Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:36

Lustracja

LustracjaŹródło: Inne
d1hj3m1
d1hj3m1

Teczki zostały rzucone

4 czerwca 1992 r. wybiła godzina zero dla ministra spraw wewnętrznych jako wykonawcy uchwały Sejmu z 28 maja. Rankiem, około godz. 10.00, z gmachu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych do Sejmu przewieziono 24 zalakowane koperty z widniejącą na nich pieczęcią „tajne”. Koperty były zaadresowane imiennie do przewodniczących klubów poselskich i zawierały listy nazwisk, obok których widniała data urodzenia, numer akt oraz rodzaj i czas trwania współpracy danej osoby ze służbami bezpieczeństwa. Listy odczytywano posłom nie na forum Sejmu, lecz na zebraniach klubów poselskich. Mniej więcej w tym samym czasie inne listy nazwisk agentów przekazane zostały prezydentowi, marszałkom Sejmu i Senatu, premierowi, I prezesowi Sądu Najwyższego oraz prezesowi Trybunału Konstytucyjnego. Niemal jednocześnie z dostarczeniem list do Sejmu rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Tomasz Tywonek wydał oświadczenie następującej treści: „Minister spraw wewnętrznych nie czuje się uprawniony do określenia, kto był, a kto nie był
współpracownikiem UB i SB w latach 1945–1990. Zgodnie z uchwałą Sejmu minister czuł się zobowiązany jedynie do dostarczenia informacji mówiącej tylko o znajdujących się w dyspozycji MSW materiałach”.
W oświadczeniu rzecznika MSW stwierdzono więc, iż przekazane do Sejmu i ważnym osobistościom państwowym wykazy nazwisk są tym, czym być nie powinny – listami domniemanych agentów zamiast oczekiwanymi listami agentów! Oświadczenie to oznaczało, że Antoni Macierewicz zrealizował uchwałę lustracyjną w oparciu o wy-braną przez siebie, a nie przewidzianą w uchwale interpretację. W uchwale mowa jest przecież o współpracownikach UB i SB. Oczywiście zwrot ten użyty bez podania precyzyjnej definicji, o jakiego współpracownika chodziło, stwarzał ogromne trudności interpretacyjne. Do współpracowników Służby Bezpieczeństwa można było zaliczyć wiele osób. Współpracownikiem SB mógł być – według słów byłego wiceministra spraw wewnętrznych Jana Widackiego – „np. referent, który przyjeżdża z wykładem do szkoły Służby Bezpieczeństwa” . Zapewne w uchwale chodziło o funkcjonariuszy w rozumieniu takich kategorii współpracowników jak TW (tajny współpracownik), KO (kontakt operacyjny) czy też KTW (kandydat na tajnego
współpracownika).

Uchwała lustracyjna nie precyzowała jednak tych kwestii, w związku z czym Antoni Macierewicz musiał się oprzeć na własnej interpretacji nieprecyzyjnego zapisu. Ponadto brakowało wyjaśnienia, czy chodzi o świadomych tajnych współpracowników, co w praktyce zwalniało go z konieczności udowodnienia, iż dana osoba w sposób świadomy współpracowała z organami bezpieczeństwa. Niemniej jednak po dokonaniu interpretacji słowa „współpracownik” minister, zgodnie z uchwałą, powinien orzec, czy dana osoba odpowiadała przyjętej przez niego kategorii, czy też nie. Końcowe słowa uchwały: „będącymi współpracownikami UB i SB w latach 1945–1990” nie pozostawiały wątpliwości: „będącymi”, a więc chodzi o tych, którzy byli. Tekst uchwały zobowiązywał zatem ministra do ustalenia faktów, co w konsekwencji oznaczało orzekanie o czyjejś winie bądź niewinności. Były to bardzo szerokie kompetencje, porównywalne z tymi, jakie posiada sąd. Zatem, jeżeli minister nie czuł się uprawniony do określenia, kto był, a kto nie był
współpracownikiem byłej UB czy SB, mógł uchylić się od wykonania uchwały i podać do dymisji. Tego jednak nie zrobił. Wybrał natomiast opcję, której uchwała w żadnym wypadku nie przewidywała. Nie można wszak powiedzieć, że minister dokonał innej możliwej interpretacji tej uchwały, gdyż jej treść została oparta na zasadniczo prostym, dwubiegunowym podziale: był współpracownikiem lub nie był. Nie istniała trzecia możliwość typu: mógł nim być. Postępując niezgodnie z wymaganiami uchwały, minister Macierewicz udowodnił, że nie jest wykonawcą woli Sejmu, lecz realizuje własną, być może zaplanowaną, politykę. Najprawdopodobniej w tej grze nie chodziło już o wyeliminowanie agentów z wyższych szczebli władzy. Nie była to również próba oczyszczenia atmosfery życia publicznego od wzajemnych oskarżeń o współpracę z SB. Lista podejrzanych sporządzona przez Macierewicza narażała wszystkie osoby, które się na niej znalazły, na różnego rodzaju insynuacje i pomówienia.

Czy można jednak na sposób realizacji uchwały lustracyjnej spojrzeć inaczej? Treść uchwały zobowiązywała ministra do ujawnienia współpracowników UB i SB. Chodziło zapewne o tzw. TW, czyli tajnych współpracowników. Jednak nie sprecyzowano, kogo można uznać za TW, jakie kryteria miały o tym decydować. W tym wypadku polegano jedynie na kompetencjach Macierewicza, na tym, iż on sam przyjmie określone kryteria. Macierewicz tego nie zrobił. Mógł zdawać sobie sprawę, że to, co w jego interpretacji świadczy o tym, iż ktoś był TW, dla wielu osób może nic nie oznaczać. Poprzestał więc na realizacji uchwały w ograniczonym zakresie, dokonując zestawienia osób, o których w zasobach archiwalnych byłej UB i SB znaleziono informacje świadczące o możliwej współpracy z tymi organami. Nie stwierdził kategorycznie, iż osoby przez niego wskazane są tajnymi współpracownikami, choć sporządzone listy z pewnością stwarzały takie wrażanie.
Dzień „otwarcia teczek” był jednocześnie dniem rozpoczęcia kolejnego, 17. posiedzenia Sejmu, który miał zadecydować o losie gabinetu Jana Olszewskiego. Obrady rozpoczęły się tradycyjnie od usta-lenia porządku dziennego obrad. Wniosek małej koalicji o odwołanie Rady Ministrów, figurujący jako punkt 9. porządku dziennego, miał być głosowany po debacie nad projektem ustawy budżetowej i ustawami około budżetowymi. Miało się to odbyć 5 czerwca...

d1hj3m1

Tymczasem 4 czerwca, około godziny 21, w gmachu przy ulicy Wiejskiej pojawił się Lech Wałęsa. Prezydent chciał osobiście wesprzeć złożony i przesłany wcześniej do Sejmu wniosek o natychmiastowe odwołanie rządu. W tej sytuacji Prezydium Sejmu wystąpiło z propozycją zmiany porządku obrad i bezzwłocznego głosowania nad wotum nieufności dla rządu. Wywołało to głosy sprzeciwu niektórych posłów. Po dłuższej dyskusji zarządzono głosowanie nad rozszerzeniem porządku dziennego o punkt 11, czyli wniosek prezydenta. Stało się to początkiem burzliwej debaty, w trakcie której posłowie związani z koalicją rządową starali się możliwie jak najdłużej przeciągać obrady. Z kolei przeciwnicy Olszewskiego dążyli do jak najszybszego głosowania nad wnioskiem o jego odwołanie. Ten pośpiech skrzętnie wykorzystał prezes Rady Ministrów, który tuż przed decydującym głosowaniem, po północy, zabrał głos. Premier zaczął od stwierdzenia, że gdyby prze-mawiał 5 czerwca rano, zgodnie z ustalonym wcześniej harmonogramem, jego przemówienie
byłoby dłuższe. Mógłby wówczas szczegółowo przedstawić problemy, jakie musiał pokonywać rząd, powiedzieć o tym, czego dokonał, a czego nie udało mu się zrealizować i dlaczego. Wszystkie te wyjaśnienia były jednak, zdaniem Olszewskiego, niepotrzebne, gdyż – jak stwierdził – prawdziwe przyczyny, dla których Sejm oraz prezydent dążyli do jak najszybszego obalenia jego gabinetu, leżą w rzeczywistości „poza tym rządem”. „Kiedy obejmowałem moje funkcje [...] wiedziałem, że przyjdzie nam budować nowy system władzy demokratycznej w Polsce [...] w sytuacji, kiedy będziemy obciążeni potwornym spadkiem pozostawionym przez tę dziedzinę, ten sektor komunistycznego reżimu, który był jego istotą, a jego istotą był aparat przemocy, [...] aparat policji politycznej. I jak ten aparat pracował, jakie były jego zasady działania, mało kto na tej sali wie tak dobrze jak ja. Latami mogłem na to patrzeć, występując w obronie ludzi przez ten aparat ściganych. Wielu z nich jest dziś na tej sali. Wiedziałem, jak tragiczne bywają
przypadki, losy, fakty. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie [...] jak straszliwy jest ten spadek, jak rozległy, jak wielki, jak straszne może pociągać skutki dla losów jednostek w to wplątanych. A wtedy, kiedy te jednostki biorą udział w kierowaniu życiem publicznym – jak w warunkach, w których my działamy – jak tragiczne może mieć to skutki dla interesu już nie publicznego, dla interesu narodowego. [...] Kiedy mówiłem o dekomunizacji, kiedy polemizowałem z teorią grubej kreski, miałem w pamięci ten problem. Kiedy objąłem funkcję premiera, wiedziałem, że mój rząd musi się z nim zmierzyć”.

Dalej Olszewski krótko scharakteryzował przyczyny dążeń do przynajmniej częściowego rozliczenia komunistycznej przeszłości. Premier wspomniał o przygotowywanym akcie prawnym, który zakładał możliwość wycofania się z życia publicznego „ludziom obciążonym tym tragicznym, tragicznym spadkiem przeszłości” i jednocześnie proponował powołanie organu „gwarantującego obiektywne rozpoznanie sprawy”.
O podobnej koncepcji wspominał na początku swojego urzędowania minister Antoni Macierewicz . Niestety tego rodzaju projekt nigdy nie trafił pod obrady Sejmu, w związku z czym zamiar ten pozostał w sferze niespełnionych deklaracji. Rzeczywistość była natomiast mniej sprawiedliwa. „Listy Macierewicza” pozostawiły pewną liczbę osób w bardzo dwuznacznej sytuacji. W swoim wystąpieniu Olszewski oświadczył, że czuje się współodpowiedzialny za wykonanie uchwały Sejmu z 28 maja. Dodał: „Prosiłem ministra Macierewicza o to, aby zostało dokonane nie zestawienie agentów, bo takiego przygotować nikt w resorcie spraw wewnętrznych nie jest władny, tylko zestawienie takich informacji (Głos z sali: Może pomówień), jakie w archiwach można znaleźć”.

Stwierdzenie premiera budzi jedną wątpliwość. Mianowicie, jeżeli Olszewski wiedział, że nie można na podstawie materiałów MSW stwierdzić, kto był agentem, to dlaczego ani posłowie, ani opinia publiczna nie została wcześniej poinformowana o zmienionym sposobie wykonania uchwały? Zrobiono to dopiero w dniu „otwarcia teczek”, a więc siedem dni po przyjęciu uchwały przez Sejm. Brak stosownego oświadczenia w tej sprawie jest wysoce obciążający dla premiera Olszewskiego i skłania do konkluzji, iż planowane ujawnienie agentów miało odegrać określoną rolę w sejmowej batalii o obalenie rządu. Następnie premier wypowiedział się o sporządzonych przez MSW listach: „Dzisiaj na tej sali dotarł do mnie dokument [chodzi o listy domniemanych agentów – P.G.] , który został doręczony klubom poselskim i udostępniony państwu posłom i państwu senatorom. [...] Przeczytałem go po zakończeniu rannej sesji. Tak, to jest lektura porażająca. I wiem, teraz wiem, dlaczego temu wszystkiemu, co się tutaj dzieje, nie mam prawa się dziwić
(poruszenie na sali), ponieważ ta lektura była porażająca, jak sądzę, nie tylko dla mnie. [...] Wiem, że w tym, co przeczytałem, jest ogromny ładunek ludzkich nieszczęść. Wiem także, że jest w tym ogromny ładunek niebezpieczeństwa dla Polski i trzeba te dwie sprawy, te dwie wartości bilansować, w bardzo trudnym wyważeniu”. Cytowany fragment stanowił jakby centralny punkt przemówienia premiera. Ogólny sens tych słów był dość czytelny. Chodziło o stworzenie wrażenia, że przyczyną odwołania rządu był nie brak sukcesu na polu gospodarczym, lecz wykonanie uchwały Sejmu z 28 maja. W odbiorze społecznym mogło to oznaczać, iż prezydent i część posłów przestraszyli się ujawniania agentów byłej UB i SB. Krótko po przemówieniu Olszewskiego zarządzono głosowanie nad poselskim wnioskiem o odwołanie Rady Ministrów i prezydenckim o natychmiastowe odwołanie prezesa Rady Ministrów. W głosowaniu przeciwnicy Olszewskiego odnieśli miażdżące zwycięstwo. Za odwołaniem rządu głosowało 273 posłów, przeciw było 119, wstrzymało się
od głosu 33.

Tego samego dnia, lecz w godzinach porannych, rozpoczęła się dyskusja nad innym wnioskiem prezydenta – o mianowanie na stanowisko prezesa Rady Ministrów Waldemara Pawlaka. Za przyjęciem wniosku głosowało 261 posłów, przeciw było 149, wstrzymało się od głosu 7 osób.
Jednym z pierwszych posunięć personalnych nowego premiera – jak informowała „Gazeta Wyborcza” z 6 czerwca – było powierzenie kierownictwa MSW Andrzejowi Milczanowskiemu. Antoni Macierewicz otrzymał urlop.
Rząd Olszewskiego przeszedł do historii, ale konsekwencje ujawnienia list domniemanych agentów jeszcze długo miały ciążyć na kulturze życia publicznego w Polsce.

d1hj3m1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1hj3m1

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj