Maklakiewicz. Legendy, anegdoty i kłamstwa dotyczą nawet jego śmierci
Zdzisław Maklakiewicz sam jest autorem wielu legend i przekłamań, które stworzyły jego dzisiejszy obraz. Nawet śmierć Zdzisława Maklakiewicz wydaje się dziś niezrozumiała i wręcz... bezsensowna.
- Myślę, że zaczęło się od tego, że jestem brzydki - powiedział kiedyś sam o sobie Zdzisław Maklakiewicz. Tymczasem naprawdę grywał amantów i bywał w obsadach teatralnych sztuk. Co z tego, jeśli nieśmiertelność zapewniła mu postać inżyniera Mamonia? Czy to jego tzw. charakterystyczny typ urody i zawadiacki tembr głosu sprawił, że w zbiorowej pamięć jawi nam się jak taki drab, podejrzany "typek"?
Na pewno nie bez znaczenia jest jego życiorys, lub to, co pozwolił, byśmy o nim wiedzieli. Sam bowiem konfabulował, czarował i przeinaczał. Barowe opowiastki znad szklanki urosły z biegiem czasu do miana prawdy. Rozbiegane, rozmyte wątki próbuje zebrać w książce "Wniebowzięty. Rzecz o Zdzisławie Maklakiewiczu i jego czasach" Gabriel Michalik. Rzuca w niej światło m.in. na legendarną wręcz przyjaźń Maklaka i Janka Himilsbacha. Mówiło się, że "są jak wódka i kac", nierozłączni.
"Tymczasem znajomość i współpraca z Himilsbachem to raptem kilka lat z życia Maklaka. Okres schyłku, postępującej choroby alkoholowej i degradacji talentu" - czytamy.
Wojciech Otto, inny badacz życiorysów ludzi polskiego kina, w książce "Zdzisław Maklakiewicz" napisał: "W pamięci osób, które go znały, pozostał obraz wrażliwego i szlachetnego człowieka, kogoś, kto bezustannie szukał kontaktu z ludźmi, a w ich oczach – akceptacji samego siebie. Pod maską kpiarza i gawędziarza ukrywał wewnętrzny smutek i tragizm. Na ekranie przyszło mu grać postaci szalenie różne, nierzadko nieciekawe, czasem odrażające, oczekiwaniom reżyserów i publiczności. Najwięcej trudności sprawiała mu rola, w której sam był głównym bohaterem – życie...".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sopockie miejsce kultowe, tu bawiła się śmietanka czasów PRL
"Zdzisia zatłukli pod dyskoteką"
Ze strony poświęconej Maklakiewiczowi w polskiej Wikipedii dowiadujemy się, że zmarł 9 października 1977 roku, kilka dni po tym, jak znalezionego go nieprzytomnego na chodniku przy Krakowskim Przedmieściu. Ponoć stał się ofiarą szarpaniny. Jak tam się znalazł? Źródła podają, że zasnął pijany na ławce po świętowaniu sukcesu filmu "Przepraszam, czy tu biją?". Obudził go dwie kobiety, chcące wejść do klubu w Hotelu Europejskim. On, jako znana persona, miał im w tym pomóc. Jednak na wejściu do lokalu wywiązała się kłótnia, szarpanina, bójka. Zamieszani w zdarzenie byli ochroniarze i milicjanci.
"Zdzisia zatłukli pod dyskoteką" - pisało się z Warszawy o smutnych wieściach. Tymczasem okoliczności tej tragedii nie są do końca jasne. "Szybko stały się tematem plotki, mitu, w którym z natury rzeczy ważniejszy był efekt i przesłanie, niż jakaś materialna prawda" cytuje Ernesta Brylla autor "Wniebowziętego". Sięga on także po pracę Moniki Kobylińskiej-Stukonis "Ostatnie takie duo", w której autorka próbuje dociec, co wydarzyło się ostatniego dnia życia Maklaka. Przedstawia inną wersję, niż ta znana z Wikipedii. Według niej siedział już w środku klubu, gdy wszedł tam inny podchmielony gość i zadał mu kilka ciosów (rzekomo z zazdrości). Pobity aktor wyszedł na zewnątrz, tam stracił przytomność - zapadł w śpiączkę cukrzycową.
Ponoć przeżyłby, gdyby lekarz pogotowia (Maklaka znaleziono nad ranem) nie podał mu glukozy. Kobylińska-Stukonis rozmawia z emerytowaną lekarką z warszawskiego pogotowia, która zadaje kłam tej teorii. Chorego na cukrzycę zabiłaby insulina, a nie glukoza. Na pewno miałby większe szanse na przeżycie, gdyby udzielono mu pomocy od razu. Ale nieprzytomny czy to przez ciosy, czy przez alkohol mężczyzna nie budził empatii przechodniów, ot "kolejny pijaczyna"...
Gabriel Michalik zwrócił się do stołecznej policji, by wyszukano akta interwencji z października 1977 roku. Chciał z nich dowiedzieć się o przebiegu bójki i napastniku. Niestety akt nie da się odnaleźć, "brak zapisu". Autor poświęca "Wniebowziętego" poszukiwaniu prawdy o Maklaku.
Gabriel Michalik snuje opowieść o Zdzisławie Maklakiewiczu, Maklaku. Mistrz epizodu, legendarny kawalarz, alkoholik. Zapamiętaliśmy go przede wszystkim z duetu, który stworzył z Janem Himilsbachem.
Jednak przyjaźń tych dwóch dekadentów obejmowała raptem kilka ostatnich lat życia Zdzisława Maklakiewicza. Kim był Maklak? Warszawskim inteligentem, który wyparł się etosu swojej sfery? Wiecznym dzieckiem, rozpieszczonym jedynakiem, bez szans na wzięcie odpowiedzialności za własne życie? Artystą spełnionym tylko w części, który wiedział jak tworzyć największe kreacje, lecz po włączeniu kamery "malał o głowę"? Upadał czy wznosił się? O ile dla Himilsbacha wejście w świat peerelowskiej "bohemy" było awansem społecznym, o tyle Maklakiewicz, zmierzając ku niej, poddał się przecież swoistej degradacji.
Śladami Zdzisława Maklakiewicza pójdziemy przez warszawskie knajpy lat 60. i 70. Zajrzymy na plany zdjęciowe i do teatralnych garderób. Wnikniemy w uporządkowany, mieszczański, rodzinny dom artysty. Poznamy ludzi, z którymi poszedł do Powstania. Żyją jeszcze nieliczni spośród nich. Na początek spróbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie, co stało się w październiku 1976 roku pod Hotelem "Bristol".
Gabriel Michalik "Wniebowzięty", teraz w formie audiobooka na Audiotece
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad serialem "Forst" z Borysem Szycem, omawiamy ostatni film Nicolasa Cage'a, a także pochylamy się nad "The Curse" czyli najbardziej niezręczną produkcją ostatnich lat. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.