Marek Niedźwiecki dla WP: "grałem muzykę i myślałem, że jestem bezpieczny"
Marek Niedźwiecki w szczerej rozmowie z WP wraca do tematu odejścia z Trójki. – Używam w myślach brzydkich wyrazów pod adresem ludzi, którzy Trójkę zniszczyli. Oni powinni za to odpowiedzieć.
Marek Niedźwiecki (patrzy na zegarek): O, teraz jest mój czas, teraz powinienem być na antenie. Dobrze mówię? No tak… od godziny 11 do 13 w sobotę.
Sebastian Łupak: To czas sobotniej "Markomanii". Brakuje panu Trójki?
Czy ja wiem? Cieszą mnie teraz inne rzeczy. Idę na bazarek po jabłka i pomidory. Codziennie robię 11-13 tysięcy kroków. Lubię spacerować, robić zdjęcia.
Niech pan nie udaje, że nie brakuje panu radia…
Odchorowałem to. To była moja stacja, ale teraz już jestem poza nią i muszę sobie poukładać życie inaczej.
Czuje pan wciąż żal?
Czasem tak. Wciąż się ze sobą samym kłócę i używam w myślach brzydkich wyrazów pod adresem ludzi, którzy Trójkę zniszczyli. Nie rozumiem tego. Po co niszczyć coś, co jest fajne, dobre, przynosi pieniądze. Dla mnie to jest psucie wizerunku stacji i ktoś za to powinien odpowiedzieć.
Kto?
Na razie nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.
Odwiedza pan czasem budynek przy ul. Myśliwieckiej 3/5/7?
To był mój drugi dom. Zostawiłem tam kilka tysięcy płyt.
Co się z nimi stanie?
Zaproponuję je na licytację WOŚP.
Wróćmy do 15 maja 2020. Poprowadził pan wtedy, jak się okazało, ostatnią Listę Przebojów Programu Trzeciego – notowanie 1998. Wygrał je Kazik utworem "Twój ból jest większy niż mój".
W tamten piątek, jeszcze przed listą, nagrywaliśmy reklamówki płyty, która miała się ukazać z okazji 2000 notowania listy. Było tego bardzo dużo: reklamówka wizyjna, do radia, do internetu. Uśmiechnąłem się do pani, która te reklamówki nagrywała i powiedziałem, żartując: "te reklamówki mogą się nie przydać, bo Kazik jest dzisiaj na pierwszym".
Potem poprowadziłem listę. Po liście wróciłem do domu, nadałem korespondencję do radia w Chicago i poszedłem spać.
W sobotę, 16 maja, zrobiłem "Markomanię", pięciogodzinną, bo to był czas pandemii. Audycje zostały powydłużane, żeby jak najmniej ludzi się w studiu zmieniało. Nie żegnałem się ze słuchaczami.
Późnym popołudniem, już w domu, dostałem wiadomość, że dyrektor Trójki, Tomasz Kowalczewski, prosi nas o podpisanie listu, że Lista Przebojów była nieuczciwa. Zaczynał się ten jego list od słów "W związku z zaistniałą sytuacją…".
Więc mu odpisałem: "W związku z zaistniałą sytuacją dziękuję za współpracę z Trójką". Później nie odezwał się do mnie już nikt. Ani dyrektor, ani prezes radia. Nie odpowiadali na moje maile. I to był koniec.
Co pan pomyślał, jak zobaczył pan pismo, w którym sam miał się pan zadenuncjować i przyznać, że rzekomo coś mataczył?
Ja nie jestem jakiś specjalnie walczący, politykujący. Ale nie mogłem się na to zgodzić, bo to mi nakazywała uczciwość. Przez ponad 30 lat byłem sztandarem tego programu, a teraz jestem nagle zły? Bo pojawiła się taka piosenka?!
Wiedziałem, że nie zrobiłem niczego złego. Nie mogłem tego podpisać, bo lista nie była nieuczciwa. Od pół roku walczyliśmy z wadliwym systemem głosowania i trzeba było ręcznie usuwać te wszystkie boty i spamy. Myśmy taką ingerencję robili co tydzień.
Za panem z Trójki odeszli inni.
Prawie cały zespół Trójki podał się wtedy do dymisji. Nie zapomnę dnia, kiedy od rana do godz. 19 leciała sama muzyka i reklamy, bo nie miał kto robić audycji.
Brakowało panu ledwie dwóch wydań do notowania numer 2000.
Chciałem doczekać do tego 2000 wydania, bo myślałem, że to się należy słuchaczom, choć sam od dłuższego czasu miałem takie myśli "samobójcze".
Myśli samobójcze?
Że inni koledzy z Trójki odchodzą i może czas, żeby samemu też odejść? Ale chciałem doczekać do tego 2000 wydania. Wydawało mi się, że to jest mój obowiązek jako prezentera od 1982 roku.
Czyli po jubileuszowym wydaniu listy chciał pan też odejść z Trójki?
Myślałem o tym, bo nie było mi już po drodze z takimi ludźmi i z takim zespołem, jaki został. Dostawałem też od słuchaczy maile: "Trzeba mieć honor i wiedzieć kiedy odejść". Na co ja czekałem? Byłem już na emeryturze, mam 66 lat. Ale chciałem odejść dopiero po tym 2000 wydaniu, więc sam sobie zgotowałem ten los.
Tych rad, że "trzeba mieć honor i odejść" pan nie posłuchał.
To są fajne rady ludzi z boku: "miej honor i odejdź". Tak, to na pewno byłby news przez jeden dzień. A potem co? Ci, którzy dają takie rady, mają to gdzieś. A mnie by się zmieniło całe życie. A ci wszyscy dziennikarze w wieku 35-40 lat? Oni, po odejściu z Trójki, zostali postawieni pod murem. Mają teraz iść wykładać chemię na półki w Biedronce?
Jak miały wyglądać obchody 2000 wydania listy?
Nie mieliśmy jeszcze dokładnego planu. Ale ułożyliśmy z Piotrem Baronem dwie płyty: jedną po polsku, drugą z piosenkami zagranicznymi. Miała wyjść w Agencji Muzycznej Polskiego Radia. Ona fizycznie istnieje – jest 5 tysięcy egzemplarzy. Nawet chciałem ją odkupić, ale nikt mi nie chce jej sprzedać. Fajny gadżet, który sumował te dwa tysiące wydań.
Co jest na tej płycie?
Dwa razy po kilkanaście nagrań, a w środku, w książeczce, sporo zdjęć z archiwum. Płyta polska miała się zaczynać "Krakowskim spleenem" Maanamu. Płytę zagraniczną miało otwierać nagranie "I’ll Find My Way Home" Jona & Vangelisa z 1982 roku – pierwszy numer jeden na pierwszej liście przebojów. Dobrze się tego słucha. Myślę, że to byłaby fajna rzecz, dla tych, którzy lubili tę audycję. No, ale płyta pójdzie na przemiał.
Lista przebojów Trójki była przez lata instytucją kulturalną.
To była pierwsza taka lista w Polsce. Później wszystkie stacje miały swoje listy, niektóre nawet codziennie. Lista w Trójce trwała od 1982 roku, raz miała większą popularność, raz mniejszą, ale była. To był taki mus dla fanów Trójki, żeby włączyć radio w piątek o godz. 19.
W 1984 roku komuniści zakazali panu grania utworu "To tylko tango" Maanamu. Teraz ludzie PiS usunęli z listy Kazika. Miał pan deja vu?
Ktoś się przestraszył: a co będzie, jak prezes PiS się o tym dowie? Wcześniej dołączaliśmy do naszej playlisty inne piosenki Kazika: "Wałęsa, oddaj sto milionów", "Łysy jedzie do Moskwy" czy "Panie Waldku, pan się nie boi". I nikt się nie obrażał. Inne zespoły też poruszały tematy polityczne i nigdy nikogo to tak nie bolało. A tu prezes poszedł na cmentarz, Kazik to opisał i wszyscy się poobrażali.
Wie pan coś o naciskach na dziennikarzy publicystycznych czy serwisantów Trójki?
Nie. Mnie to nie dotyczyło. Ja robiłem muzykę i byłem bezpieczny. Polityka jest mi obojętna
Ale to właśnie polityka pana na koniec wykończyła…
Okazało się, że nie byłem bezpieczny.
To, że Trójka spadła do słuchalności na poziomie 4 proc. to była wina wasza – dziennikarzy, a może dyrekcji Trójki czy zarządu Polskiego Radia?
Nie umiem tego skomentować. Na pewno nie była to wina dziennikarzy.
Jest zarzut ze strony zarządu radia i niektórych polityków PiS, że Trójkę robili wypaleni już starsi dziennikarze z pokolenia PRL, więc radio trzeba było odmłodzić. Jak oni to mówią: odsunąć stary układ…
A z jakiego układu jest obecny wicedyrektor, urodzony w 1949 roku? [Marek Wiernik – red.] Czy wszyscy politycy PiS urodzili się po 1989 roku?
Czy dziennikarzy w wieku 65 lat, takich jak pan, trzeba odsuwać od mikrofonu, bo są za starzy?
Jeżeli głos nie odmawia posłuszeństwa, a ja głos wciąż mam sprawny, to dlaczego to niszczyć?
Słucha pan Trójki?
Nie.
Nawet obiektywna, bezstronna osoba uzna, że nowi prowadzący, jak np. Jędrzej Kodymowski i inni, nie mają po prostu pana wiedzy, kultury i doświadczenia. Ich audycje brzmią tak, jakby robili je amatorzy. Myśli pan, że ta ich nowa Trójka długo przetrwa?
Ja nie słucham audycji tych panów, więc trudno mi to komentować. Ale to jest syndrom statku, który osiadł na mieliźnie. Słuchalność już niżej nie spadnie, bo część ludzi z przyzwyczajenia ciągle włączy Trójkę.
Jeśli więc ci nowi prowadzący będą mieli fajny pomysł i zrobią fajne radio, to bardzo proszę. Radio muzyczne?! OK! Tylko nie ma się czym chwalić. Studio Muzyczne im. Agnieszki Osieckiej jest w Trójce od dawna, są w nim koncerty. Czym więc oni chcą zaskoczyć?!
Pan nie wróci do Trójki?
Nigdy. Jak mogę wrócić do programu, w którym powiedziano mi, że jestem oszustem i kombinatorem.
Kuba Strzyczkowski pana przeprosił…
Kuba nie miał mnie za co przepraszać. On mi nic nie zrobił. I nawet nie pozwolili mu tego opublikować na stronie internetowej. Inni nie potrafią przeprosić od trzech miesięcy. A to zabiera parę sekund.
Usłyszymy pana w innym radiu?
Napisałem książkę "DyrdyMarki". Przy okazji jej promocji pojawiam się w różnych stacjach radiowych. Wymyśliłem sobie, że pójdę do tej stacji, która ma najlepszą kawę. Chodzę więc wszędzie i proszę o kawę. Wybiorę najlepszą i tam pójdę.
Ktoś już prowadzi w tym rankingu kaw?
Właściwie z każdej stacji, z której wychodzę po wywiadzie, dostaję propozycję, żeby tam zostać i pracować. To jest miłe, bo to znaczy, że ludzie jednak doceniają to, co zrobiłem do tej pory. Ale ja się nie spieszę. Nie wiem, która to będzie stacja i kiedy.
Czy Piotr Baron poprowadzi w Trójce wydania 1999 i 2000 listy przebojów?
Ja naprawdę nie miałbym nic przeciwko temu. Mógłby nawet użyć starych dżingli, bo to przecież nie są moje dżingle. I nie jest to tylko moja audycja, ale też jego. Ale Piotr mówi, że dopóki ja nie wrócę, to on listy nie poprowadzi.
A ja już nigdy nie wrócę.