Kiedy skończy się PiS? Prezes na deskach
Jeden z bohaterów chce rzucić klątwę na "prezesa Polski". Nie udaje mu się: to postać za mocno "omodlona" w polskich kościołach. Czy za takie żarty PiS będzie chciał się mścić na kolejnym polskim teatrze?
Najnowszą premierą Wrocławskiego Teatru Współczesnego jest przedstawienie "W co wierzą Polacy" w reżyserii Szymona Kaczmarka, sceniczna adaptacja książki reporterskiej Tomasza Kwaśniewskiego, opublikowanej w 2019 roku przez wydawnictwo Znak. Tekst spektaklu przygotował dramaturg Żelisław Żelisławski, który reporterskim zapisom nadał ciekawą ramę narracyjną i oprawę.
Biuro spraw trudnych
Za sprawą jego zabiegów reportaż zmienił się na scenie w bardzo błyskotliwą i inteligentną biurową komedię z elementami współczesnej opery i wyraźną domieszką horroru. To coś pomiędzy "The Office" a "Królestwem" Larsa von Triera, z piosenkami i kadzidełkami. Te pierwsze, skomponowane przez Kamila Tuszyńskiego, dodają przedstawieniu lekkości i świetnie prowadzą przez kolejne sceny.
Rzecz dzieje się w siedzibie firmy oferującej najróżniejsze usługi ezoteryczne: wróżenie, jasnowidzenie, czytanie aury, kontakt z duchami zmarłych, a nawet - dość spektakularnie pokazane w jednej ze scen - oczyszczanie jajem.
Kulisy spotkania z Kaczyńskim. "Wywody z kosmosu"
Do biura przychodzą najróżniejsi klienci i klientki - w końcu, jak wynika z cytowanych w spektaklu badań, w Polsce jest ogromna grupa osób korzystających z tego typu usług. Przez scenę przewijają się biedni i bogaci, samotni i szczęśliwi w rodzinnym życiu, pełni społecznych lęków i znakomicie radzący sobie w towarzyskich grach. Jest prezeska dobrze prosperującej firmy, a nawet, początkowo nastawiony bardzo sceptycznie, inspektor kontroli skarbowej. Łączy ich jedno: wszyscy mają do załatwienia jakieś sprawy w sferze ponadnaturalnej.
Czasem chodzi o szukanie miłości, a czasem pomoc w podejmowaniu decyzji życiowych, niekiedy zaś o bardzo specjalistyczne wskazówki dotyczące prowadzenia biznesu. Wisienką na tym ezoterycznym torcie okazują się być jednak kwestie polityczne.
Klątwa na prezesa
Jednym ze zleceń biura jest bowiem ustalenie "kiedy się skończy PiS". Po wnikliwej analizie kart, które wskazują na różne zdarzenia: potknięcia, upadki, a nawet trudną "sprawę z kobietami, ale wiadomo, że w przypadku tej partii to norma" - wniosek okazuje się jednoznaczny: nie upadnie. Po widowni przemyka ciężkie westchnięcie i wyraźny jęk zawodu, pomieszane z głośnym śmiechem.
Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy jeden z klientów kontaktuje się z zamaskowanym specjalistą od klątw. Chce się dowiedzieć, czy jest szansa rzucić jakąś na "prezesa Polski, który nigdy nie opuszcza Żoliborza".
- Proszę pana, będzie ciężko, to jest osoba bardzo silnie omodlona - odpowiada mistrz klątw i tłumaczy, że masowe modlitwy za prezesa we wszystkich kościołach w Polsce bardzo utrudniają wykonanie tego zadania. - Trzeba się z tym będzie zwrócić do Rosjan, tam klątwy są na porządku dziennym. Albo ewentualnie liczyć tylko na jakiś drobiazg, np. poślizgnięcie się na lodzie - pada ze sceny.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ezo-egzorcyzmy
Do biura trafia też ksiądz-egzorcysta. Co prawda sam nie korzysta z usług wróżek, ale twierdzi, że wielu duchownych odwiedza ich gabinety. Głównie po to, żeby - przedstawiciel kościoła nie mówi tego wprost, ale wyraźnie sugeruje - dowiedzieć się o kwestie związane z pedofilią: "czy to się wyda?", "do jakiej parafii mnie przeniosą?".
Scena egzorcyzmu - świetnie zagrana przez Miłosza Pietruskiego, oparta na ciekawej choreografii Anny Obszańskiej - niewiele się zresztą różni od wcześniejszych "magicznych" zabiegów. Kaczmarek dość jednoznacznie umieszcza tego typu praktyki kościoła katolickiego na jednej półce z ezoterycznymi zaklęciami i rytuałami.
Nie pojmuję, więc uciekam
Kiedy Kaczmarek w swoim spektaklu zdiagnozuje już powszechność potrzeby ezoteryki, wiary, przeżyć duchowych wśród Polaków, stara się znaleźć jej przyczyny. W kolejnych scenach podaje ich kilka: depresja, tęsknota za zmarłymi bliskimi, lęk przed śmiercią po pozbawiającej nadziei diagnozie medycznej.
Ale najmocniejszy jest niezwykle sugestywny, niemal uwodzicielski, monolog Mariusza Kiljana, podkreślający gigantyczną skalę istniejących w świecie zjawisk i fenomenów, których nie sposób pojąć i objąć rozumem. W jego kluczowym momencie padają iście obrazoburcze słowa, obalające fundament racjonalizmu, hasło "myślę, więc jestem". Postać Kiljana staje się niemal złowieszczym patronem całej ezoteryki, antynaukowości, a co za tym idzie - teorii spiskowych i ruchów antyszczepionkowych.
Komunikat od grzybni
Coraz więcej osób szuka czegoś, co kryje się pod powłoką rzeczywistości, coraz więcej - podważa jej ugruntowane założenia. Kaczmarek w jakiś sposób unieważnia wszystkie te mrzonki i zapędy, jasno i jednoznacznie sugerując, że prawda, na której opiera się wszystko, jest bardzo prosta. A wręcz, jak komentuje jedna z postaci, jest banalna.
Może nieco paradoksalnie, Żelisławski i Kaczmarek korzystają tu z lekcji Jezusa Chrystusa i naczelną zasadą świata czynią miłość: "Wygracie, jeśli waszym celem będzie dobro innych. Miłość zwycięży wszystko" - głosi manifest wygłoszony w finale spektaklu. Jeszcze bardziej przewrotne jest to, że przekazują go ludzkości… grzyby. To, swoją drogą, kolejny w ostatnim czasie spektakl w polskim teatrze, w którym odgrywają one kluczową rolę.
Trudną scenę ma tu do zagrania Paulina Wosik, która przekazuje komunikat grzybni. Unurzana w substancji przypominającej kisiel, miota się po scenie wyrzucając z siebie kolejne słowa. Nie jest to do końca na serio, ale jednocześnie jest mocno przejmujące - młoda aktorka po mistrzowsku balansuje na terenie pomiędzy groteską, a patosem, nigdy nie przekraczając ich granic i tworzy bardzo mocne, poruszające zakończenie tego mądrego i nieoczywistego spektaklu.