Devon przystaje i nasłuchuje. Wydaje mu się, że słyszy jakiś dźwięk, szmer stóp. Nie jest tego pewien. Słucha uważnie, jak mógłby słuchać sam Sargon Wielki – nie tylko nastawiając uszu, ale używając wszystkich zmysłów. Czarodziej Skrzydła Nocy potrafi wykorzystać każdy, nawet najsłabszy ślad. Czy w ten sposób zdoła znaleźć Obłąkaną Damę? Może po zapachu?
Jednak udaje mu się wyczuć tylko zapach perfum Cecily. To dziewczyna, w której jest zakochany. Próbuje zatrzeć jej zapach, ale nie może. Ta woń nie pozwala mu wytropić uciekinierki. I Devon wie dlaczego. Chociaż czasem czuje się przez to jak głupiec, Cecily go oszałamia. Fascynuje. Czasami potrafi myśleć tylko o niej. Cecily jest nie tylko śliczna, ale również silna, mądra i zręczna. To córka pani Crandall. A pani tego domu nie jest zachwycona rozkwitającym romansem Cecily i Devona. Może po prostu nie chce by córka zażądała swego dziedzictwa Skrzydła Nocy, którego pozbawiono ją zanim przyszła na świat. W rzeczy samej, gdyby to zależało od pani Crandall, Devon także musiałby zrezygnować ze swoich magicznych umiejętności – tak bardzo pani Crandall się obawia, że korzystając z nich, znów sprowadzi na ten świat Szaleńca.
Szaleńca, który wciągnął jej ojca w Otchłań.
Devon musi przyznać, że jej obawy są uzasadnione. Szaleniec już raz wrócił, więc kto może powiedzieć, że nigdy więcej tego nie zrobi. A jednak Devon pokonał go – on, Devon, czarodziej nowicjusz, wepchnął Jacksona z powrotem do Otchłani. I znów mogę tego dokonać, myśli z dumą, chociaż jednak wolałby tego nie robić.
Nigdy nie zapomni jak schodził w ciemną Otchłań. Ani towarzyszącej temu udręki i rozpaczy – nie wspominając o zapachu śmierci. Demony atakowały go, pożerały żywcem, opanowały myśli. Jednak musiał tam zejść, gdyż Szaleniec porwał małego Alexandra i tylko Devon - jako jedyny pozostały w Kruczym Dworze czarodziej Skrzydła Nocy – mógł uratować chłopca.
Od tego czasu Alexander, który właśnie skończył dziewięć lat, zaprzyjaźnił się z nim. Pomimo wszystkich tych koszmarów, z jakimi zetknął się w Kruczym Dworze, Devon wciąż czuł się tu jak w domu. Miał tutaj Cecily, Alexandra i szkolnych przyjaciół: D.J., Marcusa, Anę. I oczywiście Rolfe’a Montaigne’a, który mógł pomóc mu odkryć tajemnice jego przeszłości.
Jednak znalezienie Obłąkanej Damy mogło być równie doniosłym krokiem w tym kierunku, co poszukiwania Rolfe’a. Devon stara się odizolować zapach perfum Cecily i skupić na innym. Gdzie ona się podziała? Gdzie jest Obłąkana Dama?
Słyszy coś. Tym razem to z pewnością odgłos kroków.
Odwraca się i dostrzega zbliżającą się postać. Unosi kulę światła, żeby lepiej się jej przyjrzeć.
To wcale nie kobieta. To mężczyzna.
Jest przezroczysty – światło po prostu przechodzi przez niego.
- Kim jesteś? – pyta Devon.
Mężczyzna nie odpowiada. Devon widział w tym domu dosyć duchów, by rozpoznać jeszcze jednego. Nie jest tylko pewien czyj to duch: zapewne jakiegoś Muira, jednak nie widział tej twarzy na żadnym z portretów przodków, wiszących na ścianach salonu. Ten mężczyzna jest młody, zaledwie kilka lat starszy od Devona. Może mieć osiemnaście lub dziewiętnaście lat, a z pewnością nie więcej niż dwadzieścia. Jest ubrany w dżinsy oraz bawełnianą koszulkę i ma długie włosy – jak jeden z Beatlesów, myśli Devon, przypominając sobie okładki starych płyt ojca.
- Kim jesteś? – pyta ponownie.
Nie obawia się duchów. W tym domu widział znacznie bardziej przerażające rzeczy. Mimo to ten go niepokoi. Sposób w jaki tam stoi, patrząc na Devona. Przypomina mu kogoś, ale chłopiec nie może sobie przypomnieć kogo.
- Dlaczego nic nie mówisz? – zaczyna się niecierpliwić Devon. – Tak sobie spacerujesz przez ściany, czy też pokazałeś mi się z jakiegoś konkretnego powodu?
- Księżyc jest w pełni – w końcu mówi duch.
Ma angielski akcent.
- Hmm, tak, chyba masz rację. – Devon zastanawia się nad tym. Wcześniej szalała burza, ale pamięta, że spojrzał przez okno zanim się zaczęła. – Tak – mówi. – Rzeczywiście jest pełnia. Czy to ma jakieś szczególne znaczenie?
Duch nagle podnosi i opuszcza prawą rękę, raz po raz, przed nosem Devona. Jakby dawał mu jakiś znak.
- Co robisz? – pyta Devon. – Zrób to jeszcze raz. Jest ciemno i nie widzę...
Jednak duch już znikł.
Co to za znak nakreślił w powietrzu? I co ma z tym wspólnego pełnia?
Nagle Devon czuje czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
Odwraca się – i wrzeszczy na widok rozkładającej się, trupiej twarzy.