Jael i David szli Parkside w kierunku Riverside Tower. Oboje pochylili głowy, żeby osłonić twarze przed deszczem. Nigdzie nie było widać wolnej taksówki, a woda w kałużach sięgała kostek. Co chwila szarpały nimi mocne podmuchy wiatru. Przechodzili przez skrzyżowania, nie zwracając uwagi na światła, byle tylko uciec przed szalejącym żywiołem.
Inni przechodnie również biegli, walcząc z wiatrem. Podmuchy były tak silne, że parasole stały się bezużyteczne. Spod kół samochodów tryskały gejzery wody.
Nim doszli do pierwszej przecznicy, David zauważył szyldy kwiaciarni, sklepu Duane Reade i potem - nad wejściem do sutereny - migający neon: WRÓŻENIE Z KART TAROTA. Chwycił Jael za rękę. - Mam pomysł - spróbował przekrzyczeć ulewę. - Chodźmy tędy.
Szybko zeszli po schodkach. Na drzwiach zobaczyli szeroko otwarte szkarłatne oko. Gdy otworzyli, rozległo się dźwięczenie zawieszonych na sznurkach kryształków. W pokoju unosił się dziwny zapach wanilii i czosnku. Pośrodku stał stół, a wokół niego kilka składanych krzeseł. Pod sufitem wisiał zakurzony żyrandol. W kącie stała szklana gablotka z migającymi w świetle amuletami, otoczona doniczkami paprotek, bambusem, sansewierą. Pod ścianą naprzeciwko znajdowała się rachityczna biblioteczka, zapchana różnymi książkami.
Zamigotała kurtyna z paciorków nanizanych na złote nitki i do pokoju weszła starsza kobieta. Niska, w czarnej spódnicy do kostek i fioletowej tunice, z siwiejącymi włosami splecionymi w gruby warkocz. David ocenił ją na siedemdziesiąt lat, ale miała gładką i elastyczną skórę, a na bardzo małych rękach nie widać było żył. Jej wiek zdradzały jednak wyblakłe brązowe oczy, zasnute mgiełką zaćmy, a także powieki, cienkie i pomarszczone jak bibuła.
Podeszła do okrągłego stołu nakrytego satynowym obrusem. Pośrodku stała świeca i leżało pudełko zapałek. Bez żadnych zapowiedzi sięgnęła po talię kart tarota.
- Witam. Nie spodziewałam się gości w taki deszczowy dzień. Komu z państwa mam powróżyć?
Mnie. Gdybym tylko wierzył, że może mnie pani zapewnić, iż Stacy nic się nie stało, pomyślał ponuro David. Niepewność jest torturą, ale w tej chwili nie mógł o tym myśleć.
- Przyszliśmy tutaj, ponieważ potrzebujemy pewnych informacji - powiedział. Podsunął Jael krzesło i sam usiadł obok.
- W kartach jest wiele informacji - odrzekła i podała im talię. - Proszę. Kto zechce potasować?
Zamiast wziąć talię, David sięgnął do torby, poszperał i wyciągnął kartę rabina.
- Bardziej mnie interesuje, co może nam pani powiedzieć o tej karcie.
Kobieta wydawała się zirytowana pytaniem. Odłożyła karty i usiadła naprzeciwko nich. Wzruszając ramionami, wzięła kartę od Davida i przez chwilę przyglądała się rysunkowi wieży, a potem spojrzała na drugą stronę.
- To wieża. Co jeszcze chce pan wiedzieć?
- Mam ich. Znam tę okolicę.
James Gillis pstryknął palcami na Enriąue, który leżał na podwójnym łóżku w pokoju motelu na Lower East Side. Portorykańczyk zerwał się natychmiast, wyciągnął z szuflady biurka kluczyki do furgonetki i pobiegł do drzwi. Gillis ruszył za nim, choć jeszcze mówił coś szybko do telefonu komórkowego. Drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem.
- Znaleźliśmy ich - rzucił. Postawił kołnierz, żeby osłonić się przed deszczem. - Pogadamy po drodze.
Gdy szli do furgonetki, Gillis przekazał mu wszystkie informacje.
- Mamy cholerne szczęście. Dostaliśmy drugą szansę. Właśnie wyszli z restauracji Yotsuba. Niedaleko Riverside Park.
- Chcielibyśmy wiedzieć, co oznaczają rysunki na karcie - powiedziała Jael, przysuwając się z krzesłem do stołu.
Wróżbitka popchnęła kartę w stronę Jael i spojrzała jej w oczy.
- Wieża to karta należąca do Wielkich Arkanów. Najbardziej złowróżbna karta w talii.
- Jakie nieszczęścia zapowiada? - spytał David.
- Wróży śmierć, zniszczenie, strach, ofiary - wyjaśniła, przyglądając się jego zmartwionej twarzy. - Inaczej mówiąc, zapowiada poważne zmiany. - Kobieta postukała nierównym paznokciem w figurki spadające z wieży. -To wyraźna zapowiedź - dodała. - Potężny upadek wiodący do odkrycia ostatecznej prawdy. - Odchyliła się do tyłu. Nagle, nie wiadomo skąd, skoczył jej na kolana zupełnie biały kot. David nie zauważył go wcześniej. - Przyszedłeś, Kabuki, przyjrzeć się gościom? - Wróżbitka pogłaskała kota po grzbiecie.
- Czy to wszystko? - spytał David, zmieniając pozycję na krześle.
- A ile macie czasu? - spytała z ironicznym uśmiechem. Wstała, zmuszając kota do zeskoczenia na podłogę. Podeszła do biblioteczki, popatrzyła na książki, wyjęła gruby tom i wróciła z nim do stołu. Zręcznie otworzyła księgę na odpowiedniej stronie. - Tutaj - mruknęła. Zaczęła głośno czytać, trzymając książkę blisko zasnutych mgłą oczu i mrużąc je. - Wieżą rządzi Mars, planeta wojownicza, dlatego karta ta ma związek z wojną. - Zacisnęła usta po tym słowie. Po chwili czytała dalej śpiewnym głosem. - Wojną między strukturami zbudowanymi z kłamstw. Również - wskazała palcem piorun uderzający w wieżę - z oślepiającym błyskiem prawdy. - Odłożyła książkę i przyjrzała im się uważnie.
- Gdy komuś wychodzi z rozkładu ta karta, ostrzegam go, żeby się przygotował na szokujące odkrycia. Coś tak potężnego, że może zmieść króla z tronu lub wstrząsnąć systemem od dawna wyrobionych przekonań.