Rozdział 1
Dom pana Fogarty’ego znajdował się na końcu ślepego zaułka. Okna od frontu były częściowo zabite deskami, co nadawało mu opuszczony i zaniedbany wygląd. Jednak Henry wiedział, że zostały zabite jeszcze kiedy pan Fogarty tu mieszkał, tak więc sąsiedzi nie zauważyli żadnej zmiany. A nikt zdrowy na umyśle nie próbowałby go odwiedzić. Ostatniemu gościowi pan Fogarty złamał rękę kijkiem do krykieta.
Henry miał komplet kluczy, ale nie skorzystał z frontowych drzwi i poszedł na tył domu. Jak zawsze, panował tam półmrok, gdyż pan Fogarty wzniósł bardzo wysoki płot, żeby nie podglądali go sąsiedzi. Chociaż niewiele było tam do zobaczenia: po prostu zapuszczony i zarośnięty mchem trawnik oraz altanka obok krzewu budlei, przy którym Henry poznał Pyrgusa. Teraz podszedł do krzewu, będącego jednym z ulubionych terenów łowieckich Hodge’a.
- Hodge! – zawołał. – Chodź, Hodge, pora na kolację!
Kot najwidoczniej czekał w zaroślach, ponieważ natychmiast z nich wyszedł i z podniesionym ogonem otarł się o nogę Henry’ego.
- Cześć, Hodge – powiedział przyjaźnie Henry.
Lubił starego kocura, chociaż ten zamienił ogród w teren polowań na szczury, myszy, ptaki i króliki.
Henry powoli poszedł w kierunku tylnych drzwi, idąc powoli i ostrożnie ze względu na Hodge’a, który kręcił ósemki wokół jego nóg. Kiedy otworzył drzwi, Hodge pierwszy wszedł do środka, spiesząc do swojej porcji Whiskas. Pan Fogarty zawsze karmił go jakimś paskudnie cuchnącym świństwem, które wyglądało jak wymiociny i kosztowało mniej niż 25 pensów za puszkę. Hodge jadł to i nie protestował, ale Whiskas bardziej mu smakował. Kocur nigdy nie ocierał się o pana Fogarty’ego tak jak o Henry’ego.
Henry otworzył kredens, wyjął dwie torebki Whiskas i blaszaną miseczkę Hodge’a.
- Wiesz, że rozpuszczasz tego kota – warknął głos z kąta.
Zaskoczony Henry upuścił miskę, która z łoskotem potoczyła się po kafelkowanej podłodze kuchni. Hodge zaprotestował głośnym miauknięciem i śmignął do drzwi.
2
- Bojąca dusza! – prychnęła Jej Najjaśniejsza Wysokość, Księżniczka Holly Blue.
- Nie jestem bojącą duszą! – zaprotestował Pyrgus. – Po prostu chcę wiedzieć, co właściwie będzie robił.
Ostentacyjnie przekartkował wzornik. Pod wpływem licznych zaklęć animacyjnych motyle na ilustracjach zaczęły poruszać się i rozkładać skrzydła.
- Dobrze wiesz, co będzie robił – rzuciła gniewnie Blue. – To tradycyjne wzory. Nie zmieniane od lat! I wystarczająco często widywałeś je u taty. – Spochmurniała. – Kiedy żył.
- Wiem, wiem – rzekł Pyrgus.
Przewrócił następną kartkę.
- No to na co czekasz?
Pyrgus wymamrotał coś pod nosem.
- Co? – spytała ostro Blue.
- Nie lubię igieł – wymamrotał nieco głośniej Pyrgus.
Znajdowali się w prywatnych apartamentach Cesarza – obecnie zajmowanych przez Pyrgusa – w Purpurowym Pałacu. Cesarski Tatuażysta już prawie godzinę czekał za drzwiami.
- Wiem, że nie lubisz igieł – powiedziała uprzejmie Blue. – Jednak trzeba to zrobić. I musisz to zrobić teraz, w przeciwnym razie będzie cię swędziało podczas koronacji. Nowy Purpurowy Cesarz nie powinien się drapać podczas tej ceremonii, bo ludzie gotowi pomyśleć, że masz pchły.
- Mógłbym użyć uzdrawiającego zaklęcia – rzekł Pyrgus. - Co mógłbyś, to wziąć się w garść – powiedziała mu krótko Blue. – Już dwa razy odsyłałeś tego nieszczęśnika. Zaciśnij zęby i zrób to.
- Och, dobrze – niechętnie ustąpił Pyrgus. Skinął na stojącego przy drzwiach sługę, nieruchomego jak posąg. – Wpuść go.
Sługa zamaszystym ruchem otworzył drzwi.
- Sir Archibald Buff-Arches – oznajmił donośnie. – Cesarski Tatuażysta.
Człowiek, który wszedł, trochę przypominał Blue jej starego nieprzyjaciela, Jaspera Chalkhilla. Miał nadwagę i lubił ekstrawaganckie stroje – nosił krótką jedwabną tunikę przetykaną fantasmagorycznymi zaklęciami, dającymi złudzenie widmowych nimf pływających w fałdach tkaniny. Jednak na tym kończyło się podobieństwo. Po jego oczach było widać, że nie jest Duszkiem Nocy i kroczył pewnym krokiem. Dwaj krzepcy pomocnicy wtoczyli stolik zastawiony kolorowymi naczyniami, buteleczkami oraz tacą z rzędami znienawidzonych przez Pyrgusa igieł.
Tatuażysta z szacunkiem skłonił się Pyrgusowi.
- Wasza Cesarska Mość – powiedział. Zwrócił się do księżniczki Blue i złożył jej nie tak niski ukłon. - Wasza Najjaśniejsza Wysokość.
Zauważyła, że ma bardzo delikatne dłonie. Po prostu piękne.
- Mój brat jest gotowy – rzuciła pospiesznie Blue, zanim Pyrgus zdążył zmienić zdanie.
Pyrgus posłał jej gniewne spojrzenie, ale najwyraźniej postanowił pozostawić to bez komentarza. Z godnością zwrócił się do Buff-Archesa.
- Oddaję się w twoje ręce, tatuażysto. Załatwmy to szybko.
Obaj pomocnicy zajęli się otwieraniem słoików i buteleczek, oraz układaniem rozmaitych błyszczących narzędzi. Blue zauważyła, że Pyrgus lekko zzieleniał. Ta taca wyglądała jak zestaw przygotowany do poważnej operacji chirurgicznej.
- Spodziewam się, że Jego Wysokość chciałby się dowiedzieć, jakie ma możliwości – rzekł raźnie Buff-Arches.
Pyrgus spoglądał na niego i instynkt podpowiedział Blue, że jeśli brat stchórzy, to właśnie w tej chwili. Jednak powiedział tylko:
- Możliwości? Tak, chciałbym się dowiedzieć, jakie mam możliwości.
- Tradycyjnie – rzekł Buff-Arches – tatuaże wykonuje się bez znieczulenia czy jakichkolwiek magicznych zabiegów, nie licząc transfuzji w razie gdyby utrata krwi u przedstawiciela królewskiego rodu przekroczyła dwie kwarty w ciągu godziny...
- Utrata krwi? – wykrztusił Pyrgus. – Ponad dwie kwarty?
- Och, utrata krwi rzadko osiąga taką objętość – odparł niedbale Buff-Arches. – Oczywiście, jeśli podczas przygotowań do Królewskiego Przeszczepu nie zostanie przypadkowo przecięta arteria.
- Królewski Przeszczep? – powtórzył Pyrgus.
Blue nieznacznie przysunęła się do niego, na wypadek gdyby zasłabł.
- Próbka tkanki pobrana w celu oszacowania wpływu barwników. Środek bezpieczeństwa na wypadek reakcji alergicznej. Najpierw tatuuję próbkę – wykonując na niej tatuaż pszczoły – a następnie, jeśli nie ma reakcji alergicznej, wykonujemy zwyczajowe tatuaże na ciele Waszej Wysokości. Próbka tkanki jest zwykle pobierana z królewskich pośladków.
Blue spodziewała się, że Pyrgus zaprotestuje. Ona z pewnością by protestowała. Po pobraniu próbki tkanki z tego miejsca człowiek nie będzie mógł usiąść przez co najmniej tydzień. Jednak Pyrgus zapytał tylko:
- Dlaczego pszczoła? Dlaczego na próbę tatuuje się pszczołę?
- Nie mam zielonego pojęcia – rzekł Buff-Arches. – Po prostu tak się robi, ponieważ tak nakazuje tradycja, wasza wysokość rozumie. – Przez chwilę spoglądał na Pyrgusa, jakby oczekując dalszych pytań, po czym pospiesznie dodał: - Jednak mówiłem o możliwościach. Jak już powiedziałem tradycyjna metoda nie przewiduje zastosowania znieczulenia czy magii, lecz jeden z szacownych przodków waszej wysokości, cesarz Scolitandes Chwaściany wydał zarządzenie, zgodnie z którym każdy Purpurowy Cesarz może zażądać, aby formalne tatuaże zostały wykonane pod ogólnym lub miejscowym znieczuleniem... – Wskazał na ustawione na stoliku buteleczki. – Używa się tych nalewek ziołowych. Kandydat może również zapalić magiczny rożek, który chwilowo uczyni go niewrażliwym na ból. – Odczekał chwilkę, po czym dodał: - Może Wasza Cesarska Mość zachce mi powiedzieć, którą z tych możliwości wybiera?
Pyrgus gapił się na stolik.
- Do czego służą te przyrządy? – zapytał. – Do pobrania próbki tkanki?
- Och nie, panie. Wasza Wysokość pamięta, że moją drugą powinnością jako Cesarskiego Tatuażysty jest ogolenie głowy w zwyczajową tonsurę. Służące do tego przybory wyglądają groźnie, ale zapewniam, że to całkowicie bezbolesny zabieg. No, chyba że Wasza Cesarska Mość ma nerwowy tik.
- Czy to golenie głowy jest konieczne? – spytał Pyrgus. Szczycił się swoją bujną czupryną.
Buff-Arches kiwnął głową.
- Tak, konieczne. Wasza Wysokość jest tytularnym przywódcą Kościoła Światła, której to osobistości tonsura jak najbardziej przystoi. Jeśli jednak Wasza Wysokość zechce, mogę zachować włosy i zrobić z nich treskę, którą Wasza Wysokość będzie mógł nosić, nie zajmując się sprawami wagi państwowej.
- Tak – pospiesznie powiedział Pyrgus. – Tak, zrób to.
- A co do wyboru Waszej Wysokości? Nalewki znieczulające, magiczny rożek...?
- Co wybrał mój ojciec? – zapytał Pyrgus.
W tym momencie Buff-Arches nieco złagodniał.
- Ojciec Waszej Wysokości wybrał tradycyjne rozwiązanie – żadnych zaklęć czy środków znieczulających. Nawet nie chciał, żeby moi pomocnicy go przytrzymali.
Blue była coraz bardziej spięta. Minęło zaledwie kilka tygodni od kiedy ich ojciec zginął okropną śmiercią - zamordowany bronią ze Świata Równoległego, która odstrzeliła mu większą część głowy. Jednak Pyrgus i ojciec rzadko się zgadzali. W pewnej chwili byli tak skłóceni, że Pyrgus wyprowadził się z domu i zamieszkał w mieście, wśród pospólstwa. Czy teraz pójdzie za przykładem ojca?
- Zatem ja zrobię to samo – rzekł wyniośle Pyrgus.
Zaczął rozpinać spodnie.
Blue dyskretnie wyszła. Była dumna z brata i uradowana jego wyborem. Jednak nie miała ochoty być przy tym, jak będą pobierać próbkę tkanki z jego tyłka.
Przed koronacją było jeszcze milion spraw do załatwienia. Złoty liść do katedry, magiczne świece do nawy, podarki dla kongregacji, muzykanci, gry i zabawy, króliki do rozdania tłumowi, gwardia honorowa, łapówki dla urzędników, paradna łódź wiosłowa, siedem trup kuglarzy, chór endolgów, towarzysz koronowanego – Pyrgus chciał, żeby był nim Henry i Blue nie była pewna, czy klucznik Fogarty już się z nim skontaktował – towarzyszka, którą miała być sama Blue, ale jeszcze nie przymierzyła sukni, salut armatni, nowy posąg na wielkim placu, jadłospis... lista ciągnęła się bez końca.
I wszystko to na głowie Blue, ponieważ Pyrgus nie traktował tego poważnie.
Spieszyła do swoich komnat i tej okropnej listy Spraw Do Załatwienia, kiedy pod wpływem nagłego impulsu postanowiła przymierzyć suknię. Zeszła po stromych i wąskich schodach, które prowadziły do kwater służby. Nie była to część pałacu, którą często odwiedzała, gdyż kiedy księżniczka czegoś potrzebuje, to słudzy przychodzą do niej, ale tradycja nakazywała, aby suknia noszona przez towarzyszkę koronowanego była z najlepszego jedwabiu nie ulepszonego żadnym zaklęciem.
To śmieszne, ale takie już są tradycje. Wszyscy wiedzą, że jedwab tkaczy jest najdelikatniejszą z substancji na świecie, dopóki się nie zestali. Potem, rzecz jasna, jest najtrwalszy. Problem w tym, że aby uzyskać te zdumiewające, dopasowane kształty, które czynią tkane suknie tak pożądanymi, należy przymierzać je zanim materiał się zestali. I trzeba przymierzać je ostrożnie. A przynajmniej starać się robić to ostrożnie, gdyż nie można przy tym użyć zaklęcia unieruchamiającego. Jeśli dopisze ci szczęście, materiał nie rozerwie się i będziesz miała najpiękniejszą suknię w cesarstwie. Jeżeli nie, Jedwabna Pani przygotuje następną (potwornie drogą) szatę i cały proces zacznie się od nowa.
Większość klientów, nawet szlachetnie urodzonych, odwiedza Jedwabne Panie w ich warsztatach nad jaskiniami tkaczy. Jedynie koronacyjna suknia księżniczki z cesarskiego rodu była tkana w samym pałacu. Blue z przyjemnością przydzieliłaby Paniom obszerny apartament, one jednak uparły się, że swój warsztat umieszczą w kwaterach służby. Kiedy tam weszła, Blue zrozumiała powód.
- Dlaczego tu jest tak zimno? – zapytała, przy czym para unosiła się jej z ust.
Jedna z Jedwabnych Pań zerknęła na nią z ławy. Jeśli nagłe przybycie księżniczki zrobiło na niej jakieś wrażenie, to nie dała tego po sobie poznać.
- W wyższej temperaturze materiał nie poddaje się obróbce – wyjaśniła.
Blue zadrżała i skuliła się.
- Przyszłam do przymiarki – powiedziała krótko. – Czy wszystko gotowe?
Pani Jedwabiu wstała i podeszła do niej. Była wysoką, elegancką matroną z włosami do pasa, w boskiej sukni. Właśnie to było największą zaletą jedwabiu. Każda kobieta wyglądała w niej cudownie. No, każda kobieta, którą było na nią stać.
- Oczywiście, Wasza Najjaśniejsza Wysokość. Proszę za mną.
Blue pozwoliła poprowadzić się na drugi koniec warsztatu. Sądząc po tworzonych w nim szatach, Panie Jedwabiu przeniosły całą swoją produkcję do pałacu. Blue miała nadzieję, że nie przeniosły tu również tkaczy. Lubiła pajęczaki – a nawet posiadała zakazanego psychotronicznego pająka – ale te tkacze były wielkości terierów, więc za duże nawet jak na jej gust.
Pani Jedwabiu otworzyła drzwi do drugiej komnaty, mniejszej od pierwszej i prawie pustej. Oszałamiająca purpurowo-złocista szata była udrapowana na drewnianym manekinie i oświetlona łagodnym blaskiem świetlnej kuli. Materiał skrzył się jak zaczarowany.
Blue mimo woli zaparło dech.
- Jest... zdumiewająca.
Pani Jedwabiu uśmiechnęła się.
- Istotnie, Wasza najjaśniejsza Mość.
Pod wpływem nagłego impulsu Blue powiedziała:
- Jak ci na imię, Jedwabna Pani?
- Kwiat Brzoskwini, Wasza Najjaśniejsza Mość.
- To najpiękniejsza rzecz jaką widziałam w życiu, Kwiecie Brzoskwini – powiedziała szczerze Blue. Zrobiła krok w kierunku sukni. Chociaż w tym pomieszczeniu temperatura była o stopień lub dwa wyższa niż w poprzednim, para i tak unosiła się jej z ust. – Czy muszę się rozebrać, żeby ją przymierzyć?
- Tak, Wasza Najjaśniejsza Mość. Oczywiście, suknia będzie pasowała, lecz temperatura ciała sprawi, że materiał raz na zawsze dopasuje się do twojej figury. Zakładając, że nie rozerwiesz jej przy wkładaniu.
- Będę uważała – obiecała Blue.
Materiał był... niesamowity. Nie całkiem śliski, po prostu zwiewny, jakby znajdował się w innym wymiarze. Blue rozpaczliwie chciała jak najszybciej ubrać suknię – w komnacie było tak zimno, że już się trzęsła – ale kazała swoim drętwiejącym palcom poruszać się powoli i ostrożnie. Suknia niczym strumień perfumowanego olejku spłynęła jej przez głowę i po ciele. Blue natychmiast zrobiło się cieplej. Poczuła jak rozpoczyna się katalityczny proces zestalania jedwabnych włókien.
- Dobra robota, Wasza Najjaśniejsza Mość! – pochwaliła Kwiat Brzoskwini. – Już możesz się poruszać. Nic się nie stanie.
Blue poruszyła się, a suknia razem z nią. Dziewczyna poczuła nagły przypływ energii, jakby ktoś zapalił magiczny rożek euforyzujący.
- Wasza Najjaśniejsza Mość wygląda cudownie – orzekła Kwiat Brzoskwini. – proszę wyjść i pokazać się innym Paniom Jedwabiu.
Chociaż Blue nigdy nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, robiła to teraz. Czuła się zwinna. Poczuła się piękna. Równie elegancka jak Pani Jedwabiu. Poruszała się tanecznym krokiem. Nic dziwnego, że Panie Jedwabiu żądały tak wysokiej zapłaty za swoją pracę: noszenie takiego stroju było czystą przyjemnością.
Kiedy weszła do warsztatu, powitały ją spontaniczne brawa. Niektóre Panie Jedwabiu wstały od swych warsztatów, uśmiechając się z satysfakcją. Blue odpowiedziała równie zadowolonym uśmiechem, lecz w tym momencie przyszła jej do głowy niespodziewana myśl: Zaczekajcie tylko aż zobaczy mnie w niej Henry Atherton!
3
Mężczyzna, który wyszedł z cienia, był wysoki, chudy i nosił sięgającą do kostek szatę w kolorze indygo, wyszywaną symbolami fizycznymi i astronomicznymi. Zmierzył Henry’ego beznamiętnym spojrzeniem.
- Wiesz, że pakują narkotyk do tego świństwa, no nie? Koci narkotyk. Te małe łobuzy uzależniają się i nie chcą dotknąć niczego innego. Dlatego ten pokarm jest taki drogi.
Henry zerknął na torebkę Whiskas, którą trzymał w dłoni, a potem znów na groźnie marszczącego brwi przybysza.
- Pan Fogarty! Co pan tu robi?
- Ja tu mieszkam – odparł kwaśno Fogarty.
- Nie, już nie – przypomniał Henry. – Przynajmniej od miesiąca. – Po czym z nagłym ożywieniem zapytał: - Co u Pyrgusa? Co słychać w Krainie Duszków? – I z udawaną obojętnością dorzucił: - Jak się ma... hm... księżniczka Blue?
Fogarty pochylił się i otworzył szafkę pod zlewem. Wyjął puszkę i zaczął szukać w szufladzie otwieracza. Konserwa była tak stara, że nie miała kółeczka, za które pociąga się, żeby ją otworzyć.
- Pyrgus ma kłopoty. Ten chłopak buja w obłokach, więc jak tu się po nim spodziewać, że będzie rządził imperium? Co do Krainy Duszków... No cóż, właśnie o niej chcę z tobą porozmawiać. – Zauważył minę Henry’ego i dodał: - Twoja dziewczyna ma się dobrze.
- Ona nie jest moją dziewczyną – powiedział Henry i zarumienił się.
Fogarty nie zwrócił na to uwagi. Wyjął z szuflady nożyk i wygarnął nim śluzowate szare kuleczki z puszki na metalową miskę Hodge’a. Uspokojony kot wrócił do kuchni i z zainteresowaniem obserwował go paciorkowatymi ślepiami. Fogarty rzekł:
- Na pozór wszystko jest w porządku. Nocnicy zasadniczo zachowują się przyzwoicie. Hairstreak uspokoił się. Plotka głosi, że Księstwo Hael legło w gruzach – ja w to nie wierzę, ale jego portale są bez wątpienia zamknięte, więc demony nie sprawiają żadnych kłopotów. Wiele się mówi o wyciągniętych przyjacielsko dłoniach, gołąbkach pokoju i tym podobnych bzdurach. Problem w tym, że nic się nie zmieniło.
Postawił miskę na posadzce i czekał. Hodge przetruchtał przez kuchnię, powąchał żarcie, po czym odszedł i usiadł tyłem do nich.
- A nie mówiłem? – wykrzyknął triumfalnie Fogarty. – Jest uzależniony! Nie tknie normalnego żarcia – chce swoją mieszankę. - Panie Fogarty, on po prostu nie lubi tego kociego żarcia – powiedział Henry. – Ono okropnie cuchnie i wygląda jak...
- Dotychczas zawsze je jadł – wtrącił urażony Fogarty. – Szczególnie kiedy był głodny. – Przyjrzał się Henry’emu i prychnął. – Teraz równie dobrze możesz mu dać tamtą mieszankę. I tak już zrobiłeś z niego narkomana.
Henry postanowił nie rozwijać tego tematu. Wrzucił do kubła ohydne żarcie, przepłukał miskę i wycisnął na nią porcję Whiskas. Hodge wysoko podniósł ogon i natychmiast zaczął jeść.
Fogarty przysunął sobie krzesło i usiadł przy kuchennym stole.
- Mam kilka spraw. Zanim zapomnę, Pyrgus chce, żebyś dokonał translacji na jego koronację.
Henry spojrzał na niego tępym wzrokiem, kojarząc to ze swoim ostatnim egzaminem z języka, zanim przypomniał sobie, że “translacja” to pojęcie używane przez Pyrgusa na określenie podróży do Krainy Duszków.
- Ta ceremonia wymaga obecności osoby zwanej “towarzyszem” koronowanego – ciągnął Fogarty. – To ktoś w rodzaju drużby. Pyrgus chce, żebyś ty nim był. Będziesz musiał wystroić się jak cieć.
Henry zerknął na strój pana Fogarty’ego, ale nic nie powiedział. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Niczego bardziej nie pragnął, niż jakiegoś pretekstu, który pozwoliłby mu wrócić do Krainy Duszków. To takie wspaniałe miejsce. No wiecie, w Krainie Duszków był kimś w rodzaju bohatera. Przeżył różne przygody, uratował Pyrgusa z Piekieł. Miło byłoby znów zobaczyć Pyrgusa. I Blue. Szczególnie Blue. Oczywiście, nie w kąpieli. Nie tak, jak za pierwszym razem. Przecież uprzejmość będzie wymagała, żeby zobaczył się z Blue. Towarzysz koronowanego, tak? Skoro pan Fogarty mówił o strojeniu się jak cieć, zapewne oznaczało to jakiś wystrzałowe ciuchy, a nie takie łachy, w jakich Blue widziała go ostatnio.
- Kiedy ma się odbyć ta... koronacja? – zapytał.
- Za dwa tygodnie. Tutaj będzie to sobota. Uroczystości potrwają trzy dni, ale będziesz musiał przybyć w piątek na próbę generalną.
Henry oklapł jak przekłuty balon. Mógł wymknąć się na jedną noc i załatwić ze swoją przyjaciółką Charlie, żeby zapewniła mu alibi, ale cztery dni nie wchodziły w grę.
- Nie uda mi się wyrwać na cztery dni.
- Masz jakieś pilne sprawy, czy po prostu przejmujesz się reakcją rodziców?
- Nie, nie mam żadnych pilnych spraw. A nawet gdybym miał, przełożyłbym je na później. Chodzi o moich rodziców... no, właściwie głównie o mamę. Rzadko widuję ojca. – Nagle uświadomił sobie, że nieobecny od tak dawna pan Fogarty nie orientuje się w sytuacji. – Mieszkam teraz z mamą, a ojciec ma swoje mieszkanie. Chciałaby wiedzieć, gdzie się podziewałem, gdybym zniknął na cztery dni.
Fogarty wzruszył ramionami.
- Żaden problem. Użyjemy lete.
Henry zamrugał.
- Co to takiego?
- Czar powodujący utratę pamięci. Po prostu podsuniesz jej rożek pod nos i możesz sobie iść, gdzie chcesz. Nawet nie będzie pamiętała, że ma syna, dopóki nie wrócisz. Czy w domu jest jeszcze ktoś?
- Moja siostra Aisling – powiedział Henry, szeroko otwierając oczy.
W Krainie Duszków widział jak działa magia, ale nie przyszło mu do głowy, że mógłby ją wykorzystać.
- Ściągnę ci tu pudełko. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. Będziesz musiał użyć po jednym na każdą z nich. Tylko pamiętaj, żebyś wstrzymał oddech dopóki nie opuścisz pomieszczenia.
- Dziękuję – powiedział Henry.
Już sama myśl o tym, że będzie mógł unieszkodliwić wścibską siostrę, była bardzo przyjemna.
- Zatem mogę powiedzieć Pyrgusowi, że się zjawisz?
Henry z entuzjazmem kiwnął głową.
- Tak.
- W porządku – rzekł Fogarty. – Po drugie, postanowiłem zostać na stałe.
- Tutaj? – spytał Henry.
Miał w tej kwestii mieszane uczucia, ale głównie poczuł ulgę. Od kiedy Pyrgus mianował pana Fogarty’ego klucznikiem Krainy Duszków – trudno uwierzyć, ale zaledwie przed kilkoma tygodniami – staruszek dzielił czas pomiędzy Purpurowy Pałac a swój domek. Pod jego nieobecność Henry pilnował domu i karmił Hodge’a. Jednak ostatnio pan Fogarty coraz dłużej pozostawał w Krainie Duszków i Henry nie miał pojęcia, jak sobie poradzi z tymi obowiązkami od września, kiedy zacznie się szkoła. I tak już przychodziło mu to z trudem. Jego matka nie aprobowała pana Fogarty’ego.
Stary pokręcił głową.
- Nie, w Krainie Duszków. Jak już mówiłem, na pozór wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Hairstreak wciąż chociaż dużo mówi o budowaniu mostów. Pyrgus nie ma pojęcia o polityce, która wcale go nie interesuje. Ponadto jest zbyt ufny. Myśli, że jeśli ktoś mu coś mówi, to zapewne jest to prawda. Jeśli ma przetrwać jako imperator, to muszę go pilnować. A z tego co widzę, to będzie zajęcie na cały etat.
- No tak... – Henry w zadumie pokiwał głową.
Pan Fogarty chyba miał rację. Pomijając wszystkie inne względy, Pyrgus był bardzo młodym kandydatem na Purpurowego Cesarza – dokładnie w tym samym wieku co Henry. Po chwili zauważył minę pana Fogarty’ego i powiedział:
- Jest jeszcze coś, prawda?
Pan Fogarty prychnął.
- Nie jesteś taki głupi na jakiego wyglądasz, co, Henry? – Westchnął. – Owszem, jest. Nie robię się młodszy. Jeśli przyjąć tezę o kwiecie wieku, to dawno mam go już za sobą. Mam paluchy pokręcone artretyzmem i nie dałbym rady uciec przed policjantem, bo po dziesięciu metrach dostałbym zadyszki. Sądziłem, że pożyję jeszcze z pięć lat, może dziesięć, jeśli dopisze mi szczęście. Tymczasem dowiedziałem się, że w Krainie Duszków znają sposoby kuracji, dzięki którym pożyłbym trzydzieści – i w dodatku pozbył się tego przeklętego artretyzmu. Tylko że nic z tego, jeśli będę wciąż przenosił się tam i z powrotem. Różnice tych dwóch środowisk czy coś takiego. Rzecz w tym, że po rozpoczęciu kuracji zmniejsza się tolerancja na ten świat. Już zacząłem kurację. Im dłużej tu pozostaję, tym bardziej jest to dla mnie niebezpieczne. Tak więc kiedy tym razem tam wrócę, już tam pozostanę.
- A co zamierza pan zrobić z tym domem, panie Fogarty?
Fogarty zamyślił się.
- Właśnie to chcę teraz załatwić.
4
Z jakiegoś powodu suknia pozwoliła Blue spojrzeć na wszystko z właściwej perspektywy. Chociaż już ją zdjęła i miała na sobie swoją ulubioną bluzkę oraz spodnie, trochę mniej przejmowała się sprawami związanymi z nadchodzącą koronacją. Oczywiście, było jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia, ale do uroczystości pozostały dwa tygodnie. I byłaby niesprawiedliwa twierdząc, że Pyrgusa nic to nie obchodziło. Po prostu denerwowała go cała ta sytuacja. Nigdy nie chciał być cesarzem i nie chciał być nim teraz, więc starał się w ogóle o tym nie myśleć. I może dobrze, gdyż Pyrgus potrafił niemal wszystko straszliwie skomplikować. Lepiej jeśli pozostawi sprawy w jej rękach. Blue zawsze była dobrą organizatorką. A ponadto nie można rzec, że nie ma jej kto pomóc. Przecież...
Minęła zakręt korytarza i napotkała swojego przybranego brata, Commę. Coś zostało mu na wargach, coś co niedawno zjadł i co nadało im jaskrawoczerwoną barwę. Od śmierci ojca wyraźnie przybrał na wadze.
- Przepraszam – wymamrotał. Obejrzał się za siebie, jakby w obawie, że ktoś go śledzi, po czym posłał Blue wymuszony uśmiech. – Spieszysz, się słodka siostrzyczko?
Nienawidziła kiedy nazywał ją “słodką siostrzyczką” i gniew skłonił ją do szorstkiej odpowiedzi:
- Mam mnóstwo roboty.
Comma wcale nie pomagał przy przygotowaniach i choć była gotowa wybaczyć to Pyrgusowi, zachowanie Commy doprowadzało ją do szału.