Mają transpłciową córkę. "Mamo, musisz urodzić mnie jeszcze raz"
Dziennikarz Piotr Grabarczyk opublikował rozmowy z rodzicami osób LGBT+. Wśród nich znalazły się poruszające wyznania rodziców 8-letniej transpłciowej dziewczynki z Białegostoku. "Musisz mnie urodzić drugi raz, bo ja muszę być dziewczynką. Jestem dziewczynką" - mówiło kilkuletnie dziecko do matki.
"Mamo, jestem gejem. Tato, jestem lesbijką. Rodzice osób LGBT+ wychodzą z szafy" to zbiór poruszających rozmów Piotra "Grabariego" Grabarczyka z rodzicami osób LGBT+. Wśród rozmówców Grabariego znaleźli się m.in. rodzice 8-letniej transpłciowej dziewczynki. Publikujemy fragment ebooka, który w całości dostępny jest na platformie How2.
Irka, 43 lata, pracuje w przedszkolu. Jarek, 43 lata, pracuje jako ratownik medyczny. Mieszkają w Białymstoku i wychowują dwie córki: 18-letnią Marysię i 8-letnią Carol, która jest transpłciową dziewczynką.
Kiedy się zorientowaliście, że choć urodził wam się syn, tak naprawdę macie córkę?
Irka: Gdy byłam w ciąży, od początku byłam przekonana, że urodzę dziewczynkę. Wybraliśmy już nawet imię i do brzucha mówiliśmy: "Haniu". Potem, w trakcie USG połówkowego, można już było określić płeć. Doktor zapytał, czy chcemy ją poznać, a ja odpowiedziałem, że nie ma o czym gadać, przecież wszystko jest oczywiste i będzie baba. (śmiech)
Jarek: Lekarz zwrócił się wtedy do mnie i zapytał, jak ja obstawiam, więc odpowiedziałem, że skoro mamy już córkę, to fajnie byłoby mieć syna. "To pan wygrał" – usłyszeliśmy.
Gwiazdy mają dość. Protestują po słowach Andrzeja Dudy o LGBT
Irka: I stała się bardzo dziwna rzecz, bo ja się nagle rozpłakałam. Bardzo dobrze to pamiętam, ale nie potrafię nawet opisać towarzyszącego temu uczucia. To nie były łzy zawodu czy żalu, po prostu zaczęłam płakać. Upewniłam się, czy wszystko jest z dzieckiem okej i się uspokoiłam.
To zdjęcie USG było dość zabawne, bo dziecko trzymało się za głowę i śmialiśmy się, że złapało się za głowę, bo my do brzucha mówimy: Haniu, Haniu, a tam Karol – imię dla chłopca też mieliśmy wybrane. Zaczęłam pozbywać się dziewczęcych ubranek i kompletować chłopięcą wyprawkę, cieszyłam się mocno na rozwiązanie. Urodził się prześliczny chłopak, po drodze było dużo problemów zdrowotnych, ale byliśmy bardzo szczęśliwi. Potem zdiagnozowano u niego też zespół Aspergera.
Dziecko rosło i gdy miało około dwa i pół roku, zaczęły pojawiać się prośby o inne zabawki, a konkretnie o lalki. Prawie wszystkie zabawki oddaliśmy córkom przyjaciółek, ale coś przynieśliśmy z piwnicy z tych, które na pamiątkę zostawiła starsza córka.
Zaczęło się od jednej lalki, potem jeździliśmy po tych przyjaciółkach i ona pożyczała lalki od nich. Miała swoją jedną ulubioną, z którą dzień w dzień chodziła do przedszkola. Tam od razu lepszy kontakt łapała z dziewczynkami, od chłopaków uciekała, ale nie budziło to w nas żadnych głębszych przemyśleń. Myśleliśmy, że ma dziecko siostrę, więc pewnie ją obserwuje i naśladuje i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
A co dało wam do myślenia, że jednak dzieje się coś nadzwyczajnego?
Irka: To było jakoś rok później. Miała trzy i pół roku, lulałam ją do snu, czytaliśmy jakąś książeczkę i ona nagle wypaliła z takim żalem w głosie: "mamo, wiesz, ty mnie musisz urodzić drugi raz". Od razu zapytałam dlaczego i usłyszałam: "Bo ja muszę być dziewczynką. Jestem dziewczynką". Nagle coś zaczęło mi się składać w głowie w całość, zrozumiałam, że coś może być na rzeczy i że nie powiedziała tego tak po prostu.
Jarek: Od małego nie chciała mieć krótkich włosów, zawsze był dramat, gdy przychodziło do ścinania. W pewnym momencie powiedziała, że nie chce iść do fryzjera, że nie da dotknąć swoich włosów, że chce mieć długie i w tym kierunku to szło. Ja dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że bardziej ciągnie ją do dziewczęcych zabawek, można to było zauważyć, gdy przychodził do nas bawić się z nią syn sąsiadów, równolatek. Ona bawiła się lalkami, kucykami, a on samochodzikami. Nie zwracaliśmy na to specjalnie uwagi, bo przecież i to, i to jest zabawką.
Natomiast jeśli chodzi o tę rozmowę przytoczoną przez żonę, to muszę przyznać, że ta informacja do mnie nie docierała. Dla mnie to był wytwór dziecięcej wyobraźni i w ogóle nie było mowy, żebym chciał głębiej zainteresować się tym tematem. Między mną a żoną dochodziło wtedy do spięć, nie mieliśmy najlepszego kontaktu i mogę nawet powiedzieć, że trochę śmiałem się z niej, sugerując, że coś sobie wymyśla. Byłem zamknięty. Myślałem: "Urodziłeś się chłopcem, jesteś chłopcem i będziesz chłopcem".
Irka: Nie mieliśmy żadnej wiedzy na ten temat, kompletnie! Mnie się transpłciowość, a wtedy jeszcze transseksualizm, bo wówczas nie rozróżniałam tych pojęć, kojarzyła błędnie z jakimś fetyszem. I tak jak spora część społeczeństwa myślałam, że facet przebiera się za kobietę, bo go to podnieca. Teraz jestem wyedukowana, ale wtedy oboje byliśmy zieloni.
To prowadziło do spięć i kłótni między nami, szczególnie, gdy w pewnym momencie mąż zabierał i chował te "dziewczęce" zabawki. Dziecku zaczęło się włączać jakieś silne poczucie winy, pojawiały się pytania o te zabawki, czy to, że tata je zabiera, to znaczy, że jej nie kocha. Im bardziej dziecko chciało iść w stronę tej dziewczęcości, tym bardziej nasz konflikt eskalował.
Jarek: Obwiniałem małżonkę, że wzmacnia te ciągoty dziecka do dziewczęcości, że wmówiła sobie, że urodzi dziewczynkę, a skoro jej nie urodziła, to teraz na niego coś projektuje.
Irka: I ja też zaczęłam w pewnym momencie w to wierzyć. Myślałam sobie: "Jezu, co ja temu dziecku zrobiłam?!". Przecież nie chciałam krzywdy dziecka, podążałam tylko za tym, co podpowiadał mi instynkt. Jestem za rodzicielstwem bliskości, wychowywaniem bez przemocy, ale pomyślałam, że może jednak trzeba rozwiązać to w sposób bardziej dyrektywny i zabronić, pochować te zabawki, próbować czegoś innego.
Kiedyś w sklepie dziecku wpadł w oko tor z samochodzikami i ja od razu z entuzjazmem zgodziłam się na ten zakup, nie patrząc na cenę. Szybko okazało się jednak, że to zainteresowanie było tylko chwilowe i podyktowane tylko tym, żeby kolega, który nas odwiedzał, miał się czym bawić.
Jarek zaczął się odsuwać. Prośba: "Tato, chodźmy na spacer, ja wezmę wózek z lalką" spotykała się z odmową męża: "Nie ma mowy, jesteś chłopakiem, nie pójdziesz z wózkiem". Córka wymyśliła wówczas inny sposób, żeby przekonać do siebie tatę. Namawiała go do wspólnej gry w piłkę. Jarek rzucał wszystko i szedł grać w tę piłkę.
A ona potem mówiła do mnie: [Carol używała wtedy jeszcze męskich form – przyp. red.] "Bo ja wiedziałem, że jak powiem tacie, że weźmiemy tę piłkę, to on będzie chciał ze mną iść i będzie zadowolony". Czułam, że to dziecko od najmłodszych lat zaczęło starać się zadowalać innych, dostosowywać się do ich oczekiwań – w tym wypadku ojca.
[…]
Ta pierwsza sukienka była przełomem?
Irka: Dostała ją od mojej bratowej z Anglii, a wszystko zaczęło się od… parady równości w Bournemouth, na której byłyśmy z nią i z Carol, kiedy miała cztery lata. Tam ta parada wygląda zupełnie inaczej niż u nas – policja idzie przystrojona na tęczowo, tamtejszy NFZ, strażacy… To święto rodziny. I ona wtedy, jako czteroletnie dziecko, po raz pierwszy zobaczyła osoby transpłciowe.
Kilka dni później siedzieliśmy w domu, gotowałam obiad, ona bawiła się zabawkami i nagle ni z gruszki, ni z pietruszki powiedziała z taką rezygnacją w głosie: "Mamo, wiesz, ten siusiak to mi jednak sam z siebie nie odpadnie…". Myślałam, że to, co mam w rękach, zaraz upuszczę na ziemię. Co tu odpowiedzieć?! "No… nie odpadnie" – odpowiedziałam. "No właśnie, bo ja czekam i czekam i on nie odpada. Czy jest jakiś sposób na to, żebym ja kiedyś była dziewczynką? Bo przecież jestem dziewczynką. Nie chcę go, jest mi niepotrzebny" – usłyszałam.
Miałam gonitwę myśli, rozważałam, jak to wytłumaczyć, żeby nie zrobić jej spustoszenia w głowie, ale żeby na swój sposób mogła to jakoś zrozumieć. Powiedziałam jej: "Wiesz co, jest sposób. Pamiętasz, jak miałaś usuwane migdałki? To tak samo się robi z operacją płci, jest specjalny zabieg, dzięki któremu zrobią z ciebie dziewczynkę". Zapytała, czy pójdę z nią na tę operację, czy będę przy niej. Odpowiedziałam, że tak. Wyraźnie się uspokoiła, wróciła do swoich zabawek i potem przez dłuższy czas w ogóle nie poruszała tego tematu. Dostała ode mnie jakąś niewypowiedzianą akceptację.
[...]
Trwa ładowanie wpisu: instagram
A jak wyglądała sytuacja w przedszkolu w świetle tej postępującej metamorfozy?
Irka: Z przedszkolem mieliśmy niezłe przeboje. Żeby było śmieszniej, przedszkole nosiło nazwę "Tęczowe". Kiedy Carol zaczęła zapuszczać włosy, mieliśmy dziwne rozmowy z wychowawczynią. To była młoda kobieta, ale totalnie zamknięta. "O co chodzi z tymi włosami, to niewygodne, jak długie będą?" – pytała.
Mówiłam, że to jest ciało mojego dziecka i jeśli ono ma ochotę mieć długie włosy, to będzie takie mieć. Przecież jest mnóstwo chłopaków z długimi włosami i nie ma w tym nic złego. Ona cały czas powtarzała, że to niehigieniczne, że te włosy przeszkadzają, więc kiedy tylko urosły na tyle, że dało się je spiąć, robiłam jej kucyk, wpinałam jakąś spinkę.
Odbierając ją z przedszkola, zawsze te gumki i spinki znajdowałam ostentacyjnie odłożone do jej szafki. Któregoś dnia się zdenerwowałam, podeszłam do tej kobiety i mówię, że dziecko w końcu dostanie zeza. Odpowiedziała: "To trzeba ściąć te włosy!". Powtórzyłam po raz kolejny, że dziecko nie chce ścinać włosów, a ja nie będę go do niczego zmuszać.
[...]
Jarek: Były też pretensje o to, że dziecko przynosi do przedszkola lalki. Wychowawczyni prosiła ją nawet, żeby odnosiła te lalki do szatni. To kończyło się rozpaczą, bo musiała się pożegnać ze swoją ulubioną zabawką, podczas gdy inne dzieci mogły się bawić swoimi bez żadnych problemów.
Nasze dziecko było jawnie pokrzywdzone. Gdy o tym usłyszeliśmy, spotkaliśmy z wychowawczynią i próbowaliśmy dowiedzieć się, dlaczego zabrania dziecku bawić się lalkami. W końcu lalka jest zabawką dla każdego i nasze dziecko ma prawo ją mieć przy sobie.
Od tego momentu zaczęła się robić w tym przedszkolu dość nieprzyjemna atmosfera, zaczęto patrzeć na nas jak na dziwnych rodziców, inaczej też patrzono na nasze dziecko, a ono wracało do domu i pytało: "Dlaczego pani zabrała mi lalkę? Dlaczego pani nie pozwala mi bawić się z dziewczynkami?".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
A to było jej jedyne szczęście w przedszkolu i w ten sposób utrudniano jej tam bycie sobą. Nasze wizyty w przedszkolu były coraz częstsze, rozmawialiśmy z nauczycielkami, a z tą jedną konkretną praktycznie do końca mieliśmy problemy i nie mogliśmy dojść do porozumienia. Przeszkadzały jej te dłuższe włosy, różowe koszulki, pomalowane paznokcie, potem problemem były kolczyki, które i ja sam musiałem przetrawić.
Ale jeśli chodzi o nie, to nasze dziecko poradziło sobie z tym bardzo profesjonalnie – gdy rozmawialiśmy o przekłuciu uszu, powiedziałem, że nie ma takiej opcji, że się nie zgadzam. A ona odpowiedziała mi na to: "tato, ale przecież ty też masz uszy przekłute, a jesteś facetem". Nie miałem argumentów.
COMING OUT PRZED MAMĄ: BYŁAM WŚCIEKŁA, ŻE MI NIE POWIEDZIAŁEŚ
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski