*Czy Mała matura jest powieścią autobiograficzną, czy tragiczne, przejmujące wydarzenia z trzeciej części książki są prawdziwe? *
* Janusz Majewski*: Tak, w dużym stopniu jest powieścią autobiograficzną, ale też kreacyjną: z własnych przeżyć i wspomnień, z prawdziwych wydarzeń wykreowałem opowieść o świecie zobaczonym przez „moje okulary”, które jednak trochę go deformują. To odbicie rzeczywistości, ale nie jej kopia. A wydarzenia, o które Pani pyta, są prawdziwe, tacy dwaj chłopcy naprawdę istnieli i naprawdę zginęli, ich pamięć trwa uczczona marmurową tablicą w krakowskim gimnazjum, do którego chodziliśmy. Ale w powieści, jak i w filmie zmieniłem ich nazwiska i niektóre szczegóły, tak zresztą, jak nazwiska wszystkich postaci, które miały swoje prototypy w rzeczywistości.
Pisarze często mówią, że tego typu książki „noszą w sobie” wiele lat. Dlaczego tak trudno jest powracać do swojej historii? Czy to zbyt intymne, bolesne?
* Janusz Majewski*: To sprawa czasu. Do pewnego wieku żyje się, w pewnym sensie, w czasie teraźniejszym, pamięć wydarzeń z przeszłości istnieje na równych prawach z codziennością, jest jakąś ciągłością, ale potem dochodzimy do punktu, kiedy zaczynamy patrzeć na swoje życie jak na przeszłość, jak na coś zamkniętego, dającego się oglądać z boku i wtedy łatwiej je opisać. Oczywiście sfery intymne zostają naruszane w stopniu, w jakim pozwala osobisty kodeks szczerości. Na szczęście ekshibicjonizm jest bardzo ludzką cechą, dzięki czemu w ogóle istnieje literatura. Ja w każdym razie nie jestem szczery do bólu.
A może obawa przed zafałszowaniem rzeczywistości, kompromitacja pamięci wpływa na tę postawę?
* Janusz Majewski*: Gdybym był kronikarzem, dokumentalistą pewnie miałbym taką podstawę, tu korzystam z immunitetu montażysty prawdy i fikcji.
Czy chęć opisania losów Ludwika i rodziny Taschke to potrzeba zapisania własnych losów czy losów pokolenia i ludzi wygnanych z Ojczyzny?
* Janusz Majewski*: Losy Ludwika i jego rodziny to losy wszystkich wygnanych. Odczuwałem potrzebę zapisania tego co przeżyłem i widziałem na własne oczy. Więcej niż potrzebę, poczułem, że jest to mój obowiązek. Jestem w końcu jednym z ostatnich świadków tamtych czasów. Dziś, z dużą pewnością siebie, piszą o tych czasach ludzie, których rodzice siusiali wtedy w majtki.
Film na podstawie trzeciej, ostatniej części książki zdobył Nagrodę Specjalną Jury na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Kiedy będzie wyświetlany w kinach?
* Janusz Majewski*: Dystrybutor, Monolith Film, początkowo planował premierę tej jesieni, teraz przeniósł ją na połowę lutego 2011, na okres ferii i przerwy semestralnej. Pewnie liczy, że młoda widownia ma wtedy dużo czasu, z którym nie wie co zrobić.
Dlaczego film „Mała matura 1947” opowiada tylko o krakowskich losach rodziny Taschke?
* Janusz Majewski*: Kiedyś myślałem, że zrobię wielki, epicki film z rozmachem, ale udało się zebrać budżet tylko na tak skromną i w gruncie rzeczy kameralną opowieść, jaką jest „Mała matura 1947”. I tak był to jeden z droższych filmów ostatnich lat. Kraków niby jest odwieczny, wszystko stoi bez zmian, ale to pozory: te szyldy, anteny, graffiti, tysiące zaparkowanych samochodów na każdej ulicy – trzeba to usuwać, maskować i to najwięcej kosztuje w takim filmie…
Często wspomina Pan, że Pana filmy nie są edukacyjne, że nie chce Pan nikogo przekonywać, niczego nauczać, nie narzucać własnego punktu widzenia, nie wpływać na widza i czytelnika. Czy Pana książka i film mają być zatem odbierane tylko w kontekście artystycznym? W przypadku tej historii to zupełnie niemożliwe…
* Janusz Majewski*: Pewnie tak, ale to jest tylko „wartość dodana”, zawsze przede wszystkim chcę po prostu zrobić film, kino – specyficzny produkt o cechach sztuki, czy wreszcie napisać powieść, a nie prawić kazania lub nauczać. Tak jak malarz, chce namalować obraz, a nie od razu zbawiać świat.
W filmowych rolach nauczycieli liceum obsadził Pan znakomitych aktorów, którzy grywali u Pana wiele razy. Wiktor Zborowski, jako wychowawca zwany Syfonem – rozśmiesza do łez… Widzowie po seansach na festiwalu długo klaskali, wielu z nich mówiło, że tak właśnie wyobrażali sobie nauczycieli sprzed lat, inni – starsi - ocierali łzy wzruszenia, bo ujrzeli własnych nauczycieli...
* Janusz Majewski*: To galeria portretów naszych prawdziwych nauczycieli, którzy przekazali nam wiedzę w sposób niepowtarzalny. Myślę, że wszyscy prezentowali poziom i klasę niedostępne dzisiaj nawet profesorom uniwersytetów. To, bez szumnych słów, swoisty hołd ich pamięci.
Powieść Mała matura napisana jest pięknym, może staroświeckim, w najlepszym znaczeniu tego słowa, językiem. Zachwyca niezwykła wręcz dbałość o szczegół, użycie słów dawno zapomnianych, spokojna, niespieszna narracja niepozbawiona jednak napięcia i akcji. Czy to wychowanie inteligenckiego domu, czy powojenna szkoła państwowa wywołały taki styl?
* Janusz Majewski*: Pewno jedno i drugie. Z pewnością nie uważałem na lekcjach, do dziś nie odróżniam zaimka od przysłówka, ale przeczytałem w życiu górę książek, ich autorzy kształtowali mój język, pomogli odnaleźć jakiś własny styl (o ile go mam).
Wielu postaci z książki nie ma jednak w filmie?
* Janusz Majewski*: Jeszcze kilka czy kilkanaście postaci pojawi się w zrealizowanym serialu, który jest dwukrotnie obszerniejszy od filmu (4 x 45 minut). Więcej w filmie kinowym się nie zmieściło.
Muzykę do filmu napisał Tomasz Stańko. Po raz pierwszy współpracuje Pan z tym znakomitym jazzmanem i kompozytorem. Czy brzmienie trąbki ma w sobie coś kresowego?
* Janusz Majewski*: Być może. Nigdy nie przyszło mi to do głowy, ale na pewno jest to brzmienie nostalgiczne, a nasze Kresy i ich mitologia to jedna wielka kraina nostalgii.
Przepiękna, metaforyczna okładka książki jest jakby wstępem lub przedłużeniem tej historii…
* Janusz Majewski*: Ta okładka mnie zachwyciła swoją przejmującą metaforycznością do tego stopnia, że zainspirowała do dopisania do powieści prologu i epilogu.
Czy często odwiedza Pan Lwów?
* Janusz Majewski*: Bardzo rzadko. W ciągu 65 powojennych lat byłem tam tylko trzy razy, po dwa trzy dni. Z roku na rok obiecuję sobie dłuższą, parotygodniową podróż po mojej małej ojczyźnie.
Staremu już Ludwikowi Lwów śni się co noc, a co się śni Panu?
* Janusz Majewski*: Lwów, Zaleszczyki, Kraków, Praga, Wiedeń, Nowy Jork i setki miejsc na ziemi, w których żyłem i ludzie, których w nich spotkałem. Te miejsca wciąż są, a ludzie…
Dziękuję za rozmowę.
Maria Kieszkowska, w Warszawie 20 października 2010