Znowu mama i znowu tata To był kolejny dzień, kiedy Czarny Michał nie przyszedł do szkoły. Niby przedwiośnie, ale gdyby był przeziębiony, Kinga na pewno coś by wiedziała. Jednak nikt z klasy nic o Michale nie wiedział. Pierwszego dnia nieobecności Kinga była zmartwiona. Następnego załamana. Michał nie odbierał telefonów, w domu nikt nie otwierał drzwi. Komórka milczała jak zaklęta.
Dopiero trzeciego dnia Kinga dostała SMS-a: „Wpadnij wieczorem”.
„Wpadnij wieczorem”. Łatwo tak napisać – zastanawiała się. – Najpierw dwa dni nie daje znaku życia, a potem jakby nigdy nic przysyła SMS z takim tekstem”.
Całe popołudnie biła się z myślami. Iść czy nie iść do Michała? Zadzwoniła do Małgosi.
– Moim zdaniem, idź – usłyszała w słuchawce głos koleżanki. – Maciek powiedział mi kiedyś, że w takich sprawach jak miłość czy przyjaźń nie ma co się unosić honorem.
– Ale nie wszyscy tak uważają. Spójrz na… – chciała powiedzieć, że na Kamilę i historię z Michałem, ale ugryzła się w język. Szybko pożegnała się z Małgosią i zaczęła przygotowywać do wyjścia. Myślami powracała jednak do Kamili i Michała. Do historii, która jakiś czas temu zburzyła jej spokój. Nie chciała wywoływać wilka z lasu. Nie teraz, kiedy Michał odezwał się po trzech dniach milczenia. Ale nie mogła zapanować nad tym, co kłębiło się jej w głowie. Może to Michałowe milczenie miało związek właśnie z Kamilą?
Kinga przemywała twarz tonikiem. Z lustra patrzyła na nią lekko zaróżowiona twarz. Tego dnia chciała wyglądać ładnie. „Bo może Michał… bo może Michałowi… bo może z Michałem…” – myślała Kinga, ale nawet w myślach bała się dokończyć zdanie, które chodziło jej po głowie. Odpędzała te myśli jak natrętną muchę i w skupieniu szczotkowała włosy. Czy Michał na nią czeka, bo chce jej powiedzieć coś nieprzyjemnego? ###* Kiedy Michał otworzył drzwi, Kinga zobaczyła innego człowieka. Był bardzo zmieniony na twarzy.
– Jesteś wreszcie – powiedział i nie pozwoliwszy Kindze się rozebrać, wtulił twarz w jej włosy.
– Co się stało? – spytała i poczuła, że te wszystkie wątpliwości i myśli, które miała przez ostatnie dni, były głupie i szczeniackie. Że stało się coś poważnego. Michał milczał. Wreszcie szepnął:
– Mama jest w szpitalu.
– Miała wypadek?!
– Nie… nie to – odparł Michał i wypuściwszy Kingę z objęć, w milczeniu pomógł jej zdjąć kurtkę. – Chcesz herbaty? – spytał, gdy weszli do kuchni.
– Nie. Mów, co się stało?
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
– Czego nie wiesz? Michał, błagam cię, powiedz coś. Wiesz, że ja… – Kinga zaczęła jąkać się. – Że ciebie…
Michał położył jej dłoń na ustach.
– Wiem.
I znów zapadło milczenie.
– Zrób i mnie tej herbaty. Najlepiej z sokiem – powiedziała Kinga i ciężko usiadła przy kuchennym stole. – Powiedz, co jest z twoją mamą?
– Kaszlała. Tygodniami kaszlała. Chrypiała – teraz Michał mówił szybko, urywanymi zdaniami, patrząc przy tym przed siebie, w niewidzialny punkt, który znajdował się gdzieś na kuchennych szafkach. – Leczyli ją na różne infekcje. Ale nie pomagało. Myśleliśmy, że to jakiś wirus. Ale to rak. Krtani. Będą jej wycinać. Na zawsze straci głos. Nigdy już nie usłyszę jak mnie woła. Nie będę słyszał, jak nuci w łazience. Nie będę jej słyszał! Rozumiesz?! – ostatnie słowa Michał wykrzyczał i… rozpłakał się. Szybko odwrócił się plecami do Kingi i drżącymi rękoma nalewał wrzątek do kubków. Kinga bała się podejść – nie chciała, by Michał wiedział, że widzi jego łzy.
– Ale będzie żyła? – spytała, choć tak bardzo starała się, by pytanie brzmiało bardziej jak stwierdzenie faktu. By czuć było w jej głosie pewność, że wszystko będzie dobrze. Michał otarł ukradkiem oczy. Postawił kubki na stole i usiadł na wprost Kingi.
– Tak. Ponoć wielu ludzi żyje bez krtani. Niektórzy do końca życia szepczą. Inni kupują sobie automaty, które po przyłożeniu do szyi przekładają wibracje strun głosowych na automatyczny dźwięk brzmiący prawie jak głos Lorda Vadera – Michał opowiadał to wszystko beznamiętnym głosem i mieszał herbatę, nerwowo stukając łyżeczką o brzegi kubka.
– Michał… ważne, że będzie żyła.
– Ale… Kinguś! Co to będzie za życie? – wybuchnął Michał. – Ty lepiej powiedz mi, z czego my będziemy żyli? Radiowiec niemowa! Radiowiec bez głosu! Słyszałaś o czymś takim? Bo ja nigdy. Co ona zrobi? Renta? Ile taka renta wyniesie? Z czego opłaci mieszkanie? Telefon? Ja o tym nie myślałem wcześniej! Ja podsłuchałem jej rozmowę w gabinecie z lekarzem! Kiedy pytał ją, czy mąż utrzyma rodzinę. Jaki mąż? Jaki mąż?!!! Rany! Ona nie ma nie tylko męża, ale nawet alimentów na mnie!
– Co zrobimy? – spytała Kinga po chwili ciszy.
– My?! – Michała zaskoczyła liczba mnoga w pytaniu Kingi.
– Michał… ja… Twoje problemy są… no wiesz… tak jakby były moje… – powiedziała szeptem Kinga i nieśmiało wzięła Michała za rękę.
– Chcę pójść poprosić ojca o pomoc – wykrztusił Michał po chwili milczenia. Kinga wytrzeszczyła oczy. Pamiętała opowieść Michała o ojcu. O tym, jak nie chciał go, jak nawet nie spytał, jak ma na imię… Spojrzała pytająco na Michała.
– Pójdziesz jutro ze mną do radia? – spytał cicho.
– Jasne – odparła. ###* – Skąd wiesz, że jest w pracy? – spytała Kinga Michała. Szli oboje, trzymając się za ręce, przez radiowy parking.
– Wiem, i już – odparł Michał. Za nic w świecie nie powiedziałby nawet Kindze, że od czasu tamtej wizyty w radiu był tu kilka razy obserwować „tego człowieka”. Tak właśnie nazywał go w myślach. „Ten człowiek”. Teraz jednak potrzebował go. Potrzebował, by nagle „ten człowiek” zamienił się w ojca. Takiego, którego teraz potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. Siedli na ławce. Było dość chłodno, ale Michał wiedział, że zaraz wybije czwarta i „ten człowiek” wyjdzie z budynku, uda się do zaparkowanego nieopodal opla i odjedzie.
– Co mu chcesz powiedzieć?
– Żeby… – zaczął Michał, ale nie dokończył. „Ten człowiek” pojawił się właśnie w progu gmachu. Michał podbiegł do niego.
– Przepraszam… – zaczął Michał i zamilkł. Nie wiedział, co dalej mówić. Patrzyły na niego oczy, które znał z lustra. Takie same jak jego. Już kiedyś ich spojrzenia zetknęły się. „Ten człowiek” był wyraźnie zmieszany. Michał widział to, bo oczy uciekały mu w kierunku wyjmowanych z kieszeni kluczyków do auta.
– Czego chcesz, chłopcze?
– Jestem pana… twoim… synem i…
– Słuchaj, chłopcze – mężczyzna gwałtownie przerwał Michałowi i nie patrząc na niego, otworzył drzwi samochodu. – Nie wiem, co chciała osiągnąć twoja matka, przysyłając cię tutaj, ale powiedz jej, że nic nie osiągnęła. Moja odpowiedź brzmi tak, jak brzmiała przed laty. Mogła ze mną. Mogła z każdym!
Ostatniemu zdaniu towarzyszyło mocne trzaśnięcie drzwiami.
W akcie ostatniej rozpaczy Michał zapukał w szybkę. „Ten człowiek” nawet jej nie opuścił. Przez szybę Michał zobaczył, jak jego usta układają się w jedno zdanie:
– Odejdź!
– Obyś nigdy nie był szczęśliwy! – krzyknął Michał i pędem pobiegł z powrotem do ławki, na której siedziała Kinga. ###* – Radzisz sobie, synku? – wychrypiała mama. Była blada, z podkrążonymi oczami. Smutna. Jak nie mama.
– Radzę sobie – odparł. Przysiadł na krzesełku, które stało obok łóżka, i ukrył twarz w jej dłoniach.
– Będzie dobrze. Zobaczysz – powiedziała i pogładziła go po włosach.
– Yhm. Mamo… ja… ja…
– Coś się stało?! – zaniepokoiła się mama i jej spokojna dotąd twarz stężała w napięciu.
– Nie… nic takiego – odparł Michał. – Kocham cię – powiedział i powziął decyzję, że nigdy, przenigdy nie będzie szukał kontaktu z „tym człowiekiem”. Mężczyzna, po którym odziedziczył oczy i imię, zniknął z jego serca na zawsze. Teraz liczyła się tylko mama. No i Kinga, która nie mniej zdenerwowana czekała na szpitalnym korytarzu.