem, toteż dziewczyna wzdrygała się wewnętrznie, kiedy przesuwał palcem po jej delikatnych dłoniach.
Pamiętaj, co mówiła Reiko, powtarzała sobie w duchu. Serce gejszy musi być zawsze zamaskowane, tak samo jak twarz.
Zmusiła się do skromnego spuszczenia oczu i zaniosła się cichutkim, melodyjnym śmieszkiem, tak jak ją wyuczono. Udała, że jest aktorką w jakiejś wielkiej, sławnej sztuce i właśnie odgrywa swą rolę. Od razu łatwiej przyszło jej rozwijanie całego wachlarza kokieteryjnych sztuczek – zawodowych narzędzi każdej dobrej gejszy.
A ponieważ kochała grę sceniczną, jej życie zaś stanowiło jeden wielki osobisty dramat, szybko doszła do perfekcji. Z nieśmiałej, niepewnej siebie trzynastolatki Okichi zmieniała się we wschodzącą gwiazdę świata gejsz.
W niedługim czasie zaczęła tracić szacunek dla mężczyzn. Przekonała się, że potentaci z najświetniejszych rodzin miękną jak wosk pod palcami zręcznej gejszy. Dopiero kiedy euforia wywołana przez sake zaczynała słabnąć, nabierali znów dystansu, robili się aroganccy, żądali od gejsz, by się przed nimi płaszczyły. Każdego wieczoru Okichi obserwowała tę fascynującą grę w odwracanie ról.
Czasem, późną nocą czy bladym świtem, kiedy ostatni wysoko urodzeni klienci opuszczali lokal na chwiejnych nogach w różnym stopniu upojenia, siadywała przed małym lusterkiem, studiując swoją twarz. Nie podobało jej się to, co tam widziała.
Młoda dziewczyna z Shimoda o świeżej twarzyczce i żywym spojrzeniu znikła bez śladu. Jej miejsce zajęła wymalowana dama o nienaturalnym sposobie bycia... Czasem Okichi wpadała na ten widok w panikę; oto stała się zabawką bogatych i możnych, sprawujących władzę panów.
Zamartwiała się potem bez końca, co też się stanie, gdy zabawka się zniszczy i zostanie porzucona.

d16gnom
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d16gnom

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj