Rok 1965 był dla muzyki rockowej rokiem przełomowym – osią dekady, prawdziwym początkiem „lat sześćdziesiątych”, rokiem, w którym kultura powojennego wyżu demograficznego przejęła zachodnią tradycję romantyczną i dodała jej skrzydeł. W Anglii Beatlesi i Rolling Stonesi przeobrazili muzykę rockową w nową narkotyczną kulturę. W Ameryce heroiczne pieśni Boba Dylana w rodzaju Like a Rolling Stone, ze swoimi innowacyjnymi tekstami i uderzającymi obrazami, otworzyły erę postegzystencjalną. Pod koniec roku Dylan przyczynił się do powstania ruchu rockowego: podczas festiwalu folkowego grał na gitarze elektrycznej, czyniąc z rozrywkowego instrumentu narzędzie przekazu politycznego i spychając do lamusa „stare wyjaśnienia i spleśniałe racjonalizacje”, jak ujął to poeta-bitnik Michael McClure.
W roku 1965 wszystkie elementy składające się na tamtą dekadę znalazły już swoje miejsce. W marcu, ku oburzeniu świata i własnego narodu, Amerykanie rozpoczęli bombardowanie Północnego Wietnamu, wytwarzając polityczny klimat, który stopniowo zatruwał kraj. Młodzi aktywiści przekształcali pacyfistyczny ruch walki o prawa człowieka w zaciekłą walkę o prawa czarnych. Pigułki antykoncepcyjne otworzyły drogę rewolucji seksualnej. Marihuana i środki psychodeliczne wydobywały z podziemia to, co stało się głównym nurtem w kulturze amerykańskiej. Religie Wschodu – „dharma krocząca na zachód” – wsączały się przez Kalifornię i Londyn. W powietrzu wisiały zamieszki i rebelie. Powieść zmieniła swój charakter, a całkiem zbite z tropu kino poruszało się jak gruby dzieciak grający w dwa ognie. W tym szczególnym roku, nazwanym później przez Jima Morrisona „wielką falą energii”, rządziły muzyka, moda i pop-art. Wiele z tej nowej energii pochodziło z Anglii albo ze Wschodniego Wybrzeża, jednak to właśnie tutaj, w południowej
Kalifornii, garstka młodych muzyków stworzyć miała nową mieszankę wyższej estetyki i narkotycznego podniecenia, zwaną folk rockiem. Jim Morrison i The Doors zdobyli sławę, gdy potężna fala tego nurtu zaczęła się cofać.
Początki nowej kultury Sunset Strip zbiegły się z przybyciem Jima Morrisona do Los Angeles. W styczniu 1964 roku garstka chłopaków z Chicago otworzyła na Sunset Boulevard nocny klub pod nazwą Whisky a Go Go.
Whisky była wielkim odstępstwem od nocnej kultury Los Angeles. Kluby Starego Hollywood i Rat Packu, takie jak El Mocambo czy Ciro, święciły triumfy głównie pod koniec lat 50., gdy zespół Franka Sinatry przeniósł się do hoteli z kasynami w Las Vegas. W 1963 roku miłośnik jazzu, Elmer Valentine, wcześniej pracujący jako policjant w Chicago, odwiedził Paryż w poszukiwaniu pomysłu na nowy klub, który zamierzał otworzyć w Los Angeles. Obserwując scenę jazzową lewobrzeżnego Paryża, natknął się na Whisky a Go Go, Castel i inne nowe, świetnie prosperujące dyskoteki, przyciągające śmietankę towarzyską starszego pokolenia, lubiącą tańczyć przy muzyce Beatlesów czy francuskich gwiazd pop, przynajmniej teoretycznie adresowanej do nastolatków. Valentine wrócił do Kalifornii z pomysłem na lokal dla dorosłych lubiących bawić się przy muzyce popularnej i z pomocą kilku przyjaciół, w dawnej siedzibie filii Bank of America na rogu Sunset i Clark otworzył klub Whisky a Go Go.
Od samego początku było to miejsce szczególne. Jego główną postacią stał się młody rockowy muzyk z Luizjany, Johnny Rivers, którego Valentine ściągnął z konkurencyjnego klubu Gazzari’s. W przerwach pomiędzy występami publiczność mogła tańczyć przy muzyce puszczanej z singli na 45 obrotów przez DJ-a siedzącego ponad głowami tłumu w klatce o szklanych ścianach (pomysł ten wynikał z ograniczeń przestrzennych pomieszczeń byłego banku). Ponieważ wynajęty przez klub na premierowy wieczór DJ nie pojawił się w pracy, zastąpiła go niespodziewanie dziewczyna sprzedająca papierosy. Patty Brockhurst nosiła wąską spódniczkę z frędzlami, a kiedy zaczynała tańczyć przy Smokeyu Robinsonie, the Shirelles, It’s My Party, I Want to Hold Your Hand, He’s a Rebel, Downtown czy What’d I Say?, tłum szalał z radości. W ten sposób narodziła się jedna z ikon lat 60. – tancerka go-go. Valentine szybko zatrudnił dwie kolejne dziewczyny. Jedna z nich, Joanie Labine, stworzyła oficjalny image tancerki go-go: minispódniczka z frędzlami,
dużo włosów, brak stanika i buty na wysokim obcasie z krótką cholewką z białej, błyszczącej skóry. W Ameryce roku 1964 dyskoteka była czymś zupełnie nowym, klub natychmiast więc zapełnili młodsi bracia swingujących chłopaków z epoki Rat Packu z włosami w stylu Jaya Sebringa i ich dziewczęta z fryzurami w kształcie ula.
Gdy Whisky a Go Go stał się popularny, Sunset Boulevard obudził się z letargu. Weterani pokroju Lou Adlera czy Sony'ego Bono zobaczyli, jak dorośli w garniturach i krawatach tańczą rock and rolla, i uświadomili sobie, że grono słuchaczy się rozszerza. Muzyka pop, uznawana dotąd dla czerpiących zyski ze sprzedaży alkoholu nocnych klubów za nieodpowiednią, za sprawą przebojowych singli Johnny’ego Riversa Memphis i Mabelline – covery utworów Chucka Berry’ego – i albumu Live, przyciągnęła do Whisky a Go Go młodych snobów. Od dnia otwarcia klub wypełniały tłumy. Nowość w postaci rock and rolla oraz seksualna przynęta w osobach roznegliżowanych tancerek go-go sprawiły, że chętnie zaglądały tu gwiazdy kina i opiniotwórczy przedstawiciele mediów.
Miejscowy artysta-bitnik, Vito Paulekas, mieszkający z grupą przypominającą przyszłe komuny hipisowskie w chatce z drzewa sekwoi w Laurel Canyon, sprowadzał do Whisky a Go Go skąpo odziane dziewczęta, propagujące nowy rodzaj tańca. Wśród nich była córka Errola Flynna – Rory. Gdy tańczyła w samym negliżu, mężczyźni wstrzymywali oddech i cały świat kręcił się wokół niej.
Hollywood pchało się do klubu drzwiami i oknami. Ówczesny król kina akcji, Steve McQueen, miał w nim własny stolik. Bywali tutaj także: Natalie Wood, Warren Beaty, Julie Christie. Magazyn Life poświęcił Whisky a Go Go całą rozkładówkę. Jack Paar nadawał stąd popularny program, The Tonight Show. Sfotografowano tańczącego w Whisky Cary’ego Granta, a gdy do Los Angeles zawitali Beatlesi, sam Valentine przywiózł tu Johna Lennona i Paula McCartneya. Towarzyszyła im stała bywalczyni klubu Jayne Mansfield (John droczył się z nią, że na pewno ma sztuczne piersi, dopóki mu ich nie pokazała). Szorstki w obejściu, a mimo to uwielbiany przez wszystkich Elmer Valentine, stał się lokalną osobistością. Jack Nicholson porównał go w pamiętnym komentarzu do siedmiu krasnoludków razem wziętych.
Nowe kluby wyrastały jak grzyby po deszczu. Ciro z restauracji przekształciło się w klub rock and rollowy. W 1965 roku, gdy Valentine otworzył swój drugi lokal, Trip, imprezy rockowe organizowały już The Action, The Galaxy, Brave New World, Fred C. Dobb’s, Bido Lito’s, The Sea Witch i Pandora’s Box. Telewizja nie pozostawała w tyle, nadając popularne programy w rodzaju Shindig (ABC) czy Hullabaloo (NBC). Oba pokazywały tancerki go-go, które z dnia na dzień stawały się gwiazdami. W sobotnie noce Sunset Bouvelard wypełniać zaczęły dzieciaki z bogatszych przedmieść San Fernando i Valley, wstrzymujące ruch samochodów, denerwujące gliniarzy i wywołujące niemałe zamieszanie w zwykle sielankowej atmosferze nocy, rozświetlonej światłami sunących samochodów i jaskrawymi neonami klubów. Dzieciaków było tyle, że z trudem dało się przejść z jednego klubu do drugiego. Strip promieniował atmosferą sensacji, seksu i ekshibicjonizmu, a telewizja rozprzestrzeniała tę atmosferę na cały kraj, tworząc nowy styl.
Teraz kluby potrzebowały młodych muzyków, blichtr Sunset Strip zwrócił się więc w stronę folkowej sceny Los Angeles, na której występowało wielu młodych ludzi, sięgających w ślad za Bobem Dylanem po elektryczne gitary. Folkowy boom, który wybuchł w Bostonie i Nowym Jorku w latach 50., wydając dziesiątki zespołów i robiąc milionerów z kalifornijskiego Kingston Trio, stopniowo zaczął przygasać, ustępując miejsca młodym gwiazdom – wśród nich Joan Baez i Bobowi Dylanowi. Folkowcy z Greenwich Village, Jim McGuinn (The Limelighters) i John Phillips (The Mugwumps), przenieśli się do Los Angeles, by występować z miejscowymi gwiazdami w The Troubadour na Santa Monica Boulevard, w Ash Grove na Third Street, w Ben Franks na Sunset czy w Golden Vanity w Valley. Sceny niezliczonych kawiarni stały otworem przed każdym śmiałkiem, który zechciał na nich wystąpić, od malarza i muzyka rockabilly Captaina Beefhearta po nastoletniego geniusza gitarowej techniki slide Rya Coodera.
W tym środowisku rodzić się zaczęły nowe zespoły. Jim McGuinn poznał Davida Crosby’ego i Gene’a Clarka, z którymi stworzył zespół The Jet Set, przemianowany wkrótce na The Byrds. Muzycy, wzorem Beatlesów i Stonesów, zapuścili włosy, po czym zaangażowali się do pracy w hałaśliwym klubie Ciro przy Sunset. Ponieważ swego czasu uratowali z tarapatów finansowych Vita Paulekasa, przekazując mu dochód ze specjalnie zorganizowanego koncertu, artysta odwdzięczył się, sprowadzając do lokalu swoją uroczą gromadkę go-go. Pozbawione atrakcji Whisky natychmiast wyszło z mody, gdy tymczasem kulturalne centrum przeniosło się do Ciro. Występy Byrds przyciągały do Sunset Strip młodych mieszkańców Los Angeles, którzy tańczyli dziko na ulicach i maskach samochodów, wymachując swobodnie rękami, potrząsając długimi włosami i skórzanymi frędzlami, wprawieni w trans przez dźwięk dwunastostrunowej gitary Jima McGuinna i piosenkami pochodzącego z Missouri Gene’a Clarka.
The Byrds szybko zdobyli sławę na obu wybrzeżach. Ich taśma demo za pośrednictwem agenta Milesa Davisa trafiła do nowojorskiego Columbia Records. Łowca talentów wytwórni, Billy James, pracował wcześniej z Dylanem i zainteresował go pomysłem McGuinna, który chciał zagrać kilka nowych utworów Dylana na instrumentach elektrycznych. W ten sposób narodził się folk rock, łączący niecierpliwą energię rock and rolla ze społecznym przekazem folku.
Singiel The Byrds z przeróbką Mr. Tambourine Man Dylana ukazał się w maju 1965 roku i natychmiast trafił na pierwsze miejsca krajowych list przebojów. Gdy Byrdsi pojawili się w radiu, cała scena na Sunset Strip dosłownie eksplodowała. Wszystko zmieniło się z dnia na dzień. Puszczające mydlane bańki i potrząsające tamburynami bose dzieciaki, kompletnie zakorkowały dzielnicę. Gdyby nie fakt, iż miesiąc później Stonesi wydali singla z Satisfaction, Mr. Tambourine Man pozostałby na pierwszym miejscu na wieki.