Mary Flora Bell. Przerażająca historia jednej z najmłodszych morderczyń w historii
Zabójstwo dziecka zawsze było odbierane jako jeden z najokrutniejszych czynów. Śmierć niewinnego malucha, który dopiero co pojawił się na tym świecie i miał całe życie przed sobą, jest w stanie poruszyć każdego. Co jednak gdy za zbrodnię odpowiada inne dziecko? Co więcej, popełniło ją świadomie i z wyrachowaniem? Oto przerażająca historia Mary Flory Bell, jednej z najmłodszych morderczyń w historii.
Mary Flora Bell urodziła się 26 maja 1957 w Newcastle upon Tyne. Jej ojcem był prawdopodobnie Billy Bell, notoryczny przestępca, którego niedługo po jej narodzinach zatrzymano za napad z bronią w ręku. Matka Mary, Betty Bell, miała zaledwie 17 lat w momencie przyjścia dziewczynki na świat. Pracowała jako prostytutka i niezbyt interesowała się losem swojego jedynego dziecka. Prawdę mówiąc, nigdy nie chciała zostać matką, a Mary traktowała raczej jako uciążliwy obowiązek niż jak ukochaną córkę.
Kobieta notorycznie znęcała się nad małą, bijąc ją, faszerując lekami nasennymi oraz "pozwalając" jej ulegać dość groźnym wypadkom. Doprowadziły one ostatecznie do zmian w korze przedczołowej Mary – części mózgu, która odpowiada m.in. za świadomość konsekwencji popełnianych czynów.
Dodatkowo gdy dziewczynka skończyła 4 lata, Betty zaczęła zmuszać ją do oferowania usług seksualnych starszym mężczyznom. Wszystko to wyraźnie wpłynęło na charakter oraz zachowanie Mary, zmieniając ją w agresywną i porywczą osobę o skłonnościach manipulatorskich. A te testowała na Norze Bell – dwa lata od niej starszej i lekko upośledzonej umysłowo (pomimo identycznego nazwiska nie były spokrewnione). Razem w 1968 roku zaczęły siać postrach wśród dzieci z ich okolicy.
Święta morderczyni. Niezwykła historia Olgi Kijowskiej
Bez skrupułów
W maju 1968 na terenie Scotswood, biednej dzielnicy Newcastle upon Tyne, Nora i Mary zaczęły prześladować młodsze i słabsze od siebie dzieci. Pierwszą ich ofiarą padł 3-letni kuzyn Mary, którego zwabiły pod przykrywką wycieczki na lody do opuszczonych terenów poprzemysłowych. Następnie kuzynka zepchnęła chłopca z gzymsu, rozcinając mu głowę. Na szczęście, nie stało mu się nic poważnego.
Następnego dnia po tym wydarzeniu okrutne przyjaciółki dopadły dwie 6-letnie dziewczynki i zaczęły je dusić dla czystej przyjemności. Wiele lat potem jedna z ofiar zeznała, że Mary, trzymając jedną rękę na jej szyi, drugą próbowała wepchnąć jej do ust garść piasku. W tym wypadku również w ostatniej chwili dziewczynkom udało się uciec. Niestety, za żadną z tych napaści ani Mary, ani Nora nie zostały ukarane.
25 maja 1968 roku, dzień przed 11. urodzinami Mary, 4-letni Martin Brown bawił się z kolegami w obrębie opuszczonych terenów przemysłowych. Chwilę po godzinie 15 zniknął z widoku przebywających z nim dzieci. Martina znaleziono po 15 minutach w jednym z pustych budynków. Martwego.
Chłopiec leżał na plecach z raną na policzku, a nieopodal niego znajdowało się pudełko po lekach przeciwbólowych. Choć okoliczności jego śmierci były podejrzane, to sekcja zwłok nie wykazała jasnej przyczyny zgonu. Uznano, że był to prawdopodobnie wypadek, gdyż miejsce zbrodni również nie wskazywało na użycie przemocy.
Po tych wydarzeniach Mary zaczęła odznaczać się niezdrowym zainteresowaniem zarówno samą ofiarą, jak i jej rodziną. Nachodziła jej członków, zadając nietaktowne pytania – poprosiła nawet o pokazanie jej ciała chłopca w trumnie! Zaś podczas lekcji angielskiego napisała wypracowanie o tym, jak była świadkiem znalezienia zwłok Martina. Opatrzyła je nawet rysunkiem prezentującym tą scenę, gdzie obok chłopca widoczne było pudełko lekarstw. Tymczasem wiadomość o ich znalezieniu nie została podana do publicznej informacji.
Sprawa robiła się coraz bardziej podejrzana, zwłaszcza po tym, jak Mary i Normę złapano podczas próby włamania do żłobka, który kilka dni wcześniej został zdewastowany. Po pierwszym włamaniu policja znalazła listy od rzekomego mordercy Martina, jednak nie potraktowała ich poważnie. Zaś dziewczynkom uwierzono, że nie stały za dewastacją i ostatecznie ponownie nie poniosły żadnych większych konsekwencji.
Przerażająca prawda
31 lipca 1968 roku na policję zgłoszono zaginięcie 3-letniego Briana Howe’a. Po 8 godzinach poszukiwań, w których brało udział ok. 100 chętnych, ciało chłopca znaleziono między domami w Scotswood. Zwłoki były częściowo przykryte trawą oraz chwastami i nosiły ślady ran kłutych. Sekcja wykazała, że chłopiec zmarł w wyniku uduszenia, a rany zostały wykonane pośmiertnie. Sprawca okaleczył też jego genitalia.
Patolog zasugerował, że w zbrodni mogło brać udział dziecko, gdyż zadane obrażenia nie były głębokie i część z nich wyglądała, jak zadrapania podczas zabawy. Idąc tym tropem, lokalna policja postanowiła przesłuchać wszystkie okoliczne dzieci w wieku od 3 do 15 lat. Spośród nich najbardziej wyróżniały się Nora oraz Mary. Ich opowieści nie były do końca spójne z historiami innych świadków, a zachowanie podczas składania zeznań wydało się policji co najmniej dziwne.
Obie dziewczynki nie wykazywały żadnego smutku z powodu śmierci chłopca, a wręcz zaśmiewały się przy niektórych pytaniach. W końcu, po połączeniu wielu historii świadków w jedną całość, policjanci zdecydowali się przyprzeć do muru Norę, informując ją wprost o nieścisłościach w jej słowach. Dziewczynka ostatecznie pękła i opowiedziała im o tym, jak Mary własnymi rękami udusiła Briana.
Przyjaciółki zostały aresztowane. Podczas gromadzenia dowodów zaczęły wypływać kolejne materiały potwierdzające winę Mary – jak jej szkolne opowiadanie czy zgodność odręcznego pisma z tym z listów ze żłobka. Prokuratura w końcu mogła postawić zarzuty obu dziewczynkom za zabicie Briana Howe’a oraz Martina Browna.
Zbrodnia i kara
W listopadzie 1968 roku rozpoczął się proces, w którym początkowo Norma i Mary oskarżały siebie nawzajem, jednak po przeprowadzonym śledztwie oraz badaniach psychiatrycznych okazało się, iż za zbrodnie odpowiadała Mary. Własnoręcznie zabiła obu chłopców. Dziewczynka wykazywała silne skłonności psychopatyczne – w areszcie miała nawet wyznać, iż nie rozumie, o co tyle hałasu. "Nie ma nic złego w morderstwie. W końcu wszyscy kiedyś umrzemy" – mówiła.
Uznano, że Norma, opóźniona w rozwoju, znalazła się pod wpływem manipulacji Mary, jednak nie popełniła żadnej ze zbrodni. Została uniewinniona. Natomiast Mary skazano najpierw na pobyt w ośrodku wychowawczym, a potem w więzieniu dla dorosłych o niskim rygorze oraz zakładzie otwartym. Ostatecznie wyszła na wolność po 12 latach. W tym czasie jednak była ciągle obecna w mediach za sprawą matki, która chętnie sprzedawała zarówno prawdziwe, jak i fikcyjne szczegóły z jej życia.
Na wolności Mary otrzymała nową tożsamość, wyszła za mąż i po 4 latach urodziła córkę. Dokładnie w rocznicę popełnienia pierwszego morderstwa – 25 maja 1984 roku. Przez 14 lat udało jej się ukrywać przed dzieckiem prawdę na temat swojej przeszłości. Niestety, po tym czasie prasa znów ją namierzyła, zmuszając do kolejnej przeprowadzki i zmiany tożsamości. Ostatecznie udało jej się wywalczyć w sądzie dożywotnią anonimowość dla siebie, córki oraz narodzonego kilka lat temu wnuka.
Bibliografia
- Becker, N. Veysey, Mary Flora Bell: The Horrific True Story Behind An Innocent Girl Serial Killer, Independent Publishers, 2019.
- Monacelli, Murderous Children: 11-Year-Old Serial Killer Mary Bell, owlcation.com, 11.01.2018 / dostęp: 21.09.2021.
- Gleick, The Hard Case Of Mary Bell, time.com, 11.05. 1998 / dostęp: 21.09.2021.
O AUTORZE
Anna Baron - Absolwentka Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim. Pasjonuje się dziejami historii kultury Europy, pogmatwanymi losami europejskiej arystokracji, znanymi postaciami historycznymi oraz zaskakującymi zbrodniami. Czas wolny poświęca podróżom, literaturze oraz mrocznym ludowym opowieściom.