Książka "Na południe od Lampedusy" o nielegalnej migracji do Europy
Ucieczka do europejskiego raju tysięcy mężczyzn i kobiet z Afryki to temat książki Stefano Libertiego "Na południe od Lampedusy", która trafiła do polskich księgarń. Migracja do Europy jest nieunikniona - pisze autor, nazywając ją podróżami rozpaczy.
Ucieczka do europejskiego raju tysięcy mężczyzn i kobiet z Afryki to temat książki Stefano Libertiego "Na południe od Lampedusy" , która trafiła do polskich księgarń. Migracja do Europy jest nieunikniona - pisze autor, nazywając ją podróżami rozpaczy.
"Książka jest owocem obsesji. Zapragnąłem oto za wszelką cenę zrozumieć i zgłębić powody tak zwanych podróży rozpaczy, a także poznać i wskazać mentalne uwarunkowania emigracji z Afryki do Europy. Zasłyszane rozmowy, opowieści o przeprawach ocierających się często o granice ludzkiej wytrzymałości, obudziły we mnie ciekawość, która z czasem przerodziła się w istną obsesję" - tłumaczy we wstępie do książki Liberti, włoski dziennikarz prasowy, wielokrotnie nagradzany za reportaże o nielegalnej migracji.
"Naprawdę myślicie, że jesteście w stanie powstrzymać tę wezbraną falę ludzi?! Doprawdy sądzicie, że uda wam się nas zatrzymać?!" - to krzyk Daudy, jednego z Afrykańczyków odesłanych z Europy i bohatera pierwszego rozdziału książki Libertiego. Opowiada on o najczęściej nieudanych próbach przedostania się do Europy z plaż Senegalu na Wyspy Kanaryjskie. Krzyk Daudy to jednocześnie główny motyw książki, w której czytelnik poznaje szlaki migracyjne z Afryki do europejskich krajów.
"Na południe od Lampedusy" (podtytuł w polskim wydaniu książki to "podróże rozpaczy") składa się z 12 rozdziałów, z których każdy odnosi się do konkretnego miejsca, które odwiedził włoski reporter. Były to: Mbour w Senegalu, Agadez, pustynia Tanara, Dirkou i Niamey w Nigru, Az-Zuwajrat w Mauretanii, Maghnijja w Algierii, Wadżda, Rabat i Tanger w Maroku, wreszcie Stambuł w Turcji i tytułowa włoska wyspa Lampedusa, na którą próbują dostać się afrykańscy uciekinierzy. W każdym z tych miejsc Liberti przedstawia codzienne życie migrantów, ich motywacje i najczęściej bezskuteczną walkę o przedostanie się do Europy.
W jednym z rozdziałów książki, poświęconym migrantom w Algierii, włoski dziennikarz wprost wskazuje na - jak to określa - sedno problemu nielegalnej migracji. Jest to - jak pisze Liberti - jawna sprzeczność zachodząca w Europie między zwalczaniem pracy na czarno a koniecznością korzystania z niej. Podkreśla, że to schizofrenia Europy, która z jednej strony potrzebuje imigrantów, a z drugiej strony wydaje fortunę na obronę przed ich napływem.
"To świadomość istnienia tej rozbieżności skłaniała wielu Afrykańczyków do tego, by się nie poddawać; choć zatrzymali się w połowie drogi, uziemieni na długie miesiące czy nawet lata na niechętnej im ziemi, wciąż karmili się nadzieją o wyjeździe do Europy. Liczyli na to, że w całej tej gęstej siatce sprzeczności znajdą się oczka, przez które uda im się przecisnąć, że zdołają ją rozpruć od środka" - pisze Liberti.
Reporter zrywa też z mitem inwazji imigrantów i podaje, że rocznie drogą morską do Europy próbuje się dostać ok. kilkudziesięciu tysięcy osób, a nie jak podają niektóre media lub organizacje zajmujące się migracją - setki tysięcy. Podkreśla też, że najwięcej nielegalnych imigrantów do Europy - wbrew stereotypom - przylatuje samolotami z wizą turystyczną, która następnie się przedawnia. Natomiast na przeprawę przez morze decydują się głównie cudzoziemcy pochodzący głównie z krajów, gdzie nie ma ambasad, w których mogliby złożyć wniosek o wizę. "Albo ci niemający państwa, do którego mogliby się odwołać, jak ma to miejsce w Erytrei, gdzie emigracja bez wizy jest poważnym przestępstwem i podlega surowej karze w postaci ciężkich robót" - dodaje dziennikarz.
Draginja Nadażdin, dyrektorka polskiego oddziału Amnesty International, zachęcając do lektury, pisze, że "Stefano Liberti zabiera nas za granicę Europy, na południe od włoskiej wyspy Lampedusa, która dla emigrantów i uchodźców z Afryki jest bramą do niezdobytej twierdzy". Zwraca uwagę, że afrykańscy uciekinierzy często są przechwytywani jeszcze na morzu i natychmiast zawracani do miejsc, skąd przybyli. "Nic jednak nie potrafi zniszczyć determinacji ludzi, którzy uciekając przed konfliktami, prześladowaniami lub ubóstwem, ruszają w tę podróż, bo widzą w Europie nadzieję na schronienie" - zaznacza.
Książkę "Na południe od Lampedusy" Stefano Libertiego opublikowało wydawnictwo Czarne.