Kobiety kłamią inaczej
Grażyna Majkowska, językoznawca frazeolog: Językowi nikt, nawet feministki, nie może niczego narzucić. To jest najcudowniejszy z możliwych tworów, który broni się sam.
Mateusz Pawlak: Kto kłamie?
Grażyna Majkowska:Mężczyźni.
Jasne, mężczyźni...
Język jest tu bezlitosny.
A po czym to pani poznaje?
Ani od łgarza, ani od kłamcy nie ma formy żeńskiej. Jest tylko „kłamczucha", ale jest w tym coś niepoważnego, lekko frywolnego, z przymrużeniem oka.
Gdybym chciał powiedzieć, że pani premier – nieważne która – kłamie?
Nie powiemy „kłamczucha Szydło" czy „kłamczucha Kopacz", bo to będzie niepoważne: pan, mówiąc te słowa, będzie niepoważny. Nie można też powiedzieć o kobiecie „a to wredna kłamca!" Nawet feministki by się na tę formułę nie zgodziły. One by się zgodziły na „kłamczynię".
Nie wierzę.
„Łgarki" też nie ma. Więcej, o ile pojawia się „oszustka", o tyle już nie ma „fantastki". Oczywiście można te słowa utworzyć, bo właśnie to zrobiliśmy, ale do polszczyzny nie weszły.
Ale już powiedzieć „kłamca Kaczyński" czy „kłamca Tusk" można bez problemu.
Można, tu nie ma żadnej językowej niestosowności.
Hm, feministki boli, że nie ma „prezydentek" i „premierek", ale nie boli, że nie ma „łgarek" i „kłamczyń"?
Bo one upominają się o formy, które podnoszą pozycję kobiety, a nie te, które ją obniżają.
Ale przecież mamy równouprawnienie i nosi pani swoje walizki. A w języku powinna pani przyjąć łgarki i inne takie.
Na szczęście językowi nikt, nawet feministki, nie może niczego narzucić. To jest ten najcudowniejszy z możliwych tworów, który broni się sam. Nawet jeżeli próbujemy mu coś narzucić, to język sam decyduje, czy to przyjmie czy nie. Nie wydaje mi się więc, by językoznawcy, nawet zwłaszcza językoznawcy, mogli tu cokolwiek zadekretować.
Rozumiem, że językowo rzecz ujmując, kobiety nie kłamią. A w życiu?
Jeżeli wierzyć statystykom i psychologom, to kłamią inaczej niż mężczyźni. Kobiety mają większą zdolność do opowiadania detali, kłamią więc bardziej detalicznie.
Są przez to bardziej wiarygodne?
W jakimś sensie tak. Jeśli już zmyślają jakąś historię, to z wieloma szczegółami i dlatego mężczyzna łatwiej niż inna kobieta uwierzy w kłamstwo kobiety.
To potwierdzałoby ludową mądrość, że największym wrogiem kobiety jest druga kobieta.
(śmiech) Zapewne to też jest powodem, ale kobiety znają mechanizmy kłamstwa innych kobiet.
Zna pani tę anegdotę o różnicach w kłamaniu? Mężczyzna wraca do domu nad ranem. „Gdzie byłeś?". „U Franka". I teraz na dziesięciu Franków, do których zadzwoni, sześciu powie, że oczywiście mąż siedział całą noc, a czterech będzie przysięgać, że jeszcze tam jest.
(śmiech) Dobre, ale to więcej mówi o kobietach i mężczyznach niż o języku.
No dobrze, wiemy, że kłamią mężczyźni. A wśród nich kto najbardziej? Politycy?
To pan spotyka się z nimi na co dzień, niech pan mi powie. Ludzie nazywają kłamstwem niedotrzymywanie obietnic. Ale też politycy często używają eufemizmów, jak ostatnio, kiedy ktoś mówił o „śmierci w kopalni Wujek".
To lider KOD powiedział o zamieszkach w kopalni Wujek.
No właśnie, za tym błędem stoi jednak kłamstwo. Poza tym bardzo często słyszę deklaracje polityków, którzy mówią, że się kłamstwem brzydzą, że nigdy nie kłamią, ale nie mogą powiedzieć wszystkiego. Oczywiście mają ku temu powody, których nie zdradzają, gdzieś w tle jest „ważny interes państwa". Mają wypracowane przeróżne techniki i formuły unikania odpowiedzi.
I jak ludzie to słyszą, to myślą, że politycy częściej kłamią?
Bo też za tymi formułami stoi bardzo często chęć wprowadzenia opinii publicznej w błąd. Stąd zresztą ta popularność eufemizmów. Bo eufemizm to łagodniejsze mówienie tego, co mogłoby być powiedziane wprost, jasno i mocno. Dlatego nie powiemy „stara baba", tylko „pani w wieku trolejbusowym", choć nie, bo tego akurat nikt już nie pamięta. No to powiemy o „wieku balzakowskim" i będzie znacznie grzeczniej.
Ostatnio Marek Magierowski z Kancelarii Prezydenta zamiast powiedzieć, że wypowiedź rzecznik PiS była idiotyczna, zasugerował, że „była nieprzemyślana".
Nie tylko politycy, my wszyscy używamy określeń umownych, by nasz kontakt był lepszy. Używamy eufemizmu, żeby nie wchodzić w konflikt, uniknąć go za wszelką cenę. Umiejętnie używany eufemizm może być zresztą zabójczy, bo służy ironii. Ktoś „oszczędnie gospodaruje prawdą". Albo „jest uczciwy, ale nie fanatyk".
No dobrze, a kiedy pani ostatnio kłamała?
Dzisiaj w e-mailu. To było białe kłamstwo.
Co to było?
Nie lubię tego określenia, bo można mówić o białym małżeństwie, ale białe kłamstwo? A jednak taki zwrot funkcjonuje i oznacza kłamstwo niegroźne, zapewniające nam dobrą komunikację z innymi.
„Świetnie pani wygląda", „Znakomicie pan wypadł", „Fantastyczna książka, gratuluję"?
Jeśli w gruncie rzeczy pan tak nie myśli, to właśnie jest białe kłamstwo. Chce pan, by pański rozmówca poczuł się dobrze, a nuż to się przyda.
(img|707368|center)
A bezinteresowna grzeczność? Niczego od pani nie chcę, ale prawię nieszczere komplementy – to już kłamstwo?
Wchodzimy w definicję kłamstwa – podstawą jest odróżnienie prawdy od nieprawdy, ale musimy włączyć do tego intencje. Jeśli więc myślał pan coś innego, niż powiedział, to nawet jeśli to jest grzeczne, mamy do czynienia z kłamstwem. Jeszcze jedną rzecz muszę panu powiedzieć. Otóż proszę sobie wyobrazić, że uważa się, iż kłamca jest „intelektualnie dzielny", bo musi zapanować nad aktem mowy, zaplanować to, a ten, kto mówi prawdę, jest w jakimś sensie leniwy,
Coś w tym jest. Mnie czasem przed kłamstwem powstrzymuje fatalna pamięć – nigdy bym nie spamiętał, co nagadałem.
Kłamca musi mieć świetną pamięć i być dobrym aktorem. Etymologicznie „prawda" to jest to, co jest proste, rodzaj prostej drogi, a „kłamstwo" jest obejściem, manowcem.
Zaraz mi pani opowie, jak fajni, bo wyrafinowani, są kłamcy.
Nie powiem, że są fajni, ale przecież nie ma „wyrafinowanej prawdy"! Na kłamstwo mamy mnóstwo określeń, a prawda jest znacznie uboższa.
Bo nie jest ciekawa?
Jeśli mówimy, że w języku mamy więcej określeń negatywnych niż pozytywnych – co jest prawdą – to dlatego, że o tym, co jest zgodne z normą, nie warto mówić.
„Good news is no news"?
Uważamy, że prawda obroni się sama.
Ale nie przede mną.
Zwróćmy jeszcze uwagę na jedno – ten, kto posługuje się kłamstwem, kto kłamie, to kłamca. Jest na określenie takiej osoby słowo.
A ten, kto mówi prawdę?
Owszem, jest „prawdomówny", ale rzeczownika nie ma. Polszczyzna nie miała potrzeby utworzenia takiej formy.
Bo nie ma nikogo, kto cały czas mówiłby prawdę.
Podpuszcza mnie pan, ale ja nie wiem, dlaczego tak się stało.
A półprawda to całe kłamstwo?
Nie rozstrzygnę tego sporu, choć zauważę przy okazji, że mówimy o „półprawdach", lecz „półkłamstw" nie ma. Mamy za to takie przeciwstawienie: mówimy, że z jednej strony są fakty, a z drugiej kłamstwo. Fakty, czyli prawda. Profesor Geremek wprowadził co prawda pojęcie faktu prasowego, ale mnie to rozróżnienie wydaje się naturalne. Język rosyjski ma dwa słowa – jedno to „prawda", drugie „istina". Łganie to negacja istiny, a kłamanie jest niezgodne z prawdą.
Nic z tego nie rozumiem.
Bo po polsku nie ma tego rozróżnienia! Kłamstwo ma też imponujące metafory. Jest przecież „król łgarzy"...
...Czyli szatan.
Ale już „księciem łgarzy" nazywano Odyseusza.
A w języku panuje zgoda na to, że kłamstwo jest złem?
Jeżeli się przyjrzeć frazeologii, czyli takim połączeniom, jak „brzydzić się kłamstwem" czy „splamić usta kłamstwem", to rzeczywiście tak jest.
Pytam, bo nie każde kłamstwo jest oceniane negatywnie.
Blaga nas rozczula albo bawi, że wspomnę barona Münchhausena.
Tudzież Papkina, Fantazego czy Zagłobę, prawda?
Bo tu musimy odróżnić fantazjowanie, które się zdarza już dzieciom albo tym, którzy chcą trochę przedobrzyć lub pokazać świat od fantastyczniejszej strony, od tego kłamstwa, które jest złem. Platon zarzucał poetom, że są kłamcami, ale dostrzegano dobre strony takiego bujania. No i w języku jest około dwustu synonimów kłamstwa, ściemniania, blagowania...
Mogę powiedzieć „pani kłamie" na sto sposobów. Może być ironiczne „mija się pani z prawdą nie bez udziału świadomości"...
Ale wtedy zwraca pan uwagę nie tyle na samo kłamstwo, co na siebie. To jest językowy popis i sama prawda się tu nie broni, tylko gdzieś znikła w językowych zabawach. Ma pan oczywiście rację, że mamy wiele synonimów słowa „kłamać". Można bujać, łgać, blagować, blefować... Blefować to trochę co innego.
To jak w kartach, prawda?**Można blefować w kartach, można w negocjacjach. I co, to nie jest kłamstwo? Z kolei „łgać" znaczy to samo co „kłamać", ale brzmi dosadniej.
(img|707369|center)
No właśnie nie wiem.
Długo się nad tym zastanawiałam, sprawdzałam, jak to wygląda, i zadałam pytanie, czy między „kłamstwem" a „łgarstwem" jest różnica semantyczna czy tylko stylistyczna.
I do jakich wniosków doszedł badacz?
Nie ma żadnych potwierdzeń tej tezy, ale na moją intuicję „łgać" jest silniejsze niż „kłamać", ale jest też starsze. W polszczyźnie na początku był „łgarz" i „łgarstwo". „Kłamca" był także, ale oznaczał blagiera, żartownisia, oszusta. I dopiero od drugiej połowy XVI wieku to dzisiejsze znaczenie „kłamcy" zaczęło dominować, jednak często w tekstach lekko patetycznych powiemy o łgarzach. A propos etymologii: dość rzadko, ale mówimy też „zadać kłam". Wie pan, co to znaczy?
To ujawnienie, demaskacja kłamstwa, w gruncie rzeczy odwrotność kłamania.
Właśnie! A wie pan, skąd to się wzięło?
Pojęcia nie mam.
Etymolodzy tłumaczą to w ten sposób, że stawiano w kłam albo zadawano kłam komuś, kto stał pod pręgierzem, a kłam to były klamry, które unieruchamiały osobę wystawioną na publiczną zniewagę.
Na intencjonalne mówienie nieprawdy mamy mnóstwo określeń. Kłamać, łgać, bujać, blagować, ściemniać, kręcić, fantazjować...
Dzieci fantazjują.
Dorośli też.
To archaiczne.
Mówi pani: „On fantazjuje"?
Czasem.
Są określenia młodzieżowe: ściemniać, bujać wory...
To brzmi strasznie.
Brzmi okropnie, ale młodzi tego używają.
Jest też słowo „oszukiwać", ale tu bym się zgodziła, że ma ono jednak inne znaczenie. Jest pewna różnica, bo „kłamanie" jest czynnością językową, a „oszukiwanie" może nią być, ale nie musi.
Czasami ktoś nie wypowiedział ani słowa, a jednak nas oszukał. Jak sprzedawca w sklepie, prawda?
Jest bliskoznaczne z tym słowo „cyganić", wyjątkowo niepoprawne. Nie ulega wątpliwości, jaki jest tu źródłosłów. „Ożydzić" to trochę co innego.
Faktycznie nie powstały od nazw tych narodowości żadne pejoratywne czasowniki czy przymiotniki. Myślę, że do tego dość niefortunnego wyróżnienia Żydów i Cyganów przyczyniły się doświadczenia kontaktów codziennych, a nie dramatycznych, choćby wojen. Na określenie deszczu też mamy wiele pojęć, ale jest różnica między ulewą a kapuśniaczkiem. A z kłamstwem?