Dziewczyny wojenne - Łukasz Modelski
W tych wspomnieniach urzekło mnie jedno - czy to był 1 września 1939, czy 1 sierpnia 1944, „Malowane" szły na wojnę nie zapominając o ładnej sukience, delikatnie złożonej do walizki, plecaka, torby. Takiej wyjściowej, eleganckiej, bo przecież niedługo zwyciężą, a na defiladę nie wypada iść w lichym stroju. Potem zamieniały je na zdobyczne mundury i obozowe pasiaki, zaś wspomnienie letniej sukienki ulatywało wraz z marzeniami o normalnym życiu.
Te wspomnienia jedenastu kobiet nie mają w sobie nic z patosu, fanfaronady czy sztucznej heroizacji. Są zwykłe, normalne, zaś to, co nierzadko ubrać można w tysiące pełnych nadęcia słów, rzucane jest w „Dziewczynach wojennych” niejako mimochodem, od niechcenia. […] Liczne wspomnienia powstańcze, jakie czytałem, pełne były opowieści o przechodzeniu przez kanały, historii pełnych dramatyzmu, klaustrofobicznych, gdzie człowiek prawie odczuwał smród ścieków i przytłaczającą ciasnotę.
Cóż tymczasem czytamy w „Dziewczynach wojennych”? „Nie robiło to na mnie wielkiego wrażenia – wiadomo, w kanale powinno być brudno, a nie czysto, szczury też powinny być, a topografia była bardzo czytelna, nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie się tam gubią". I tyle, dzień jak co dzień. (Mirosław Szyłak-Szydłowski)