Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:11

Każdy dom potrzebuje balkonu

Każdy dom potrzebuje balkonuŹródło: Inne
d2rkqrv
d2rkqrv

DZIEŃ, W KTÓRYM MOJA SIOSTRA ZOBACZYŁA BOGA

Przyszłam na świat drugiego dnia Rosz Haszana, w żydowski Nowy Rok, a dowiedziawszy się, że urodziny Ruhamy, trzeciej córki naszych syryjskich sąsiadów, zbiegają się z Tu bi-szewat, żydowskim Świętem Drzew, doszłam do wniosku, że dzieci rodzą się w czasie świąt – jak gdyby były podarunkiem od Boga. Moja siostra, starsza ode mnie o rok i osiem miesięcy, urodziła się w styczniu, bez związku z jakimkolwiek świętem religijnym, co bardzo mnie niepokoiło. Martwiłam się, że coś musiało pójść nie tak w jej przypadku i pewnie nie jest normalna. Kiedy podzieliłam się z nią obawami, moja siostra wybuchła śmiechem i z wyższością przynależną życiowemu doświadczeniu siedmioipółlatki wytłumaczyła mi, że gdyby było prawdą, że dzieci rodzą się podczas świąt, ona – będąc w brzuchu naszej matki – poprosiłaby Boga, żeby przyjść na świat w zwykły dzień, aby się wyróżnić. A On by ją wysłuchał. Trzeba przyznać, że moja siostra Józefina – nazywałam ją Seffi, ponieważ imię Józefina było zbyt trudne do wymówienia – dobrze znała Boga.

Mieszkaliśmy w dwie rodziny plus cioteczka Maria w trzypokojowym mieszkaniu, które należało do cioteczki Lucyny, starszej siostry taty. Ona i jej mąż to mieli szczęście. Przybyli z Rumunii zaraz po wojnie o niepodległość w 1948 i uchodzili za miejscowych: udało im się przejąć opuszczony przez Arabów dom przy ulicy Stanton, co niespodziewanie zapewniło im status właścicieli nieruchomości. Ich syn, policjant Puiu – który wyemigrował do Izraela w wieku czternastu lat – zajął wcześniej dla rodziców mieszkanie pod numerem czterdziestym. Kiedy przydzielono policji najpiękniejszy blok na ulicy, zamieszkał na pierwszym piętrze, a trojka jego kolegów zajęła pozostałą część domu. Przez wiele miesięcy, w oczekiwaniu na przyjazd reszty rodziny, kolejno sprawowali wartę i przeganiali intruzów. Co do Vidy, drugiej siostry taty, ona i jej mąż Ari przybyli w te pędy do Wadi Salib w poszukiwaniu mieszkania i zaklepali porzucony arabski budynek pod numerem czterdzieści siedem przy tej samej ulicy. Umeblowanie mieszkania na
pierwszym piętrze nie przypadło im specjalnie do gustu. Za to na drugim piętrze nie tylko meble były w całkiem niezłym stanie, była tam również toaleta, a w tamtych czasach zwykle znajdowały się one na podwórku. Mieszkanie na drugim piętrze jednomyślnie zyskało aprobatę. Ari, który był majsterkowiczem, złotą rączką i wynalazcą, zamontował na dachu bojler na energię słoneczną, dzięki czemu niemal przez cały rok mieli za darmo ciepłą wodę.

Moi rodzice nie mieli tyle szczęścia. Zasiedzieli się jeszcze dwa lata w Rumunii, aby począć tam moją siostrę, co zresztą udało się im za pierwszym podejściem. I to właśnie rodzinie Frank: Mosze, mojemu ojcu, Biance, mojej matce, i Józefinie, mojej ośmiomiesięcznej wówczas siostrze – przypadła kuchnia. Było to pomieszczenie bez okna i bez dostępu do wspaniałego balkonu wychodzącego na ulicę.

Skoro już i tak cisnęli się w tej ciemnej i ciasnej norze, a tata marzył o synu, Mosze i Bianka połączyli się po raz drugi w życiu w malutkiej, ślepej kuchni cioteczki Lucyny. Po moich narodzinach, rok po ich przybyciu do Izraela, ojciec był tak zagniewany na matkę, „tę kobiecinę, która nie potrafiła zrobić chłopaka”, że Lucyna z sympatii do swego młodszego brata furiata zaproponowała nam pokój z eleganckim balkonem połączonym z innymi pomieszczeniami. Był to pokój Puiu, który zdobył dla nich ten dom. Lecz policjant poślubił Francuzeczkę Dorę, która za żadne skarby nie chciała mieszkać z teściową, i tak oto odziedziczyliśmy pokój z balkonem.

d2rkqrv

Z balkonu widać było port Hajfy, statki i kominy rafinerii – nawet sam święty Jan z Akry wydawał się zupełnie blisko, gdy zmrużyło się jedno oko. Żaden statek nie miał szans ujść naszej uwadze, i to bez lornetki. No, może oprócz łodzi podwodnych.

Domy przy ulicy Stanton były zbudowane z kamienia arabskiego szlifu. Żadnych poszarzałych, łuszczących się tynków, tylko solidne bloki nadające domom wspaniały, charakterystyczny wyraz. Wszędzie wyłaniały się balkony, które przedłużały mieszkania, tak że nie widziało się różnicy między częścią wewnętrzną a zewnętrzną. Ściany chroniły raczej przed upałem i zimnem niż przed sąsiadami. W oknach nie było zasłon, więc widziało się dokładnie, co się dzieje u sąsiadów z naprzeciwka. Balkon był witryną, gdzie wystawiało się własne życie jak pościel, którą układało się każdego dnia na balustradzie, by ją przewietrzyć. Każdy dobrze wiedział, jak często zmieniane są bądź nie prześcieradła domowników. Nie mówiąc już o praniu rozwieszanym na sznurach wzdłuż balkonu – łatane ubrania, poszarzała bielizna i sprane nocne koszule prezentowały się wszem i wobec, jakby codziennie były wystawiane na licytację.

Podczas długich letnich wieczorów siadywało się na balkonie. Tata przynosił lampę oraz stolik i dla zabicia czasu grało się w rummy, co nie przeszkadzało rodzicom plotkować z sąsiadami z naprzeciwka, nawet jeśli wszystko się już wiedziało, bo ludzie krzyczeli tak głośno, że nie sposób było uronić choćby słowa, zwłaszcza stojąc na balkonie. Nasza ulica była okropnie hałaśliwa, ponieważ sąsiedzi, wiedząc, że mama jest nieco przygłucha, nie chcieli jej wykluczać. Powszechne było nawoływanie się z jednego do drugiego balkonu. Wychodzenie na balkon było trochę jak siadanie przed telewizorem. Balkon był naszą prywatną telewizją z programem na żywo oraz aktorami z krwi i kości.

Można powiedzieć, że to u nas, na ulicy Stanton wymyślono reality show.

d2rkqrv

W czwartki wietrzyło się nie pościel, ale dywany.

Najpierw wystawiało się je na kilka godzin na chamsin, po czym skrupulatnie trzepano, by były czyste na szabat. W jednej chwili całe Wadi Salib rozbrzmiewało dźwiękiem tam- -tamu, gdy gospodynie, jak na umówiony znak, zabierały się równocześnie do trzepania dywanów na balkonach.

Wszystkie kobiety i mój ojciec.

Niczym potencjalne męczennice gotowe poświęcić się dla czystości wychylały się niebezpiecznie przez balustradę, aby dosięgnąć dołu dywanu, i dostrzegały mojego ojca. Kiedy wychodził uzbrojony w trzepaczkę, sąsiadki umizgiwały się:

d2rkqrv

– Hej, Mosze… Kiedy przyjdziesz potrzepać ze mną dywany?

– Hej, Mosze! – krzyczała sąsiadka z naprzeciwka. – Tak wykończyłeś Biankę zeszłej nocy, że nie ma teraz siły i musisz ją zastąpić?

Tata uśmiechał się grzecznie i odparowywał, że każda tylko marzy, żeby wymienić swojego męża na niego. Na co żadna nawet się nie żachnęła.

Najpiękniejszy pokój przy ulicy Stanton zajmowali oczywiście cioteczka Lucyna i jej mąż Łazarz, który był męskim fryzjerem. Miał swój salon w centrum miasta, przy jedynej kawiarni w okolicy. W rzeczywistości był to wąski korytarz z dwoma fotelami i lustrem. Łazarz nie miał za grosz talentu, nosił za to przepisowy fartuch, więc klienci oczywiście przychodzili się strzyc do niego. Moja siostra i ja odmawiałyśmy chodzenia do fryzjera męskiego, składał więc nam wizyty w domu. Wuj Łazarz obcinał nam włosy na pazia aż do dnia, kiedy w wieku ośmiu lat moja siostra i ja ośmieliłyśmy się zbuntować i nie pozwoliłyśmy mu się więcej tknąć.

d2rkqrv

A Łazarz lubił nas dotykać. Brał mnie na kolana pod pretekstem, że troskliwy wujek powinien kontrolować mój wzrost i sprawdzać, czy rozwijam się prawidłowo. Jego badanie sprowadzało się do obmacywania moich gruczołów sutkowych, a nie do mierzenia mnie za pomocą metra lub kresek rysowanych na ścianie. Moja siostra, która nie była taka głupia, odpowiadała, żeby zajął się lepiej wzrostem własnych dzieci, bo nasz jest zarezerwowany dla taty, mamy i pielęgniarki w szkole.

Moja siostra o czarnych włosach i kasztanowych oczach w kształcie migdałów była niewątpliwie najinteligentniejszą dziewczynką w dzielnicy, podczas gdy ja byłam po prostu ładna. Wierzono, że jest jej pisana świetlana przyszłość, i zastanawiano się, czy zostanie lekarzem czy może adwokatem. Co do mnie miano nadzieję, że jakiś bogaty młody człowiek zechce mnie poślubić. Pewnego dnia, kiedy grałam pod balkonem w siedem kamyków, siostra zawołała, żebym natychmiast przyszła na górę, bo babcia Vavika właśnie zmarła.

– No i co z tego? – odpowiedziałam, choć miałam niecałe sześć lat i tylko jedną babcię.

d2rkqrv

Rzuciłam piłkę, która przewróciła wieżę z kamyków, i zatrzymałam się: karetka zaparkowała przed domem i wyszło z niej dwóch pielęgniarzy w białych fartuchach z noszami. Kiedy przekroczyli próg, niosąc pionowo, jak drabinę, nosze, przestałam się nimi interesować i wróciłam do gry.

Jak zwykle z łatwością wygrałam i poszłam do domu. Moja siostra wydawała się wstrząśnięta i oświadczyła, że przegapiłam ważne wydarzenie.

– Cóż takiego mogłam przegapić w domu, w którym wszyscy mają pogrzebowe miny, gdy ja właśnie wygrałam partię w siedem kamyków? – odparłam lekceważąco.

d2rkqrv

– Przegapiłaś Boga!

Józefina chełpiła się, że była jedyną osobą, która Go widziała, ponieważ wyszła na balkon, podczas gdy cała rodzina czuwała przy zmarłej babci, a ja byłam głupio zajęta grą na dole. Bo jak powszechnie wiadomo, Bóg objawia się na balkonach.

Siostra opowiedziała mi, że zobaczyła niekończącą się drabinę zstępującą z nieba, jak ta Jakubowa. Dwa anioły ubrane na biało zbliżyły się do babci i podtrzymując ją pod ręce, pomogły jej wspiąć się po drabinie aż do nieba. Zapomniały tylko pomachać dziewczynce obserwującej je z balkonu.

Kiedy dotarły na górę, śledzone przez moją starszą o dwa lata bez czterech miesięcy siostrę, niebiosa otwarły się i Seffi ujrzała dobrotliwe oblicze Boga.

– No i jak on wygląda? – spytałam zawiedziona.

– Jest bardzo przystojny. Ma czarne włosy i zielone oczy. Jest trochę podobny do taty.

Całe życie żałowałam, że nie zobaczyłam Boga i jego aniołów, które widziała tylko moja siostra. I pomyśleć, że prosiła mnie, żebym weszła na górę, a ja jej nie posłuchałam.

*

d2rkqrv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2rkqrv

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj