MEN posądza nauczyciela o namawianie uczniów do strajku. Nauczyciel: chcą mnie zastraszyć, po mnie będą następni
Arkadiusz Ordyniec, nauczyciel historii z liceum w Gdyni, został posądzony o namawianie uczniów do udziału w Strajku Kobiet. Pedagog w rozmowie z WP: - Jeśli komuś się wydaje, że zastraszył Ordyńca, to sorry. Powinienem raczej dostać medal od pana ministra.
Sebastian Łupak: Czy namawiał pan swoje uczennice i uczniów do udziału w Strajku Kobiet?
Arkadiusz Ordyniec: Krótko i na temat: nigdy.
Podobno w czasie lekcji na platformie internetowej coś pan o tym strajku im mówił. Co konkretnie?
Kiedy pojawiło się orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego - moim zdaniem skandaliczne, a jako wolny obywatel RP mam prawo do swojego osobistego zdania – zauważyłem że moi uczniowie i uczennice szykują się do protestu. Mam na Facebooku, aplikacji Messenger, i jak się tylko da, kontakt z moimi uczniami. Od pierwszego dnia protestu oni brali w tym udział. Wiedziałem o tym, bo chwalili się publicznie.
Zacząłem apelować do nich, prosić ich o przestrzeganie zasad zdrowego rozsądku, zachowanie bezpieczeństwa swojego i innych, o noszenie maseczek, o uważanie na siebie. Gdy zaczęły się wejścia do kościołów i malowanie sprayami, błagałem, żeby byli spokojni i rozsądni. Jeśli już biorą udział w proteście, to niech robią to zgodnie z prawem, w trosce o zdrowie swoje i innych.
Więc nikogo nie zachęcałem do protestów, jedynie apelowałem o zdrowy rozsądek. Za coś takiego powinienem dostać medal od pana ministra edukacji.
A tymczasem jest wezwanie przed komisję do kuratorium. Co pan ma tam wyjaśnić?
Sytuacja jest kuriozalna. Gdyby nie była niewesoła, byłaby komiczna. Nie wiem, czy to bardziej Monty Python czy "Proces" Kafki. Najkrócej: absurd.
Dlaczego?
W piątek, 30 października, otrzymuję telefon ze szkoły, że przyszedł do nich mail z kuratorium, który rozpoczyna oficjalną procedurę wobec mojej skromnej osoby. Ja osobiście nic nie dostałem, nawet maila, nie mówiąc o piśmie. Szkoła też pisma nie dostała. W tym mailu było sformułowanie, że rodzice w mojej szkole wnoszą skargę i wnoszą o wyjaśnienie sytuacji, w której to ja narażam życie i zdrowie moich uczniów, nawołując ich do udziału w protestach w trakcie pandemii. Kompletna bzdura i parodia westernu.
Ale rodzice mają przecież święte prawo skarżyć się na postępowanie nauczyciela.
Wszyscy rodzice mają mój adres mailowy i mój numer telefonu. Wystarczyłoby, żeby się ze mną skontaktowali. Nie było czegoś takiego. Po drugie mogli skontaktować się ze szkołą, z dyrekcją. Nie było czegoś takiego. Po trzecie mogli się skontaktować z kuratorium oświaty w Gdańsku. Nie było czegoś takiego.
Skarga nie była do pomorskiego kuratorium?
W mailu jest napisane, że rodzice poskarżyli się bezpośrednio do Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie. A MEN wysłał maila do kuratorium z żądaniem rozpoczęcia sprawy. Ja tego maila od MEN nie widziałem. Nie mam pojęcia, czy rzeczywiście była na mnie jakakolwiek skarga.
Niedawno zarówno MEN, jak i poszczególne kuratoria oświaty wydały komunikaty, że będą karać nauczycieli namawiających uczniów do strajku. Jak pan odebrał ten komunikat?
Ja chyba jestem pierwszym, którego to dotknęło. Domyślam się, że po mnie będą następni. Ja to odbieram jako atak na mnie. To próba zastraszenia. Byłem jednym z liderów strajków nauczycielskich w Gdyni.
Zaniecha pan teraz pisania czegokolwiek na swoim Facebooku, wypowiadania się jakkolwiek na tematy polityczne czy społeczne?
Nie! Jeśli komuś się wydaje, że zastraszył Ordyńca, to sorry. Kiedy będę widział, że coś moim uczniom grozi, kiedy będę widział, że muszę na coś zwrócić uwagę, będę to robił.
Dostał pan jakieś wezwanie przed jakąś konkretną komisję, gdzie ma pan złożyć wyjaśnienia?
Skoro kuratorium zażądało wyjaśnień, ja je złożyłem pisemnie już w piątek, choć zastanawiałem się, czy w ogóle mam to robić. Bo w sumie do czego ja się mam odnieść? Kto mnie konkretnie oskarża? Na jakiej podstawie? Ja nic nie wiem. Ale wysłałem swoje stanowisko do szkoły, a oni przesłali to dalej.
Dla mnie to jest początek represji i próba zakneblowania. Jednak ja się nie dam zakneblować. Jestem święcie przekonany, że nie dokonałem najmniejszego uchybienia czy wykroczenia. Mam nadzieję, że nagłośnienie tej sprawy da komuś w MEN do myślenia i nie będzie kolejnych takich osób jak ja. Ale nie wiem, może będzie wezwanie przed komisję, a może sprawa będzie zamknięta.
Po szkole pracuje pan w biurze poselskim posła KO Tadeusza Aziewicza w Gdyni. Czy potrafi pan schować swoje liberalne sympatie do kieszeni, gdy jest pan w szkole?
Prywatnie jestem zaangażowany politycznie i społecznie. Jestem też pracownikiem administracyjnym w biurze posła Aziewicza na umowę zlecenie. Ale nie mieszajmy dwóch systemów walutowych. Staram się oddzielić swoje osobiste poglądy od pracy. Nie łączę tego. Co innego szkoła, a co innego mój osobisty stosunek do polityki. To są dwie różne rzeczy. Nauczyciel nie może mówić na lekcji uczniom, na kogo głosować, bądź nie. Niech młodzież sama postrzega świat, sama ocenia i sama wybiera. Zdaję też sobie sprawę, że rodzice moich uczniów mogą mieć poglądy odmienne od moich. Ale jak mówię, ja w szkole zostawiam swoje prywatne poglądy dla siebie i innych też o to proszę. Natomiast po godzinach pracy jestem wolnym obywatelem i mam prawo się wypowiedzieć na każdy temat.
Mamy tematy dzielące społeczeństwo: uchodźcy, rozdział Kościoła od państwa, trójpodział władzy czy teraz kwestia aborcji. Jak o nich rozmawiać z młodzieżą? A może dać sobie spokój i je omijać w ogóle, jakby nie istniały?
To nie jest łatwe. Za każdym razem trzeba się zastanowić, jak to zrobić dobrze. Nie ma co unikać tematu, ale nauczyciel musi łagodzić emocje. Rozmawiajmy łagodnie, z wyczuciem. Nauczyciel może być jedynie moderatorem takiej dyskusji. Niech młodzi się wymieniają argumentami.
Co pan radzi tym nauczycielom i nauczycielkom, którzy dostaną podobne maile, jak ten skierowany do pana?
Ja im nic nie muszę mówić, bo my wszyscy wiemy, że dla nas zawsze najważniejsi są nasi wychowankowie. Ale jeśli będziecie mieć problemy, jest coś takiego, jak izby adwokackie. One prowadzą pomoc prawną i sam korzystam z takiej pomocy. Bądźcie sobą, wierzcie w to, co robicie, ale bądźcie też rozważni. Róbcie wszystko z głową. Przestrzegajcie prawa, ale nie rezygnujcie ze swoich poglądów.
Pamiętam, jak mój historyk w szkole podstawowej, w zimie 1989 roku mówił nam: - Mnie w szkole mój nauczyciel nie mówił nic o Katyniu. Wy macie to szczęście, że za chwilę będziecie żyć w kraju, gdzie będzie można nauczać, tak jak się powinno nauczać, a nie tak, jak partia pozwala.
Obawiam się, że znów stoimy na rozdrożu.