Trwa ładowanie...
fragment
27-11-2012 15:08

Krąg Turowicza. Tygodnik, czasy, ludzie: 1945-99

Krąg Turowicza. Tygodnik, czasy, ludzie: 1945-99Źródło: Inne
d26zj3m
d26zj3m

Jest styczeń roku 1945. Kończy się czas nieporównywalnej z niczym grozy. Ale idzie wielka fala ze Wschodu. Co przyniesie? Kraków, stosunkowo najmniej zniszczony spośród wielkich miast Polski w nowych granicach, staje się naturalnym centrum myśli, kreacji czy po prostu – życia… Tu zatem w naturalny sposób zaczyna się epoka „Tygodnika Powszechnego”.



Wkrótce po tym, jak weszła I Armia Frontu Ukraińskiego, a Niemcy w pośpiechu uciekli, 200-tysięczny przed wojną Kraków przyjmuje około 300 tysięcy przybyszów z Wilna, Lwowa i całej wschodniej Galicji, ze zburzonej Warszawy.

d26zj3m

Tu ściągają ocaleni z całej Polski. Zjeżdżają dobrowolnie czy też przymuszeni, opuszczają wschodnie województwa II Rzeczpospolitej, która właśnie się kończy. I ci, którzy przeżyli koszmar obozów. I ci, którzy ocaleli z Warszawy, gdzie jeszcze tlą się pożary…

A skąd idą ci, którzy za chwilę wylądują na ulicy Wiślnej 12 i będą budować niezwykłą gazetę „Tygodnik Powszechny”?

*

Jerzy Turowicz ma 32 lata. Jest szczęśliwie żonaty, ma już dwie córki – Elżbietę i Joannę. Ma też nienaganne maniery oraz niezwykły, jakby nieśmiały uśmiech. I jest szalenie przystojny.

d26zj3m

Okupację spędza wraz z żoną w oddalonych od Krakowa o 20 kilometrów Goszycach, w dworku należącym do teściowej. Chroni się tam wiele osób. Wśród nich jest Czesław Miłosz (nieomal rówieśnik Turowicza, lat 33), zagląda też żołnierz AK Jan Józef Szczepański (dużo młodszy – ma 25 lat). Ten pierwszy, Miłosz, straszy kilkuletnie córki Turowiczów – nazywają go „Pan Strach”, bo robi bardzo groźne miny. Ich mamę jednak, panią Annę, zaskakuje dziecinna twarz poety. Powie: „Miał taką chłopięcą twarz. Inną od wierszy”. Ten drugi, Szczepański, ma za to partyzancką kartę.

Z niedalekiej polskiej Litwy – ale od kilku miesięcy jakże dalekiej – przybywają do Krakowa Stanisław Stomma i Antoni Gołubiew. Będą jednymi z najstarszych w tworzonym zespole: pierwszy ma lat 36, drugi 37. Są przyjaciółmi jeszcze sprzed wojny. Przed 1939 zdążyli już poznać Turowicza. Gołubiewa, historyka i wizjonera, tworzącego właśnie (jak się potem okaże) dzieło swego życia, powieść „Bolesław Chrobry”, przyszły szef odnajduje w Łodzi. Stomma – absolwent wileńskiego uniwersytetu – mieszka już w tym czasie pod Wawelem i zaczyna pracę w Katedrze Prawa Karnego UJ. To on za chwilę poleci do rodzącego się „Tygodnika” tę trzecią obywatelkę Rzeczpospolitej Obojga Narodów – wilniankę Józefę Golmont (później: Hennelową).

W styczniu 1945 jest ona jeszcze w Wilnie ponownie zajętym przez Sowietów. W półtora roku później, jako świeżo upieczona, dziewiętnastoletnia maturzystka, ruszy pociągiem repatriacyjnym z Kresów.

d26zj3m

W Poznaniu do jej wagonu wsiądzie historyk, były oficer AK – Lech Beynar. To równolatek Stommy. Beynar mówi pannie Golmont o Tygodniku (sam o piśmie dowiedział się przypadkiem rok wcześniej). Jeszcze niedawno do Krakowa miał daleko – był gdzieś na Białostocczyźnie, w oddziale partyzanckim majora „Łupaszki”, oddziale, który nie miał zamiaru się poddać nadchodzącym bolszewikom… Gdy wreszcie Beynar przedostanie się do Krakowa, przyjmie pseudonim Jasienica, by nie narażać żony, która została w Wilnie.

W Krakowie Józefa Golmont zaczyna studiować polonistykę na UJ. Ze Stommą znają się jeszcze z Wilna – był jej nauczycielem na kompletach licealnych. Teraz, w 1948 zaprowadza Ziutę do „Tygodnika”, by w roli adiustatorki i korektor-ki zastąpiła jego żonę, Elwirę, która właśnie spodziewa się pierwszego dziecka.

Do Krakowa zjeżdżają też warszawiacy, którzy w powstaniu stracili niemal wszystko. Najpierw Stefan Kisielewski, kompozytor i krytyk muzyczny. Za chwilę ukończy 34 lata. Na Wiślną trafia dzięki poleceniu Czesława Miłosza. Początkowo przynosi recenzje muzyczne i reportaże, a od 20. numeru zaczyna pisać felietony, od których przez następne półwiecze wielu czytelników będzie rozpoczynać lekturę pisma z Wiślnej.

d26zj3m

Tuż po nim zjawia się Hanna Malewska. Ma 33 lata, jest delikatną brunetką i ma stopień kapitana Armii Krajowej – do końca walczyła w powstaniu i udało się jej z płonącej Warszawy wyjść dopiero w październiku, wraz z cywilami.

Wśród przesiedleńców – ale tych ze wschodniej Małopolski – jest 25-letni Jacek Woźniakowski, jeszcze niedawno adiutant komendy obwodu mieleckiego Armii Krajowej. Kiedy ląduje w Krakowie owej zimy 1945, za namową profesora Stanisława Pigonia, dawnego znajomego dziadków, zapisuje się na polonistykę.

Na miejscu, w Krakowie, jest – i to już od kilkunastu lat – Zofia Starowieyska-Morstinowa. Jej pisarstwo zostaje zauważone długo przed wojną, gdy mieszka w majątku w małopolskich Święcicach. Kiedy przyjdzie kryzys gospodarczy – przeniesie się wraz z rodziną pod Wawel. Zawsze będzie jednak mówić, że nigdzie nie widziała nieba takiego jak tam.

d26zj3m

W Krakowie jest też ks. Piwowarczyk, najstarszy w zespole (ma 55 lat). Zna się z Jerzym Turowiczem jeszcze sprzed wojny (z dziennika „Głos Narodu”), a teraz, w styczniu 1945, jako profesor katolickiej etyki społecznej i rektor krakowskiego seminarium duchownego zostaje wyznaczony przez kardynała Sapiehę na naczelnego powstającego właśnie pisma.

Są i młodzi – przed nimi świat dopiero staje otworem.

Zbigniew Herbert ma ledwo lat 20 i akurat mieszka w podkrakowskich Proszowicach, gdzie znalazł się wyjeżdżając wiosną 1944 ze swojego ukochanego Lwowa – szła armia sowiecka i on właściwie już wiedział, co będzie…

d26zj3m

W 1949, po powrocie ze skandynawskiej tułaczki, zadebiutuje w „Tygodniku” były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego Leopold Tyrmand (lat 24). Kiedy w rok później wyrzucą go z tygodnika „Przekrój” za opisanie sędziowskich oszustw podczas meczu pięściarskiego Polska – ZSRR (oszustw rzecz jasna na rzecz Sowietów), dostanie etat w „Tygodniku”.

Karol Wojtyła ma lat 25 i nie jest jeszcze księdzem – studiuje teologię w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Krakowie, tajnym, a po wyjściu Niemców – jak najbardziej jawnym. A przyjmuje go do seminarium ks. Piwowarczyk, więc wśród jego lektur od razu znajduje się „Tygodnik Powszechny”.

28-letni ks. Andrzej Bardecki w styczniu 1945 jest jeszcze w obozie w Buchenwaldzie, a następnie w Ohrdruf – znalazł się tam dobrowolnie, aby służyć duszpasterską opieką więźniom. Wiosną 1945, w trakcie ewakuacji obozu, mimo poważnej choroby ucieka do Turyngii, gdzie za chwilę wkraczają wojska alianckie. A potem jedzie do Polski, gdzie jest duszpasterzem na Ziemiach Zachodnich.

Ci całkiem młodzi, a już wkrótce ważni dla nowego środowiska, są nastolatkami. Taki chociażby Krzysztof Kozłowski ma wówczas 14 lat. W marcu rozpoczyna naukę w krakowskim liceum Nowodworskiego. Jego rodzinę dopiero co wypędzono z majątku w podkrakowskich Przybysławicach. I jeszcze nawet nie śni mu się praca u boku Turowicza…

15-letni Marek Skwarnicki po upadku Powstania Warszawskiego przechodzi przez obóz w Pruszkowie, skąd wywożą go z matką do obozu w Mauthausen. We wspomnieniach opisze, jak w pawilonie mieszczącym łaźnię kazano mu się wraz z kilkunastoma kolegami rozebrać. „Wśród obsługi były też esesmanki, niewątpliwe prostytutki, które z rechotem zdzierały z zawstydzonych chłopców ubrania. Ostrzyżono nas »na zero«, a potem wpuszczono do łaźni. Rzędy blaszanych pryszniców. Wiedziałem, że tak wyglądają komory gazowe. Stanąłem pod jednym z nich i zacząłem w duchu odmawiać »Pod Twoją obronę«. Szczęśliwie nie gaz, lecz woda trysnęła z cynowych dziurek”. Potem Skwarnicki ląduje jako przymusowy pracownik rolny w gospodarstwie pod Linzem. Gdy zostaje zwolniony w grudniu 1944, wraca do kraju. Mieszka początkowo w Kutnie, a potem w Szczecinie.

Młodsi ludzie późniejszego Tygodnika – choćby Andrzej Romanowski, Adam Szostkiewicz, Jerzy Pilch czy Tomasz Fiałkowski – dopiero pojawią się na świecie… Nie mówiąc już o autorach niniejszej książki.

d26zj3m
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d26zj3m