Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 11:07

Klątwa Edgara

Klątwa EdgaraŹródło: Inne
d4czpsa
d4czpsa

Marilyn Monroe należała do tych nielicznych kobiet, które figurowały w panteonie fotograficznym Edgara, na ścianie przy schodach prowadzących na piętro. Spotkał ją parokrotnie i zachował wspomnienie kobiety rozkosznej, kruchej i poruszająco pięknej. Edgar zawsze reagował bardzo wielkodusznie i zaskakująco tolerancyjnie na jej ekscesy z mężczyznami. Jej nigdy nie oskarżał, lecz w tym niemożliwym zachowaniu wolał widzieć rozpacz kobiety samotnej, nieumiejącej przeciwstawić się mężczyznom, którzy zdobywali ją jak trofeum. Najbardziej pożądana amerykańska kobieta nie mogła pozostać niezauważona przez największego w kraju podrywacza. Biorąc pod uwagę nieodparty urok Johna Kennedy’ego, trudno było sobie wyobrazić, by nie podziałał on na najbardziej podziwiany w tym pokoleniu symbol seksu. Nie pamiętam już zbyt dokładnie, czy Marilyn została przedstawiona Kennedy’emu przez Franka Sinatrę, czy przez Petera Lawforda, jego szwagra, żonatego z jego siostrą Patrycją, drugoplanowego aktora, później rozwiedzionego, który
utonął w alkoholu. Oboje znali ją bardzo dobrze i Sinatra od czasu do czasu chyba ją wykorzystywał. Kennedy w czasie swojego związku z Marilyn niezmiennie spotykał się z innymi kobietami, podobnie epizodycznymi jak ona. Zawsze w nadzwyczaj delikatny sposób kończył swoje przygody, ponieważ, jak twierdzę, nie należał do mężczyzn, którzy potrafiliby zerwać.
Zrywanie nie leżało w jego naturze i to pozwalało mu podejmować całe tabuny kobiet, z którymi się spotykał w trakcie wyjazdów lub w czasie wolnym. Marilyn darzyła go głębokim uczuciem i stałym na tyle, na ile pozwala jej kruchość psychiczna. On, jak się domyślam, kochał ją nie bardziej niż inne kobiety, które w jego oczach uchodziły za wyjątkowe. Nic nadzwyczajnego w tej historii, gdyby nie stan głębokiego upokorzenia, w jaki wtrącił swoją prawowitą małżonkę, zwłaszcza wtedy, gdy podziwiana rywalka na ogromnym kwietniku, wypełnionym przez najznakomitszych dostojników, swoim zmysłowym głosem odśpiewała prezydentowi Happy Birthday. Jeszcze bardziej byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że Bob także nawiązał z nią znajomość. Bob, tak powściągliwy w tych sprawach, bez względu na rolę nienagannego ojca rodziny, błądził, jak już miałem okazję napisać, jedynie gdy chodziło o najbardziej pożądane kobiety, które poza tym miały tę zaletę, że były kochankami jego brata. W tej rodzinie panowała dość paskudna
rywalizacja seksualna, która sprawiała, że kobiety przechodziły z ojca na synów i z brata na brata, z łatwością, o której można by powiedzieć, iż sprowadzała siłę do współudziału, gdyby nie była aż tak perwersyjna i nie wiązała się z absolutną pogardą dla płci żeńskiej. Jak mieliśmy już okazję zauważyć przy licznych okazjach, John nie mógł dzielić łoża z kobietą, nie dzieląc się z nią zarazem pewnymi tajemnicami państwowymi. Poniekąd dlatego, żeby im pochlebić i nieco zmniejszyć często przygniatające go brzemię. John sobie ufał, gdy swojej rozmówczyni pozwalał przez chwilę mieć wrażenie, że jest specjalnym doradcą prezydenta Stanów Zjednoczonych. W swej prostocie, którą tłumaczę okropną, graniczącą z arogancją pewnością siebie, nigdy nie dopuścił myśli, że ujawniane przez niego informacje mogą kiedyś obrócić się przeciwko niemu. To oznaka jego pogardy dla innych, zawsze zachowywał się w ten sposób, minimum przewidywania. Sądzę, że w niedostępnym kąciku swojego umysłu zdawał sobie zapewne sprawę, że ściąga na
siebie ogromne ryzyko, odsłaniając się przed każdą z tych kobiet, ale to znowuż było typowe dla Kennedych — wiedział, że milczenie ma swoją cenę i że dla jego rodziny zawsze była to cena dostępna.
Marilyn Monroe z miesiąca na miesiąc stała się dla obu braci usługą, wygodnym seksualnym wytchnieniem. Nigdy nie musieli się nią przejmować czy zastanawiać, czy czuje, że jest wykorzystywana, poddawana manipulacji, że jest, jak sami powiadali, „kawałem mięcha”. Gdy uczucia Johna zapłonęły żywszym płomieniem, kazał zainstalować dla niej w Białym Domu bezpośrednią linię telefoniczną. Mogła sobie dzwonić o każdej porze i dowoli rozmawiać na temat swoich rozterek czy niepokojów. John niedługo po uroczystości swoich czterdziestych trzecich urodzin bez uprzedzenia kazał odciąć linię i poprosił Boba, by ją poinformował, że nie chce, by próbowała się z nim kontaktować. Ten wyrok, będący wyłącznie karą za szczerość, okazał się paskudnym afrontem dla mającej skłonności do depresji aktorki, która zaczęła go dręczyć. Dała mu do zrozumienia, że jeśli jej nie okaże minimum szacunku, to ona ujawni ich związek i upubliczni sekrety alkowy dotyczące częściowo bezpieczeństwa państwa, a zwłaszcza planu zabicia Fidela Castro, i
że wszystko zostało opisane w dzienniku, którego ona nigdy się nie pozbędzie. Pomimo przywiązania Edgara do Marilyn Monroe, nie mogliśmy nie ostrzec prezydenta, że luksusowa aktorka rzucała pod jego adresem pogróżki i że najwyraźniej jest w stanie zagrozić państwu. Zapowiadała ponadto, że zwoła konferencję prasową, na której ujawni wszystkim swoje powiązania z oboma braćmi. Wydaje się, że Bob zaproponował jej wtedy transakcję finansową. Ona, choć w sumie zrujnowana, nie zgodziła się w ostatnim porywie dumy na ten akt prostytucji.

Był początek sierpnia 1962 roku, dwa miesiące po urodzinach prezydenta. Edgar zadzwonił do mnie bardzo wczesnym rankiem, by przekazać, że nasza agencja w Los Angeles poinformowała o śmierci Marilyn Monroe, spowodowanej najwyraźniej przez zażycie nadmiernej ilości leków. Jej akta mówiły o licznych próbach samobójczych — ta ostatecznie powiodła się. Byliśmy z Edgarem głęboko przygnębieni tą wiadomością, która tylko zaogniła naszą zjadliwość w stosunku do Kennedych, na których według nas ciążyła odpowiedzialność za wtrącenie młodej kobiety w stan śmiertelnej rozpaczy. Nie mielibyśmy żadnych podstaw, by wątpić w oficjalnie orzeczoną przyczynę jej śmierci, gdyby jeden z naszych agentów nie zwrócił naszej uwagi na pewną ilość poszlak, które – nie potwierdzając tezy zabójstwa – bezsprzecznie podważały tę, która mówiła o dobrowolnej śmierci.

W ostatnim okresie naszego wspólnego życia, Edgar nie okazywał mi już dawnych uczuć. Znużenie starej pary. Gdy mafia nie mogła mu już nic zrobić, pozwalał sobie na wybryki, które potępiałem, z młodymi mężczyznami, często małoletnimi bez najmniejszych skrupułów, że zdradza wierność, od której nigdy nie odszedłbym bez jego wyraźnego przyzwolenia. Dokonał wielkich rzeczy, ponieważ w swoim czasie nie uznawał tego, co uważał za okropną słabość. Rozumiem, że nasz związek stracił na intensywności i że Edgar widząc, że się starzeje, chciał podniecić swoje wyobrażenia bardziej pikantnymi sytuacjami i odzyskać czas stracony wtedy, kiedy poświęcał się dla swojego wizerunku. Ale nie miał już ograniczeń i muszę przyznać, że zachowałem dziwne wspomnienie tych wieczorów spędzanych z nim w małej kinowej sali FBI, gdzie, gdy wszyscy już wyszli, wyświetlano nam lubieżne filmy — oglądaliśmy mężczyzn i kobiety oddających się chorobliwej rozpuście. Filmy te były plonem aresztowań przeprowadzonych przez naszych agentów z
obyczajówki, a my je oglądaliśmy jeden po drugim, pogryzając kwaskowe cukierki. Potem nie było już dnia, żeby nie wyładowywał się na mnie, jakby zarzucając mi to, że żyję, ponieważ byłem jego najbardziej oddanym wspólnikiem i sługą. Nawet gdy byłem chory, nie zasługiwałem na żadne miłosierdzie.
— Jesteś tylko starą ciotą, Clyde, starą ciotą, która i tak ma zdechnąć.
I dodał spoglądając błędnym wzrokiem.
— Przyznaj, że pocałowałbyś ich, przyznaj, Clyde, braci Kennedych. Hmm a ja nie dałem ci okazji, te dwa sukinsyny, co nie ważą więcej niż kogucie pióro, które trzymali w dupie, łapiesz Clyde, czy dopiero dochodzisz?
Ten dystyngowany Edgar nurzał się w wulgarności jak pijak, który po zamknięciu baru zdobywa się na wyniosłość, wykrzykując nienawiść do całej ludzkości. A potem, następnego dnia, nagle się poprawia, uprzedzająco grzeczny, jak gdyby nigdy nic, jakby nikogo nie zranił. Na koniec tego życia, wspomnienie naszych wspólnych radości zatarła odnaleziona energia jego cierpień, które miały stać się jego jedynym towarzyszem.

d4czpsa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4czpsa

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj