Rodzinne zdjęcie
W domu państwa Brown przy ulicy Windsor Gardens 32 panowała niezwykła cisza. Był ciepły letni dzień i cała rodzina z wyjątkiem Paddingtona, który w tajemniczy sposób ulotnił się po obiedzie, siedziała na werandzie, ciesząc się słońcem południa.
Poza szelestem przewracanych przez pana Browna stronic olbrzymiej księgi i cichym pobrzękiwaniem drutów, na których robiła szalik pani Brown, słychać było tylko, jak pani Bird, ich gospodyni, przygotowuje podwieczorek.
Jonatan i Judyta za bardzo byli zajęci dobieraniem części ogromnej układanki, by się odezwać choć jednym słowem.
Pan Brown pierwszy przerwał milczenie.
– To dziwne. Przejrzałem tę encyklopedię od deski do deski i wyobraźcie sobie, nie ma w niej ani słowa o takim niedźwiedziu jak nasz Paddington.
– Nie ma i nie będzie! – zawołała pani Bird. – Takie niedźwiedzie bardzo rzadko się spotyka. No i całe szczęście, moim zdaniem, bo wydalibyśmy majątek na marmoladę.
Pani Bird często się rozwodziła na temat apetytu Paddingtona, a jednak nietrudno było zauważyć, że zawsze miała w spiżarni, na wszelki wypadek, nietknięty słój marmolady.
– A czy można wiedzieć – spytała męża pani Brown, odkładając robótkę – w jakim celu szukasz w encyklopedii wiadomości o Paddingtonie?
Pan Brown z zamyśloną miną podkręcił wąsa.
– O, bez specjalnego powodu – odparł wymijająco. – Byłem ciekaw, to chyba wystarczy.
Mieć w rodzinie niedźwiedzia – a zwłaszcza takiego jak Paddington – to nie lada odpowiedzialność, nic więc dziwnego, że pan Brown bardzo poważnie traktował tę sprawę.
– Chodzi o to, że... – powiedział, zatrzaskując encyklopedię – jeśli ma zostać z nami na stałe...
– Jeśli? – odezwał się przerażony chór całej rodziny wraz z panią Bird.
– A to co znowu, Henryku! – zawołała pani Brown. – „Jeśli” Paddington ma zostać z nami na stałe? To jasne, że zostanie.
– Skoro zostaje z nami – szybko poprawił się pan Brown – nie mogę zapomnieć o paru sprawach. Myślę przede wszystkim o tym, że należałoby odmalować dla niego wolny pokój.
Wszyscy się na to zgodzili. Paddington, od chwili gdy zjawił się w domu państwa Brown, zajmował pokój gościnny. Jako uprzejmy niedźwiedź nie powiedział złego słowa, nawet kiedy musiał opuścić pokój, by ustąpić miejsca gościom, ale od dawna myślało się o tym, że powinien mieć jakiś własny kąt.
– A druga sprawa – podjął pan Brown – to fotografia. Moim zdaniem pięknie by było, gdybyśmy zrobili sobie rodzinne zdjęcie.
– Zdjęcie?! – zawołała pani Bird. – Ciekawe, skąd panu to przyszło do głowy.
– Co? – spytał pan Brown. – Cóż w tym dziwnego?
Uwagę pani Bird pochłonął dzbanek z herbatą.
– Zobaczy pan, jak przyjdzie na to pora – powiedziała.
I choćby wszyscy nie wiedzieć jak bardzo nalegali, nic więcej nie zdołaliby z niej wydobyć.
Na szczęście uniknęła dalszych pytań, bo właśnie w tej chwili z jadalni dobiegł donośny łoskot i Paddington we własnej osobie zjawił się w szklanych drzwiach werandy. Szamotał się z dużym pudłem z kartonu, na którego wierzchu leżał tajemniczy metalowy przedmiot z długimi prętami zwróconymi w jedną stronę.
Jednak nie to, co Paddington niósł, zatkało wszystkim dech w piersi ze zdumienia. Sprawił to jego ogólny wygląd.
Futro Paddingtona nabrało niezwykle gładkiego i złocistego wyglądu, uszy zaś, a właściwie niewielka ich część wystająca spod szerokiego ronda starego kapelusza, były równie czarne i lśniące jak koniec jego nosa. A łapy i wąsy Paddingtona trzeba było zobaczyć, by uwierzyć, że coś podobnego może istnieć.
Wszyscy oniemieli z wrażenia, a pani Brown opuściła parę oczek.
– O rany boskie! – wykrztusił wreszcie pan Brown i o mało nie wylał herbaty na encyklopedię. – Coś ty z siebie zrobił?
– Wykąpałem się – odparł Paddington z wielce obrażoną miną.
– Wykąpałeś się? – powtórzyła za nim Judyta. – Choć nikt cię o to nie prosił?
– A to heca! – oświadczył Jonatan. – Należałoby z powodu tego święta wywiesić flagi.
– I nic ci się nie stało? – spytał pan Brown. – To znaczy, nie jesteś chory i nic ci nie dolega?
Paddington poczuł się jeszcze bardziej urażony poruszeniem, jakie wywołał. Nie żeby nigdy się nie mył. Owszem, mył się niemal co dzień rano. Chodziło po prostu o to, że miał wyrobiony pogląd w sprawie kąpieli. Za kąpiel uważał zamoczenie całego futra tak, żeby długo potem schło.
– Chciałem tylko ładnie wyglądać na fotografii – oświadczył stanowczo.
– Na fotografii? – powtórzyli wszyscy jak echo.
Skóra cierpła na myśl o tym, ile rzeczy wie Paddington!
– Tak – potwierdził niedźwiadek.
Przybrał ważną minę, pochylił się i zaczął odwiązywać sznurek, którym związane było tekturowe pudło.
– Kupiłem sobie aparat fotograficzny – dodał.