Strażnik testamentu
To ważne, bo skarbem, o jaki toczy się gra, jest „skrzynia tajemnic”, zawierająca... Testament Chrystusa, w którym Jezus rzekomo przyznaje, że nie za sprawą cudów, lecz dzięki „kwintesencji” wskrzesił Łazarza i innych. Lecz tak naprawdę chodzi o fiolkę z ową substancją. Wiadomo, że kto ją zdobędzie, ten zyska nad światem władzę absolutną. A to stanowi świetny punkt wyjścia do rozkręcenia intrygi o dwóch zakonach, walczących między sobą na śmierć i życie, by zdobyć cudowny eliksir.
Van Lustbader nie jest, na szczęście, pseudohistorycznym mącicielem, nie wdaje się w żadne obrazoburcze rozważania, a cały niby-religijny aspekt sprawy dał mu tylko smakowity powód, by stworzyć doskonałą powieść awanturniczo-przygodową, obmyśloną tak, że przypadki Bonda i Indiany Jonesa wydają się nudnawymi bajeczkami dla grzecznych dzieci. Zwłaszcza, że starcia Bravo i Jordana oraz ich popleczników bywają.