Od autorki
Powieść „Pamiętnik Klejnotu Wschodu” oparłam na niezwykłych dziejach mandżurskiej księżniczki, która zwróciła moją uwagę, gdy jako uderzająca, odziana w męski strój piękność na moment pojawiła się na ekranie filmu Bertolucciego „Ostatni cesarz”.
Klejnot Wschodu fascynuje jak wszystkie kobiety wystarczająco odważne, by wyjść poza ramy obyczajów danej epoki i uczynić swoje życie ekscytującą przygodą. Przeżywałam emocjonalne załamanie po stracie bliskiej osoby, gdy w pięknej, starej czytelni Biblioteki Brytyjskiej zatraciłam się w kolejach losu tamtej kobiety. Z opowieści o wydarzeniach z jej życia wyłaniała się jako istota powierzchowna, zła do szpiku kości. Nie zgadzam się z takim jej obrazem. Przekonana, iż historycy bywają równie subiektywni jak powieściopisarze, poprzez fikcję postanowiłam dotrzeć do wszystkich okoliczności, które według mnie uczyniły z Klejnotu Wschodu osobę taką, jaką się stała. Oprócz niewątpliwego zła jest w niej także odwaga, zdolność do miłości, a także do swoistej lojalności i do stawiania czoła porażkom. Kilku bohaterów powieści wzorowałam na autentycznych postaciach, starałam się też jak najwierniej trzymać się dat i faktów historycznych.
Zupa z węża i chryzantem
W roku 1914, gdy miałam osiem lat, przyłapano mnie na podglądaniu mego ojca, księcia Su, gdy uprawiał miłość z czternastoletnią dziewczynką. Miała lśniące niczym gliceryna oczy i cudowne usta, kształtem i kolorem nieprzypominające łuku, lecz ćwiartkę krwistej pomarańczy w odcieniu soczystej, głębokiej czerwieni.
Zza ażurowego przepierzenia obserwowałam, jak zdejmował jej jedwabne pantofelki, a potem, nim wypił herbatę, zanurzył w czarce maleńkie stópki dziewczynki. Całkiem naga siedziała bez ruchu na miękkim pufie. Nie miała nawet grzebienia w długich, połyskujących niczym liście wawrzynu włosach. Ojciec, bez reszty pochłonięty miłosnym rytuałem, wsunął słodki migdał między palce jej stóp, po czym, przytknąwszy wargi, niespiesznie zjadł orzeszek z takim smakiem, jakby nigdy nie kosztował nic równie smakowitego. Dziewczynka pozostała milcząca nawet wtedy, gdy dosiadł jej i szczytował wśród jęków rozkoszy. Skończywszy, odsunął się od niej, wtedy z przesadnie imitowanym westchnieniem rozkoszy szepnęła mu coś do ucha, na co uśmiechnął się z dumną miną. Po krótkiej chwili podniosła się, napełniła miskę ciepłą, perfumowaną wodą i delikatnie obmyła ojcu wewnętrzną stronę ud. Potem wsunęła stopy w nadające się dla lalki pantofelki i nie zapinając sukienki, wybiegła z pokoju.
Ściśnięte bucikami i bandażami zaropiałe stopy dziewczynki zapewne wydawały cuchnącą woń. Jednakże nie miało to znaczenia, bo zmiażdżono je w kształt lotosu, aby, jak głosiła legenda, jej pan mógł rozkoszować się nimi, „smakować złocisty lotos, równocześnie wprowadzając swą nefrytową włócznię w jej nefrytowe wrota aż do momentu chmur i deszczu”. Liczyła się tylko rozkosz pana i władcy.
Nie było mi pisane poznanie tego rytuału, tej namiętności wzbudzanej widokiem dziecięcych stóp. Kobiety mandżurskie nie mają w zwyczaju krępowania stóp. Byłyśmy szczęściarami. W tamtych czasach w Chinach życie niewiast zależało od kaprysów mężczyzny, ich pana i władcy. Skrępowane stopy nie pozwalały im na zbytnie oddalanie się, przytrzymywały je niczym kaczki w domowym stawie. My, Mandżurki, na naszych wielkich stopach przynajmniej mogłyśmy uciec.
Byłam mandżurską księżniczką o imieniu Klejnot Wschodu, czternastą córką księcia Su, jednego z ośmiu Książąt Żelaznego Hełmu na dawnym cesarskim dworze Pekinu. Tak jak mój ojciec w prostej linii pochodzę od Nurhachiego, założyciela dynastii mandżurskiej, i jestem daleką kuzynką Pu-Yi, cesarza-chłopca. Jednak mimo tego pokrewieństwa jako kobieta niewiele znaczę dla mandżurskich mężczyzn, nie zasługuję na uwagę. Wszakże swymi czynami zmusiłam ich do nieustannego myślenia o mnie. Zawsze uważałam się za nie gorszą od mych braci, a ich złościło, że się przed nimi nie płaszczę. Dziewiąty brat stwierdził nawet, że w poprzednim wcieleniu z pewnością byłam wojownikiem.
Na podglądaniu przyłapała mnie Nefrytowa Lutnia, trzynasta z moich dziewiętnastu sióstr, córka drugiej i najbardziej zazdrosnej konkubiny mego ojca. Moja matka, dostojna, elegancka kobieta była czwartą i najmłodszą konkubiną księcia Su. Uważano, że ma w sobie japońską krew i uznawano ją za drugą co do urody kobietę wśród domowników. Aby zachować dobre maniery, palmę pierwszeństwa przyznano małżonce ojca.
Matka nosiła imię Yuzu od wielce cenionych owoców cytrusowych o tej nazwie. Miała słodką, owalną twarz, oczy ciemne niczym błotniste jeziorka, różane wargi i maleńką, prowokująca szparkę między przednimi zębami. Jak większość konkubin odznaczała się uległością, ale także było w niej coś z żartownisi, co nieraz brało w niej górę w najmniej odpowiednich momentach.
Byłam tak pochłonięta sceną, na którą patrzyłam przez kunsztownie rzeźbiony ekran, że nie usłyszałam nadejścia trzynastej siostry. Pociągnęła mnie za włosy, wrzeszcząc: „Znalazłam paskudnego małego szpiega, obrzydliwego robaka!”. Krzyczała i trzymała mnie, dopóki nie nadbiegli domownicy, by sprawdzić, co się dzieje.
Ojciec, rozwścieczony mym zachowaniem, zabronił mi opuszczać pomieszczeń matki. Całymi godzinami przemierzał korytarze i dziedzińce naszego domu, przywołując mą matkę do swego boku, i bez końca wypominał jej moje występki. Jej wstyd był głęboki i bolesny, spotęgowany jeszcze przyjemnością, jaką niełaska ojca sprawiła jego żonie i pozostałym konkubinom. Przysięgłam sobie, że pewnego dnia wszystkie je otruję. W snach mściłam się na Nefrytowej Lutni, która w postaci w połowie gorgony, a w połowie dziewczyny uciekała przed demonami; te w końcu dopadały ją i pożerały.
Miałam szczęście, że matka obdarowała już mego ojca synem, mym bratem Xianem Li, inaczej mógłby ją odesłać za karę, że obciążyła go kimś takim jak ja. Wytykano jej, że jest kobietą bez charakteru, a wyczyny jej córki fatalnie na nią wpływają. Ojciec oświadczył, że nigdy nie słyszano, by córka zachowała się równie obrzydliwie, nieskromnie i niegodnie.
- Ponieważ Klejnot Wschodu przyszła na świat cała we krwi, a mamkę ssała tak łapczywie, że tej wnet zabrakło pokarmu, pozwoliłaś jej nad sobą zapanować - chłodno oznajmił matce. Przypomniał, jak zachęcałam do seksu służącego chłopca, Pao, ściągając na niego karę chłosty i oddanie mniej łaskawemu panu. Prawda była taka, że tylko poprosiłam Pao o pokazanie mi swego węża, bo zawsze przechwalał się jego rozmiarami, a chciałam mu udowodnić, że jest kłamcą. Przyjrzałam się dokładnie członkom przynajmniej dwóch z moich braci, nawet ich dotykałam i nie mogłam uwierzyć, by sługa mógł mieć pokaźniejszego. Tę zdradę także zawdzięczałam trzynastej siostrze. Trudno jest żyć w domu pełnym kobiet, gdzie powietrze aż lepi się od wypełniających ich egzystencję zawiści i małostkowości.
Moja matka pokornie pochylona dreptała u boku rozwścieczonego ojca, mamrotała przeprosiny nieśmiałym szeptem. Tym razem posunęłam się za daleko i wiedziała, że lepiej się za mną nie wstawiać. Podczas gdy córki innych konkubin zachowywały się jak przystoi niewiastom, ja byłam dzikim, pozbawionym ogłady stworzeniem, niekryjącym zainteresowania seksem, zdolnym do okrucieństwa i hardym niemal do granic głupoty. Choć matka mnie kochała, byłam dla niej ciężarem i powodem do wstydu.
Mijały dni i gniew ojca osłabł, ale mnie wciąż nie wolno było opuszczać pomieszczeń matki, gdzie nawet nie miałam służącej do towarzystwa. Samotna i znudzona zajęłam się drobnymi psotami.
Wyjadłam do dna skrzynkę pachnących, suszonych owoców liczi, przysmaku mej matki. Barwiąc sobie twarz na jaskrawy odcień piwonii, zużyłam cenny matczyny zapas papierków z różem i jak szalona pląsałam po pokoju. W końcu, gdy już wyczerpałam listę rzeczy, którymi mogłabym się zająć, a moje krzyki i kopnięcia w drzwi matki już nie skutkowały i nie przychodziła do mnie, zaplotłam włosy w dwa długie warkocze i nożem z kościaną rączką, używanym przez matkę do owoców, ucięłam sobie jeden. Leżał na podłodze niczym mały, szary, martwy wąż.
Na ten widok matka jęknęła i włożyła piąstkę do ust, by uciszyć płacz, inaczej usłyszałby ją ktoś podsłuchujący za drzwiami. Całymi godzinami szukała w swej książce o lekach jakiejś mikstury, która by równocześnie przyspieszyła wzrost mych włosów i ostudziła temperament. Zdecydowała się na zupę z węża i chryzantem, która, choć smakowita, niewiele pomogła ani w jednej, ani w drugiej sprawie. Zrozpaczona matka popełniła błąd, zwierzając się trzeciej konkubinie, co przypieczętowało mój los.
Tym razem ojciec nie krzyczał, ale rozgniewany nie na żarty, niepokojąco milczał. Konkubiny rozmawiały między sobą szeptem, by bardziej go nie rozwścieczyć. W końcu, gdy zdawało się, że gniew ojca nigdy nie sięgnie szczytu, na głównym dziedzińcu zebrał kobiety należące do jego domu, matce polecił sprowadzić mnie. Stanęłam przed nim, a one klęczały wokół w pokornym wyczekiwaniu. Jednym ruchem, jakby chwytał kota za ogon, pociągnął tak mocno pozostały mi warkoczyk, że w mych oczach z bólu ukazały się łzy. Wtedy odciął go i rzucił na ziemię.
Kilka moich sióstr westchnęło, druga konkubina zachichotała, ale ojciec zaraz uciszył wszystkie uniesieniem dłoni. Pchnął mnie w kierunku mej spoconej ze wstydu matki i przemówił do nas w te słowa:
- Mam nieszczęście być ojcem Klejnotu Wschodu. Ta nic niewarta córka bezustannie hańbi swe imię niegodziwym zachowaniem. - Spojrzał na matkę i ciągnął: - Jest jak zaniedbane szczenię, więc może to nie jej wina. Nie mam ochoty zawracać sobie głowy tymi nużącymi kłopotami. Klejnot Wschodu zostanie odesłana do Japonii do domu pana Kawashimy, z którym łączą mnie więzy krwi. Tam nauczą ją manier odpowiednich do wysokiej pozycji, jaka przypadła jej w życiu, choć i tak jest zaledwie kobietą. Idźcie i zajmijcie się domowymi sprawami, jak przystoi niewiastom, i żebym więcej nie słyszał o waszych sprawkach.
Kilka minut po tej deklaracji ojciec wyjechał z domu konno w towarzystwie biegnących za nim sług, na których krzyczał, by dotrzymywali mu kroku. Rozległo się głośne westchnienie ulgi, a kobiety znów szczebiotały i plotkowały, wiedząc, że ojciec, gdy już ogłosił swą decyzję, wróci w dobrym humorze. Matka, nie uroniwszy nawet jednej łzy, zabrała mnie do siebie przy wtórze nieprzyjaznych syków mych sióstr, a ojca już nigdy więcej nie zobaczyłam.
Nie mogłam uwierzyć, że odeślą mnie do tego dziwnego miejsca zwanego Japonią. Człowiek połączony z ojcem więzami krwi zdawał się przerażający niczym smok, o jakich opowiadała mi trzecia konkubina, która miała żywą wyobraźnię i którą nawiedzały męczące koszmary, pełne legendarnych stworów. Ogarnięta lękiem tak silnym, że nie mogłam jeść ani spać, błagałam matkę, by zatrzymała mnie przy sobie.
- Proszę, mamo, wybaw mnie przed tym człowiekiem od krwi - błagałam. Ale ze smutkiem w oczach odrzekła, że ojca już nie da się uprosić, więc powinnam jak najlepiej wykorzystać sytuację, w której się znalazłam.
Na myśl o utracie matki, a także jedynego domu, jaki kiedykolwiek znałam, poczułam pustkę w sercu. Byłam przerażona tym, co mnie czekało, jednak, co dziwne, podekscytowanie towarzyszące lękowi na myśl o nieznanym rozpalało mi krew.
Przez tydzień każdej nocy spałam w ramionach matki, która usypiała się własnym płaczem. Wdychałam zapach jej włosów i żaliłam się nad osobą tak, jakbym już ją utraciła. W tym czasie ojciec ani razu nie wezwał matki do swego łoża. Od świtu do zachodu słońca zajmowała się pakowaniem skrzyń, które miały towarzyszyć mi do domu Kawashimy. Powiedziała mi, że Kawashima Naniwa to wielki człowiek, potomek starego rodu, kierujący potężnym handlowym imperium i udzielający się w japońskiej polityce na najwyższym szczeblu. Nie wiedziała nic o kobietach i dzieciach w jego domu, ale pewna była, że czeka mnie tam dobre traktowanie i świetna przyszłość. Dopiero później miałam się dowiedzieć, że już dwa lata wcześniej, nim zdradziła mnie moja trzynastoletnia siostra, Kawashima upodobał mnie sobie jako ładne dziecko i poprosił mego ojca o oddanie mnie na wychowanie do jego japońskiego domu. I choć ojciec szukał pretekstu do usprawiedliwienia wygnania, nie ulega wątpliwości, że niezależnie od mego zachowania oddano by mnie
Kawashimie tylko dlatego, że o to poprosił. Z moich dziewiętnastu sióstr i dziesięciu braci pozbyto się jedynie mnie.
Dom nasz był zasobny, pełen wytwornych jedwabi, najdelikatniejszej porcelany, miękkich koców na zimowe noce i mebli z różanego drewna, kunsztownie inkrustowanych kością słoniową i nefrytem. Mieliśmy liczną służbę, w stajniach wiele koni, a na stoły dostarczano najlepsze kluski, najdelikatniejszy ryż i tak wspaniałej jakości kawałki mięsa, że niemal nie trzeba było ich żuć. Nigdy nie brakowało nam ciastek obsypanych cukrem ani lukrowanych moreli, nawet służba przynajmniej raz w tygodniu jadała knedle z mięsem. Ciekawa byłam, czy część tego luksusu wyruszy w podróż wraz ze mną. Już wtedy byłam równie zachłanna jak teraz, ale powinnam dodać, że nie brakowało mi i szczodrości. Według mnie chciwość nie jest złą cechą, gdyż pobudza do działania, pozwala nam czerpać przyjemność z egzystencji. Jakiż sens miałoby życie, gdyby niczego od niego nie żądać?
W miarę jak kufry zapełniały się wykwintnymi płótnami, wyszywanymi dywanikami i delikatnymi, kaligrafowanymi zwojami – wszystko na prezenty dla rodziny Kawashimy - dotarło do mnie, że naprawdę mam rozstać się z matką i domem. I że nie zostanę ułaskawiona w ostatnim momencie.
W przeznaczonej na osobiste rzeczy skrzyni mama starannie umieściła moją ulubioną miseczkę na ryż, swoje srebrne, pozłacane kolczyki z koralem, amulet na szczęście w postaci pszczoły zatopionej w bursztynie, obitą delikatną skórą kasetkę z przyborami do pisania, na której widniał wyryty herb mego rodu i skrzynkę suszonych liczi. Oświadczyła, że owoce te dodadzą mi sił i będą mi o niej przypominały; gdy zjem ostatni, nadejdzie czas, bym o niej zapomniała. Zapytałam, czy łatwo będzie wyrzucić ją z pamięci, na co odrzekła, iż nie powinno mi to przyjść z trudem, ponieważ nie jestem taka jak pozostałe córki, natomiast jej rozstanie ze mną złamie serce. Zarzekała się, że nigdy nie zapomni swej pięknej, buntowniczej córki.
Schowałam cenne pudełko z liczi do kasetki z przyborami do pisania i postanowiłam, że choćbym była nie wiadomo jak głodna, zjem tylko połowę z nich. Nie chciałam, by wspomnienie mej pięknej matki zamazało się, nim będę mogła do niej wrócić.
- Z pewnością zobaczę cię jeszcze, matko? - zapytałam z nadzieją.
- Jeśli jest ci to przeznaczone, Klejnocie Wschodu - odrzekła. - Bądź dzielna, moja mała córeczko, i pamiętaj, że im gwałtowniej wieje wiatr, tym mocniejsze staje się drzewo. Pierwszą część podróży przebyłam w zwykłej lektyce, w towarzystwie tłustej służącej o poczerniałych zębach i słodkim uśmiechu. Za nami szli dwaj słudzy z bagażem, przeklinający los, który sprawił, że musieli opuścić wygodny dom swego pana i ruszyć w długą i pełną trudów podróż z córką, co popadła w niełaskę. Gdy ze stukotem wyjeżdżaliśmy przez bramę, jakiś żebrak z nadzieją zapukał do drzwiczek, ale rozczarował się widokiem chudej dziewczynki i tłustej służącej. Wyjęłam z kieszeni monetę, rzuciłam mu pod nogi. Zawsze lubiłam zaskakiwać swym zachowaniem, zresztą dawanie jałmużny biedakom przynosi szczęście.
Obejrzałam się z nadzieją, że raz jeszcze wzrok mój padnie na postać matki, ale ujrzałam jedynie któregoś z kucharzy, odnoszącego z powrotem do kuchni garnek z zupą z węża i chryzantem. Ogarnął mnie niewypowiedziany smutek, w ustach mi zaschło, w końcu zwymiotowałam na suknię służącej.
Żałowałam, że nie okazałam matce miłości, jaką ją darzyłam, ale jest w mej naturze coś, co sprawia, że z trudem przychodzi mi dawanie innym tego, czego ode mnie oczekują. Nie sądzę, by świadoma była głębi mego przywiązania, by wiedziała, że to ona wpoiła mi zdolność do miłości. Gen okrucieństwa odziedziczony po ojcu przeważał i często brał we mnie górę nad łagodnością otrzymaną po matce. Tak czy owak, powinnam była przezwyciężyć się i na pożegnanie zapewnić matkę o mej miłości i wdzięczności. Domyślam się, że ból spowodowany utratą mnie nie opuścił jej do końca życia.
W miarę jak posuwaliśmy się przed siebie po wyboistej, pokrytej koleinami drodze, coraz bardziej czułam się zdeterminowana, by nie pogrążać się w smutnych rozważaniach. W końcu jeśli chce się wieść zdrowe życie, naturalne jest myślenie przede wszystkim o sobie. Skoro pozwolimy sobie na odczuwanie smutku z powodu strat, które dotykają innych, to jakbyśmy postanowili chorować, choć mogliśmy zachować zdrowie. Jednak cokolwiek zdecydujemy, wspomnienie kochającej matki będzie zawsze nam towarzyszyło.
Podróż do Japonii okazała się długa i ekscytująca, i wtedy właśnie odkryłam, że świat jest większym miejscem, niż kiedykolwiek to sobie wyobrażałam.