Trwa ładowanie...
04-02-2015 15:18

Kulisy wydania "Lolity" - fragment książki "Ukryta historia Vladimira Nabokova"

Vladimir Nabokov był świadkiem strasznych wydarzeń swojego stulecia: uciekł z Rosji po rewolucji, potem z hitlerowskich Niemiec; wraz z żoną Żydówką i synem wydostał się z Francji dosłownie kilka tygodni przed nazistowską okupacją. Dziś znany jest przede wszystkim jako autor jednej z najwybitniejszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych powieści XX wieku. Jak wyglądały kulisy jej wydania? I czy "Lolita" rzeczywiście jest jedynie prostą historią pedofila? Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza publikujemy fragment książki Andrei Pitzer "Ukryta historia Vladimira Nabokova".

Kulisy wydania "Lolity" - fragment książki "Ukryta historia Vladimira Nabokova"Źródło:
d4i1ydt
d4i1ydt

Vladimir Nabokov był świadkiem strasznych wydarzeń swojego stulecia: uciekł z Rosji po rewolucji, potem z hitlerowskich Niemiec; wraz z żoną Żydówką i synem wydostał się z Francji dosłownie kilka tygodni przed nazistowską okupacją. Dziś znany jest przede wszystkim jako autor jednej z najwybitniejszych, ale i najbardziej kontrowersyjnych powieści XX wieku. Jak wyglądały kulisy jej wydania? I czy "Lolita" rzeczywiście jest jedynie prostą historią pedofila? Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Muza publikujemy fragment książki Andrei Pitzer "Ukryta historia Vladimira Nabokova".


U schyłku roku 1955 Vladimir Nabokov dostał najwspanialszy prezent gwiazdkowy w całym życiu. Pisarz (i dorywczo recenzent) Graham Greene przeczytał "Lolitę" i określił ją mianem jednej z trzech najlepszych książek roku.

Nabokov dowiedział się o recenzji Greene’a kilka tygodni po jej publikacji w londyńskim „Sunday Times”, kiedy zdążyła już uruchomić reakcję łańcuchową po obu stronach Atlantyku. Felietonista „Sunday Express” John Gordon nazwał powieść „czystą, niepohamowaną pornografią”. Na to Graham Greene zaproponował utworzenie Towarzystwa im. Johna Gordona, które chroniłoby Brytyjczyków, polując na niebezpieczne „książki, dramaty, obrazy, rzeźby i ceramikę”. Odbyło się nawet pierwsze spotkanie towarzystwa, dzięki czemu dyskusja przyciągnęła uwagę szerokiej publiczności, a także została nieśmiało zrelacjonowana przez krytyków literackich z USA, którzy nie mogąc jeszcze zrecenzować "Lolity", chętnie opisywali tę literacką przepychankę.

d4i1ydt

Książka wzbudziła wątpliwości nie tylko wśród pruderyjnego kołtuństwa. Nawet Katharine White, która publikowała w „New Yorkerze” twórczość Vladimira, miała z "Lolitą" dylemat. Nabokov, sytuując Humberta w jednym szeregu z Otellem i Raskolnikowem, sugerował, że być może wśród niezapomnianych bohaterów literackich mało jest takich, „z którymi pozwolilibyśmy się widywać naszym nieletnim córkom”.

Pojedyncze egzemplarze powieści zaczęły bez rozgłosu trafiać do Stanów. Wiadomo o dwóch przypadkach, gdy celnicy skonfiskowali książkę, by po namyśle ją jednak zwrócić właścicielowi. „New York Times” wyśmiewał to nagłe gorliwe kontrolowanie dostępu do "Lolity", porównując całe zamieszanie do burzy, która rozpętała się niegdyś wokół Ulissesa i z czasem ucichła.

W obliczu tak dużego zainteresowania książką amerykańscy wydawcy zaczęli rozważać jej publikację w USA. Nabokovowi zależało na tym, żeby widziano w niej przede wszystkim dzieło literackie, dlatego dopisał posłowie, w którym wyjaśnił, co autor miał na myśli. Doubleday zleciło pewnemu literaturoznawcy opatrzenie książki wstępem. Na jesieni 1957 roku w „Partisan Review” ukazała się pierwsza amerykańska recenzja "Lolity" - krytyk John Hollander poważył się napisać, że to „chyba najzabawniejsza rzecz, jaką zdarzyło mi się czytać”.

Jeden z kłopotów z "Lolitą" polegał na tym, że należało pozbyć się skojarzenia z jej pierwszym wydawcą. Maurice Girodias chętnie publikował wartościowe książki, lecz nie przejmował się tym, kto jaką literaturę uważa za ponadczasową. Potrafił prowadzić grzeczne i kulturalne dysputy o literaturze, by za chwilę szczerze przyznać, że z rozmysłem szerzy pornografię.

d4i1ydt

Wiele wydawnictw w Europie nagle zapragnęło wydać "Lolitę". Podpisano umowy, zlecono tłumaczenia i pojawiły się komplikacje. Jedna oficyna, na przykład, koniecznie chciała wyeksponować passusy, w których jest mowa o seksie, a pominąć inne obszerne fragmenty. Większych kłopotów nastręczał fakt, że Lolita została zakazana przez cenzurę w Wielkiej Brytanii i Francji, a poza Europą w Argentynie i Australii.

Nabokov w proroczym liście do Edmunda Wilsona już dawno pisał, że ostatecznie "Lolitę" wyda „jakaś szemrana firma”. Oczywiście w dłuższej perspektywie to bohater, a nie wydawca narażał się na potępienie. Tak czy owak, Nabokov mimo woli padł ofiarą francuskiego dekretu, który zakazywał rozpowszechniania dwudziestu kilku książek wydanych przez Olympia Press. Jakiś czas wcześniej władze Londynu kazały wycofać "Lolitę" z miejskich bibliotek. Dzieło przerosło twórcę i Nabokov mógł tylko ubolewać nad losem najlepszej swojej powieści - powieści, która miała przesądzić o jego artystycznej spuściźnie.

(...)

d4i1ydt

Kiedy po recenzji Grahama Greene’a w USA zrobiło się głośno o "Lolicie", dużo amerykańskich wydawnictw, jako się rzekło, wyraziło zainteresowanie możliwością publikacji. Przeszkodę stanowiły obostrzenia w kontrakcie autora z Olympia Press: wydawcy tracili zapał, dowiadując się, jakiego procentu życzy sobie Girodias za odstąpienie praw do książki. Nabokov próbował odzyskać nad nimi kontrolę. Dwukrotnie starał się unieważnić umowę, ponieważ jego zdaniem Girodias złamał jej postanowienia.

W końcu do akcji wkroczyło wydawnictwo G.P. Putnam’s Sons. Na przyjęciu w Copacabanie jego redaktor naczelny Walter Minton poznał tancerkę rewiową, od której dowiedział się o "Lolicie". Znajomość zakończyła się bijatyką i tłuczeniem butelek w paryskim klubie nocnym w towarzystwie Girodiasa, lecz jakimś cudem udało się podpisać wszystkie niezbędne dokumenty: Girodias dostał swój procent, Minton miał "Lolitę", Nabokov zyskał nieśmiertelność.

(...)

d4i1ydt

W sierpniu 1958 roku Lolita w świecie rzeczywistym odbyła tę samą podróż co powieściowy Humbert Humbert wiele lat wcześniej: z Francji do Ameryki. Wcześniej, w styczniu tego roku, zniesiono cenzorski zakaz rozpowszechniania książki, lecz w lipcu nałożono kolejny, co nie wróżyło dobrze publikacji w dość konserwatywnych Stanach Zjednoczonych.

Vladimir i Wiera tymczasem żyli w samym środku stresującej, początkowo nawet nieplanowanej kampanii reklamowej, która nabierała rozpędu, choć wciąż nie było pewności, czy książka nie zostanie objęta zakazem, skonfiskowana i oddana na przemiał. W każdym razie "Lolita" znalazła się pod ostrzałem, a Nabokov po cichu liczył, że rozgłos uczyni ją kuloodporną.

USA wydawały się znużone maccartyzmem i podejrzliwym traktowaniem sztuki, co dekadę wcześniej doprowadziło do zakazu dystrybucji "The Memoirs of Hecate County" Wilsona. Amerykanie chyba byli już skłonni przyjąć, że takie historie - choć nadal stanowiły obrazę moralności publicznej - mogą oprócz pornografii zawierać jakieś wartościowsze treści. Tego lata Nabokovowie udali się swoim buickiem rocznik '57 na wyprawę na zachód wzdłuż północnej granicy kraju; parę dni spędzili po stronie kanadyjskiej i wrócili do Stanów przez Góry Czarne. Zdążyli dotrzeć do Ithaki przed amerykańską premierą "Lolity" w sierpniu. W przeczuciu, że odtąd nic już nie będzie takie jak wcześniej, zaczęli wspólnie prowadzić dziennik, w którym zapisywali wszystko, co wydawało się godne zapamiętania.

d4i1ydt

"Lolita" trafiła do księgarń w poniedziałek i jeszcze przed końcem dnia dodatkowe zamówienia szły w tysiące egzemplarzy. W piątek rano drukowano już trzeci nakład.

Po obu stronach Atlantyku zapanowało szaleństwo. Pewnej turystce wracającej ze Stanów angielski celnik skonfiskował egzemplarz książki. Urzędnicy poinformowali, że „jeśli ta pani nie zgadza się z naszą decyzją, ma pełne prawo się odwołać”. Lolita jako przedmiot szerszej dyskusji, obejmującej także homoseksualizm i picie alkoholu w niedzielę, trafiła pod obrady brytyjskiej Izby Gmin. Spotkała się tam z potępieniem ze strony grupy parlamentarzystów, którzy kiedyś zganili premiera za to, że w niedzielę grał w krykieta.

W Ameryce książka też miała wrogów. Na przykład recenzent „New York Timesa” Orville Prescott napisał o niej: „nudna, nudna, nudna” i „odrażająca”. Alice Dixon Bond na łamach „Boston Herald” konstatowała: „Można oczywiście podkreślać, że to świetnie napisana książka (...) lecz kiedy się przeczyta całość, widać, że to czysta pornografia, nic więcej”.

d4i1ydt

Biblioteka publiczna w Newark w stanie New Jersey poszła za przykładem placówek w Europie, które nie udostępniały "Lolity" czytelnikom. Również w Cincinnati nie postawiono jej na półkach bibliotecznych - w proteście przeciw tej decyzji członkini stosownej komisji odeszła z pracy, wywołując wzburzenie wśród personelu.

Trzeba przyznać, że mało która książka doczekała się tylu pochwał w dniu premiery. Entuzjastyczne notki pisali tacy uznani literaci jak Dorothy Parker, Lionel Trilling czy William Styron. Niezależnie od tego, czy liczne recenzje krytyków były przyczyną, czy skutkiem, wyniki sprzedaży okazały się oszałamiające. Agent Nabokova w Hollywood ogłosił, że "Lolita" to najszybciej sprzedająca się powieść od czasu "Przeminęło z wiatrem".

W tym całym zamieszaniu niemal nikt nie zwrócił uwagi na krótką recenzję Sylvii Berkman w dodatku literackim „New York Timesa”. Berkman, znając - również wydany w 1958 roku - zbiór opowiadań Nabokova "Feralna trzynastka", spojrzała całkiem świeżym okiem na człowieka, którego wiele lat wcześniej wiozła samochodem przez pół Ameryki, i zobaczyła coś, czego inni nie dostrzegali: troskę pisarza o siły polityczne i refleksję nad „osobistą stratą, wygnaniem, utraconą nadzieją”, które są nieuchronną konsekwencją takiej kolizji. Wyjątkowość Nabokova polega na tym, pisała Berkman, że z istoty ludzkiej zmiażdżonej przez historię potrafi wydobyć i zarejestrować „prostą, pojedynczą nutę udręki” .

*

Humbert opowiada, jak po ucieczce z Europy znalazł pracę w Nowym Jorku: wymyślał reklamy perfum. Choć wojna się skończyła, jej upiory nadal go prześladują. We śnie Humbert widzi straszliwe sceny wiwisekcji, to znów obraz, jak dwudziestu żołnierzy stoi w kolejce do gwałcenia dziewczyny. W nocnych koszmarach ukazują mu się „brunatne peruki tragicznych, świeżo zagazowanych staruch”.

W Lolicie mnóstwo jest obrazów, których nie sposób zapomnieć, a ten z perukami zabitych kobiet należy do najbardziej charakterystycznych: w książce opowiadającej na pozór całkiem o czym innym autor potrząsa czytelnikiem, umieszczając w polu widzenia Holokaust i obozy śmierci. Humbert, uchodźca wojenny, nie istnieje w oderwaniu od historii dwudziestego wieku.

Ortodoksyjne Żydówki golą głowy i noszą peruki. Dlatego wiemy, jakiej narodowości są zagazowane kobiety, choć narrator nie mówi tego wprost. Co więcej, "Lolita" to jedyna w ciągu trzydziestu dwóch lat powieść Nabokova, w której ani razu nie pojawiają się słowa Żyd, Żydówka czy żydowski. Nie byłoby w tym nic godnego uwagi, gdyby nie fakt, że Humbert i inne postacie wykazują zadziwiającą inwencję w nieużywaniu tych słów. Eva Rosen, jedna z koleżanek Lolity, „mała uchodźczyni z Francji”, mimo aspiracji do brytyjskości mówi z akcentem z Brooklynu - Nabokov nie musiał wyjaśniać, że taki akcent narażał człowieka na stygmatyzację jako Żyda. (Zresztą z tego powodu w połowie dwudziestego wieku Żydzi z Brooklynu, których było na to stać, brali prywatne lekcje eleganckiej wymowy, często bez sukcesu). Obcy człowiek, który pomylił pokój w hotelu, zasnął w pokoju Humberta, a po przebudzeniu nie pamięta, kim jest, również mówi „czystą brooklyńszczyzną”.

Humbert jest ogromnie wyczulony na los wojennych uchodźców, a także na beztroski amerykański antysemityzm. Gdy matka Lolity mówi, że chciałaby znaleźć „naprawdę dobrze wyszkoloną służącą, taką jak ta Niemka, o której mówili Talbotowie”, to ma na myśli jedną z europejskich Żydówek, które często, niezależnie od umiejętności i wykształcenia, pracowały w Ameryce jako pomoce domowe, bo to był jedyny sposób, żeby otrzymać pozwolenie na pobyt. (Gdy Nabokovowie starali się o wizy, Aleksandra Tołstoj też poradziła, żeby władająca kilkoma językami Wiera zgłosiła chęć pracy jako służąca).

Równie wymowna jest scena, kiedy Humbert pierwszy raz wchodzi do hotelu Zaklęci Łowcy, tego samego, w którym później zgwałci Lolitę. Recepcjonista przygląda się Humbertowi, „boryka się z jakimiś mrocznymi wątpliwościami” i mówi, że nie może mu dać pokoju. Gdy następnym razem Humbert próbuje dokonać rezerwacji listownie, szybko dostaje odpowiedź odmowną, adresowaną do „Profesora Hamburga”.

W nagłówku na papierze firmowym hotelu Zaklęci Łowcy narrator spostrzega napisy „PSOM WSTĘP WZBRONIONY” i „BLISKO DO KOŚCIOŁÓW”. Zakaz wchodzenia z psami stanowił powszechnie zrozumiały skrót oznaczający, że również Murzyni i Żydzi nie są mile widziani (zresztą pełna wersja: „Psom, kolorowym i Żydom wstęp wzbroniony” była w użyciu nawet jeszcze w latach sześćdziesiątych i później). Humbert jako żywo pamięta, że podczas ostatniego pobytu w hotelu widział tam psa, zastanawia się więc, czy zwierzę było ochrzczone.

Na wypadek gdyby zakaz wprowadzania psów był zbyt subtelnym komunikatem, właściciele dopisali jeszcze informację o kościołach, żeby Żydzi nie mieli wątpliwości. W tym okresie, gdy Nabokov pisał "Lolitę" - i przeglądał spisy hoteli, planując entomologiczne podróże z Wierą - takie właśnie sformułowania pojawiły się w ponad tysiącu ogłoszeń w samym tylko „New York Timesie”.

Po wejściu w życie praw zakazujących dyskryminacji napisy tego typu stały się jeszcze powszechniejsze. Ich przekaz był tak oczywisty, że Liga Przeciw Zniesławieniom wniosła w tej sprawie skargę do władz stanu Nowy Jork. W nowojorskich gazetach przez cztery miesiące toczyła się dyskusja: katolicy nie widzieli w tych słowach nic, co mogłoby obrażać Żydów, natomiast agenci biur podróży twierdzili, że owszem, „każdy rozumie kod zastosowany w tych zdaniach (...) i jeśli osoba wybierająca się na wakacje jest pochodzenia żydowskiego, nie powinna pytać o pokój w takich obiektach”.

Lista zawoalowanych wzmianek o Żydach w "Lolicie" jest długa. Matka Lolity podejrzewa, że Humbert ma w rodowodzie „pewną obcą domieszkę”, i grozi samobójstwem, gdyby kiedykolwiek się okazało, że nie jest chrześcijaninem. W mieście Coalmont, podczas rozpaczliwych poszukiwań Lolity, „nieufna” ekspedientka nie wpuszcza Humberta do sklepu, zanim ten nawet zdążył powiedzieć choć słowo. Gdy w końcu udaje mu się wytropić tajemniczego kochanka Lolity, Clare'a Quilty'ego, gospodarz wyprasza Humberta, ponieważ to „gojowski dom”.

Niektóre z takich wzmianek okazały się zbyt mało czytelne i Nabokov później je objaśnił. W pewnej chwili Humbert mówi, że żal mu Irvinga Flashmana, kolegi z klasy Lolity. W dodanych potem przypisach do powieści czytamy: „Biedny Irving, jedyny Żyd wśród tych wszystkich gojów”. W innym miejscu znajomy Humberta narzeka, że w miasteczku jest tylu włoskich handlarzy, i dodaje, że „jak dotąd nie musimy przynajmniej znosić...” - żona, wiedząc, co chciał powiedzieć, nie pozwala mu dokończyć zdania. Jednak podczas pracy nad rosyjskim przekładem Lolity Nabokov był mniej powściągliwy i nie zostawił wątpliwości, kogo oszczędzono mieszkańcom miasteczka. Bohater zaczyna wypowiadać rosyjskie słowo „żydków”.

W sumie w całej powieści Humberta traktuje podejrzliwie sześć różnych osób. Dopiero kilkanaście lat po publikacji Lolity komentatorzy zwrócili uwagę, że niektóre postacie są zakłopotane z powodu europejskich korzeni głównego bohatera. Lecz było też inne wytłumaczenie, tak nieoczekiwane, że wielu czytelnikom nawet nie przyszło do głowy - może Humbert Humbert sam jest Żydem?

*

Podczas ostatniej podróży przed publikacją Lolity Vladimir i Wiera zmienili ustaloną marszrutę i po drodze z Montany do gór Bighorn w Wyoming zaczęli szukać noclegu. Właściciel jednego z pensjonatów pokazał im pokoje i mimochodem spytał, skąd przyjechali. Odprężył się na wieść, że mieszkają w stanie Nowy Jork, a nie w samym New York City, i dorzucił komentarz, że ci ze stolicy stanu to czasem mogą człowieka ożydzić.

Wiera spytała, co jest nie tak z Żydami, i usłyszała, że „jakby mogli, toby człowieka zasztyletowali, tylko czekają na okazję”. „Ja jestem Żydówką - odpowiedziała Wiera - i nie mam zamiaru nic panu zrobić”. Po czym Nabokovowie natychmiast odjechali, nawet nie zażądawszy zwrotu pieniędzy.

Żaden rozgłos ani zaszczyty nie były wystarczającą ochroną przed kołtuństwem, a uprzedzenia, których świadkiem i ofiarą jest Humbert, miały się dobrze jeszcze długo po tym, jak Nabokov przemycił je do swojej sławnej niesławnej powieści.

Wiera wbrew wszystkiemu nie ukrywała własnej tożsamości. Stacy Schiff w swojej biografii Wiery przytacza historię o tym, jak „New York Post” nazwał żonę Nabokova rosyjską arystokratką, na co ona wysłała do redakcji sprostowanie, że jest „bardzo dumna” ze swojego pochodzenia, „które, gwoli ścisłości, jest żydowskie”.

"Lolita" nie przyniosła autorowi pochwał za zwrócenie uwagi na amerykański antysemityzm. I zresztą w ogóle nie zdobyła żadnych formalnych dowodów uznania (w przeciwieństwie do "Pnina", który został finalistą National Book Award). Ale brak nagród rekompensowały Nabokovowi wyniki sprzedaży, które zapewniły książce i autorowi obecność w mediach przez drugą połowę roku 1958 i niemal cały 1959. Zakupienie przez Jamesa Harrisa i Stanleya Kubricka praw do ekranizacji za sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów wywołało niemal równie wielkie zainteresowanie co sama powieść, a wszyscy się zastanawiali, czy w ogóle da się sfilmować Lolitę.

Nabokov nie był już w tej chwili zwykłym sławnym pisarzem - stał się gwiazdą. Przed nadejściem zimy sprzedał za sto tysięcy dolarów prawa do wydania broszurowego, a tytułowa bohaterka stała się obiektem parodii w programach telewizyjnych Steve'a Allena, Miltona Berlego i Arthura Godfreya. Groucho Marx oznajmił, że kupił już sobie "Lolitę", ale ma zamiar przeczytać ją „dopiero za sześć lat, jak będzie pełnoletnia”. Powieść trafiła na listę dziesięciu największych bestsellerów roku 1959.

Świetne wyniki sprzedaży nie przekonały wszystkich krytyków. Orville'owi Prescottowi z „New York Timesa” najwyraźniej nie wystarczyło raz zmiażdżyć "Lolity". Jej sukces, tłumaczył w kolejnej recenzji, dowodzi jedynie, że „nowa odmiana pogoni za seksualną sensacją stanowi najpewniejszą drogę do literackiej sławy i bogactwa”. Również Donald Adams, krytyk z tej samej gazety, nie poprzestał na jednej negatywnej opinii. Jego ataki miały bardziej osobisty charakter: pisał, że książka jest „ohydna”, i posłużył się znanym cytatem, by pokazać, że Nabokov przy całym swoim talencie jest zepsuty do szpiku kości: „lśni i śmierdzi niczym zgniła makrela w blasku księżyca”.

Wbrew temu, czego chyba oczekiwałby Nabokov, tej jesieni krytycy zachwycili się sążnistą powieścią innego rosyjskiego pisarza - ukazało się pierwsze angielskojęzyczne wydanie "Doktora Żywago" Borysa Pasternaka, opowieści o bohaterskim lekarzu, który podczas rewolucji i dwóch wojen światowych próbuje odnaleźć miłość i sens w społeczeństwie odartym i z jednego, i z drugiego.

(...)

Nabokov nie był entuzjastą książki Pasternaka. "Doktor Żywago" to epicka opowieść krytykująca państwo radzieckie i mdłe tchórzostwo, które odbiera pełnię życia. Vladimir widział w niej nostalgię za stereotypami rewolucji. „W porównaniu z Pasternakiem - powiedział w wywiadzie - John Steinbeck to geniusz”.

(...)

Rozwścieczone hordy ojców domagających się głowy profesora Nabokova, autora "Lolity", wykładowcy, który prowadził kurs powszechnie znany jako „Literatura dla świntuchów”, jakoś nie nadciągały. Morris Bishop nigdy nie został zmuszony do bohaterskiego wystąpienia w obronie książki, której nawet nie zdołał doczytać do końca. Nabokov tymczasem poprosił o urlop. Jeden z jego uniwersyteckich kolegów spekulował, że Vladimir pewnie już nie wróci na uczelnię, jednak Wiera zapewniała, że to tylko na jakiś czas.

Mając dość pieniędzy, Nabokov chciał się oddać pisaniu. Jego wcześniejsze obawy, że publikacja Lolity położy kres pracy akademickiej, sprawdziły się, choć nie z tego powodu, którego się spodziewał. Wkrótce stało się jasne, że na zawsze porzuci salę wykładową, gdzie wychwalał precyzję Tołstoja i krytykował Dostojewskiego za sentymentalne historie o szaleńcach. Był już tak sławny, że amerykańskie gazety skomentowały nawet jego odejście z uniwersytetu w październiku 1959 roku. Zaczął rozważać możliwe scenariusze na przyszłość. Gdyby tylko chciał, mógł zamieszkać w dowolnym miejscu na świecie - wreszcie naprawdę zyskał swobodę, jaką od dziesiątków lat odznaczała się jego wyobraźnia.

d4i1ydt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i1ydt

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj